Wypadek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam powoli oczy. Głowa bardzo mnie bolała. Nie wiedziałam, gdzie jestem, co się stało. Rozejrzałam się. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, co się stało. Rozmawiałam z Jasonem. W jednej chwili auto jadące z naprzeciwka oślepiło nas i wampir stracił panowanie nad kierownicą. Przestraszyłam się. Gdzie jest Jason? Zaczęłam nerwowe oglądać się dookoła. Coś strzeliło mi w karku. Poczułam ogromny ból. Opuściłam lekko głowę. Wciąż znajdowałam się w samochodzie. Powoli odpięłam pasy. Spojrzałam w lewo. Chłopaka nie było na siedzeniu kierowcy. Przednia szyba była potrzaskana. Lewa ręka bardzo mnie bolała. Spojrzałam na nią. Była wykręcona pod dziwnym kątem. Jestem w połowie wampirem, więc wystarczy ją nastawić i chyba będzie dobrze. Otworzyłam drzwi od swojej strony i wysiadłam. Oparłam się o auto, bo czułam, że zaraz upadnę. Szpilki nie pomagały mi w tym. Zrzuciłam buty z nóg. Rozejrzałam się dookoła. Ból wcale nie przechodził. Po lewej stronie była jezdnia, a po prawej przepaść. Nigdzie nie widziałam Jasona. Byłam przerażona. Obawiałam się najgorszego - że spadł w przepaść. Powoli ruszyłam w tamtym kierunku. Na czworakach podeszłam do krawędzi i spojrzałam w dół. Zobaczyłam tam mojego narzeczonego. Chłopak leżał na gałęzi. W każdej chwili mógł spaść. Dopiero po chwili zrozumiałam, czemu się nie rusza. Z jego klatki piersiowej tuż pod sercem wystawał duży odłamek gałęzi. Nie wiedziałam, co mam robić. Miałam tylko jedną sprawną rękę, bo druga bolała mnie jak diabli. Nie wiem czemu tak jest, bo przecież jestem hybrydą. Powinnam się wyleczyć, ale nic takiego się nie stało. Rozejrzałam się dookoła. Nie było żadnej żywej duszy.

-Jason! - zawołałam. Żadnej odpowiedzi.

Postanowiłam zejść do chłopaka. Bałam się, jak nie wiem co. Ostrożnie zsunęłam jedną nogę a potem drugą w przepaść. Oparłam je o skalną półkę. Musiałam zejść w dół jakieś 15 metrów. Przykucnęłam ostrożnie i zsunęłam powoli nogi w dół. Na szczęście niżej znalazłam duży, stabilny kamień, na którym mogłam stanąć. Prawą ręką trzymałam się wnęki w skale. Po dłuższym czasie nareszcie znalazłam się blisko wampira. Nadal się nie ruszał. Na gałęzi zobaczyłam mnóstwo krwi. Prawą ręką złapałam się kamienia a lewą, która mnie bolała, spróbowałam wyciągnąć gałąź z piersi Jasona. Przy każdym szarpnięciu krzywiłam się z bólu. Czemu to się nie goi? Nie potrafiłam wyciągnąć kawałka drewna z ciała chłopaka. Obejrzałam go dokładnie. Jaka jestem głupia. Jason nadział się na drewno. Nie wyciągnę gałęzi z ciała chłopaka. Muszę Jasona zciągnąć z gałęzi. Nie dam rady jedną ręką. Przypomniałam sobie zaklęcie. Przyłożyłam zdrową rękę do chorej i wypowiedziałam kilka słów. Powinna się zagoić. Ruszyłam nią. Zabolało jak diabli. Zaklęcie nie zadziałało. Musiałam sobie poradzić inaczej. Do głowy wpadł mi pewien pomysł. Nie byłam pewna czy zaklęcie teleportacji zadziała. Musiałam spróbować. Jeśli się nie uda, oboje zginiemy. Wzięłam głęboki oddech. Jeszcze raz przemyślałam swój plan. Spojrzałam w dół, a potem na chłopaka. Puściłam się skały i skoczyłam na gałąź, na której leżał Jason. Gałąź urwała się i zaczęliśmy spadać w dół. Zamknęłam oczy i zaczęłam powtarzać na głos zaklęcie teleportacji.

Hejka kochani :) Podoba wam się rozdział? Jeśli chcecie dowiedzieć się czy Mel i Jason przeżyją, poproszę o 20 gwiazdek i 20 komentarzy :) Myślę, że spokojnie dacie sobie radę <3 Wierzę w was miśki <3 <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro