Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jake zaczął się do mnie zbliżać już bez uśmiechu na twarzy. Trochę się wystraszyłam i zaczęłam powoli się cofać.

- Czemu się cofasz? - zapytał.

- A czemu ty podchodzisz bliżej? - spytałam.
Mam nadzieję ,że nie było słychać drżenia w moim głosie.

- Masz coś we włosach. Chciałem to zdjąć.

- Cooo? Zabierz to ze mnie - zaczęłam panikować i kręcić się w kółko. Słyszałam jego śmiech.

- Czekaj, nie ruszaj się - złapał mnie za nadgarstek i przejechał ręką po moich włosach. - Już. To po prostu pajęczyna.

- Dzięki. A teraz wytłumacz czemu się śmiałeś - mówiąc to wiedziałam jaka będzie jego odpowiedź.

- Noo... - speszył się.
Muszę przyznać, że kiedy się peszy wygląda naprawdę przystojnie. Patrzyłam na niego wyczekująco.

- Nie wiem czy mogę powiedzieć, że z ciebie. Nie chciałbym dostać z twojego prawego sierpowego.

- Mocniejszy mam lewy sierpowy.

Spojrzał na mnie zdumiony, a później wybuchnął śmiechem.Zrobiłam to samo.

- Nabrałaś mnie. Jesteś jedną z nielicznych.

- Mówiłam jak najbardziej poważnie.

- Okej. Będę pamiętał na przyszłość.

- Napijesz się kawy?

- Jasne. Czekałem na to pytanie od trzech godzin.

- Haha. Bardzo śmieszne.

Zaprowadziłam go do kuchni, a sama usiadłam w salonie, na kanapie.

- Ej... nie masz zamiaru tu przyjść? - spytał.

- Nie. U góry w szafce masz kawę, czajnik stoi koło zlewu, a woda, jakbyś jakimś cudem nie wiedział znajduje się w kranie - powiedziałam i czekałam na jego reakcję. Nie odezwał się, ale słyszałam, jak wstawia wodę. Po paru minutach woda się zagotowała.

- Z ilu łyżeczek pijesz kawę? - spytał, czym oderwał mnie od czytania książki.

- Z dwóch.

- Okej.

Zaczęłam czytać dalej.

- A gdzie masz cukier?

- Jest w cukierniczce po prawej stronie na szafce w kącie.

Po chwili postawił przede mną kubek.

- Dzięki. Nieźle sobie poradziłeś.

- Myślisz, że w domu to ja kuchni nie mam? - udał oburzenie.

- Nie myślałam tak.

Pogadaliśmy trochę i wypiliśmy kawę. Dowiedziałam się, że ma brata, ale nie chciał mi powiedzieć, jak ma na imię. Odprowadziłam go do drzwi, a później poszłam do swojego pokoju. Pomyślałam, że dawno nie rozmawiałam z kuzynką. Włączyłam laptopa i weszłam na skape'a. Moja kuzynka mieszkała od dwóch lat z rodzicami w Anglii.
Odebrała moje połączenie.

- Cześć Cleo. Co słychać?
- Hej Margaret. A nic jakoś żyję.
- Dostałaś mój prezent?
- Jasne, dzięki bardzo mi się podoba.
- Przepraszam, że mnie nie było, ale nie mogłam przyjechać.
- Spoko. Muszę ci coś powiedzieć.
- Dajesz.
- Wczoraj na imprezie poznałam chłopaka.
- Ooo jak ma na imię?
- Jake. Jest bardzo sexy. Ma czarne krótkie włosy. Bardzo jasne, błękitne oczy. Ma jakieś metr osiemdziesiąt cztery.
- Wysoki - uśmiechnęła się.
- Noo. Przynajmniej szpilki będę mogła założyć.
Obie się zaśmiałyśmy.
- Jest dobrze zbudowany. Ma trochę ciemnawą cerę, podobną do mojej. Jak się uśmiecha ma takie słooodkiee dołeczki w policzkach - uśmiechnęłam się pod nosem. - I jak się peszy to jest jeszcze bardziej przystojny. Mówię ci takie z niego ciacho.
- No wierzę ci. Z tego co mówisz musi być naprawdę, naprawdę przystojny.
- Noooo.
- Muszę już kończyć.
-  Okej, to papa - pożegnałam się.
- Pa.

Wyłączyłam laptopa i poszłam wziąć prysznic. Potem przebrałam się w moją ulubioną pidżamę w misie i poszłam spać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro