Rozdział 21⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Landon *10lipiec

–To jest nie fair! –wrzasnąłem odrzucając swoją łyżkę daleko na stół, w rezultacie czego poleciała na podłogę. –Przecież nie mam szans wygrać, gdy jestem w drużynie z Harrym!

–Powiedziałeś to o gościu, który chyba ze sto razy uratował twoją nędzną dupę! –oburzył się i również odrzucił łyżkę daleko. –Nie zamierzam z nim grać, dopóki mnie nie przeprosi!

–Landon, daj spokój –pisnęła Elosie. – To tylko gra!

–Mówisz tak, bo wygrywasz– prychnąłem i nie czekając już na rozwój wydarzeń wstałem z krzesła.

Gdy wyszedłem z kuchni od razu rozległ się krzyk Elosie, sugerując, że to ona wygrała łyżkową potyczkę i przewróciłem oczami. Kto w ogóle wymyśla grę, w której wygra ten, któremu łyżka najdłużej utrzyma się na nosie częścią do jedzenia. Przecież to głupie!

–Nie obrażaj się! –usłyszałem, gdy postawiłem pierwszy krok na schodach.

–Dobrze się bawiłaś? Kradziejko tytułów?– prychnąłem do niej i ignorując w ogóle to, że za mną idzie, przyśpieszyłem.

–Przecież to gra, Landon. Będziesz się ze mną kłócił o tytuł '' Najwytrzymalszego trzymacza łyżeczek na nosie''?

–Nie będę się z tobą kłócił, mam swoją godność–parsknąłem. Łokciem otworzyłem drzwi od swojego pokoju i wszedłem tam nie patrząc czy dziewczyna robi to samo. –Nie zamierzam w ogóle z tobą rozmawiać.

–Okej–odpowiedziała.

–Tak po prostu mówisz "okej"? – zdziwiłem się odwracając w jej stronę. Elosie właśnie siadała na łóżku, zupełnie nie przejęta tym, że się obraziłem.

–Tak, Landon. Mówię "okej", ponieważ twoje obrażenie się na mnie za to, że dłużej utrzymałam łyżeczkę na nosie niż ty, jest co najwyżej głupie i nie będę się kłócić, żebyś się ze mną kłócił. Po prostu się nie odzywamy –powiedziała sięgając z szafki nocnej magazyn, który dziś doręczył listonosz.

–Dopiero zaczęłaś tu mieszkać, a już dom będzie zawalony katalogami z kosmetykami i sukienkami?– zmarszczyłem brwii. Jeśli jest coś czego nienawidziłem, to są to właśnie wszędzie walające się katalogi. Katalog z ubraniami, katalog z kosmetykami z takiej firmy, z takiej firmy, takiej, takiej i takiej, katalog z chemią, katalog z taką chemią, taką chemią i taką chemią. Oh nie zapomnijmy o butach! –Przecież Ty nigdy nic stąd nie kupisz!

–Wybieram właśnie garnki, możesz dać mi się skupić? –warknęła.

Skomentowałbym to z chęcią, ale naprawdę nie wiem jak... Ona zamierza mi wymienić wszystkie garnki w domu?

Wyszedłem z pokoju myśląc, jak szybko zirytowana Elosie zmieniła się we wściekłą Elosie wybierającą garnki? Czy kobiety zawsze tak miały? Czy mnie coś ominęło, kiedy spędzałem czas zabunkrowany z pracą albo zamknięty w sobie nad grobem Tessy?

Tessa też taka była? Nie przypominam sobie, by panikowała tak jak... Nie! Nie porównam Elosie do Tessy! Nie!

Nie zrobię tego.


–Garnki? –zwrócił się do mnie Zayn.– Znowu?– nie zostało mi nic innego jak skinięcie głową, więc zrobiłem to szybko i płynnie zanim wybuchnąłem śmiechem.

–Zaraz będziemy mieli więcej garnków niż pistoletów! –śmiałem się głośno. –Wyobraź sobie nas na akcji, z garnkami na głowie!

–I łyżką cedzakową w dłoni!–dodał od siebie.

Wizja nas ubranych jak warzywa przygotowywane do obiadu, przeciwko uzbrojonym gangsterom powinien mnie przerazić, tymczasem śmiałem się jak oszalały.

–Ja będę przerośniętym kartoflem!– zawyłem ocierając łzy. –A ty.. A ty możesz być burak!

Zayn płakał ze śmiechu, chociaż nie wiem jak to dojrzałem, gdyż sam oczy miałem zalane łzami.

–O co tu chodzi? Znowu jaraliście w domu? –głos Niall'a, odpowiedzialnego staruszka, rozniósł się po salonie. Niestety nie widziałem go, bo zacisnąłem oczy ze śmiechu, ale on mógł dołączyć do nas.

–Ty będziesz seler! –krzyknął Zayn.– Bo masz taki jasny łeb, jesteś blady, pasuje! Tylko długość się nie zgadza, karle! –wybuchnął znów śmiechem brzmiąc trochę jak dźwięk zasysania czegoś odkurzaczem i oparł się na oparciu kanapy na której siedział. A właściwie to kładł się ze śmiechu.

–Kurwa, co to był za towar? –zapytał znów Niall. Jestem pewny, że szukał teraz resztek po spalonym joincie, tylko szkoda, że niczego takiego nie znajdzie. Uspokoiłem się, śmiejąc się ostatni raz, trochę jakby ktoś mnie dusił i nabrałem głęboki haust powietrza.

–Elosie zamawia garnki– wyjaśniłem.

–Znowu?

–Zareagowałem tak samo!– wybuchnąłem znowu śmiechem, całkowicie tego nie kontrolując.– Będziemy musieli... Przerobić zbrojownie... Na magazyn garnków!

–Musimy znaleźć stroje! –krzyknął nagle Zayn. Spojrzeliśmy na niego jakby powstał z martwych i sam również uspokoiłem swój śmiech.

–Jakie znowu stroje, Zayn?

–I ustalić kto jest kim! Ja będę burakiem! Moją bronią będą niezmywalne plamy!

–To ja będę cebulą! -krzyknąłem znowu pokładając się ze śmiechu. Zayn charchnął głośno, gdy mnie usłyszał i przysięgam, że brzmiał teraz jak hiena. –Niall, możesz być..

–Będę sobą– prychnął. –Dzięki.

–Możesz być porem. On też jest taki sztywny jak ty–dokończyłem na jednym wdechu i zmusiłem się by przestać się śmiać. –I zabawa się skończyła –dodałem, podając Zayn'owi rękę by podniósł się do pozycji siedzącej. –Bo ktoś ma pora w dupie.

–Wolę mieć pora w dupie, niż zieleninę w głowie, głąbie ty.

Gdy rozległ się trzask drzwi, nikt nie myślał już o słownych potyczkach i nie było słychać śmiechów. Ale kiedy w salonie stanął Austin, znów zacząłem się śmiać. To było silniejsze ode mnie!

–Na dworze was słychać– odezwał się.
–Nie chcę być żadnym warzywem, Landon–powiedział od razu widząc zapewne, że myślę nad nadaniem mu warzywnego imienia.

–Niestety sztywny por jest już zajęty, ale możesz być szparagiem– prychnąłem. –Sztywniaki z was.

–Co my będziemy odgrywać warzywny teatrzyk czy robić rosół?– prychnął Austin.

–Garnki już mamy! –wtrąciła się Elosie, która podczas naszej 'zabawy' zdążyła zjawić się w kuchni. Puknęła parę razy o aluminiowe pudła.–Jak się nie zmieścicie to kupię większe!

–Ej! Jakie nie zmieściCIE!?– krzyknąłem do niej. –Nie wymigasz się! Ty zaczęłaś, więc ty będziesz składnikiem głównym!

–Czyli czym?

Elosie wysunęła jedną nogę do przodu i uniosła wysoko brew czekając na to co powiem. Przemyślałem bardzo poważnie za i przeciw, wszystkie negatywne skutki jakie we mnie uderzą i możliwe scenariusze, ale nie byłbym sobą, jeśli bym nie odpowiedział:

–Jak już robimy rosół, to ty możesz być dupą wołową! –krzyknąłem.

Gromkie brawa chłopaków zagłuszył ryk śmiechu, ale nie skupiałem się na tym, skupiałem się by dobrze przeoczyć oparcie i biec czym prędzej po schodach do sypialni. Ledwo oddychałem przez śmiech, który dalej mnie dusił, ale nie mogłem się opanować. To jeden z tych momentów, gdy czuję, że coś jest silniejsze niż ja.

–Nie rób mi krzywdy! –krzyknąłem, gdy zamknąłem się po drugiej stronie drzwi sypialni.

–Otwórz te drzwi! –krzyknęła napierając na klamkę. Odszedłem dalej normując swój oddech, już nie było mi tak do śmiechu. –Dupą wołową, tak? Czyli czekaj, jestem zadkiem krowy czy może jakiegoś byka?

–Pięknej krówki. Idealnej! Świecącej brokatem!

–Nie chciałabym mieć dupy świecącej brokatem– zaśmiała się kręcąc głową.

Widząc, że teraz już nie jest zła, złapałem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie na łóżku. Przewróciłem nas tak, bym to ja leżał na niej i szeroko się uśmiechnąłem.

–Czy świeci brokatem czy nie i tak jest piękna– szepnąłem. Opierając się na jednym ręku, by jej nie przygnieść, drugą ręką włożyłem kosmyk jej włosów za ucho. Zniżyłem się, by złączyć nasze usta delikatnie, co po chwili przestało już wyglądać '' delikatnie''. Przejechałem ręką po jej ramieniu w dół, pomiędzy piersiami, po brzuchu aż natrafiłem na gumkę od jej sportowych spodenek. Całowałem ją dalej, gdy wsunąłem końcówki palców pod spodenki i sunąłem nimi niżej, wjechałem nimi pod gumkę majtek i poczułem delikatny materiał.

Elosie miała zamknięte oczy i wyraźnie spokojną twarz. Swoją jedną rękę umieściła na moim policzku, gdy się od niej odsunąłem, a druga luźno leżała na pościeli łóżka. Wsunąłem rękę dalej, Elosie delikatnie rozsunęła nogi dając mi nieme zaproszenie i kłóciłem się sam ze sobą, czy mogę je przyjąć.

I nie wiem, naprawdę nie wiem jak to się stało, że nie całowaliśmy się nawet pięciu razy, a właśnie robiliśmy sobie dobrze.

*
–Ja wybieram park!

–Ja chcę pizzę! –krzyknąłem, przekrzykując każdego w pomieszczeniu.

–O wiem! –Elosie wstała z kanapy i podskakując kilka razy w jednym miejscu wskazała palcem na dwór.– Zrobimy sobie grilla!

–Nie chce mi się –jęknął Niall, który dziś był negatywnie nastawiony na zbudowanie jakiejkolwiek formy rozrywki. –Potem trzeba będzie to wszystko sprzątać!

–Przecież jest nas wielu, Niall. Pójdzie nam to szybcikiem.

–Co to za słowo? To jakiś nowy odłam angielskiego? "Szybcikiem"? – zaśmiałem się unikając ciosu z ręki Elosie i schowałem się za plecami Niall'a. –To za to, że nic ci nie się chce– dodałem, zanim Elosie zaczęła uderzać w nas poduszką. Rzecz jasna Niall przyjmował większość ciosów, w końcu robił za moją tarczę.

–Dobra! Dobra dobra!– krzyknął w końcu odrzucając napierającą na nas dziewczynę i uciekł z kanapy. –
Ty masz worek bokserski na górze i uczysz ją bić, kurwa? Dlatego tak ostatnio jęczała? –prychnął rozmasowując nos.

Elosie prychnęła i zakryła twarz poduszką, którą trzymała w dłoniach. Chłopcy dookoła wybuchnęli śmiechem, w tym ja, który myślałem, że całkiem słodko wygląda wstydliwa Elosie. A zdecydowanie rzadko taką widzę.

–Ćwiczyliśmy resling– odpowiedziałem. –Ale taki specjalny odłam. Polegało to raczej na ćwiczeniu tylko jednej partii mięśni i...

–Zacznijmy już tego grilla!– przerwała mi Elosie, która wściekle opuściła salon w kierunku kuchni. Drzwi trzasnęły, a dosłownie po kilku sekundach dało się słyszeć jak trzaskają drzwiczki od szafek i jak Elosie klnie pod nosem.

–Pójdę jej pomóc –Harry pokręcił głową. –Jestem pewny, że Ty byś dostał patelnią, za to co powiedziałeś.

–To Elosie, Harry. Uważaj żebyś Ty też nie dostał–prychnąłem.

*Harry

Wchodząc do kuchni, pomyślałem, że przeszło przez nią tornado. Elosie była tu zaledwie pół minuty, a zdążyła zrobić już niezły bałagan.

–Pomóc ci? –zapytałem głośno.

–Dość pomogłeś, Landon–warknęła odwracając się do mnie. Myślę, że zrozumiała, że nie stoi przed nią Landon i rysy jej twarzy trochę złagodniały, ale mimo to zachowałem odległość. Dziewczyny Landona zawsze mają duży temperament. –Oh, to ty, Harry. Przepraszam.

–Luz. Więc jak pomóc Ci coś? – powtórzyłem zaglądając do lodówki.– Co ci jest potrzebne? Może skoczę do sklepu?

–Cóż, to zależy co chcecie jeść. Nie znam waszych upodobań więc w sumie możesz zdecydować.

–Dobrze, skoro tak mówisz, dobrze. Więc chodź, przejedziemy się na zakupy. Zaraz zejdzie Austin, będzie ich trzymał trochę w ryzach.

Złapałem rękę Elosie żeby pociągnąć ją szybko w stronę drzwi nim zdążyła się rozmyślić. Przebiegłem się do salonu żeby zgarnąć z półki portfel, telefon ze stolika i kluczyki od auta i krzyknąłem:
–Jedziemy do sklepu!–
zanim wyszliśmy z domu.

–Myślisz, że Landon będzie zły jeśli z Tobą pojadę? –zapytała mnie, gdy siadaliśmy już w aucie. Zapiąłem pasy i upewniłem się, że dziewczyna zrobiła to samo zanim wycofałem i ruszyłem drogą do centrum.

–Myślę, że nie, bo jesteś ze mną, a nie z Zayn'em–odpowiedziałem. –Zanim zapytasz, nie, nie są z Zayn'em pokłóceni, ale.. To między nimi wisi, więc lepiej będzie jeśli nie będziesz zbliżać się do Zayn'a aż tak– zatrzymałem się na światłach i swobodnie spojrzałem na dziewczynę. –Napewno znasz tą historię.

–Znam, ale zbytnio jej nie czaję– prychnęła. –Skoro Tessa tak go kochała, jak wszyscy mówicie, to dlaczego dopuściła się czegoś z Zayn'em? To już nawet nie chodzi o fakt, że Zayn to przyjaciel Landona, ale fakt, że w ogóle coś takiego zrobiła. Z kimkolwiek.

–Między Tessą a Zayn'em w zasadzie do niczego nigdy nie doszło, Elosie. Nie możesz jej oceniać nie znając sytuacji i proszę nie rób tego. Zayn i Tessa to krótka historia, ale ja ci tego opowiadać nie będę– powiedziałem na jednym wdechu. Po sekundzie światło, które obserwowałem, zmieniło się na zielone i ruszyłem do przodu, a do czasu zatrzymania się pod sklepem spożywczym, nie odezwaliśmy się już ani słowem.

Widzę, że Elosie coś gryzie. Napewno głęboko zastanawia się nad tym co było między Zayn'em a Tessą, ale nie do mnie należy mówienie jej prawdy. Nie wiem nawet czy Landon chce, by Elosie cokolwiek wiedziała. W końcu... Zniósł to średnio dobrze.

Elosie to jego nowy początek, najlepiej by było, gdyby całkowicie odciął się od życia Landona gangstera i zajął się Landonem normalnym. Ale wiadomo, że tak się nie da.

*

Zrobiliśmy naprawdę duże zakupy na grilla i wróciliśmy do domu w ciągu dwóch godzin. Jak się okazało, w domu wszystko było już gotowe, stół był zastawiony talerzami, grill rozstawiony, a wszystkie potrzebne rzeczy leżały obok.

–Postaraliście się –zaśmiała się Elosie, kiedy zobaczyła to wszystko. Landon od razu ruszył w jej stronę z uśmiechem i zamknął ją w uścisku.

–Żyjesz–odetchnął z ulgą. –Czego on ci nagadał?

–Powiedział tylko, że lubisz spać nago–Elosie odsunęła od siebie Landona i puściła do mnie oczko.

Cóż. Naprawdę zaczynałem lubić tą całą Elosie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro