Rozdział 71

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Półtora roku później

- Ależ ona jest już duża - uśmiechnął się Justin, patrząc na Hanię, która obchodziła dzisiaj drugie urodziny.

- No, to prawda - zgodził się Adrian.

- Dopiero co byłaś w ciąży, to tak szybko zleciało - westchnął, patrząc na naszą córkę z podziwem.

Usłyszeliśmy dźwięk telefonu Adriana, który rozległ się w pomieszczeniu. Chłopak zerknął na wyświetlacz i westchnął.

- Przepraszam, muszę odebrać, to z pracy.

Skinęłam głową, a szatyn opuścił pokój żeby porozmawiać przez telefon w ciszy, zostawiając mnie z Justinem i Hanią, która zafascynowana bawiła się prezentem od wujka.

- Słuchaj, Elena... - zaczął Justin, zerkając na mnie niepewnie.

- Coś się stało? - zapytałam od razu, marszcząc na niego brwi.

- Nie, nic - westchnął.

- Justin, znam cię - zainteresowałam się - O co chodzi?

- O nic - uśmiechnął się szczerze - Po prostu... Fajnie razem wyglądacie. No wiesz... Ty, Adrian i Hania. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa.

Odwzajemniłam uśmiech przyjaciela. To prawda, byłam bardzo szczęśliwa, ale starałam się aż tak bardzo nie odnosić z tym wszystkim przy Justinie. Jakiś czas temu rozstał się ze swoim facetem i od tamtej pory jest sam. Ja mam teraz swoją rodzinę i wszystko się zmieniło. Nie mogę teraz poświęcać mu tyle czasu co wcześniej, nie wpada też bez zapowiedzi i nie sypia u mnie. Mieszkam z Adrianem, a swoje mieszkanie wynajęłam.

- Na pewno tylko o to chodzi? Nie ma nic więcej? - zapytałam - Wszystko u ciebie w porządku?

- Tak, naprawdę.

- Wiem, kiedy nie mówisz mi całej prawdy, Justin - zmrużyłam na niego oczy - Drga ci głos i uciekasz wzrokiem. Co się dzieje?

Przyjaciel westchnął i spojrzał na mnie przeciągle. Otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, ale w tym momencie wrócił Adrian.

- Już jestem, jakaś awaria systemu - oznajmił szatyn - Jak zwykle.

Justin zacisnął usta w wąską kreskę i już wiedziałam, że temat jest na tą chwilę zamknięty.

$/$/$/$/$/$/$/$/$/$

- Zaraz będę - rzuciłam zdyszana przez telefon, przepychając się zatłoczonym chodnikiem w centrum Warszawy.

- Elena, pośpiesz się, za czterdzieści pięć minut mam spotkanie z klientem - popędziła mnie Zuza. Odkąd Leo pozwolił jej znów rozwiązywać sprawy, straszna bizneswomen się z niej zrobiła, ugh.

- Daj mi pięć minut, stawiam kawę.

- No mam nadzieję - westchnęła i rozłączyła się.

Próbując przedostać się przez tych ludzi, chciałam schować telefon do swojej torebki, ale wpadłam na kogoś i odbiłam się od jego ciała.

- Jak łazisz?! - warknęłam. Byłam zdenerwowana i spóźniona. Nawet nie zwróciłam uwagi na tego człowieka, idąc dalej. Do momentu, w którym się odezwał.

- Elena?

Gdy usłyszałam swoje imię, wypowiedziane tym głosem, natychmiast stanęłam w miejscu. Dosłownie jakby ktoś postawił przede mną ścianę. Miałam nadzieję, że słuch mnie myli. Albo może właśnie i nie...
Odwróciłam się i pierwszy raz od dawna spojrzałam w jego brązowe oczy. Słyszałam jak nierównomiernie uderza moje serce. Tylu ludzi, a wpadłam akurat na niego.

- To ty? - zapytałam z niedowierzaniem.

- No tak, ja - zaśmiał się.

- Co tu robisz? Myślałam, że wyjechałeś na stałe.

- Bo wyjechałem na stałe, ale sprzedaję firmę - wyjaśnił, wciskając dłonie do kieszeni spodni - Musiałem przyjechać, żeby dopilnować różnych formalności.

- Więc znalazł się kupiec? - zaciekawiłam się - Nie sądziłam, że będziesz chciał naprawdę sprzedać firmę.

- Tak się w życiu ułożyło...

- Wiesz co, przepraszam, ale śpieszę się - przerwałam mu - Już jestem spóźniona - spojrzałam nerwowo na zegarek i chciałam się odwrócić, aby odejść - Cześć.

- Elena - zatrzymał mnie, a ja ponownie na niego spojrzałam - Spotkamy się?

- Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł, Igor.

- Rozumiem - odparł, zaciskując usta w wąską kreskę.

Patrzyłam na niego jeszcze przez moment, po czym odwróciłam się i będąc dalej w szoku, udałam się w stronę kawiarni.

$/$/$/$/$/$/$/$/$/$

W końcu. Zamknęłyśmy to zlecenie, uf. Strasznie się ciągnęło. Ale cieszę się, że kolejna sprawa została rozwiązana. Naprawdę kocham tą pracę.

Zostało mi do przejrzenia kilka dokumentów do końca pracy. Wzięłam się za to i usłyszałam otwierającą się windę. Byłam przekonana, że to Leo, który wyszedł na spotkania już kilka dobrych godzin temu.

- Zamknęłam zlecenie - oznajmiam, patrząc w papiery - Dokumenty są na twoim biurku, tak jak prosiłeś rano.

- Nie przeszkadzam?

Podniosłam wzrok i zobaczyłam Igora. Cholera, jego przychodzenie tu nie było dobrym pomysłem, naprawdę.

- Igor... Myślałam, że to Leo.

- Domyślam się.

- Po co przyszedłeś?

- Wiem, że powiedziałaś, że to nie jest dobry pomysł, żebyśmy się spotkali, ale musiałem cię zobaczyć - westchnął patrząc na mnie.

- Widziałeś... dzisiaj na ulicy - zaciśnięłam usta w wąską kreskę.

- Nie o to mi chodzi. Mogę cię zaprosić na kawę? Chociaż by na pół godziny, nie zabiorę ci dużo czasu.

- Igor, naprawdę nie powinieneś tu przychodzić - przemknęłam oczy. Wiedziałam, że zaraz mu ulegnę, zawsze tak było. Teraz miałam rodzinę i wiedziałam, że muszę trzymać się z daleka od Bugajczyka.

- Nie chcę mieszać - zapewnił mnie - Chcę tylko dowiedzieć się co u ciebie, czy wszystko w porządku. Niczego nie oczekuję po tym spotkaniu. Zwykłe spotkanie, starych dobrych znajomych. To wszystko.

No i zgodziłam się.

$/$/$/$/$/$/$/$/$/$

Tak jak obiecał, po trzydziestu minutach w restauracji, odwiózł mnie do domu. Wiedziałam, że Adrian wróci dziś później, więc byłam spokojna.

- Czyli nadal jesteście razem - odezwał się Igor, wysiadając z samochodu zaraz za mną.

- Tak, jak widać - uśmiechnęłam się obojętnie.

- Jesteś szczęśliwa? - oparł się o auto tuż obok mnie, a ja potwierdziłam skinieniem głowy - Cieszę się. Wiesz... Przez te dwa lata w Gdyni, dużo zrozumiałem. Byłem na odwyku, od dwóch lat nie dotknąłem nawet alkoholu - wyznał, patrząc na willę Borowskiego, która znajdowała się przed nami - Zmieniłem się, jestem zupełnie innym człowiekiem.

- Jestem z ciebie dumna - uśmiechnęłam się, patrząc na szatyna. Spojrzał na mnie lekko odwzajemniając ten gest.

- Nie chcę być wścibski, ale... Zauważyłem w restauracji pierścionek na twoim palcu. Kiedy kazałaś mi przywieźć cię tutaj i potwierdziłaś, że nadal jesteś z Adrianem... - przerwał, przenosząc wzrok na swoje dłonie.

- Nie mam powodu, żeby cię oszukiwać - odpowiedziałam - Mamy już nawet ustaloną datę ślubu - dodałam, nie będąc wstanie patrzeć na niego, mówiąc o tym.

Podniosłam jednak po chwili wzrok na niego, gdy przemilczał moją odpowiedź. Był smutny, a w kąciku jego oka, pojawiła się łza, ale dzielnie nie dał po sobie tego poznać.

- Mama! - usłyszałam wołanie Hani, na co się zestresowałam.

Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu i zauważyłam córkę, która biegła w moją stronę i zdyszany Justin zaraz za nią. Szatynka podbiegła do mnie, a ja wzięłam ją na ręce.

- Masakra ile to dziecko ma energii... - westchnął Justin, zatrzymując się obok mnie. Dopiero teraz podniósł wzrok na Igora, jednak nie wydawał się bardzo zaskoczony, czym byłam lekko zdezorientowana - Co tutaj robisz? - rzucił niezbyt miło w stronę Igora.

- Justin, zabierz Hanię do domu, zaraz przyjdę - nie pozwoliłam mu wejść z Bugajczykiem w dyskusję i podałam dziewczynkę na jego ręce.

- W porządku.

Przyjaciel zabrał dziecko i odprowadziłam ich kawałek wzrokiem.

- Masz dziecko? - zapytał zaciekawiony Igor.

- Jak widzisz... Powinnam już pójść. - odpowiedziałam, ruszając w stronę bramy - Miło było cię zobaczyć.

- Elena, zaczekaj...

- Aha i lepiej będzie jakby to było nasze ostatnie spotkanie, Igor - przerwałam mu - Mam już wszystko poukładane, nie chcę wracać myślami, ani w żaden inny sposób do tego, co było. Uszanuj to, proszę.

Na te słowa jedynie popatrzył na mnie jeszcze chwilę. I nic już więcej nie powiedział.

/

Wracam?
Nie wiem. Może.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro