Rozdział 3⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*9czerwca2023

Przywykłem do budzenia się w łóżku sam. Może nawet i lubiłem ten chłód, ale dziś był on zdecydowanie bardziej chłodny. Otworzyłem więc oczy i zastanowiłem się czemu mam kurwa otwarte okno.

–Myślałem, że nie wstaniesz nigdy.

Obróciłem głowę w stronę Niall'a, który siedział na pufie w drugim końcu pokoju.

–Ty tu siedziałeś i patrzyłeś jak śpię?– uniosłem wysoko brew, podnosząc się do pozycji siedzącej pomyślałem, że to chore. Nawet jak na nas.

–Obudziłeś mnie jakieś dwie godziny temu, więc pomyślałem, że skoro ja i tak już nie śpię to chociaż ty się wyśpisz.

Jego ciepły uśmiech, który posłał w moją stronę zmiażdżył moją chęć powiedzenia mu ostrej riposty.

–Przepraszam– odchrząknąłem czując się teraz głupio, że go obudziłem.– Nie wiedziałem, że krzyczę. Obudziłem jeszcze kogoś?

–Nie, bo przyszedłem do ciebie. Teraz mogę się chwalić laskom, że z tobą spałem–odpowiedział. Prychnąłem głośno, kiedy Niall zamrugał oczami jak dziewczyna i wstał z pufy.

–Dziękuję, Nii–zdążyłem powiedzieć zanim wyszedł. A potem opadłem znowu na łóżko, myśląc jak popierzona jest moja głowa.

Śnię o Tessie prawie codziennie, ale nigdy tych snów nie pamiętam. Zapytacie, to skąd wiem, że o niej śnie? Otóż, co noc potrafię krzyczeć jej imię. Wołać ją. Mówić jej, że ją kocham albo po prostu udawać, że z nią rozmawiam. Wszystko we śnie. Czasem potrafiłem nawet płakać i nie dawało rady mnie wybudzać z tych snów, więc chłopcy po prostu wtedy do mnie przychodzą, a moje ciało czując ich obecność, myśli, że to Tessa i się uspokaja.

Bynajmniej tak myślę.

Popieprzone, ale działam tak co kilka nocy od trzech lat.

*

–Dzień dobry–przywitałem się podchodząc do ekspresu z kawą. Chłopcy musieli już wypić swoją, bo na stole walały się kubki i naczynia od śniadania. Kto będzie musiał włożyć to do zmywarki, bo wszyscy się zmyją?

Niall. Bo ja też się zmyję.

–Jak tam, Landon? –zaczął Zayn.

–Dobrze. Jeśli was obudziłem dziś to przepraszam– odparłem upijając łyk z kubka. Nikt już się nie odezwał, bo temat moich koszmarów i snów z Tessą nie jest przyjmowany tu delikatnie. Chłopcy raz nawet próbowali namówić mnie na pójście do lekarza po tabletki, które sprawiają, że gdy zasypiasz jesteś tak zmęczony, że nie masz snów.

Ale bym tego nie przeżył. Dlaczego mam odbierać sobie jedyną formę widzenia mojej żony? Dlaczego?

*

–Muszę dziś jechać do Lisy– powiedziałem ubierając na siebie skórzaną kurtkę. –Dawno u niej nie byłem, boję się, że jak nie będzie mnie jeszcze kilka dni to będzie kazała napisać mi papierową wersję tego co robiłem cały tydzień–zaśmiałem się kręcąc głową i złapałem kluczyki od auta.

Może dzisiejszy dzień nie będzie taki przytłaczający? Jak myślisz, Landon?

Landon myśli tak jak zawsze...

*

–Myślałam, że będę musiała zadzwonić do chłopaków żeby cię przywieźli, skoro sam nie chciałeś!– krzyknęła Lisa, kiedy wysiadłem z auta. Dobrze, że jej dom jest jedynym w promieniu kilkunastu kilometrów na tym obszarze poza miastem, inaczej słyszeliby ją wszyscy sąsiedzi.

–Dlaczego niby ty się u mnie nie pojawiłaś?–zapytałem zanim przytuliłem dziewczynę. Wszedłem do domu, nie czekając na Lisę usiadłem na kanapie. –Tak wygląda nasza przyjaźń? Jednostronna?

–Mówiłam Ci, że lepsza jest ta z bonusami. To ty nie chciałeś– odparła siadając na kanapie naprzeciwko mnie. Uniosła ręce na znak bezradności.

–Nie zabieram do łóżka lasek, których historia z płcią przeciwną jest szersza niż encyklopedia–odparłem przewracając oczami. Lisa wzruszyła ramionami.

Cieszyłem się, że miałem taką przyjaciółkę. Z którą mogę wypić kawę, która opowiada mi czy lepiej jej było w łóżku z Ric'iem czy z Ben'em i która kładzie sobie moją głowę na udach, gdy płaczę.

Dokładnie jak teraz.

–Chyba też zacznę płakać– powiedziała, głaszcząc moje włosy.

–Ty?– prychnąłem. –Ty nie płaczesz, Lisa.

–Bo ty płaczesz za nas dwoje.

Prychnąłem urażony, ale zaraz się zaśmiałem.

–Chcesz mi coś powiedzieć, Landon?– zapytała Lisa. Odwróciłem głowę w jej stronę i zmarszczyłem brew. – Jesteś inny. Płaczesz jakoś.. Inaczej, nie wiem. Uśmiechasz się nawet. A nie uśmiechałeś się już dawno.

Zaśmiałem chociaż wizja tego co powiedziała wcale nie była szczęśliwa.

–Nie chcę Ci mówić nic narazie– odpowiedziałem jednak.

*

'Chcesz pokazać mi miasto?'

Uniosłem wysoko brew.

'A chcesz poznać te mroczne zakamarki czy raczej drogę do budki z lodami?'- odpisałem.

Nie wiedziałem, że Elosie jest nowa w Warwick. Co prawda nigdy jej osoba nie wpadła mi w oko, wydaje mi się, że nawet nigdy nie mijałem jej na ulicy, a wierzcie, że mając takie życie jak ja, zwracam uwagę na osoby, które mijam przed pralnią albo sklepem z bawełnianą bielizną.

'Zdam się na ciebie. Mieszkasz w Warwick od zawsze?'- odczytałem.

'Tak.'

'Może zamiast marnować na ciebie baterię w telefonie to spotkamy się kawiarni?'

'Powinienem teraz odpisać, że nie będę marnował na ciebie czasu, ale niech dziś będzie po twojemu, zołzo'

*

–Spóźniłaś się– powiedziałem, kiedy Elosie wsunęła się na kanapę naprzeciwko mnie w knajpie 'U Betty'.

–Żartujesz sobie ze mnie?– zapytała oburzona. Położyła telefon na stoliku i opadła na krzesło obok mnie.– Godzinę szukałam tej twojej 'Kawiarni'! Nie mogłeś mi podać nazwy? –zaśmiała się kręcąc głową.– Kto mówi nowemu mieszkańcowi miasta, żeby spotkał się z nim koło kawiarni.

–Ja– zaśmiałem się, wiedząc, że ma rację. –Którędy szłaś? –dopytałem.– Mijałaś pralnie? Park? Czy szłaś od strony bloków?

–Mijałam jakąś Rosenberry, były tam chyba jakieś sklepy ogrodnicze, potem szłam obok przychodni lekarskiej i przeszłam przez park, bo tak mi powiedział jakiś Pan, który spojrzał na mnie jak na idiotkę, gdy zapytałam go o kierunek z którego przyszłam–wytłumaczyła, jednocześnie zabijając mnie wzrokiem. –Twoim zdaniem to było śmieszne, tak? –zaśmiała się. Po chwili, gdy ja śmiałem się z jej oburzenia, ona uderzyła mnie w ramię.

–Okej, okej, już nie bij! –krzyknąłem.– Zrobiłem to specjalnie, El.

–Co? –szepnęła. –Przeciągnąłeś mnie przez całe miasto specjalnie? Ale z ciebie dupek, Landon!–krzyknęła znów uderzając mnie w ramię. Dziwne, że nie przejmuje się tym, że kilku ludzi się na nas patrzy.

–Pomyśl o tym w ten sposób... – przerwałem żeby uciec od stolika przy którym mnie atakowała. Stanąłem za swoim krzesłem i oparłem się o jego oparcie. –Znasz już park, przychodnie i sklepy ogrodnicze. Oh, no i kawiarnie.

–Powinnam wiedzieć, że jesteś szalony, gdy próbowałeś się zabić nie chcąc się zabić na ulicy Warwick dwa dni temu– prychnęła.– Odkupujesz mi buty, Landon. I stawiasz kolację, bo jestem głodna.

*

Zatrzymaliśmy się przed małą restauracją trzymając w rękach swoje kubki z kawą.

–Mają tu najlepszy makaron z krewetkami w całym Warwick– powiedziałem otwierając drzwi. Mały dzwonek zadzwonił zanim dziewczyna jako pierwsza weszła do budynku.

Usiedliśmy w stoliku pod ścianą, chociaż nie było dużego ruchu. Może to ze względu na późnią godzinę jak na obiad, albo fakt, że restauracja nie jest zbyt wykwintna. Spojrzałem na telefon żeby zobaczyć czy któryś z chłopaków nie pisał, pisali, wszyscy ale nie chciałem odpisywać.

–Więc o czym mówiłeś? Makaron z krewetkami, tak? –zapytała El. Nie otworzyliśmy nawet menu, od razu zamówiliśmy.

Cisza była na początku lekko przytłaczająca, ale kiedy El wypowiedziała pierwsze słowa, zdałem sobie sprawę, że jednak wolałem ciszę.

–Więc–zaczęła. –Powiesz mi?

–Co?– dopytałem. Spojrzałem na kelnera, który niósł dwa talerze pełne makaronu i krewetek i dwie szklanki z wodą na tacy. Elosie przeniosła na niego też wzrok z promiennym uśmiechem. Kiedy kelner odszedł, od razu wziąłem pierwszego kęsa.– To jedzenie jest boskie–mruknąłem, gdy przełknąłem.

–Landon–pokręciła głową. –Powiesz mi dlaczego chciałeś się zabić?

Zatrzymałem widelec w połowie drogi do buzi i przestałem rzuć to co jeszcze w niej miałem. Podniosłem wzrok na El, który wpatrywała się we mnie, ale nie wiedziałem co zrobić.

–Okręciłeś się samochodem kilka razy i prawie uderzyłeś w ścianę, Landon– szepnęła.

–Wpadłem w poślizg.

–A jak w ostatnim momencie ominąłeś drzewo na prostej drodze, to też był poślizg? –znów szepnęła. Zacisnąłem rękę na widelcu czując jak wzbiera się we mnie gniew. –Jeśli nie chcesz o tym mówić to nie mów, po prostu... Następnym razem gdy będziesz chciał zrobić coś takiego to zadzwoń do mnie.

Uniosłem wzrok na jej twarz, która teraz wysyłała do mnie promienny uśmiech. I nie rozumiałem kompletnie nic. Nie dość, że spotkała gościa, który 'chciał popełnić samobójstwo nie chcąc zrobić sobie krzywdy ', to jeszcze proponuje mu, że kiedy będzie chciał strzelić sobie w łeb, powinien przyjść do niej.

–Po co miałbym do ciebie dzwonić?– prychnąłem. –Zapytać cię czy chcesz wsiąść ze mną do auta?

Podniosłem widelec z jedzeniem do ust i zmusiłem się do przeżucia go.

–Jeśli to ma cię powstrzymać od zabicia się, Landon, to tak. Masz zadzwonić po mnie bym wsiadła z tobą do auta–powiedziała.

Przestałem nawijać makaron na widelec i spojrzałem na dziewczynę, która teraz patrzyła się wszędzie tylko nie na mnie. W restauracji nie było niczego na tyle interesującego, ale widocznie mój widok nie był dla niej ciekawy. Dlatego dojadliśmy swoje dania w ciszy, a potem siedzieliśmy dokładnie w takiej samej atmosferze.

–Powinnam już wracać do domu– odezwała się pierwsza. –Późno już.

Spojrzałem na zegarek na swoim nadgarstku, który wskazywał kilka minut po dwudziestej i skinąłem głową.

–Odprowadzę cię– szepnąłem wstając z miejsca. Wyjąłem portfel i rzuciłem na stół pierwszy lepszy banknot.

–Mogliśmy zapłacić po pół–oburzyła się, gdy położyłem rękę na jej ramieniu i wyprowadziłem ją z restauracji. –Wyszłam teraz na naciągaczkę.

–El, pieniądze nie mają dla mnie żadnej wartości–prychnąłem. –Kiedyś może miały, bo pracowałem tylko dla nich, ale teraz już nie mają. To tylko nic nie warte papierki, więc mogłem tam rzucić dziesięć takich banknotów. Pieniądze są nic nie warte– powiedziałem. Ruszyłem do przodu, średnio obchodząc się z tym czy Elosie idzie za mną.

–Musiałeś dużo zarabiać skoro tak mówisz.

–Za dużo–szepnąłem, czując jak fala bólu napływa do mojego organizmu.

Gdybym tylko obudził się wystarczająco wcześnie, zrozumiałbym, że pieniądze nie mają żadnej wartości albo chociaż, że można zdobywać je w legalny, bezpieczny sposób, nigdy nie odebrałbym Tessie życia. Nigdy nie zabiłbym połowy swojej duszy.

*

–Mówiłam poważnie, Landon– odezwała się znów El. Staliśmy już teraz pod jej domem i mogłem wyliczyć na wyobrażonej mapie, że nie mieszka daleko ode mnie. To zaledwie dwie przecznice. W końcu znałem całe Warwick jak własną kieszeń.

–Z czym? –zapytałem oblizując usta. Przeniosłem wzrok z domu na nią i zobaczyłem jak intensywnie się w niego wpatruje.

–Masz mój numer. Wystarczy telefon, Landon. Albo SMS. I może będę umiała ci pomóc–szepnęła.

Spuściłem głowę. To było kurewsko gówniane, że dziewczyna myślała, że mi pomoże. A jeszcze bardziej gówniane było to, że w ogóle myślała, że ktoś mi pomoże.

–Dlaczego uważasz, że potrzebuję pomocy?– zapytałem, gdy już odchodziła. Elosie odwróciła się znów do mnie i spojrzała wręcz żałośnie.

–Nie wiem. Nie wiem czy jej potrzebujesz, ale wnioskuję, że tak skoro chciałeś się zabić nie zabijając się, Landon–szepnęła. –Nie oceniam cię. Nie znam twojej historii. I możesz być spokojny, nie przesłucham cię jak psycholog i nie dam leków. Myślałam po prostu, że... Że jak każdy inny człowiek, zapadasz się czasem w ten najciemniejszy zakątek swojego umysłu.

Przeanalizowałem jej słowa dokładnie. Dziewczyna odeszła już bez żadnego słowa, ale stałem tak jeszcze z dobrą minutę. Miała rację? Zapadam się w odmęty mojego umysłu?

Nie. Mój umysł był czarny lata temu. Gdy pracowałem. Teraz jest wyczyszczony, nie ma w nim strasznych rzeczy.

Parę razy chciałem się zabić. I co? Każdy człowiek ma takie momenty, kiedy chciałby umrzeć. Ja się od nich niczym nie różnię. Może różni mnie od nich tylko to, że trzymałem wtedy w dłoni Berettę albo Mosberga albo pędziłem samochodem bez opamiętania, ale poza tym jestem taki sam jak inni.

Samotny. Żałosny. Cierpiący. Tęskniący. I wmawiający sobie, że jeśli nie będę tego okazywał, będę to mniej czuł.

Może dlatego zasnąłem dziś bez uczucia chłodu w ramionach?

Może to dlatego, że miałem poczucie, że mam do kogo zadzwonić. Że nie jestem teraz samotny i że nie będę więcej martwił chłopaków. A może to dlatego, że czułem jak mówiąc sobie 'Jest Ci łatwiej, Landon' czułem jak jest mi łatwiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro