Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak to się stało? - zapytał z niedowierzaniem Adrian - Dlaczego on ci to zrobił?

- Był pijany... to nie jego wina...

- Słucham? - parsknął unosząc brwi do góry - Co ty mówisz? Nie jego wina? On cię uderzył, Elena.

- Ale nie był sobą, zrozum...

- Nie, nie zrozumiem - przerwał mi - Nigdy nie zrozumiem podnoszenia rąk na kobiety.

- Na trzeźwo nigdy by tego nie zrobił - spuściłam wzrok na swoje dłonie.

Nie mam pojęcia dlaczego go jeszcze broniłam. Adrian miał rację, a ja głupia, ślepa, zakochana, jeszcze go broniłam. Byłam idiotką.

Adrian westchnął, po czym chwycił po nawilżoną chusteczkę i zaczął wycierać mój nos z krwi.

- Bardzo cię boli? Może jest złamany? - zapytał, bardzo delikatnie dotykając mojego nosa.

- Trochę boli, ale raczej nie jest złamany - pociągnęłam nosem i lekko skrzywiłam się czując ból.

- Jesteś pewna? Nie wygląda to najlepiej. Powinien to zobaczyć lekarz...

- Nie, Adrian, nie ma takiej potrzeby, naprawdę.

- Proszę cię, masz coraz większą opuchliznę i jesteś fioletowa na twarzy. Elena... - wypowiedział moje imię błagalnym tonem.

- Dobrze - westchnęłam - Niech ci będzie.

Borowski wstał na równe nogi, po czym złapał za moje dłonie i pomógł mi się podnieść. Po chwili siedzieliśmy w jego aucie, kierując się do najbliższego szpitala.

Kilka godzin później

- A jednak - westchnął Adrian, gdy w towarzystwie lekarza wyszłam z sali z opatrunkiem na nosie.

- Nos jest złamany, ale proszę się nie martwić. Wszystko będzie w porządku - zapewnił go siwiejący mężczyzna - Martwi mnie tylko jedno.

- Tak? - zainteresował się szatyn.

- Wygląda mi to na pobicie - spojrzał na mnie wymownie, a ja przeniosłam wzrok na swoje dłonie - Powinna to pani zgłosić na policję.

Adrian posłał mi znaczące spojrzenie, które zauważyłam zerkając na niego kątem oka.

- Nie będzie takiej potrzeby - zacisnęłam usta w wąską kreskę - Dziękuję, doktorze.

- Nie ma za co - posłał mi delikatny uśmiech - Proszę pamiętać, by się teraz oszczędzać.

- Oczywiście. Do widzenia.

- Bardzo panu dziękuję - Adrian uścisnął dłoń lekarza.

- To moja praca. Do widzenia.

- Do widzenia - odpowiedział Borowski, po czym ruszyliśmy do wyjścia.

W totalnej ciszy doszliśmy do wyjścia ze szpitala, a następnie do auta Adriana. Gdy usiedliśmy w samochodzie, Borowski położył jedną dłoń na kierownicy i oparł głowę o zagłówek fotela, głośno wzdychając.

- Czemu nie jedziesz? - zapytałam, patrząc na widok za przednią szybą.

Zanim chłopak odpowiedział, przeniósł na mnie wzrok i patrzył chwilę bez słowa.

- Elena, ty nie możesz tego tak zostawić.

- A co mam zrobić? - zaciągnęłam się powietrzem.

- Zostawić go, to chyba oczywiste... - przymknęłam lekko powieki na te słowa - A poza tym, to ten lekarz chyba miał rację.

- No i co, mam donieść na Igora na policję? -  przeniosłam na niego wzrok - Co mi to da?

- Powinien ponieść odpowiedzialność za to co ci zrobił, Elena.

- Ruszaj już - zignorowałam jego słowa, a szatyn jedynie westchnął i ruszył w drogę powrotną.

Powrót minął nam znów w totalnej ciszy. Jednak nie było niezręcznie. Dobrze czułam się w towarzystwie Adriana i nawet cisza panująca między nami tego nie zmieniała.

- Może chcesz dzisiaj spać u mnie? - przerwał ciszę Adrian, gdy podjechaliśmy pod mój dom.

- Dam sobie radę, Adrian, dziękuję - zebrałam się na lekki uśmiech.

- Jesteś pewna? Mógłbym się tobą zaopiekować - uśmiechnął się do mnie czule. Przechyliłam głowę na bok, pogłębiając uśmiech.

Choćbym  nie wiem w jak złym nastroju była, Adrian zawsze potrafił powiedzieć lub zrobić coś, co lekko poprawiało mój beznadziejny humor.

- Jesteś kochany, ale naprawdę dużo już dziś dla mnie zrobiłeś...

- Dobrze wiesz, że to dla mnie przyjemność. Wszystko bym dla ciebie zrobił - przygryzłam dolną wargę, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Poczułam jak lekko się rumienię - To co? Może jednak? Nie powinnaś być teraz sama.

- No nie wiem...

- To ja zadecyduję za ciebie... - położył dłoń na moim kolanie, na co lekko się wzdrygnęłam i odruchowo strząchnęłam jego dłoń. Między nami zapadła cisza.

- Przepraszam - powiedziałam, chowając twarz w dłoniach, po czym nerwowo przejechałam palcami po włosach.

- Co jest, Elena? - w jego głosie wyczułam zmartwienie.

- Nic, po prostu... nieważne. Przepraszam - powtórzyłam, wzdychając. Szatyn patrzył na mnie chwilę bez słowa.

- Idź po jakieś swoje rzeczy. Poczekam na ciebie.

Skinęłam głową i wysiadłam z samochodu.

Następnego dnia

- Boże, Elena... - Leo stanął jak wryty, widząc mnie w tym stanie w pracy.

- Tak, wiem, wyglądam strasznie - westchnęłam, owijając dłońmi swoje ramiona - Dlatego mam prośbę. Mógłbyś przekazać zlecenie Zuzi? Wolałabym przez jakiś czas pracować w biurze.

- Przecież mogłaś wziąć wolne. Powinnaś je nawet wziąć, przecież wiesz, że bym ci dał - brunet skanował moją twarz wzrokiem i był przerażony - Wiedziałem, że coś się stało... Nie sądziłem jednak, że coś takiego.

- To ty zadzwoniłeś do Adriana? - bardziej stwierdziłam niż spytałam.

- Sam bym do ciebie pojechał jak usłyszałem w jakim jesteś stanie, ale nie mogłem odpuścić tego spotkania. A Justin i Igor nie odbierali telefonu, więc... - przerwał, widząc moją reakcję na imię Bugajczyka - Co jest?

- Nic, w porządku - odkrząknęłam, wbijając wzrok w podłogę - Justin powiedział mi, że dzwoniłeś. Był wczoraj u Adriana i rozmawialiśmy.

- Elena... Co się właściwie stało?

- Przepraszam, nie chcę o tym rozmawiać...

- Dobrze, nie będę naciskał. Oczywiście, możesz pracować w biurze, jeśli chcesz. Jednak nadal uważam, że powinnaś wrócić do domu.

- Nie, wolę pracować. Tutaj przynajmniej się czymś zajmę - zacisnęłam usta w wąską kreskę.

- W porządku, skoro tak wolisz.

- Dzięki.

- Nie ma za co. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń. Muszę wyjść.

- Jasne.

Brunet posłał mi ostatnie spojrzenie i zniknął w windzie. Ja natomiast wzięłam się do pracy. Zawsze mieliśmy dużo papierologii, wiec wiedziałam, że nie będę w stanie tutaj myśleć o tym co się stało.

Na spokojnie zajmowałam się swoimi obowiązkami, gdy usłyszałam jak ktoś wzywa windę. Po chwili jej dźwięk dał znać, że ktoś wjeżdża do mojego biura. Drzwi otworzyły się, a w nich ukazał się Igor.

Serce zaczęło uderzać mi szybciej. Jednak nie tak jak zawsze. Tym razem się go bałam...

______________________________________

25 gwiazdek i 50 komentarzy = wrzucam kolejny rozdział ❤
Zresztą, jak zwykle😇

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro