Rozdział 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdziału nie było dłużej niż planowałam, dlatego wstawiam nieco dłuższy 😋

Macie ochotę dziś na jeszcze jeden rozdział? 😜
Jeśli tak to chcę zobaczyć aktywność, nie stawiam żadnych wymogów. Wy wiecie czego oczekuję ❤


________________________________

- Igor, znowu piłeś? - zapytałam szatyna, stojącego tyłem do mnie przy barierkach balkonowych - Igor?

Gdy chłopak po raz kolejny nie odpowiedział, zaczęłam powoli iść w jego stronę. Jednak nim zdążyłam cokolwiek zrobić czy powiedzieć, wychylił się za barierki.

- Igor! - wrzasnęłam, podbiegając do nich. Gdy zza nich wyjrzałam, ujrzałam szatyna leżącego na chodniku, w kałuży krwi.

Zerwałam się jak poparzona do pozycji siedzącej, oddychając szybko, nierównomiernie i niespokojnie. Serce waliło mi jak dzwon. Drżącymi dłońmi przetarłam czoło, które było zalane potem.

Kurwa, co to było?

- Elena - dopiero po chwili usłyszałam głos Adriana. Byłam w takim szoku, że przez kilka sekund po przebudzeniu, miałam taki szum w uszach, że nie słyszałam ani jednego jego słowa - Elena! - zdenerwowany Borowski potrząsnął lekko moimi ramionami, po czym przyciągnął mnie sprawnym ruchem bliżej siebie - Co się stało?

- N-nic - odparłam drżącym głosem, przeczesując włosy - To tylko koszmar...

- Co ci się śniło? - zapytał, a ja spojrzałam w jego oczy. Nie powinnam mu o tym opowiadać. Westchnęłam, spuszczając wzrok na swoje dłonie.

- Nic takiego - odpowiedziałam wymijająco - W zasadzie to... czasem mam takie złe sny... Muszę się przewietrzyć - dodałam, po czym nie czekając na jego odpowiedź, wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi balkonowych. Na dworze robiło się już jasno.

Jednak gdy tylko wyszłam na zewnątrz i zauważyłam barierki, stanęłam w miejscu jak wryta. Od razu przed oczami ukazał mi się ten widok ze snu. Igor, który wychyla się i spada przez barierki na sam dół. Bardzo powoli podeszłam do barierek i opierając się o nie, niepewnie wyjrzałam na dół.

Odetchnęłam z ulgą, przymykając oczy. Spod jednej powieki poczułam, jak wypłynęła jedna, pojedyncza łza.

- To tylko sen - szepnęłam do siebie, ocierając słoną ciecz - Tylko sen...

Złapałam kilka głębszych wdechów i wróciłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i zauważyłam Borowskiego w pozycji półleżącej, z rękoma skrzyżowanymi za głową. Gdy mnie zauważył, od razu się wyprostował, siadając.

- Wybacz, że cię obudziłam - zwróciłam się do niego, owijając dłońmi swoje ramiona.

- Chodź - wyciągnął dłoń w moją stronę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, lekko wzdychając, po czym podałam szatynowi dłoń, a on pociągnął mnie delikatnie w swoją stronę. Po chwili leżałam wtulona w jego bok, a on głaskał moje włosy - Potrzebujesz czegoś? Może przynieść ci coś do picia?

- Nie, nie trzeba. Która godzina?

- Po piątej.

- Chyba już nie zasnę - westchnęłam.

- Ten koszmar musiał być chyba naprawdę okropny - przetarł moje ramię swoją dłonią. Czułam, że chciał wiedzieć co mi się śniło. Ale nie chciałam mu o tym mówić.

- Był - przyznałam - Ale nie mówmy już o tym.

Szatyn nie odpowiedział. Przez dłuższą chwilę leżeliśmy wtuleni w siebie bez słowa, aż w końcu usłyszałam równomierny oddech chłopaka. Zerknęłam na niego, lekko zadzierając głowę do góry i zauważyłam, że Adrian zasnął. Delikatnie i powoli,by gonie obudzić, podniosłam się do pozycji siedzącej, i przykryłam go.

Wstałam z łóżka i usiadłam na fotelu, który znajdował się naprzeciwko. Podkuliłam jedną nogę w kolanie i oparłam głowę wygodnie o oparcie. Podziwiałam wschód słońca, który mnie uspokajał no i ten drugi widok, którym był Adrian, był dużo lepszy. Ciężko było oderwać od niego wzrok, przysięgam. Coraz częściej łapałam się na tym, że bez powodu mu się przyglądałam.

***

Przez kilka godzin siedziałam na fotelu, patrząc to na wschód słońca, to na śpiącego Borowskiego. Około godziny ósmej, szatyn zaczął się kręcić, po czym otworzył oczy i zauważył mnie. Podparł się na łokciu i spojrzał na mnie.

- Nie zasnęłaś już? - zapytał, a ja tylko zaprzeczyłam ruchem głowy - I... co robiłaś w tym czasie? - zapytał niepewnie.

- To co robię teraz - odparłam, a on lekko się uśmiechnął, marszcząc brwi.

- Siedziałaś na fotelu przez trzy godziny i patrzyłaś jak śpię? - zaśmiał się.

- Dokładnie tak było.

- No proszę - westchnął przez śmiech, siadając na krawędzi łóżka - Jeszcze się zakochasz i co będzie? - zażartował, a ja spojrzałam na niego morderczym spojrzeniem - Tak, tak, wiem - przewrócił oczami - Mogę tylko pomarzyć. Idę do łazienki, będziesz coś z niej potrzebować? - dodał, wstając i zabierając z szafy świeże ubrania.

- Nie - odparłam, zaciskując usta w wąską kreskę.

Szatyn zniknął za drzwiami, a ja korzystając z okazji, przebrałam się w swoje wczorajsze rzeczy i czekałam na chłopaka.

***

- Dzięki - odwróciłam się przodem do szatyna, gdy staliśmy już pod moim domem.

- To ja jeszcze raz dziękuję. Teraz jak poznałaś moją mamę, chyba sama rozumiesz dlaczego nie chcę jej mówić jeszcze prawdy?

- Oczywiście, to świetna kobieta - uśmiechnęłam się lekko do niego.

- Posłuchaj... - zawahał się, spoglądając mi w oczy - Wiem, że już cholernie dużo dla mnie zrobiłaś i to miała być jednorazowa sytuacji, a później miałem jakoś z tego wybrnąć, ale... mój ojciec zaprosił nas za tydzień na kolację do restauracji.

- Adrian...

- Wiem - przerwał mi - Ale pamiętasz naszą umowę? Nie złamałem jej, teraz też tego nie zrobię. Błagam cię... moja mama cię strasznie polubiła, chyba nawet pokochała, nie wiem czy nie bardziej niż mnie - zaśmiał się, na co mu zawtórowałam - Nie chcę na ciebie naciskać, ale zlituj się.

- Dobrze - zgodziłam się, wzdychając, a na jego twarzy od razu pojawił się uśmiech - Ale to nie może trwać wiecznie, Adrian.

- Wiem o tym - skinął głową - Coś wymyślę, tylko daj mi trochę czasu.

- W porządku. Możesz na mnie liczyć.

- Dziękuję ci - szatyn położył dłoń na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie, po czym przytulił.

W tym momencie zauważyłam za plecami Borowskiego stojący dość daleko samochód Igora. Stał na tyle daleko, że wcześniej go nie zauważyłam. Miałam ogromną nadzieję, że to tylko te same auto.

- Muszę już iść - odsunęłam się lekko zdenerwowana od szatyna, ale na szczęście nie zauważył nagłej zmiany mojego zachowania - Dzięki, że mnie odwiozłeś.

- Nie ma za co, to podstawa i czysta przyjemność dla mnie, spędzając z tobą choć kilka minut więcej niż to planowane - uśmiechnęłam się niepewnie do chłopaka na te słowa, choć nie wiedziałam czy powinnam - Do zobaczenia - dodał, wsiadając do auta.

- Pa - odpowiedziałam, po czym zaczekałam chwilę aż odjedzie.

Gdy tylko tak się stało, natychmiast ruszyłam do siebie. Wolałam nie przekonywać się, czy pod moim domem koczuje Igor, czy też nie. Jednak nie miałam nic do powiedzenia, ponieważ już po chwili rozległo się walenie do moich drzwi i już wiedziałam, że to on. Otworzyłam je, a on bez słowa wszedł do środka. Gdy znaleźliśmy się w salonie i na niego spojrzałam, widziałam, że próbuje się opanować, ale w środku cały buzował.

- Okłamałaś mnie - rzucił ostro, po czym zacisnął mocno szczękę.

- Musiałam.

- Nie, nie musiałaś - odparł jeszcze ostrzej niż wcześniej - Mówiłaś, że jasno dałaś mu do zrozumienia, że między wami nic nie będzie!

- Bo tak było - rozłożyłam bezradnie ręce - I tak jest.

- Widziałem, jak cię przytulał.

- Tylko się żegnaliśmy. Ten gest nic nie znaczył, to było po przyjacielsku - wyjaśniłam.

- Spałaś z nim?

- Słucham? - zmarszczyłam brwi, mając nadzieję, że się przesłyszałam.

- Pytam, czy z nim spałaś?!

- Za kogo ty mnie masz, co? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Nie ufam ci.

- Przepraszam cię bardzo, ale nie musisz - wyrzuciłam ręce w powietrze, denerwując się - Łamiesz naszą umowę. Nie pamiętasz? Zero zazdrości.

Szatyn westchnął, zakładając dłonie na biodra i spuszczając głowę w dół. Przymknął powieki, oddychając przez chwilę na spokojnie.

- Mogę chociaż wiedzieć po co się z nim spotkałaś? - zapytał już spokojniej, przenosząc na mnie swój wzrok, siadając przy okazji na kanapie.

Zawiesiłam swój wzrok na jego oczach, po czym usiadłam obok szatyna.

- Poprosił, żebym udawała jego dziewczynę przed jego rodzicami. Tyle.

- Jasne, udawała - parsknął, kiwając głową - Teraz udajesz, a po czasie tak cię zakręci, że nie będziesz musiała udawać.

- Wiem co robię.

- Chyba właśnie nie wiesz. On to robi celowo, nie rozumiesz? W ten sposób chce cię zdobyć, jeszcze bardziej się do ciebie zbliżyć.

- Igor, ja i Adrian jesteśmy tylko przyjaciółmi, zrozum to wreszcie - przymknęłam zirytowana powieki - Nic między nami nie ma, serio - zapewniłam go, skoro już musiał to wiedzieć - Uwierz mi.

Bugajczyk przez chwilę bez słowa patrzył na mnie. Oparł łokcie o kolana, pochylając się lekko do przodu.

- Wszyscy, tylko nie on - odparł po chwili - Wiem jaką mamy umowę. Nie mogę i nie chcę układać ci życia. Bądź sobie z kim chcesz, ale do kurwy nędzy błagam cię, tylko nie Adrian.

Między nami zapadła cisza. Gdy przez chwilę tak na siebie patrzyliśmy, poczułam, że bardzo chcę go pocałować. I tak właśnie zrobiłam. Nie było to czułe, ani nie było tam w tym momencie uczuć. Tylko pożądanie i chęć jak najszybszego znalezienia się ze sobą w łóżku. Cała w środku buzowałam i potrzebowałam tego natychmiast.

Przełożyłam nogę przez jego biodra, siadając na nim, przy czym nie przerwałam naszych pocałunków. Od razu zabrałam się za zdjęcie jego bluzy, a potem koszulki, przez co odwdzięczył się tym samym.

Zsunęłam usta na jego szyję, zostawiając na niej malinkę. Może to i dziecinne, ale dobrze wiedziałam, że to lubił. Chwycił mnie w biodrach, przez co wstałam, a on mocnym ruchem obrócił mnie tyłem do siebie, po czym ściągnął moje dżinsy i bieliznę, zostawiając mnie całkiem nago. Po chwili pociągnął mnie z powrotem do siebie. Gdy tylko znów znalazłam się na jego kolanach, już po chwili poczułam przyjemne uczucie w podbrzuszu, na które oboje czekaliśmy.

To wszystko nie było delikatne. To nie był zmysłowy seks. Było konkretnie i szybko, przez co skończyliśmy po jakichś dziesięciu minutach.

Zdyszana oparłam się o chłopaka, nawet nie wstając i owijając rękoma jego szyję. Ułożyłam brodę na jego głowę, bo przez naszą pozycję miałam taką możliwość. Przez następne kilka minut milczeliśmy, przy czym szatyn delikatnie jeździł opuszkami palców po moich plecach. Przymknęłam oczy, ciesząc się tą przyjemną chwilą.

- Przepraszam - usłyszałam nagle.

- Za co? - zdziwiłam się.

- Za to, że jestem tak potwornie zazdrosny. I w ogóle, za to, że jestem takim kretynem...

- Ej - spojrzałam na niego - Dlaczego tak mówisz?

- A jak myślisz? - uniósł jedną brew do góry - Nigdy nie wybaczę sobie tego, że wypuściłem z dłoni taki skarb, jak ty.

- Igor...

- Tak, wiem - przerwał mi - Mieliśmy nie wracać do tego.

- Właśnie...

- Ale ciężko mi się z tym pogodzić - westchnął, opierając czoło o moje nagie ramię.

- Może wolałbyś, jakbyśmy... No wiesz...

- Co? - spojrzał na mnie, marszcząc brwi.

Przez chwilę nie odpowiedziałam, patrząc na swoje paznokcie. Nie wiedziałam jak to powiedzieć, ponieważ nie chciałam tego proponować. Mi też byłoby bardzo ciężko.

- Powiedz - założył moje włosy za ucho.

- Może byłoby ci łatwiej, gdybyśmy przez jakiś czas się w ogóle nie spotykali?

- Nawet nie chcę o tym słyszeć - odpowiedział od razu.

- Nie chcę cię ranić, Igor...

- Daj spokój - przejechał dłońmi po moich biodrach i potem udach - Nie jestem małym chłopcem. Dam sobie radę.

- Po prostu chciałabym, żebyś ty... - nie dokończyłam, bo złączył nasze usta, w tym razem spokojnym pocałunku.

- Zapomnij o tym, co chciałaś powiedzieć - szepnął między pocałunkami - Robimy powtórkę? - dodał, zerkając przelotnie w moje oczy, po czym wrócił do moich ust.

- Mhm - rzuciłam krótko w odpowiedzi, uśmiechając się lekko przez pocałunek.

Tym razem wstał, podnosząc mnie tak, że dalej miałam nogi owinięte wokół jego bioder i zaniósł mnie do sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro