Rozdział 57
Było dużo turystów. Postanowiliśmy, że też poudajemy turystów. Rozglądaliśmy się. Zaglądaliśmy w każdy kat. Nie znaleźliśmy nic, co mogłoby przypominać Sinaro.
- No to idziemy do Erechtejon - powiedział Scott.
Poszliśmy do świątyni. Rozdzieliliśmy się. Ja i Jake poszliśmy w prawo, a Simon i Scott w lewo. Kiedy szliśmy tak z chłopakiem, przed nami zobaczyłam, jak coś się błyszczy. Podbiegłam do tego. Jake był tuż za mną.
- Znalazłaś? - zapytał.
- Chyba tak - odparłam i pokazałam znalezisko.
Był to nieduży miecz wykonany ręcznie zdobionymi motywami na rękojeści. Zapierało dech w piersiach. Kiedy się bliżej przyjrzałam tym obrazom, zobaczyłam jednego z braci. Pokazałam to Jake'owi.
- To Oregan - poinformował mnie.
- Czy ten Sinaro może zabic tylko jego? - spytałam.
- Tak.
- Okej. Zostały jeszcze dwa. Wracajmy do domu - powiedziałam.
Jake zawołal chłopaków. Nagle coś odrzuciło mnie do tyłu. Upuściłam broń. Jake natychmiast rzucił się na mężczyznę.
Wstałam szybko i podbiegłam do Sinaro.Chwyciłam broń oburacz i wypowiedziałm zaklęcie.
- Mento inscripto - wyszeptałam i przedmiot zniknął, a właściwie został ukryty.
Podbiegłam do Jake'a. Leżał na ziemi. Scott i Simon walczyli z nieznajomym.
- Nic ci nie jest? - zapytałam przejęta.
- Nie - odparł.
Wstałam i podbiegłam do bijących się. Uniosłam lewą rękę i nieznajomy zaczął się dusić.
- Wszystko gra? - zapytałam chłopaków.
- Tak - odparli.
- To wampir?
- Yhym - powiedział Simon.
Podszedł do nas Jake. Zwróciłam się do mężczyzny.
- Kim jesteś? - spytałam.
Już się nie dusił, ale nadal nie mógł się poruszyć. Nie miał szans, żeby uciec.
- Kim jesteś? - zapytałam ponownie.
- Co ci do tego? - odgryzł się.
- Grzeczniej - powiedział Jake.
- Bo co mi zrobisz? - zapytał.
Chłopak już podchodził do klęczącego, ale zatrzymałam go.
Zamknęłam dłoń w pięść. Kiedy ją otworzyłam pojawiła się mała buteleczka.
- Werbena - powiedziałam.
Podeszłam do nieznajomego.
- Odsuńcie sie - powiedziałam do chłopaków.
Rzuciłam o ziemię buteleczkę i w wampirzym tempie odbiegłam od niej. Roztrzaskała się tuż przed nosem napastnika.
Zaczął się krztusić, kląć, a na koniec wydarł się z bólu.
- Więc powiesz nam kim jesteś? - zapytałam.
- Omo
- Omo? Wiecie kto to? - zapytałam chłopaków.
Pokręcili przecząco głowami.
- Czemu nas zaatakowałeś? - spytałam.
- Dostałem rozkaz.
- Od kogo?
- Od kobiety.
- Może jakieś imię byś podał czy coś? - spytałam.
Wtedy wypowiedział to jedno imię, które prawie zwaliło mnie z nóg.
Hejka :) Jak podoba się rozdział?Jak myslicie kto kazał Omo napasc na Cleo i chłopaków.Komentujcie i zostawiajcie ★.
Licze na was ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro