Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pojawił się on.

Przy drzwiach wejściowych stał chłopak góra dwadzieścia lat. Miał czarne, krótkie włosy i piękne, błękitne oczy. Zaczęłam szukać wzrokiem swoich przyjaciółek, jak je znalazłam, próbowałam je zawołać. Niestety nic z tego. Bawiły się w najlepsze. Odwróciłam głowę w przeciwną stronę i spojrzałam w miejsce, gdzie przed chwilą stał nieznajomy. Nie było go.Poczułam się trochę zawiedziona. Myślałam, że dowiem się, kim on jest.
Nagle niewiadomo skąd pojawił się obok mnie. Cholernie mnie przestraszył.

- Wystraszyłeś mnie - powiedziałam, próbując wyrównać oddech.

- Przepraszam, nie chciałem - zaczął się tłumaczyć i przeczesał włosy ręką. Był taki sexy.

- Okej,nic się nie stało. Wogóle to kim jesteś? Nie pamiętam, żebym cię zapraszała.

- Nie zapraszałaś. Wprosiłem się

- Jak się nazywasz? - zapytałam chociaż czułam, że nie dostanę odpowiedzi. No i się nie myliłam.

- Zatańczymy? - spytał, ignorując moje pytanie.

Spojrzałam na niego nieufnie.
Zaczęłam analizować wszystkie za i przeciw.

Przecież go nie znam, ale z drugiej strony takie z niego ciacho.

- Okej.

Tańczył lepiej ode mnie. Nie do wiary. Do tej pory to ja byłam mistrzynią tańca.

- Niechętnie to przyznaję, ale tańczysz lepiej ode mnie, a wiedz, że taniec to mój żywioł.

- Jaki komplement.

- Przestań. Chodźmy coś zjeść.

Poszliśmy usiąść przy stoliku. Zjedliśmy po porcji frytek.

- Smakowały ci? - zapytałam. W przeciwieństwie do mnie, swoje frytki zjadł bardzo szybko.

- Tak. Nigdy nie jadłem nic lepszego.

- Nigdy nie jadłeś frytek? - spytałam zaskoczona.

- Jadłem, ale nie takie dobre - widziałam, że się speszył. Wyglądał wtedy tak słodko.

- Okej - uśmiechnęłam się do niego, on zrobił to samo.

- Powiesz mi teraz, jak masz na imię?

- Muszę?

- Tak. Chcę wiedzieć, jak masz na imię - zrobiłam się całkiem poważna.

- Okej. Nazywam się Jake.

- No widzisz? Nie mogłeś tak od razu? Ja jestem Cleo.

- Wiem - powiedział. Trochę mnie zaskoczył tym. - To znaczy twoje koleżanki o czymś mówiły i przypadkiem usłyszałem twoje imię.

- Aha - nie przekonał mnie do końca.

Zaczęliśmy rozmawiać. Tak wciągnęła mnie ta rozmowa, że nawet się nie skapłam, kiedy podeszły do nas dziewczyny.

- Hej wam. A ty kim jesteś? - Maddy oskarżycielsko wskazała palcem chłopaka.

- To Jake - powiedziałam do dziewczyn.

- Jake to Jessika, Maddy, Eleonora i Angie - wskazałam po kolei moje przyjaciółki.

- Aa... skąd ty jesteś? - odezwała się Jessika. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Jessika się upiła. Miała wypić góra dwa piwa. Kurczę miałam jej pilnować.

- Jess ile wypiłaś? - spytałam podejrzliwie.

- Aa... nie wiem - ledwo odpowiedziała na moje pytanie i zaczęła się śmiać.

- Przepraszam Jake. Chyba muszę odprowadzić Jess do domu.

- Daleko mieszka?

- Jakieś dwadzieścia minut stąd na piechotę.

- Mam samochód, mogę was zawieźć - zaoferował się.

- Przejdziemy się - odpowiedziałam. Nie znałam go dobrze. Nie wiedziałm czy nie chce nam czegoś zrobić.

- Nie możecie iść same. Ty też wypiłaś. I to chyba nie mało - przyjrzał mi się.
Wypiłam więcej niż dwa piwa, ale nie było po mnie tego tak widać. Mogłam wypić dużo więcej a i tak zachowywałabym się normalnie. Nie wiem, jak on to zauważył.

- Okej.

Wsiadłyśmy do jego auta. Było to nowiutkie BMW. Usiadłam z przodu, a Jessikę posadziłam z tyłu. Ledwo się na nogach trzymała. Wiedziałam, że oberwie mi się od jej rodziców.

- Ładne auto.

- Dzięki, dopiero kupione.

Jake włączył muzykę. Spodobała mi się. Słuchaliśmy jej całą drogę.

- Poczekaj, pójdę zaprowadzić Jess.

- Pójdę z tobą - powiedział to i uśmiechnął się.

Wzięliśmy dziewczynę pod ręce i podeszliśmy do drzwi. Zapukałam. Po chwili otworzyła nam mama Jess.

- Co wy jej zrobiłyście? - wydarła się na mnie i zawołała męża.

- Skarbie weź ją do środka.

Kiedy zostaliśmy sami z mamą Jess, zaczęło się.

- Jak mogłaś doprowadzić moją córkę do takiego stanu? - krzyczała. - Ty też piłaś. Podejdź do mnie - rozkazała mi.

Niepewnie spojrzałam na Jake'a. Wyglądał, jakby nie wiedział, o co chodzi. Podeszłam do drzwi. Nie wiem nawet kiedy poczułam piękący ból na policzku. Matka Jess mnie uderzyła. Wściekłam się. Już miałam się na nią wydrzeć, ale pojawił się Jake.

- Co pani robi?  -powiedział i objął mnie ramieniem.-Jeszcze raz tak  pani zrobi i pożałuje.

Chłopak zabrał mnie do auta. Cały czas trzymałam się za policzek. Kiedy wsiadłam do auta nie mogłam opanować łez.

- Nie płacz - powiedział Jake i mnie przytulił.

- Co ty robisz? - powiedziałam przez łzy.

- Chciałem poprawić ci humor. Pamiętaj nikt nie może cię tak traktować.

- Tak, ale pani Miss miała rację. Powinnam była ją pilnować - załamałam się i zaczęłam płakać.

- Proszę nie płacz.

Wytarłam oczy i spojrzałam na niego. Był smutny.

- Dobrze. Już nie będę płakać.

Może to nie najlepszy rozdział,ale mam nadzieję,że choć trochę się wam podoba :)Piszcie w komentarzach co sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro