3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Od zamieszkania w akademiku minęły dwa tygodnie. Na szczęście chłopak, nie miał ataków paniki przy Starku. Peter jak to pierwszoklasista był poniżany przez wyższe klasy. Tylko dlaczego on? Nikogo innego się nie czepiali. Już dość mu cierpień. Ale cóż może zrobić? Jedynie leżeć w łazience poobijany. Starsi oszczędzali go tylko dlatego, aby siniaki nie były bardzo widoczne. Na początku chłopak pomyślał, że to sprawka Starka, ale zrezygnował z tej myśli ponieważ pare razy przyszedł "dowódca" prześladowców-Flash z ostatniej klasy.

-Powiesz komuś-masz wpierdol. Ktoś się domyśli-masz wpierdol. Jasne?-spytał surowo Flash patrząc z pogardą na leżącego młodszego chłopaka. Peter tylko kiwnął potwierdzająco głową i dostał mocnego kopniaka w brzuch. Tak było codziennie.

Tony jest w drugiej klasie i pomimo, że w tej szkole nie jest zbyt długo, to i tak jest najpopularniejszą osobą. Nic dziwnego, gdy ma się ojca miliardera. Stark ma życie jak z bajki jeśli chodzi o rzeczy materialne. Jednak co do miłości ze strony rodziców, nie ma takiego szczęścia. Zawsze poniżany przez ojca. Przyzwyczaił się i już nie zwracał na to uwagi. Dlatego wolał zamieszkać w akademiku. Ma tam przynajmniej spokój.

***

Peter przygotowywał się do spania. Zawsze śpi w piżamie, aby jego siniaków nie było widać. Gdy przebierał koszulkę, nie zauważył wchodzącego do pokoju Starka. Chłopak skrzywił się jak zdejmował t-shirt, ponieważ rany dawały o sobie znać. Tony wszedł do pokoju patrząc na chłopaka i jego poobijane ciało.

-Co ci się stało?-Peter podskoczył i momentalnie okrył się materiałem. Chłopak z przerażeniem patrzył na twarz starszego o rok kolegi. Nie byli na tyle blisko, aby rozmawiać ze sobą o takich tematach. Ba! Nie byli ze sobą na tyle blisko, aby w ogóle porozmawiać!-Kto ci to zrobił?-kolejne pytanie wypłynęło z ust starszego.

-Nikt mi nic nie zrobił.-odpowiedział cicho, spuszczając głowę i nadal trzymając materiał przy ciele.

-Pokaż to. Trzeba to jakoś opatrzyć.-Tony podszedł lekko do chłopaka. Ten jednak z przerażeniem spojrzał na niego i momentalnie się odsunął. Stark podniósł ręce w obronnym geście i pokazał dla młodszego, że nie ma zamiaru zrobić mu krzywdy. Peter stał przy łóżku i nie wiedział co ma zrobić, co powiedzieć. Starszy podszedł do niego i po uzyskaniu zgody, odsunął materiał od ciała chłopaka.-Nie wygląda to dobrze.-spojrzał na liczne siniaki i zadrapania.-Boli?-spytał dotykając lekko jednej z ran. Peter syknął cicho i zrobił grymas bólu na swojej twarzy.-Co to jest?-spytał, gdy zobaczył większą ranę ciętą.-Ktoś cie pociął?-Parker odsunął się lekko i spuścił głowę.-Tak mi przykro, Peter.-powiedział cicho.-Poczekaj. Powinienem mieć tu jakąś maść i bandaż, ewentualnie plastry.-oznajmił i odszedł od chłopaka w celu poszukania jego przenośnej apteczki. Peter usiadł powoli na łóżku i nie wiedział co o tym wszystkim myśleć.

Pov.Peter

I po co on się tym tak przejmuje? I jeszcze te jego: Tak mi przykro, Peter. Jakby składał mi jakieś kondolencje. Co ja go niby obchodzę i po co się mną martwi? Jedyny raz kiedy ze sobą rozmawialiśmy to gdy przyprowadził tą Pepper. Przecież mógłby po prostu tego nie komentować i wyjść z pokoju, abym mógł się ogarnąć. Moja wina. Powinienem pójść do łazienki, a nie przebierać się na środku pokoju. Jak zawsze, wszystko moja wina.

Pov.Stark

Co mu się stało? Nie wygląda na takiego, który bije się z każdym i przy każdej okazji. Ktoś się nad nim znęca. Tylko kto? I dlaczego się o niego martwię? Boże...i jeszcze to cięcie. Jakby ktoś przejechał po nim nożem.

Znalazłem apteczkę i po chwili znalazłem się przy pół nagim koledze. O ile mogę go tak nazwać. Nigdy ze sobą nie rozmawiamy, a czasem nawet nie powiemy zwykłego cześć, gdy przechodzimy przez szkolny korytarz. Inni w pokojach dogadują się wspaniale, a jak zawsze ja nie mam tego szczęścia.

Wyjąłem maść z apteczki i spojrzałem na Petera.

-Dam radę sam.-powiedział szybko lecz widziałem, że potrzebuje pomocy.

-Daj to.-wziąłem maść i wycisnąłem trochę na swoją dłoń.-Mogę?-zapytałem aby mieć pewność, że mogę go dotknąć. Spojrzał na mnie i skinął głową. Dotknąłem jego nagiego torsu i zacząłem rozprowadzać maść po jego ranach. Kątem oka widziałem grymas bólu na jego twarzy i czasami słyszałem ciche syknięcia, dające znak, że za mocno dotknąłem stłuczeń. Mówiłem wtedy ciche przepraszam i sam dziwiłem się sobie, że wypowiadam te słowo. Moja ręka nadal wędrowała po jego ciele i zamiast skupić się na ranach, mój wzrok skupił się na mięśniach jakie miał. Musiałem przyznać, że nie spodziewałem się po nim tak umięśnionego ciała. Zaczerwieniłem się lekko i chcąc odgarnąć te myśli, skupiłem się na jego zranieniach. Widziałem na jego twarzy lekką ulgę, gdy na jego ciele znalazła się zimna maść. Moje ręce lekko drżały, ponieważ wcześniej nie dotykałem męskiego nagiego torsu i o dziwo podobało mi się to. Z jednej strony było mi przykro i czułem coś w rodzaju smutku, kiedy widziałem, że młodszy cierpi. Z drugiej strony chciałem widzieć go takiego jeszcze, abym mógł mu pomóc i dotknąć go jeszcze raz. Boże jak to brzmi... Próbowałem się skupić, aby mój wzrok nie wylądował niżej. Było to ciężkie, ale udało mi się. Dlaczego on mnie tak pociąga? Przecież nie jestem gejem! Co się kurwa ze mną dzieje?-Już.-powiedziałem, gdy skończyłem nakładać maść.-Daj, teraz opatrzę ci tą ranę.-powiedziałem wskazując na ranę ciętą. Znajdowała się ona na jego boku, więc chcąc nie chcąc, musiałem usiąść na jego łóżku, a on musiał się położyć na boku. Gdyby ktoś wszedł, pomyślałby, że nam w czymś przeszkadza.

Delikatnie opatrzyłem jego ranę, zerkając czasami na profil jego twarzy. Mój wzrok nadal błądził po jego ciele i niestety albo stety, raz spojrzałem w na jego krocze. Jak dobrze, że był odwrócony...

-Okej, skończyłem.-odsunąłem się od Petera, ale nadal siedziałem na jego łóżku. Przy mnie leżała jego koszulka, więc rzuciłem mu ją, aby nałożył na siebie.

-Dzięki.-szepnął nieśmiało podnosząc się do siadu i spuszczając głowę.

-Nie ma sprawy.-rzuciłem szybko.-Teraz, powiedz co się dzieje.-zażądałem i czekałem chwilę na odpowiedź.

-Tony...Nie powinieneś. Jeśli ktoś się dowie, że wiesz...-słyszałem jak przełknął głośno ślinę.-Nie powinieneś nic robić. Nie możesz, rozumiesz? Jeśli coś zrobisz...wiedz, że tylko ja za to oberwę. Proszę, Stark. Nic nie rób. Nie przejmuj się. Dam radę, jak zawsze.-te słowa mnie zdziwiły. Podniósł na chwilę swój wzrok, a ja ujrzałem w jego oczach łzy. Poczułem dziwne ukłucie na sercu, którego nigdy nie czułem. Chciałem coś powiedzieć. Chciałem coś zrobić, ale wiedziałem, że nie mogłem. Chciałem go pocieszyć, ale gula w gardle na to mi nie pozwalała.

-Peter...-tylko to udało mi się wypowiedzieć. Pokręciłem głową, a w moich oczach cisnęły się łzy lecz szybko je powstrzymałem. Dlaczego się tak tym przejmuję?

-Nie musisz się przejmować. Przecież wiem, że mnie nie lubisz. Dam radę sam.-powiedział, a słowa, które powiedział jakoś dziwnie mnie zabolały. On myślał, że go nie lubię. Fakt, że to tak wyglądało, ale to chyba nie prawda.

-Peter...-znowu się zbłaźniłem. Nie potrafiłem nic powiedzieć.

-Dobranoc, Tony.-usłyszałem tylko i jak gdyby nigdy nic, Peter owinął się w koc i nie zwracając uwagi, że nadal siedzę na jego łóżku, położył się i zamknął oczy. Patrzyłem na niego chwilę i zszedłem po cichu z jego łóżka. Chłopak zasnął, a ja leżąc na swoim łóżku, patrzyłem na jego twarz. Nie mogłem zasnąć. Czułem się...dziwnie. Będę musiał pogadać ze Steavem.

Wniosek:

Flash znęca się nad Peterem, a Stark zaczął się martwić.

*************************************************************************************

1154 słowa

Hejka!

Jako iż mam wf i mi się nudzi to postanowiłam wstawić rozdział.

Dajcie znać co sądzicie i czy się podoba :)

Trzymajcie się ciepło, PAA!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro