Rozdział 11⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon *21 czerwca

Mieszkanie z Elosie miało same plusy. Dziewczyna uparła się, że w zamian za pozwolenie jej by tu zamieszkała, ona będzie nam pomagać. Przez te kilka dni wyglądało to jednak jakbym przywiózł do domu pomoc domową, a nie przyjaciółkę.

–Co chcecie na obiad? –zapytała uprzejmie, jak każdego dnia.–Mogę w sumie iść zrobić zakupy najpierw.

–O nie–zaśmiałem się. –Dzisiaj ja robię obiad, a ty oglądasz z chłopakami Hotel Transylwanię.

–Nie żartuj, Landon– zaśmiała się.

–Landon, właśnie–przerwał nam Zee.–Dzwoniła do mnie Lisa. Podobno nie odbierasz.

–Szlag. Ile mnie u niej nie było? Tydzień? –zapytałem. Złapałem włosy lekko ciągnąć ich końcówki, totalnie zapomniałem o Lisie. –Zaraz do niej zadzwonię i..

–Myślę, że to nie będzie konieczne, bo już tu jedzie–zaśmiał się. –W zasadzie to mówiła, że jedzie już godzinę temu, więc albo są korki, albo stanie w drzwiach za chwilę.

–Naprawdę o niej zapomniałem– powiedziałem szczerze, patrząc na Niall'a.

–Wierzę, bracie– zaśmiał się spoglądając na Elosie. –Myślę, że Lisa nie będzie miała ci tego za złe.

*

–Gdzie on jest? –usłyszałem z korytarza. –Jeśli znowu zamknął się w pokoju to przysięgam, wyważę mu drzwi.

Kiedy Lisa stanęła w salonie i omiotła wzrokiem rozbawionego mnie i przerażoną Elosie, wyłączyłem telewizor.

–Oh–powiedziała tylko. Spojrzała na El ze zmarszczonymi brwiami, ale zachowała dla siebie napewno cięty komentarz. –Cześć. Jestem Lisa– zdecydowała się powiedzieć.

–Cześć –szepnęła do niej El. –Elosie. Ale mów mi El.

Zapanowała chwilowa cisza. Trochę niezręczna, trochę śmieszna. Śmieszna chyba tylko dla mnie, bo zaśmiałem się jako jedyny.

*

–Chciałbym jeszcze z tobą pogadać, słońce, ale musimy jechać do centrum–powiedziałem do Lisy, gdy w końcu udało mi się przebić przez jej głos.

–Serio? Znowu mnie wyrzucacie z domu? –jęknęła. Fakt, wyrzuciliśmy ją parę razy.

–Nie, możesz zostać z chłopakami– zaśmiałem się wstając z kanapy. Wyciągnąłem rękę do Elosie, której użyła by wstać i stanęła lekko za mną.–Wyjeżdża tylko nasza dwójka.

Spotkaliśmy się z mało zdziwionymi spojrzeniami chłopaków, za to wzrok Lisy był zdziwiony aż nadto. Zanim mogli coś powiedzieć (choć wątpię, że w ogóle by powiedzieli, bo zabrakło im języka w gębie) my już wyszliśmy. Otworzyłem dla El drzwi w swoim samochodzie i sam wsiadłem na miejsce kierowcy.

–Wiesz gdzie są najlepsze sklepy?– zapytałem z uśmiechem, gdy wyjeżdżałem już z posesji. –Ja wiem. I wszystkie ci je pokażę.

–Wiesz, że to zbędne? W domu mam wszystko czego potrzebuję, muszę to tylko stamtąd zabrać.

Spojrzałem na nią krótko, śmiejąc się:

–A chcesz tam wracać?

–Napewno nie teraz– jęknęła opierając głowę o zagłówek.

–Więc przez kilka dni będziesz chodzić w tych samych majtkach. Okej –zaśmiałem się włączając lewy kierunkowskaz. –Zawracam.

–Nawet jeśli miałabym potrzebę zmiany majtek –wyraźnie przewróciła oczami –to nie mam na nie pieniędzy, Landon. Więc dobrze, że zawróciłeś.

Zatrzymałem samochód, żebym mógł przeprowadzić z nią spokojną rozmowę i spojrzałem jej w oczy.

–Pieniądze to nie problem, El. Mógłbym nimi wypchać każdą kanapę i każdy materac w tym domu, a i tak miałbym ich nadto– przewróciłem oczami. –Pieniądze w tych czasach nie mają żadnej wartości, Elosie.

–To nie znaczy, że wyrzucisz je na mnie jak w błoto. Nie zgadzam się.

–Jak dobrze, że niezbyt często interesuje mnie zdanie innych– prychnąłem, wciskając blokadę drzwi i ruszyłem.

–Dorośle–prychnęła.

–Oh jak dobrze, że mamy na pokładzie dorosłą Elosie–udałem głos kapitana –która pokłóciła się z rodzicami przez gangstera na emeryturze, uciekła z domu i chce chodzić przez kilka dni w tych samych majtkach.

–Odczep się od moich majtek– prychnęła. Widziałem kątem oka, że jej usta drgnęły w uśmiechu. –I jestem dorosła na tyle, by nie pozwolić sobie, by rodzice mówili mi z kim mogę się zadawać a z kim nie.

–Oh, więc uważasz, że dobrze zrobiłaś, zgadzając się ze mną zamieszkać? Zamiast zostać w domu ze swoimi rodzicami? –zaśmiałem się nakręcając dość już zdenerwowaną El. Skręciłem się w następną ulicę i naszym oczom ukazały się sznury sklepów. Dosłownie sznury.

–Tak. A czy ty uważasz, że to problem? –odbiła piłeczkę. –Pamiętaj, że to Ty mi to zaproponowałeś. Powiedziałam, że pójdę spać u koleżanki, to się uparłeś.

–Obawiałem się, że po prostu zmyślasz –szepnąłem odpinając pas, gdy zaparkowałem. Wyjąłem kluczyki ze stacyjki i wybiegłem dosłownie sekundkę po słowach: –Ja bym nie chciał się zadawać z laską, która chodzi przez kilka dni w tych samych majtkach.

Wściekła El niezbyt delikatnie zatrzasnęła drzwi od mojego samochodu i z sarkastycznym uśmiechem minęła mnie uderzając z bara.

Ta dziewczyna ma temperament.

Pobiegłem za nią, gdy weszła do pierwszego sklepu. Od razu zaczęła przeglądać ciuchy. Spodziewałem się, że wybierze bardziej logo Gucci, które było po lewej stronie albo Pradę. W końcu każda kobieta choć raz chciałaby kupić sobie coś tak cholernie drogiego.

*

–To wszystko?–zapytała kasjerka, gdy zapakowała już ostatni przedmiot. Przeniosłem więc swój znudzony wzrok na zaledwie dwie torebki, w które zostały zapakowane zakupy Elosie i z uniesioną brwią spojrzałem na cenę, która nie sięgała nawet stu dolarów.

–Nie żartuj, El–jęknąłem.–Proszę zaczekać, zaraz doniesiemy resztę!– krzyknąłem do kasjerki, zanim pociągnąłem Elosie znów w stronę półek. Wcisnąłem jej w ręce jedną bluzkę, drugą, spodenki, ogrodniczki i jeszcze parę innych rzeczy. Dobrze, że patrzyłem na rozmiary jakie brała.

–Śnisz. Nie kupie żadnej z tych rzeczy, a tego –uniosła w górę dwa komplety fikuśnej bielizny, która więcej pokazywała niż zakrywała i pokręciła głową –to już napewno.

–Wyglądałabyś w tym całkiem nieźle– zaśmiałem się, gdy odłożyła wszystko do specjalnego kosza. Ruszyła do kasy, zapewne by przeprosić kasjerkę za tak długie oczekiwanie, więc szybko złapałem dwa zestawy bielizny i ukrywając je za plecami, stanąłem za Elosie.

–To będzie wszystko. Przepraszam za zamieszanie –powiedziała do niej. Kasjerka upewniając, że nic nie szkodzi, podała mi płatomat, w który musiałem włożyć kartę, wprowadzić dwa piny zabezpieczające aż w końcu mogłem zapłacić za kupione ubrania.

Nie oceniajcie mnie. Nie obnosiłem się jakoś z moją kasą, ale mając na koncie tyle co ja, też mielibyście trzy piny.

Kiedy Elosie wściekła ruszyła w stronę korytarza zabierając torby, ja szybko podałem kasjerce to, czego Elosie nie chciała wziąść i rzuciłem jej na kasę jakieś pięćset dolarów. Podejrzewam, że jeśli dowie się, że jednak kupiłem jej paręnaście tych rzeczy, od razu pójdzie je zwrócić, więc nie chcąc wyjść na głupka, wszedłem od razu do sklepu obok.

Dzięki Bogu, że należał on do sieci męskich ciuchów. Inaczej wyszedłbym na głupka.

Elosie nawet nie weszła do środka, tylko usiadła na pufie przed sklepem, co jakiś czas mnie obserwując. Musiałem się udawać, że niektóre z tych ciuchów mnie interesują.

–Czy może mi pani sprzedać samą dużą reklamówkę?–szepnąłem do kasjerki.

–Chce mi Pan dopłacać za reklamówkę? Pustą?–zaśmiała się wyciągając spod lady dużą torbę. Szybko wsadziłem w nią ciuchy z poprzedniego sklepu dla El i uśmiechnąłem się do kobiety.

–Bardzo dziękuję–szepnąłem, zanim kobieta pożegnała się ze mną czułym:

–Dowidzenia, chłopcze.

–I co? –od razu zaatakowała mnie El.– Fajnie jest tak kupować sobie ciuchy?

–Dobrze wiesz, że odpowiem, że tak– zaśmiałem się. –Jestem jednym z tych nielicznych facetów, którzy lubią zakupy.

–Czy kiedyś w końcu cię w czymś zagnę? –szepnęła do siebie zanim wstała z pufy i ruszyła do wyjścia z galerii.

Nie pozostało mi nic innego jak pobiec za nią i nie dopuścić, by stała 10 minut przy zamkniętym aucie. W końcu ja mam kluczyki.

*

–Nie potrzebowałam tego.

–Ale ja ci to chciałem kupić.

–Wiesz jak ja się teraz czuję? Jakbym miała sponsora.

–Jeśli miałbym być sponsorem, to byłabyś idealną kandydatką– zaśmiałem się, za co dostałem mocnego kuksańca w bok.

–Przetyrałeś mnie przez prawie sześć  godzin na zakupach, a teraz jeszcze masz czelność mówić, że możesz być moim sponsorem? –prychnęła głośno.–Ty to masz tupet.

–Mam go takiego dużego jak...

–Nie kończ, kurwa –przerwała mi wchodząc na górę co dwa stopnie. Wiedziałem, że się uśmiecha, słychać to było po jej głosie.

Weszła do mojej sypialni i zamknęła mi drzwi przed nosem. A to tupet! Otworzyłem je łokciem, a w środku od razu rzuciłem torby obok łóżka.

–Dorosłe to było! –zaśmiałem się.

–Oh, tak! Bo Ty ciągle jesteś taki dorosły! Bierzesz sobie pod dach nieznajomą Ci laskę i jeszcze robisz jej pierdolone zakupy za kilkaset dolarów!–krzyczała.– Masz w ogóle rozum, Landon? Mogłabym teraz se to wziąść, zajebać Ci z chaty mikser i wylecieć w kosmos!

–Mikser, Elosie? –zaśmiałem się.– Mikser?

–Znając ciebie to twój mikser zamiast metalu ma w sobie srebro– przewróciła oczami. –A papier toaletowy masz wysadzany diamentami.

–A w wannie trzymam krokodyla ubranego w buty od Prady i naszyjnik ze szmaragdów, żeby pasował do jego cery.

Wybuchnąłem śmiechem. Nie mogłem się powstrzymać, Elosie była taka urocza.

–Taki z ciebie dupek! –krzyknęła, otworzyła drzwi od sypialni i wyszła wściekła na korytarz. Zbiegłem za nią po schodach, bo co ona robiła? Wychodziła właśnie z domu.

–Robimy przedstawienie, El– zauważyłem.

–Gorszego niż to twoje w sklepie to się nie da –warknęła przechodząc w część ogrodową. –Jestem na ciebie taka wściekła, Landon!

–Bo kupiłem ci parę ubrań? – zmarszczyłem nos zatrzymując się w miejscu. –To przeze mnie jesteś tu teraz, a nie w swoim pokoju z milionem swoich rzeczy, więc to logiczne, że zapałcę za wszystko, co będzie Ci potrzebne.

–Nie potrzebuję, żebyś za mnie płacił. Znajdę pracę.

–O co chodzi, El? Widzę, że przecież to co gadasz ma jakieś drugie dno?– zapytałem już spokojniej, bez tego głosu kpiny.

–Drugie dno?! Tu nie chodzi o drugie dno, tylko o to, że wydałeś kupę kasy, na laskę, której wcale nie znasz! To nie jest fair! Albo oddasz to do sklepu, albo pokażesz mi wszystkie paragony.

–Po co ci paragony?

–Żebym zliczyła całą sumę, którą muszę Ci oddać. Logiczne.

Zacząłem się śmiać. Ale nie był to taki szyderczy śmiech, czy jakiś sarkastyczny. Elosie po prostu była tak urocza, tak dobra, że śmiałem się z jej myśli, że przyjąłbym od niej jakieś pieniądze.

–Umówmy się tak –zacząłem. – Będziesz mieszkać u mnie, jeść i żyć i pozwalać bym wydawał na ciebie pieniądze, dopóki nie znajdziesz pracy, która ci się spodoba. Okej?– zaproponowałem. Dziewczyna wyraźnie była zainteresowana moją propozycją. –Wtedy zaczniesz żyć na swój rachunek, ale do tego czasu bez marudzenia pozwolisz mi ci pomagać. Co Ty na to, El?

–Po pierwsze: dobrze wiesz, że nie mam innego wyjścia, więc jasne, że się zgadzam. A po drugie –dziewczyna powoli podeszła do mnie, już bez nerw i przylgnęła do mojego ciała. Poczułem to przyjemne ciepło, gdy nawzajem obejmowaliśmy się ramionami. –Dziękuję– szepnęła w moje ramię. –Znasz mnie tak krótko, a zrobiłeś dla mnie już więcej niż moi rodzice przez całe życie.

Napewno się z tym nie mogłem zgodzić, ale wiedziałem, że Elosie postrzegała swoich rodziców inaczej niż inne dzieci. Więc jedynie stałem tam i obejmowałem ją lekko, tyle, ile tego chciała.

Ku mojemu zadowoleniu, całkiem długo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro