Komplikacje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tomek usiadł na kanapie i wpatrywał się w swój telefon. Jedyne, o czym marzył to zamknąć oczy i położyć się spać, nie mógł sobie na to pozwolić. Krótka drzemka, którą przerwała mu Beata, była wszystkim, na co mógł sobie pozwolić. Poprzedniej nocy przewracał się z boku na bok i zasnął dopiero nad ranem. Martwił się projektem marketingowym dla Zabłockiego. Rozmowy z klientem się przeciągały, bo ten miał dodatkowe wymagania, których nie potrafił dokładnie sprecyzować. Dziś czekała go jeszcze kolacja służbowa. Miał nadzieję, że ustalenia usatysfakcjonują Zabłockiego i szybko przygotuje mu materiały, żeby móc wyjechać na upragnione wakacje, Ziewnął przeciągle i poszedł do kuchni po kubek mocnej kawy. Zdziwiony spojrzał na panujący tam rozgardiasz i zaczął wkładać brudne naczynia do zmywarki. Powłócząc nogami, wrócił do salonu i usiadł ponownie na kanapie. Sączył powoli ciepły napój, błądząc gdzieś daleko myślami. Nie był przyzwyczajony do ciszy, która panowała domu. Zwykle słychać było w nim dziecięce śmiechy i zabawy. Dom bez Malwinki i Marcela wydawał się pusty. Zatęsknił za maluchami i żoną. Nie mógł zrozumieć, co stało się dzisiejszego dnia z Marylką. Wydawała mu się jakaś inna i nie była to kwestia czerwonej sukienki, którą włożyła. Telefon od mamy zaniepokoił go po raz kolejny. Od kiedy Beata zaczęła skarżyć się na problemy z sercem, wszyscy starali się oszczędzać jej pracy, a przede wszystkim nerwów. Postanowił zadzwonić do żony i dowiedzieć się co miała do powiedzenia. Odebrała dopiero po trzecim sygnale.

– Słucham – powiedziała Sandra bezbarwnym głosem.

– Cześć! Jak wam minął dzień? – zapytał, siląc się na entuzjazm w głosie.

– Doskonale! – rzekła donośnie.

– Och, miło słyszeć, bo mama mówiła... – odparł, nie wyczuwając sarkazmu w głosie Sandry, która przerwała mu w połowie zdania.

– Beata zadzwoniła się poskarżyć? Nie wierzę, co za kobieta!

– Marylka, pamiętaj, że mówimy o mojej mamie. Przyjechała do pomocy.

– Jakoś tego nie widzę. Może przed wyjazdem opiekowała się Marcelem i Malwinką, ale potem...

– Widzisz, pomagają – wtrącił Tomek.

– Za to walizki musiałam wtaszczyć do samochodu sama. Gdyby nie... Sandra to bym sobie nie poradziła.

– O czym ty mówisz? Ta Sandra ci pomagała? Ha, hi, ha – zaśmiał się Tomek.

– Co w tym zabawnego? – zapytała, a w jej głosie wyczuł nutę irytacji. – Wyobraziłem sobie twoją przyjaciółkę na tych jej wysokich szpilkach i eleganckim kostiumie, przeciskającą się do samochodu. Musiało to wyglądać komicznie. Ja to się stało, że przyjechała?

– Zadzwoniłam po nią – odparła cicho Sandra.

– No proszę, nie sądziłem, że znajdzie czas zawitać w naszych skromnych progach. Wasza kawa na mieście jej nie wystarczyła?

– Daj spokój, wiem, że mnie... jej nie lubisz. Pomogła mi z walizkami, o których ty miałeś pamiętać.

– Przepraszam – odparł speszony. – Kompletnie wypadło mi z głowy. Dlatego jesteś taka zła? – dodał.

Na chwilę w słuchawce zapanowała cisza.

– Halo? Jesteś tam? – zapytał Tomek.

– Jestem. Proponuję, żebyś postawił się w mojej sytuacji. Cały dzień opiekuję się dziećmi, które bez przerwy dopytują o ciebie. Twoja mama oczekuje, że będę dosłownie sprzątać jej bałagan. Przeszukiwała nasze walizki i porozrzucała ubrania po całym domku. Chciała, żebym się tym zajęła, zamiast iść na kolację z dziećmi.

– Nie wybrałaś przypadkiem tego hotelu ze względu na animatora? Mama na pewno nie chciała... – zaczął, ale urwał w połowie, słysząc stłumione westchnienie Sandry.

– Zrezygnował i nie mają nikogo na zastępstwo. Nie będę z tobą dyskutować. Przypomnę ci tylko, że dzieci mają dwójkę rodziców. Wybacz, ale kończę, bo muszę się nimi zająć – powiedziała Sandra i rozłączyła się, nie czekając odpowiedź Tomka.

Tomek stał chwilę z telefonem w dłoni, chcąc ponownie wybrać numer Marylki. Ciągle dźwięczały mu w uszach słowa żony. Myślał o porankach, kiedy wstawała pierwsza, żeby zrobić smaczne śniadanie. Potem szykowała i prowadziła dzieci do przedszkola. Dbała, żeby w domu panował porządek i codziennie był ciepły obiad. Maluchy uwielbiały matkę, która z nimi się bawiła, wychodziła na spacery i prowadzała na dodatkowe zajęcia. Czasem był nawet zazdrosny o ich więź. Wiedział, że pracowała po nocach, żeby nadrobić zaległe rozliczenia. Przypomniał sobie jej cienie pod oczami, gdy wstawała rano. Dopiero teraz Tomek uświadomił sobie, jak bardzo zależało jej na wyjeździe. Nie zaplanowali egzotycznych wczasów, ale mieli w końcu znaleźć czas dla siebie. Z rozmyślań wyrwał go ponownie dźwięk telefonu, tym razem służbowego. Niechętnie podniósł na niego wzrok i odebrał połączenie.

*

Marylka czekała na wejście na pokład z niepokojem. Nie przepadała za lataniem, ale starała się walczyć ze swoim lękiem. Zamknęła oczy i próbowała się uspokoić. Jej myśli przeplatały się jedna przez drugą. Biegły nieuporządkowanie od wydarzeń poranka do możliwości katastrofy lotniczej. Kobieta otworzyła oczy, przekręciła głowę i ujrzała znajomą twarz. Odwróciła się, żeby ukradkiem spojrzeć na mężczyznę i upewnić się, że to na pewno on. Przeszedł ją dreszcz. Kobieta nabrała pewności, że tuż za jej plecami siedział Janek. To był ten sam, w którym podkochiwała się lata temu. Nie miał o tym pojęcia, bo sam był zakochany w Sandrze. Gdy Marylka poznała Tomka, ich relacje uległy rozluźnieniu. Tym razem miała nadzieję, że jej nie dostrzeże. Kobieta poczuła czyjś wzrok na swoich plecach. Podszedł do niej i stanął naprzeciwko. Popatrzył na dawną przyjaciółkę z lekkim zaskoczeniem. Mężczyzna pomimo upływu lat nie stracił młodzieńczego uroku. Złote włosy miał zaczesane na jeden bok, a jego oczy nadal miały nieokreślony kolor – raz zdawały się błękitne, a raz zielone.

– Sandra? To naprawdę ty? Też lecisz na Malediwy? Niesamowite! – zapytał Jan z uśmiechem i błyskiem w oku.

– Janek? Co za spotkanie – odpowiedziała, przypatrując mu się z uwagą.

– Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś. W Prozinach nigdy na siebie nie wpadamy.

– To duże miasto, a ty zaszyłeś się w swojej pracowni.

– Czasem z niej wychodzę, ale faktycznie dużo pracuję.

– Ja też, ale teraz pora na wymarzone wczasy – rzekła, naśladując lekki ton Sandry.

– Do końca nie mogłem się zdecydować...

– Zawsze jest oferta last minute! – odrzekła z nadmiernym entuzjazmem.

– Pewnie. Lecisz z kimś?

– To samotna wyprawa – odparł, a jego głos zagłuszył komunikat.

– Podobnie jak moja. Przepraszam, ale muszę zadzwonić.

Marylka wybrała numer Sandry. Telefon przyjaciółki był zajęty, a ona usłyszała wezwanie na pokład. Odłożyła smartfon, włączyła tryb samolotowy i zajęła przypisane miejsce. Zacisnęła dłonie w pięści i starała się oddychać miarowo. Jej serce zabiło mocniej, gdy ujrzała, kto będzie jej towarzyszem podróży. Przestała myśleć o tym, jak bardzo bała się latania. Obok niej siedział Janek, który uśmiechnął się na widok swojej towarzyszki podróży. Marylka odpowiedziała mu tym samym. Wiedziała, że czekał ich długi lot i w tym wypadku rozmowy były nieuniknione. Nie chciała opowiadać o życiu Sandry, ale zawsze mogła powspominać studenckie lata. Nakierowała rozmowę na czas, który spędzali we trójkę z Sandrą. Marylka z rozrzewnieniem myślała o swojej młodości – Widujesz się czasem z Marylką? – zapytał Janek.

Kobieta znów poczuła się nieswojo, słysząc swoje imię. Trafiła jej się niespodziewana okazja, żeby dowiedzieć się, co o niej myślał stary przyjaciel.

– Tak, staramy się spotykać raz w miesiącu. Widziałyśmy się wczoraj na kawie – odparła Marylka.

– Co u niej słychać?

– Dobrze. Mąż, dwójka dzieci, dom, praca. Takie zwyczajne życie – podsumowała Marylka.

– Popatrz na nas, wyjeżdżamy na romantyczne Malediwy, a nadal jesteśmy sami – odparł smutno mężczyzna.

Marylka popatrzyła na Janka i nie potrafiła mu odpowiedzieć. Był jej niespełnioną miłością, z którą nieraz wyobrażała sobie wspólną przyszłość. Należał jednak do przeszłości i nic nie mogło tego zmienić.

– Za to dobrze się trzymamy – odpowiedziała Marylka.

– Gdzie się zatrzymujesz? – zapytał Janek, zmieniając temat.

– W „One to you" czy coś tym stylu.

– Niesamowite! Ja też! Czyżby to był znak? – powiedział z entuzjazmem.

Marylka kiwnęła głową, ale w myślach jęknęła „oby nie". Dzisiaj miała dosyć znaków, zmian i dziwnych wydarzeń. Życie Sandry wydawało się jej fascynujące, ale skomplikowane.

Marylka przebudziła się z głową na ramieniu Janka, który również usnął. Wyprostowała i udawała, że nic się nie stało. Jako studentka marzyła o takiej chwili, ale dziś była stateczną matką i żoną. Od dawna nic do niego nie czuła do przyjaciela, ale wspominała go z sentymentem. Po chwili kobieta uświadomiła sobie, że w Polsce minęła północ, a ona nadal tkwiła w ciele przyjaciółki. Poczuła przejmujący chłód i roztarła zziębnięte dłonie.

Zaraz lądujemy, a ja będę na pięknej wyspie bez męża i dzieci – pomyślała kobieta.

Ta myśl wydała jej się słodko – gorzka. Z jednej strony od dawna marzyła o czasie dla siebie, a z drugiej tęskniła za Marcelem i Malwinką oraz Tomkiem. Wyrzucała sobie, że nie pojechała za nimi. Zamartwiała się, jak radziła sobie Sandra. Postanowiła, że zadzwoni do przyjaciółki, zaraz po wylądowaniu. Pocieszała się w duchu, że przynajmniej dobrze znała angielski i nie będzie miała problemów z barierą językową. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro