Ostatni dzwonek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sandra właśnie kończyła przygotowanie jedzenia, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Nie zdążyła otworzyć, bo uprzedziła ją Beata.

– Dzień dobry – bąknęła Maryla.

– Dzień dobry – odpowiedziała oschle Beata. – Pani do Maryli? Przed samym wyjazdem? Coś mi się pani kojarzy... – zastanowiła się kobieta. – Już wiem! Pani jest tą koleżanką od marketingu.

– Tak to ja. Proszę wybaczyć, ale muszę pilnie porozmawiać z Marylą – Ominęła teściową.

– Och, jesteś! – powiedziała z radością Sandra. – Jak ty z nią wytrzymujesz? – zapytała szeptem.

– Nie mam wyjścia – odpowiedziała krótko Maryla. – Powtarzam sobie, że wychowała Tomka na dobrego człowieka.

– Czyli miłość do męża pozwala ci ją znosić – zauważyła z przekąsem.

– Nie czas na rozmowy o Beacie. Plan się nie powiódł. Może sprawdźmy to w necie?

– Ty tak na serio? – Sandra zmarszczyła nos.

– Znów nie podoba ci się mój pomysł. Ciągle muszę czegoś szukać w Google, nawet nie wiesz, ile dzieci mają pytań.

– Nie sądzę, żebyśmy znalazły tam odpowiedzi...

– Sprawdzić nie zaszkodzi – Maryla po wpisaniu hasła pokręciła głową.

Chwila zamyślenia sprawiła, że Sandra zajrzała jej przez ramię:

– Znalazłaś coś?

– Tak, jeśli masz ochotę na seans filmowy.

– Dzięki, ale nie mamy na to czasu. Och...nie mówiłaś serio. Co się ze mną dzieje?

Maryla nie zwracała uwagi na Sandrę i dalej przerzucała z niecierpliwością kolejne strony. Narastało w niej poczucie, że traci cenny czas. Już zamierzała się poddać, gdy trafiła na stronę, która obiecywała odpowiedzi na najdziwniejsze pytania, a wśród nich o podróże w czasie i zamiany ciał.

– Znalazłam jakiegoś wróżbitę – zagaiła Maryla.

Sandra podniosła wzrok znad paznokci, którym przyglądała się z dezaprobatą.

– Chcesz korzystać z porad jakiegoś szarlatana?

– Przynajmniej nas wysłucha.

– Niby jak chcesz to zrobić?

– Online.

– Niech będzie.

Maryla bezskutecznie próbowała dodzwonić się na numer Anatola. W końcu zrezygnowana wypełniła krótki formularz na stronie. Odłożyła ostrożnie telefon, choć najchętniej cisnęłaby nim z impetem. Nigdy dotąd nie przyszło jej coś takiego do głowy. Straciły kwadrans, a teściowa mogła wpaść tu w każdej chwili. Musiała coś wymyślić i to szybko.

– Pozostaje nam tylko czekać – Marylka skurczyła się w sobie.

– Myślę, że przemiana odbyła się po północy. Mam nadzieję, że jutro rano wszystko będzie po staremu – odezwała się Sandra, wyrwana z zamyślenia.

– Problem w tym, że teraz nie mamy za wiele czasu. Nie nakłonię dzieci i teściów, żeby przełożyć lub odwołać wyjazd do Łeby. Podejrzewam, że nie masz wyjścia i musisz jechać zamiast mnie. Wyjazd bez mamy nie wchodzi w rachubę – powiedziała z przekonaniem.

– Nie znam się na dzieciach, ale twoi teściowie sami z nimi nie pojadą.

– Może gdyby Tomek nie nawalił, byłaby szansa, żebyś została w domu, albo dołączyła później. W tej sytuacji musisz jechać z nimi. Miejmy nadzieję, że jutro, gdy ten zwariowany dzień się skończy, każda z nas wróci do siebie.

– Wiesz, co ty mi proponujesz? Co mam z nimi robić? W ogóle ich nie znam – zaczęła Sandra, do której dotarło, że przecież nie będzie mogła dzieci Marylki posadzić przed telewizorem przez cały urlop. – Chciałabym mieć dzieci – małe, słodkie bobaski, które mówią do mnie mamo, ale twoje dzieci to wyższa szkoła jazdy.

– Nie martw się, nie zostawię was samych. Pojadę z wami, choćbym miała koczować na plaży.

– Jak ty to sobie wyobrażasz? – zapytała zaskoczona.

– Znajdę nocleg gdzieś w okolicy i będę ci pomagać. W końcu się przyjaźnimy i mogłybyśmy spędzić urlop razem – rzekła Maryla.

– Nie wiem, czy to najlepszy pomysł. Można to jeszcze jakoś wytłumaczyć twoim gościom, tylko co, jeśli zamienimy się z powrotem o północy? Ja muszę być w tym samolocie dzisiaj po południu, więc ty musisz lecieć na Malediwy – odparła z przekonaniem.

– Nie wygłupiaj się, nie polecę na romantyczne wczasy z twoim narzeczonym – prychnęła Maryla. – Musisz wymyślić coś innego.

– Przed chwilą sama poprosiłaś mnie, żebym opiekowała się twoimi dziećmi, choć wiesz, że się na tym nie znam. Uważasz, że jestem bardziej kompetentna niż twoja teściowa? – odparła, ignorując po raz kolejny wzmiankę o Leo.

– Nie, nie wiem... To wszystko jest szalone... Motyla noga, co za pech – rzekła i ukryła twarz w dłoniach, a po policzku spłynęła łza.

– Wiem, czuję tak samo, ale musimy coś z tym zrobić. Nie możemy tu siedzieć i płakać.

– Sandra, ja nie mogę lecieć z Leo. To dla mnie obcy mężczyzna, który cię kocha. Co, jeśli się nie zamienimy? Moja teściowa jest uciążliwa, ale...

– To nie są romantyczne wczasy. Lecę tam sama – powiedziała cicho Sandra, przerywając Marylce.

– Co się stało? Pokłóciliście się przed wyjazdem? – dopytywała.

– Nie, rozstaliśmy się, jakiś czas temu – odparła, czując narastającą gulę w gardle. W kącikach jej oczu lśniły łzy.

Maryla posłała przyjaciółce zdziwione spojrzenie i przytuliła ją nieporadnie. Widziała, że Sandra potrzebowała wsparcia bardziej, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Nie było czasu na rozmowy. W tym momencie do kuchni weszła Beata.

– Widzę, że się żegnacie. To dobrze. Dosyć tych pogaduszek, trzeba ruszać w drogę! – powiedziała kobieta, z przyganą w głosie, spoglądając znacząco na synową.

– Potrzebujemy jeszcze chwili – powiedziała Maryla, która pierwsza odzyskała trzeźwość umysłu.

– Czas goni! – rzuciła Beata i spojrzała wymownie na zegarek. – Dochodzi południe, a trzeba jeszcze zapakować rzeczy do samochodu. Zabiorę dzieci na lody, a ty Marylko poproś koleżankę o pomoc. Przecież Janusz ani ja nie damy rady z tymi waszymi walizami.

Sandra i Maryla popatrzyły się na siebie i obie zacisnęły wargi. Żadna z nich nie powiedziała ani słowa.

– Przynajmniej zajęła się dziećmi – powiedziała Maryla na obronę teściowej, gdy ta wyszła.

– Masz anielską cierpliwość. Chodźmy po te walizki i dokończymy rozmowę o Malediwach. Tylko nie pytaj o Leo, nie jestem gotowa o nim rozmawiać – zaznaczyła z naciskiem.

– Dobrze, nie będę cię wypytywać. Wyjaśnij, dlaczego uważasz, że powinnam dziś lecieć. Nie da się przełożyć tego lotu? – dopytywała Maryla. – Wolałabym być z dziećmi – dodała.

– Wiem, widzę, jak na nich patrzysz, ale jestem pewna, że to tylko jeden dzień. Nie chce przekładać lotu. Mój wyjazd na Malediwy to nie tylko egzotyczna wycieczka. Pojawiła się szansa na niesamowitą kampanię. Jeśli wszystko dobrze pójdzie dobrze, dostanę wymarzony awans.

– Myślałam, że to już pewne. Lecisz na Malediwy pracować? – zapytała zdziwiona.

– I odpoczywać. Ten wyjazd jest dla mnie bardzo ważny, to szansa na przełom w mojej karierze. To życiowa szansa. Nie wiem, kiedy dokładnie klient i jego wspólnik zgodzą się ze mną spotkać, ale od jutra muszę być w gotowości. Nie mogę ryzykować, że zjawię się dzień później. – Sandra znowu mówiła jak kobieta sukcesu.

Maryla przyglądała się przyjaciółce z wahaniem. Wczoraj jej zazdrościła, a dziś okazało się, że podobnie jak Tomek będzie pracowała na urlopie... Wyznania Sandry sprawiły, że zobaczyła ją w innym świetle. Widziała determinację w jej oczach, gdy opowiadała o pracy. Miała wrażenie, że ambicje przyjaciółki rosły z czasem. Współczuła jej rozstania z Leo i pragnęła pomóc. Nie zmieniało to faktu, że martwiła się o swoje dzieci, które miała zostawić pod opieką kobiety.

– Wiesz, jak nie cierpię latać samolotami – powiedziała niepewnie Maryla.

– Błagam, zgódź się – powiedziała proszącym tonem Sandra. – Pracowałam nad tym projektem od dawna. Muszę zdobyć tego klienta, choćby nie wiem co. Zresztą wierzę, że jutro obie będziemy na swoim miejscu – dodała z mocą.

Nawet kosztem mojej rodziny – pomyślała Maryla, ale na głos dodała słabym tonem. – Dobrze, nie chcę być powodem, przez który stracisz swoją życiową szansę. Miejmy nadzieję, że uda się nam zamienić z powrotem.

– Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczna. Gdy o północy nastąpi zamiana, będziesz w połowie lotu – powiedziała rzeczowo.

– Czekaj, to ile trwa ten lot?

– Około trzynastu godzin. Bilety są na szafce nocnej. W mojej torebce są wszystkie dokumenty. Walizkę znajdziesz w garderobie.

– Strasznie długo – zawodziła.

Na samą myśl o samotnym locie zrobiło się jej niedobrze. Spojrzała na swoje dzieci, które szły w ich kierunku. Nie potrafiła odmówić przyjaciółce i zapewniała samą siebie, że Marcelowi i Malwince nic się nie stanie, jeśli do jutra będzie się nimi opiekowała przyszywana ciocia.

– Poradzisz sobie. Będziemy w kontakcie. Postaram ci się napisać najważniejsze rzeczy. W razie czego będziesz dzwonić. Jestem pewna, że jutro każda z nas będzie na właściwym miejscu – powiedziała raźno Maryla, choć w głębi duszy nie była co do tego przekonana.

– Dam radę. Sama mówiłaś, że w ośrodku jest animator. Poza tym jutro nie będzie problemu, bo każda z nas obudzi się we własnym ciele. Wystarczy przetrwać ten dzień – odparła Sandra, jakby chciała przekonać samą siebie.

Sandra i Maryla pakowały ostatnie bagaże, gdy Malwinka i Marcel do nich podeszli.

– Mamo chce mi się pić – powiedziała dziewczynka i wpatrywała się wielkimi oczami w Sandrę.

Maryla sięgnęła po bidon i podała go córce, a ta spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– Prosiłam mamę! – powiedziała dziewczynka, ze złością biorąc wodę z rąk Marylki.

– Bez takich – wtrąciła ostro Sandra.

– Zostaw. Ona tak ma – powiedziała Maryla wyrozumiale.

– To normalne? – zapytała przyjaciółka.

– Podobno tak – odparła mama Malwinki.

Marcel podszedł do Sandry i próbował się przytulić, ta zesztywniała. Maryla spoglądała zbolałym wzrokiem na swojego synka.

– Ciocię też przytulisz? – zapytała Maryla z nadzieją w głosie.

Obawiała się, że chłopiec odmówi, jednak Marcel podszedł do niej. Maryla objęła go i przycisnęła do piersi. Przytrzymała go dłuższą chwilę. Nie chciała się odrywać od jego maleńkiego ciałka i pachnących szamponem dla dzieci włosków.

– Bądź grzeczny i słuchaj mamy – powiedziała do chłopca, dalej trzymając go w ramionach.

– Będę. Jestem już dużym chłopcem – odparł i odsunął się od kobiety.

– Malwinka! – zawołała Sandra.

Dziewczynka nie kwapiła się do przyjścia, ale kobieta nie ustępowała.

– Malwinka! Pożegnaj się z ciocią – dodała.

Malwina podeszła do prawdziwej matki i przytuliła się z ociąganiem. Maryla przyciągnęła ją do siebie i powiedziała to samo, co przed chwilą jej bratu.

– Dobrze, już dobrze – odpowiedziała zniecierpliwiona dziewczynka.

– Czas na nas – powiedziała Beata, która wraz z Januszem wyrosła spod ziemi.

Maryla patrzyła, jak jej rodzina pakuje się do wypchanego po brzegi auta. Liczyła, że Sandra bez problemu trafi do Łeby. Poczuła ogromną tęsknotę za swoją rodziną i własnym życiem. Pragnęła podbiec do dzieci, ucałować je serdecznie albo wsiąść w samochód i pojechać za nimi. Nie zrobiła jednak żadnej z tych rzeczy.

Stała znieruchomiała i przyglądała się, jak odjeżdżają. W jej oku zakręciła się łezka. Pojedyncze krople zmieniły się w cały potok. Kobieta szła powoli, ocierając dłonią mokre policzki. W końcu przystanęła i z ulgą spojrzała na pobliską ławkę.

Usiadła i szlochała, nie zwracając uwagi na przechodzących ludzi. Po dłuższej chwili wstała z myślą, że musiała wytrzymać tylko do północy. Próbowała przekonać samą siebie, że jej dzieci miały dobrą opiekę. Do tej pory nie rozstawała się z nimi na dłużej.

Weszła do mieszkania Sandry i położyła się na łóżku. Przekonywała siebie w myślach, że powinna wykorzystać ten czas na własne przyjemności. Od tak dawna nie myślała o sobie, tylko o innych.

Całe jej życie kręciło się wokół domu, pracy i obowiązków. Ciągle była zmęczona i nie potrafiła odpoczywać. Nawet w wolnym czasie, jej myśli krążyły wokół kolejnych zadań. W tym wszystkim zniknęła gdzieś ona i Tomek. Od czasu, gdy stali się rodzicami, ich potrzeby zeszły na dalszy plan.

Teraz przez krótką chwilę poczuła się swobodnie, ale zaraz do głosu doszły wyrzuty sumienia. Zerknęła na szafkę nocną i znalazła bilety. Zostało jeszcze tyle czasu, a ona nie wiedziała, co z nim zrobić.

– Muszę się czymś zająć – szepnęła do siebie.

Zajrzała do garderoby przyjaciółki i sprawdziła stan walizki. Nie spodobało się jej to, co zobaczyła. Sandra miała śliczną figurę i chętnie ją podkreślała obcisłymi strojami, ale Marylka wolała luźniejsze ubrania. Dorzuciła kilka rzeczy bardziej w swoim stylu. Usiadła na łóżku przyjaciółki.

Jej brzuch zaburczał tak głośno, że nie była w stanie dłużej ignorować faktu, że jeszcze nic nie jadła. Poczłapała do kuchni. W lodówce Sandry nie znalazła nic poza karafką z wody z miętą. Na samym środku drzwiczek wisiało menu restauracji, która znajdowała się w pobliżu.

Maryla tak bardzo pragnęła chwili dla siebie. Nie raz marzyła o tym, co zrobiłabym, gdyby mogła wymknąć się samotnie z domu. Teraz wcale jej to nie cieszyło. Czuła, że żyje ukradzionym życiem.

Siedziała na tarasie uroczej restauracji i grzebała widelcem w talerzu. Nie była nawet przekonana, dlaczego wzięła sałatkę z łososiem i pieczywo czosnkowe, za którym specjalnie nie potrzebowała. Wypiła duszkiem kieliszek białego wina i poprosiła o kolejny. Nie potrafiła delektować się jego świeżym, cytrusowym smakiem.

Jej myśli ciągle kręciły się wokół nieszczęsnej zamiany i rodziny. Jak mogłam zostawić tak dzieci? Powinna... Właściwie nie wiedziała, co. Podjęła przecież decyzję. Jutro będą już razem. Każdy na swoim miejscu, inna opcja nie wchodziła w rachubę. Uspokoiła się, ale tylko na moment.

Zmęczone ciało i umysł, pragnęły odpoczynku. Przymknęła oczy i wyobraziła sobie, że leży na plaży.

Nie, nie mogła pozwolić sobie na to. Musiała być ciągle w gotowości. Skąd to napięcie? Jej uczucia zlewały się z uczuciami Sandry. Nie była już pewna, za którymi podążać.

Kelner wyrósł spod ziemi.

– Podać coś jeszcze? Mamy kawę z ciastem w świetnej cenie.

Zerknęła w kartę dań i zawahała się nas deserem. Zwykle oblizywała się na myśl o torcie czekoladowym, ale dziś wybrała sernik na zimno z truskawkami. Tak, z pewnością był w stylu Sandry.

– Sernik i americano – zawyrokowała.

Co się dzieje? Zwykle piję kawę z mlekiem. Trudno, jakoś przeżyję ten dzień, a jutro będę już z rodziną – pomyślała. Wizja, że mogłoby być inaczej, ją przerażała. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro