Walka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

... teleportowaliśmy się do Łodzi.

Otworzyłam oczy. Niedaleko nas stała opuszczona kamienica.

-Wszyscy pamiętają, co mają robić? - zapytałam.

-Tak - odparli wszyscy równocześnie.

-Idziemy - rozkazałam.

Skierowaliśmy się na północ. Jason pociągnął mnie do tyłu. Szliśmy teraz na końcu.  Spojrzałam na niego. Chłopak uśmiechnął się i zbliżył się. Objął mnie w pasie i pocałował. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Uśmiechnęłam się do narzeczonego.

-Nie zgiń tym razem - poprosił.

-Ty też przeżyj - odparłam.

-Kocham cię skarbie - powiedział szeptem.

-Ja ciebie też kocham - rzekłam. - Chodźmy już.

Dogoniliśmy pozostałych. Pod kamienicą rozdzieliliśmy się. My z mamą poszłyśmy w lewo, a reszta skierowała się w prawo. Dotarłyśmy pod okna. Złapałam jedną rękę kobiety. Skupiłyśmy się. Po chwili bariera była nałożona. Poszłyśmy do wejścia głównego. Wysunęłam się naprzód, a kobieta trzymała się za mną. Wyciągnęłam pistolet zza paska, mama zrobiła to samo. Weszłam na schody, uważając, żeby stopnie nie skrzypiały. Wytężyłam swój słuch. Usłyszałam cos na drugim piętrze. Pobiegłam tam. Wbiegłam do jednego z pokoi. Jason bił się z Cole'em. Nie widziałam nigdzie taty i Tylera.  Nagle pod nami coś się przewróciło. Usłyszałam ojca. Szamotali się z kimś. Tu był nie tylko kuzyn Cassandry. Było ich więcej. Wampir miał wsparcie.

-Pójdę tam - zaoferowała się rodzicielka i wybiegła na korytarz.

Musiałam rozdzielić bijących się mężczyzn. Uniosłam pistolet i strzeliłam. Trafiłam Cole'a w lewe ramię.  Wampir krzyknął. Odepchnął Jasona mocno. Chłopak poleciał na ścianę i upadł. Podbiegłam do niego. Nadział się na wystające drewno. Chciałam je wyciągnąć, ale wtedy poczułam dłoń na ramieniu. Poleciałam do tyłu. Upadłam na plecy. Z ręki wypadła mi broń. Szybko się pozbierałam i wstałam na nogi.  Przede mną stał Cole. Trzymał się za ranne ramię.

-Oj Mel, Mel. Co ty sobie wyobrażałaś? - zapytał.

-Nie spodziewałeś się ataku - powiedziałam.

-Tu mnie masz. Nawet nie pomyślałem, że będziesz taka durna - przyznał.

-Nie obrażaj mnie - uprzedziłam.

-Bo co?

-Już nie żyjesz - odparłam ze złością i rzuciłam się na niego.

Odepchnął mnie zdrową ręką. Poleciałam na korytarz. Uderzyłam si o poręcz od schodów. Wstałam i skierowałam się do pokoju. Wyjęłam z buta kołek, który w mojej dłoni uzyskał naturalny rozmiar. Pobiegłam na wampira. Mężczyzna uskoczył. Zaatakowałam po raz drugi. Nacięłam mu skórę, która po chwili się zagoiła. Ramię też już miał sprawne. Rzuciłam się na niego. Wbiłam mu kołek w klatkę piersiową, ale nie trafiłam w serce. Wyciągnął drewno i rzucił mnie na podłogę. Chciałam wstać, ale Cole przyciskał mnie do ziemi. Po swojej prawej stronie zobaczyłam pistolet. Wyciągnęłam rękę i chciałam go dosięgnąć. Mało mi brakowało. Położyłam palec na spuście i przyciągnęłam do siebie. Wtedy wampir wbił mi kołek w lewą nogę. Zawyłam z bólu. Instynktownie wyciągnęłam przed siebie broń i wystrzeliłam pięć razy. Za każdym trafieniem mężczyzna cofał się o krok.

-Nieładnie - powiedział.

W tej chwili zobaczyłam, jak Jason wstaje. Zaatakował wroga od tyłu. Szamotali się przez chwilę. Narzeczony złapał Cole'a i rzucił nim. Kuzyn Cassandry wyleciał prze okno. Chłopak wyskoczył za nim. Usiadłam pod ścianą próbowałam wyjąć kołek z nogi. Udało mi się za drugim razem. Skrzywiłam się z bólu. Oparłam rękę na podłodze i opierając się na zdrowej nodze, wstałam. Niedługo rana powinna się zagoić. Pokuśtykałam do okna. W dole Cole i Jason walczyli zaciekle. Wychyliłam się. Piętro niżej okno potrzaskało się na kawałki. Ktoś wyleciał na zewnątrz. Wychyliłam się.



Hejoo kochani :) Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj. Podoba wam się? Niestety zbliżamy się już do końca tej książki. Czekam na wasze komentarze z opinia o tej książce. Czy się podoba, czy jest ciekawa <3 <3 Czekam:) Do zobaczenia przy następnym rozdziale <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro