Wyznania małe i duże

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Marylka przemierzała szpitalny korytarz szybkim krokiem. Stres i zmęczenie dawały o sobie znać. Drażnił ją zapach środków do dezynfekcji, a jej skronie pulsowały nieznośnie. Stanęła pod salą i zapukała delikatnie. Zawahała się, pragnęła być przy Malwince, ale jako matka. Odsunęła się od drzwi, które po chwili otworzyły się nieznacznie. Wychylił się z nich Marcelek, a tuż za nim stał Tomek. Marylka odskoczyła jak oparzona i bąknęła coś niezrozumiale. Po chwili drzwi otworzyły się szerzej i pojawiła się w nich Sandra. Marcelek podszedł do Maryli, objął ją za nogę i powiedział zdecydowanie:

– Malwinka miała rację. Pachniesz jak mama! To ty!

Marylka kucnęła, przytuliła chłopca i nie była w stanie powiedzieć ani słowa. Ścisnęło ją w gardle, a po policzku spłynęła jej łza. Marcelek położył jej dłoń na policzku i szepnął coś do ucha.

– Co tu się wyprawia? Czy wyście wszyscy poszaleli? To jakiś absurd! – wykrzyknął Tomek.

– Ale to mama! – zapiszczał Marcelek.

Marylka patrzyła z niepokojem na purpurową twarz Tomka, który przeskakiwał wzrokiem raz na nią, raz na Sandrę.

– Ja... tylko chciałam wejść do Malwinki – szepnęła Maryla, patrząc tęsknie w kierunku dziewczynki, wspartej na poduszkach. – Przecież dzwoniłam, że jadę.

– Szkoda, że jeszcze szofera nie wzięłaś – zakpił Tomasz.

– Janek czeka w samochodzie – odparła, bez zastanowienia.

– On tu jest? – wtrąciła zaskoczona Sandra.

– O co tu chodzi? To jakiś zjazd studencki, czy mi się wydaje? – zapytał Tomek, patrząc na „żonę" spode łba.

– To długa historia – odparła Marylka.

Atmosfera zrobiła się gęsta. Marylka, Tomek i Sandra próbowali powiedzieć coś jedno przez drugie, wciąż stojąc w drzwiach. Głosy spod sali przykuły uwagę zastępczyni oddziałowej.

– Proszę państwa, co tu się dzieje? – zapytała pielęgniarka. – To szpital, nie zjazd rodzinny! Rozejść się i to już! Najlepiej wszyscy! Dajcie dziecku odpocząć. Lekarz zaraz przyjdzie na konsultację. Myślicie, że jak macie jednoosobową salę, to wszystko wolno! – prychnęła z oburzeniem. Weszła do Malwinki i zamknęła za sobą drzwi.

– Pojadę z Marcelkiem do domku – zdecydował Tomek i chwycił chłopca za rękę.

Marylka odprowadziła go wzrokiem. Wiedziała, że muszą porozmawiać, ale czuła, że to kiepski moment. Gdy Tomek się oddalił, stanęły z Sandrą w kącie korytarza.

– Chcę wejść do Malwinki, ale wolałabym zrobić to jako mama – powiedziała Marylka.

– Bardzo cię przepraszam. Opieka nad dziećmi to coś więcej niż sądziłam. Malwinka mi uciekła, domyśliła się, że nie jestem jej mamą, nie chciała zejść i ... – tłumaczyła Sandra. – Strasznie mi przykro, że do tego doszło.

Marylka położyła rękę na ramieniu przyjaciółki i spojrzała na nią łagodnie.

– To był wypadek. Nie winię cię. Równie dobrze mogło przydarzyć mi się to samo. Gdy Malwinka była mała, często mi uciekała. Było mi tak wstyd, że nikomu się nie przyznawałam – powiedziała wyrozumiale.

– Dziękuję za to, co mówisz. Kamień spadł mi z serca. Ta odpowiedzialność jest przerażająca. Dziś kompletnie mnie zatkało.

– Za to ja nagadałam Tomkowi przez telefon... Najwyższa pora, żebyśmy się zamieniły. Teraz skup się Sandra. Powinno nam się w końcu udać – powiedziała z przekonaniem Marylka.

– Myślisz, że nie będzie już powrotów? – zapytała niepewnie Sandra.

– Nie, tylko musimy rozwiązać szybko swoje sprawy – ja z Tomkiem, a ty z Jankiem.

Sandra skrzywiła się lekko i skinęła głową. Kobiety chwyciły się za ręce. Dłonie Marylki drżały nieznacznie, a Sandra poczuła, jakby przeszedł ją impuls elektryczny.

– Chcę być już zawsze tylko sobą – zaczęła Marylka.

– Chcę być już zawsze tylko sobą – powtórzyła przyjaciółka, zerkając w kierunku drzwi.

Marylka i Sandra poczuły mrowienie i migocące drobinki. Gdy otworzyły oczy, znajdowały się w swoich ciałach. Rzuciły się na siebie z radością i uścisnęły serdecznie.

– Udało się! – powiedziały równocześnie.

– Nie sądziłam, że będzie to takie proste – rzekła Sandra.

– Droga do tego miejsca, nie była prosta, ale myślę, że już wiemy, co robić – odparła Marylka i tym razem pewnym krokiem weszła do córki.

Malwinka przylgnęła do matki, całą sobą. Marylka patrzyła z niepokojem na obandażowaną głowę i zasypała pielęgniarkę gradem pytań. Sandra stanęła w drzwiach i przez moment przyglądał się tej scence. Wzrok kobiet spotkał się na chwilę i nie było w nim cienia zazdrości.

*

Janek siedział przed głównym wejściem i wypatrywał znajomej twarzy. Poderwał się z ławki i podszedł do Sandry. Wydawała mu się słaba i krucha jak nigdy dotąd. Zatrzymała się przed nim i spojrzała z wyczekiwaniem. Patrzyła na niego wzrokiem osoby zmęczonej życiem. Przemknęło mu przez myśl, że nie powinien był przyjeżdżać. Stał przed nią i nie było już odwrotu. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz.

– Znów na mnie czekasz – zaczęła powoli.

W odpowiedzi skinął głową i zaprosił ją gestem na ławkę.

– Nawet nie wiem, czy tego chciałaś. Nie mogłem przestać myśleć o tym, że raz byłaś to ty, a raz ona – powiedział z lekkim wyrzutem Janek.

– Maryla ci powiedziała? – odparła Sandra, nie kryjąc zdziwienia.

– Tak i uwierzyłem jej. Szkoda, że ona to zrobiła, a nie ty.

– Chciałam i nie potrafiłam. To było strasznie trudne. Jest tyle rzeczy, które się wydarzyły. Ty też nie byłeś do końca szczery. Twoja narzeczona... – urwała w pół zdania.

– Matylda to przeszłość, ale przypomniała mi o czymś. Gdybym tylko mógł cofnąć czas. Zrobiłbym wiele rzeczy inaczej – powiedział drżącym głosem.

Czas nie ma tutaj znaczenia. Jesteś tu.

– Jestem, bo coś sobie uświadomiłem. My też jesteśmy dla siebie przeszłością. Przemyślałem kilka spraw, a jeszcze wiele muszę przepracować. Zrozumiałem, dlaczego wtedy zrezygnowałem. Ciągle trafiałem na ścianę, gdy się do ciebie zbliżałem. Nie umiałem dalej znosić tego odtrącenia, dlatego powiedziałem, że podobała mi się Marylka. Nawet nie byłem o tym przekonany, ale nie potrafiłem inaczej.

– Nie chcę cię już odtrącać – powiedziała cicho.

Zdawało się, że nie dosłyszał jej słów.

– Teraz, nie powinniśmy być razem – odparł z naciskiem. – Nie przyjmowałem tego do wiadomości... Nie potrafię żyć, dalej marząc, rozglądając się za tobą na każdym kroku, czekać na telefon, którego nigdy nie wykonasz. Może kiedyś... – zaczął, ale mu przerwała.

– Nie rozumiem. Teraz się wycofujesz? Po tym wszystkim? Przyjechałeś tu tylko po to, żeby mi powiedzieć, że nie możemy być razem? – zapytała, nie kryjąc rozczarowania.

– Oboje jesteśmy na rozdrożu. Dowiedziałem się właśnie... – zaczął i umilkł.

– Chcesz usłyszeć, że będę na ciebie czekała albo że uwierzę w znaki? Może to test, czy mi zależy? Chcesz, żebym do ciebie zadzwoniła? Wierz lub nie, ale chciałam to zrobić! – krzyczała już Sandra.

– To nie nasz czas. On już minął albo jeszcze nie nadszedł, ale z pewnością nie jest właściwy – rzekł z przekonaniem.

Janek spuścił wzrok i czekał na jej reakcję. W głębi serca pragnął, żeby o niego zawalczyła. Widział targające nią emocje. Pragnął wziąć ją w ramiona i przyciągnąć do siebie, ale nie zrobił nic.

– Skoro tak twierdzisz – odparła, wzruszając ramionami.

Sandra odeszła, a Janek został sam na ławce. Mężczyzna siedział tak przez dłuższy czas. Nie był w stanie wykonać żadnego ruchu. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy niepewnym krokiem ruszył do auta. Zerknął do bagażnika i uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że mimo wszystko to jeszcze nie koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro