9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ania:

Za pół godziny trening... Wypadałoby się ubrać w specjalny strój. Dziwnie się czułam w czarnym, obcislym kombinezonie, chyba mozna go tak nazwać.
Swoje rude włosy związałam w koka z tyłu głowy. Do torby wpakowałam ubrania na zmianę oraz dużą butelkę wody, która nie wiadomo skąd się wzięła na mojej szafce nocnej. Okulary zostawiłam w pokoju.
Wyszłam na korytarz.

- Gdzie jest sala treningowa? - pomyślałam. Poszłam w losowy kierunek.

~*~

Po kilku próbach odnalezienia sali, w końcu ją znalazłam. Stała tam dość spora ilość uczniów.
Sala była ogromna. Na ścianie przede mną wisiały kolorowe tarcze do strzelania z łuku. Po mojej lewej stronie znajdowały się manekiny, które za pewne służyły do nauki walki bronią. Po prawej stronie trybuny z ciemnych desek oraz mały tor przeszkód. Podłoga była z materaców różnej grubości, miękkości. Na środku sali stała taka jakby... hmm... Szklana duża kopuła. Nie wiem do czego mogłaby służyć. Popatrzylam na sufit. Zwisały z tamtąd deski, dziurawe, ruchome mostki i grube liny, na których były duże supły.

Podeszlam do trybun, gdzie usiadła większość uczniów.

- Zbiórka! - krzyknął mężczyzna w czarnych włosach i z czerwonymi (tak jak większość tu zebranych osób) oczami.
Wszyscy zeszli z trybun i stanęli, a ja razem z nimi, w szeregu przed torem przeszkód.

- Dziewczyny, proszę o związanie włosów - zwrócił się do dwóch blondynek.

- Dobrze... - mruknęła cicho trójka dziewcząt.

- Na treningach będziemy zwracać się do siebie przezwiskami. Zacznę od mojej prawej - po kolei padały 'nowe imiona', aż w końcu nauczyciel zbliżył się do mnie. Zastanowił się chwilę - Ruda. - i leciał dalej. Byłam czerwona ze złości. Nic innego nie mógł wymyślić?!

- Jeszcze raz pan powie na mnie Ruda, a będzie pan pierwszym człowiekiem, który poleciał na Marsa bez rakiety... - powiedziałam cicho, ale na tyle żeby mnie usłyszał. Siliłam się na spokojny ton.

- Ja będę mówił do ciebie jak chcę  - widać było, ze był zaskoczony tym co do niego powiedziałam. - chcesz walki na moce? - powiedział odwracając się do mnie przodem. Widziałam w jego oczach kpinę.

Ja nawet nie znam swojej mocy... Ale...

- Czemu nie - wyszlam z szeregu. - teraz? - staralam się ukrywać, ze się trochę boje tego pojedynku.

- Tak, to będzie dobry trening - uśmiechnął się złośliwie. — I nauczka... — nie byłam pewna czy rzeczywiście to szepnął, czy tylko mi się zdawało. Podszedł do mnie, na chylił się nade mną — wiesz, ze przegrasz?

— Wygram — odpowiedziałam pewna siebie, ale również szeptem.

— Wszyscy na trybuny! — powiedział prostujac się, jakby nie słyszał moich slow. - zrób sobie krótką rozgrzewke, po czym wejdź do kapsuły na środku sali.
Przytaknęłam.

Oczami Michała:

— Co ty tu..? — byłem zszokowany. — Jak się tu dostałeś? — mówiłem cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.

— Ma się swoje sposoby... — szepnal do mojego ucha będąc kolo mnie. Podskoczylem przestraszony.

Przecież on przed chwila był po drugiej stronie sali!!!

— Czego chcesz? —  burknąłem. Starałem się ukrywać strach.

— Twojej mocy, braciszku... — powiedział za moimi plecami.

— My nie jesteśmy braćmi — zasmialem się, chociaż nie było mi do śmiechu, i potrząsnąłem głową.

— Ah tak... Jak ja to na ciebie mówiłem...? - zrobił pauze. — Ptaszyno, Wilczek, Brudasek — Czarny Pan zaśmiał się cicho — pamiętasz?

- T-tak... Ale ty wtedy inaczej wygladales. Nie jesteś moim bratem... - powiedziałem juz normalnym tonem.

- Jesteś tego pewny? - mężczyzna zniknął na chwile. Obejrzalem się. Byłem sam.

- Halo? - zawahałem się.

- Tu jestem - odwrocilem się w stronę głosu. 

- To jednak ty! - teraz to było dla mnie za dużo. Jak? Jakim cudem? - pamiętam, że często się ze mną bawił w ten sposób (słynna zabawa "nie ma, nie ma... A kuku!") 
Mimo wszystko cieszylem się, ze widzę brata.

Mój brat był starsza wersja mnie, ale jego włosy były ciemno brązowe. Był mocno umięśniony.

- Słuchaj, żałuje, ze podalem ci ta miksturę, nie panuje nad tym kiedy przejmuje nad toba kontrole.... Proszę... Chodź ze mną a wszystko naprawimy... - miał łzy w oczach, mówił blagalnym tonem. - proszę....

Jakaś nie znana mi siła, pociągnęła mnie w stronę brata. Przytuliem go.

- Z toba, aż za morze, ocean i gory... - powiedziałem w jego ramie. Zawsze tak mowilismy, kiedy cos sobie obiecywalismy.

Zaczęło kręcić mi się w głowie. Chyba zemdlałem...

Oto kolejny rozdział!
Wybaczcie za tak długa przerwę.
Następny rozdział postaram się dodać niebawem ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro