Rozdział 72
- Justin? Justin! - zawołałam, wchodząc do salonu. Szatyn już po chwili pojawił się w pomieszczeniu, wyglądał na zmieszanego.
- Coś się stało? - zapytał, patrząc na mnie niepewnym wzrokiem.
- Wydaję mi się, że musimy porozmawiać - skrzyżowałam dłonie pod piersiami, odwieszając wcześniej swój płaszcz na wieszaku w przedpokoju. Szatyn wcisnął dłonie w tylne kieszenie spodni, spuszczając wzrok w dół - Wiesz, nie wyglądałeś na zaskoczonego, jak zobaczyłeś Igora przed domem.
Justin nie odpowiedział dłuższą chwilę. Milczał, patrząc w jeden punkt na podłodze.
- Tak, masz rację - odezwał się w końcu - Wiedziałem, że wrócił. Chciałem ci o tym powiedzieć w dzień urodzin Hani, ale wtedy Adrian nam przeszkodził. Aż w końcu zrozumiałem, że chyba nie powinienem ci tego mówić. A teraz... on już wie o Hani i...
- Hania nie jest jego córką - przerwałam mu, zanim dokończył to, co chciał powiedzieć.
- Jesteś pewna? - dopytywał, patrząc na mnie wnikliwie - Robiłaś badania genetyczne?
- Nie musiałam. To Adrian wychowuje Hanię i to on jest jej ojcem.
- Tak, w życiu może i tak - westchnął - Ale badań nie zrobiliście i nie masz pewności.
- Razem z Adrianem stwierdziliśmy, że tak będzie lepiej - owinęłam dłońmi swoje ramiona, spuszczając wzrok - Przyjęliśmy, że to on jest jej ojcem.
- Elena, dobrze - przymknął oczy, wzdychając - Ale myślisz, że on jest głupi? Domyśli się, będzie chciał robić badania.
- Obiecał, że nie będzie wtrącał się w moje życie.
- I ty mu w to wierzysz? - parsknął ironicznym śmiechem - Dobrze go znasz, gdyby dziś nie zobaczył Hani, może i tak by było. Ale teraz?
- Nic nie mówił, przestań dramatyzować - starałam się uspokoić przyjaciela i przy okazji siebie. Wiedziałam, że może mieć rację, ale nie chciałam nawet o tym myśleć.
- Dla twoje świętego spokoju, obyś miała rację.
Igor pov.
- Ma dziecko? Z Adrianem? - zapytał zaskoczony Kacper, by się i upewnić czy dobrze usłyszał. Siedzieliśmy właśnie w barze, przy piwie. Ja oczywiście przy bezalkoholowym, stronię od tego gówna, które zamienia mnie w kogoś, kim nie chcę być.
- Czy z Adrianem... to nie jestem taki pewny - posłałem mu przelotne spojrzenie, biorąc łyk napoju z kufla.
- Nie rozumiem. Myślisz, że go zdradziła?
Westchnąłem, obijając ciecz o ściany naczynia.
- Ty nic nie rozumiesz? - zapytałem, nie spuszczając wzroku ze szkła - To może być moja córka.
- Nie no - zaśmiał się przyjaciel - Ty chyba żartujesz?
- Posłuchaj, ta dziewczynka ma może z dwa latka, nie wydaje ci się to dziwne? Elena i ja sypialiśmy wtedy ze sobą.
- Myślisz, że nie powiedziała by ci o ciąży, gdyby wiedziała wcześniej?
- Myślę, że tak. Byłaby do tego zdolna.
- I co teraz zrobisz? Będziesz chciał to sprawdzić?
- Nie wiem - westchnąłem - Ale odkąd zobaczyłem tą małą... cały czas myślę o niej.
- Stary, może po prostu chciałbyś, żeby to była twoja córka - zasugerował - Ale nie nakręcaj się, że tak jest. Nie masz tej pewności.
- Tak, wiem - przyznałem mu rację - Sam do końca nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby w tym grzebać. Obiecałem Elenie, że będę trzymał się od nich z daleka. Spotkałem się z nią, ale ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego. Na pewno nie zgodzi się na wykonanie badań na ojcostwo.
- Uważam, że powinieneś odpuścić ten temat - doradził - Ty i Elena to zamknięty od dawna rozdział. No i jak wspomniałeś, ona i Adrian są zaręczeni, więc... wszystko byś im skomplikował.
- Może i masz rację.
- Naprawdę cię to gryzie - zmarszczył brwi, patrząc na mnie przejęty.
- Z jednej strony tak, a z drugiej nie wiem, czy chcę znać prawdę.
Kilka dni później
Elena pov.
- Mamo, wyżej! - zawołała dziewczynka, którą bujałam właśnie na huśtawce na placu zabaw.
- Kochanie, nie przesadzaj.
- Tata by się zgodził - rzuciła z pretensją szatynka.
- Tata na pewno by się nie zgodził, wiesz? - zaśmiałam się - Gdybyś spadła, mogłabyś zrobić sobie dużą krzywdę.
- To zapytaj taty, on zawsze buja mnie wysoko. I zabiera na lody. Ty też pójdziesz ze mną na lody? - odwróciła głowę, patrząc na mnie.
- Pójdziemy - uśmiechnęłam się do córeczki, a ona odwzajemniła mój gest.
Ciągle tylko, tata, tata i tata... Hania ciągle mówiła o Adrianie. Patrzyłam na nią i było mi żal. Myślałam o Igorze i bałam się tego, że wrócił.
- Cześć, nie przeszkadzam? - odwróciłam wzrok w stronę właściciela głosu i zauważyłam obok siebie nikogo innego, jak Igora. To się nazywa dopiero "ściągnąć kogoś myślami"...
- Cześć. Co tu robisz?
- Przechodziłem i zauważyłem was.
- Hania, pobawisz się chwilę sama? - zatrzymałam huśtawkę, na której siedziała córka i wyjęłam ją z niej.
- Ale na lody pójdziemy?
- Tak, jak obiecałam - cmoknęłam czoło dziewczynki, a ona pobiegła do piaskownicy. Wyprostowałam się, krzyżując dłonie pod piersiami i spojrzałam na szatyna - Igor, wydawało mi się, że ostatnio jasno się wyraziłam...
- Tak, tak, ja wiem - przerwał mi - Nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego.
- To nie tak...
- Dobrze wiem, że właśnie tak - nie dał mi dokończyć - Nie musisz być miła na siłę. Jestem dorosły.
- Więc, dlaczego tu teraz jesteś?
- Przechodziłem i zauważyłem was... Sama rozumiesz, ciężko mi przejść obojętnie. Wszystko u ciebie w porządku?
- Tak, tak - zgodziłam się - Wszystko w porządku. Dlaczego pytasz? Nie musisz się o mnie martwić.
- Chyba czuję się spokojniejszy, wiedząc, że u ciebie wszystko dobrze - przyznał, nie spuszczając ze mnie wzroku - Więc, twoja córka ma na imię Hania?
- Tak - zacisnęłam usta w wąską kreskę.
- Ile ma lat? - zaczął dopytywać, a ja zaczęłam czuć, że coś jest na rzeczy. Dlaczego tak wypytywał o Hanię? Czy Justin miał rację?
- Rok i dziesięć miesięcy - skłamałam.
- Piękna dziewczynka - uśmiechnął się - I piękne imię.
- Dziękuję.
- Słyszałem, że wybieracie się do cukierni. Nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli przejdę się z wami?
Czułam, że coś się tu kręci. Dlaczego Igor przechodził akurat tędy? Przypadkiem? Nie mieszka w tej okolicy.
- No dobrze, skoro już i tak się spotkaliśmy... to możesz pójść z nami.
Zawołałam Hanię do siebie. Chwyciłam ją za rękę i we trójkę ruszyliśmy w stronę najbliższej cukierni.
- A kim pan jest? - zapytała Hania, przenosząc wzrok na Igora.
- Jestem... znajomym twoich rodziców - zatrzymał się i kucnął przy Hani. Widziałam jak jej się przyglądał. Nie byłam pewna, czy jego obecność przy niej, to dobry pomysł. Naprawdę bałam się, że zacznie się czegoś domyślać.
- Ma pan fajne malunki na rękach. Mój tata ma podobne.
- Masz na myśli tatuaże? - zaśmiał się szatyn.
- Tak, już mówiłam mamie, że gdy będę dorosła, będę mieć je wszędzie.
- No na pewno - zareagowałam lekkim śmiechem. Igor zareagował podobnie.
- No, mama się nie zgadza - kontynuowała - Idzie pan z nami na lody?
- Jeśli się zgodzisz - odpowiedział szatyn.
- Może pan iść, skoro jest pan kolegą mamy.
- Chodźmy już - przerwałam im i ruszyliśmy dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro