Rozdział 22⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*11lipiec

-Muszę się położyć! Nie widzę już nawet swoich powiek -jęczał znów Harry.

Grill, który sobie urządziliśmy trwał już dobre kilka godzin, w zasadzie to było już ostro po drugiej w nocy i każdy był już zmęczony jedzeniem, śmianiem się i piciem zapasów alkoholu.

-Bo masz zamknięte oczy - odpowiedziałem mu prychając, co objawiło się pijackim czknieniem.

-Jakie.. Oczy? - zapytał.

-Obaj macie dość-zawołała siedząca obok mnie Elosie, odbijając się od mojego ramiania.

-Kto nie zamknął jebanych drzwi?!- wrzask Nialla'a który jako jedyny nie był przy nas obecny, rozniósł się aż w ogrodzie. Zaraz potem pojawił się przy grillu i trzymał w dłoni popsutą lampę.

-Drzwi od domu były otwarte?- zapytałem, nagle trzeźwiejąc.

-Tak. Bo któreś z was, pijane skurwysyny, ich nie zamknęło i rozjebało moją ulubioną lampę - warknął. Niall przytulił lampę do siebie udając, że ją pociesza. Elosie wstała i przystanęła obok niego by oprzeć się na jego ramieniu, wesprzeć go w żałobie.

-Wszyscy byliśmy tutaj, Niall- powiedziałem, wysuwając wnioski, które mogły się nam nie spodobać. - Tylko ciebie nie było, a skoro to nie Ty otworzyłeś drzwi i nie ty zbiłeś lampę...

-To kto?- dokończył za mnie Harry.

Wzrok przerażonej Elosie biegał po całym ogrodzie, jakby poszukiwała włamywacza w krzaku tuji albo kopcu kreta. Ale pewnym było, że jeśli włamywacz nadal tu jest, nie jest w takim miejscu bym mógł po prostu wskazać go palcem.

Chłopcy otrzeźwieli w sekundę, zupełnie jak ja i Niall złapał Elosie za rękę, gdyż był jej najbliżej. Zayn, Harry i Austin rozglądali się dookoła, ale szanse, że cokolwiek zobaczymy były nikłe.

Pierwsza moja myśl? Węże. Pudło. Cmentarz.

Co jeśli mnie widzieli? Jeśli mnie znają? I pomyśleli, że wydam ich policji albo jakieś inne gówno i przyszli by upewnić się, że nic z tych rzeczy się nie stanie?

Nie byłoby w tym nic strasznego. Gdyby nie jeden fakt - Elosie.

-Zayn, Austin, Harry, ze mną- szepnąłem.- Niall, jeśli odejdziesz od niej o krok, utnę ci jaja.

Ruszyłem w stronę domu powoli z trójką przyjaciół, rozglądając się jak kupcy na aukcji domów. O jaki ładny dom, a tam jaki ładny krzak, o a po lewej jaki ładny samochód!

Samochód. Kurwa samochód. I to nie był mój samochód, to nie był samochód żadnego z nas i nie był to samochód Austin'a. Pokazałem chłopakom gestem ręki by spojrzeli na wcale nie ukryte auto i zareagowali podobnie. Byli zdziwieni.

Była to półciężarówka, więc w takim aucie mogło się zmieścić nawet trzydziestu ludzi. Tylko co po? Dlaczego miałoby przejeżdżać do nas trzydziestu ludzi? Ciekawe czy to właśnie byli "Węże''? Bo jeśli tak, to mamy zawiły problem do rozwiązania.

Wróciliśmy do reszty.

-Furgonetka. Duża -szepnąłem. -Nie zaryzykuję wejścia do domu. Wychodzimy przez płot. Już.

Wszyscy jak za czarodziejskim dotknięciem, zgarbieni i ze ściągniętymi minami ruszyli do części płotu, który był najbardziej odsunięty od domu. Trzymałem rękę na talii dziewczyny, by mieć pewność, że idzie za mną i obracałem się co chwila do tyłu. Dlaczego było tak cicho? Jeśli Węże tu są, powinni nas szukać. Powinni nas znaleźć. Powinno być gorąco, a tymczasem nie jest nawet letnio.

Przeszliśmy przez płot. Udaliśmy się ulicą w jej dół, nie przejmując się, że dom został sam. Normalni obywatele nigdy nie zabraliby się za nasz dom, znają nas, jednak nie mam pojęcia kim są ludzie w jego środku i bez broni, z Elosie u boku, wolę nie ryzykować. Doszliśmy wzdłuż ulicy do bloku, w którym zazwyczaj koczowaliśmy, gdy potrzebowaliśmy rozeznać sytuację.

Dziś był on idealną kryjówką.

-Co robimy? -zapytał mnie Niall, kiedy staliśmy już w środku mieszkania. Każde drzwi były otwarte, więc wybraliśmy to piąte z kolei, które wydawało się największe.

-Skąd mam wiedzieć? - westchnąłem.- Nie wiem nawet co to kurwa za ludzie.

-Nie denerwuj się, Landon. Pomyślmy spokojnie. Myślisz, że kto to może być?- szepnęła El.

-Myślę, że to ci ludzie, których widziałem na cmentarzu. Jeśli zobaczyłbym tatuaż, byłbym pewny. Ale nie zostawię cię, El.

Wiedziałem tylko jedno. Że jeśli chcę, by Elosie była bezpieczna, muszę to bezpieczeństwo zapewnić jej sam. Nie zlecać tego przyjaciołom, nie chować jej w schronie na wypadek kataklizmu.. Nie mogę popełnić znów tego samego błędu i wiem, że to Tessa zaszczepia we mnie tą myśl.

-Ja pójdę - odwróciłem głowę w stronę Niall'a. - Potrzebna mi tylko broń, na wszelki wypadek. Ale bez wybadania sytuacji, będziemy w ciemnej dupie i wiesz to, Landonie.

-Jasne, że wiem -warknąłem.

Kim oni są? Dlaczego przyjechali furgonetką? Czy to są ci sami ludzie, których widziałem na cmentarzu? Czemu byli w domu i dlaczego do cholery rozbili moją lampę?

Czego chcą?

-Nie będziemy z nimi walczyć - decyduję. Przeskakuję wzrokiem po każdym ze zgromadzonych. - Nikt nie wejdzie już do środka, nie będziemy tego sprawdzać. Usuniemy się stąd dopóki mamy na to szansę.

-Chcesz tak po prostu zostawić im dom? Musimy dowiedzieć się czego chcą -prychnął Harry.

-Nie będę z nimi walczył, rozumiesz? -syknąłem. - Przyjechali furgonetką, jest ich wielu, napewno uzbrojeni a nasza jedyna forma ratunku znajduje się w piwnicy do której nie uda nam się dojść. Chcesz walczyć z nimi gołymi rękoma? Bądźmy madrzejsi, odejdźmy póki myślą, że nie ma nas w domu.

Harry jak i reszta spojrzeli w stronę domu. Myśleli zapewne o tym o czym ja, że tam zostało nasze życie, nasze pamiątki, wspomnienia nie tylko po Tessie, ale i po Liam'ie. Miałem ochotę wbiec do domu i zabrać pocisk, album i suknię Tessy, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić.

Muszę to wszystko zostawić za sobą.

-Zgadzam się z Landonem - usłyszałem. Posłałem więc ciepły uśmiech Niall'owi i poklepałem jego ramię. -Wynieśmy się stąd. Wypłacimy pieniądze z kont za pomocą banku, kupimy gdzieś nowy dom, może nawet gdzieś daleko. Zapomnimy o całym tym chaosie. Nawet jeśli to włamanie nam nie zagraża, co nas tu trzyma?

-Możemy zacząć gdzieś nowe życie, chłopcy. Z czystą kartą- uśmiechnąłem się wiedząc jak bardzo tego potrzebuję ja sam. - Nawet jeśli czegoś od nas chcą, nigdy nas nie znajdą. Nie wrócimy tu.

-Ale gdzie wyjedziemy? - szepnęła Elsoie. -Zawsze macie na wszystko odpowiedź i pomysł, więc pytam was gdzie wyjedziemy?

-Znamy pewne miejsce, gdzie z łatwością zaczniemy życie.

Spojrzałem na Zayn'a uśmiechniętego delikatnie na myśl o nowym domu. Tak, każdy z nas, prócz Elosie dobrze wiedział co Zayn ma na myśli. I jak najbardziej każdy się z tym zgadzał.

Wyjazd z Warwick to najlepsze co możemy zrobić.

*

Przemknięcie do garaży i wyprowadzenie pięciu aut nie mogło zostać niezauważone, chociaż wolałem by tak było. Niall wsiadł w swoje auto, Zayn w swoje, Austin w swoje, Harry w swoje a Elosie i ja w moje. Bez przygotowania, bez bagaży, toreb, ciuchów czy czegokolwiek. Po prostu wsiedliśmy do samochodów i wyjechaliśmy czym prędzej z posesji, na której już za chwilę mogło wybuchnąć coś, z czym byśmy sobie nie poradzili.

Napastnikom napewno nie umknęły cztery pędzące w stronę autostrady auta, ale jak widać, nie chodziło im o nas. Może chodziło o to czym się zajmowaliśmy? Na ich nieszczęście, każdy papier dotyczący biznesu został spalony. Jedyny ślad po naszej działalności ma piwnica, w której są pokaźne składy broni.

Przecież tego nie wrzucę po prostu do pieca albo nie wyrzucę na śmietnik.

Melbourne mieściło się zaledwie lekko ponad trzydzieści kilometrów od Warwick. To prawie pół godziny drogi, którą pokonaliśmy migiem. Elosie przypatrywała się drodze z uwagą, ale między nami zapadła cisza już od samego domu. Próbowałem zastanowić się nad tym co myślała dziewczyna, ale po krótkiej chwili zdałem sobie sprawę, że nie wiem, czy chcę to wiedzieć.

-Inaczej to pamiętałem! - krzyknął Zayn, zatrzaskując drzwi od swojego samochodu. Staliśmy już na posesji, przed naprawdę dużym domem z garażem, tarasem, trawnikiem i Bóg jeszcze wie czym. Pamiętałem, że dom był naprawdę extra, ale nie pamiętałem, że tak.

-Nareszcie się do czegoś przydałeś- Harry poklepał ścianę domu z uśmiechem. Wszyscy wciągnęliśmy ciepłe, poranne powietrze.

-Zbliża się ranek - zauważyłem wskazując na jaśniejące niebo. - Prześpijmy się, a rano zbadamy co i jak.

Zamknęliśmy idealnie zaparkowane samochody, włączyliśmy alarmy i weszliśmy do domu za pomocą klucza, po który musiałem wskoczyć na balkon. No co? Złodzieje nie szukaliby klucza od domu na jego balkonie.

Elosie przytulona do mojego boku z uśmiechem oglądała tę część domu, którą szliśmy. Z racji, że był to naprawdę duży dom, przystosowany na właśnie takie sytuacje jak ta, było tutaj naprawdę dużo pomieszczeń. Każdy znalazł sypialnie dla siebie.

-Nie brakuje z tobą emocji - usłyszałem, gdy drzwi od sypialni się zatrzasnęły. Odwróciłem się do zmęczonej, uśmiechniętej Elosie i poczułem jak zalewa mnie fala wyrzutów sumienia.

-Przepraszam, El. Jest mi tak głupio, że musieliśmy uciekać- szepnąłem.- Zapewne nie było to nic poważnego, może chcieli tylko ukraść broń albo zgarnąć dokumentację czarnego rynku, ale niczego nie znajdą poza paroma strzelającymi gadżetami. Jest tak źle...

-Uspokój się, Landon- śmiała się. Śmiała się? Elosie podeszłs bliżej mnie i zarzuciła swoje ręce na moje ramiona. - Nic nas tam nie trzymało. Masz tu swoich przyjaciół, ja mam ciebie czyli wszystko czego potrzebujemy. Nie jestem zła, że wyjechaliśmy.

-Czyli... Wyjechałaś ze mną kawał drogi od domu i... Się z tego cieszysz?

-Mhm- szepnęła, uśmiechając się jeszcze szerzej. -Jeśli tylko będziesz ze mną, mogę wylecieć nawet do Afryki.

-Dlaczego? Przecież.. Nie znamy się długo, El- szepnąłem. -A traktujesz mnie tak jakbym był dla ciebie najważniejszy. Jedyny.

-Czy to źle? Że mi na tobie zależy? Wydaje mi się, Landon, że to świetna informacja.

Przeskanowałem twarz uśmiechniętej Elosie, pobudzonej wyprawą. Była szczęśliwa. Była szczęśliwa, że jest tu ze mną. Czy potrzebowałem czegoś więcej niż jej do pełni szczęści?

Zostawiłem swój dom, zostawiłem za sobą dawne życie i jedyne czego żałuję, to że nie mogłem zabrać pamiątek po Tess. Że nie wyjdę z domu i po kilku minutach nie stanę przy jej grobie. Ale wrócę tam.

Żyłem. Ale nie mogłem żyć przeszłością. Tessa by tego nie chciała. Chciałaby bym żył pełną piersią, bym korzystał z tego, że jestem młody, mam przyjaciół, możliwość odcięcia się i zapomnienia.

Chciałaby bym był szczęśliwy. Z Elosie.

-To chyba dobrze - odszepnąłem w usta uśmiechniętej dziewczyny. -A wiesz co jest jeszcze lepsze?

-To, że tobie też zależy na mnie?

-Nie, co ty - prychnąłem, na co dziewczyna zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu. -To, że świetnie całuję.

Zanim ją pocałowałem, poczekałem aż jej głowa wróciła na miejsce. Całowałem ją z pasją, z pożądaniem i z każdym uczuciem, które do niej żywię, a było ich naprawdę sporo. Troska, zainteresowanie, tęsknota, uwielbienie czy zazdrość były czubkiem góry lodowej.

Góry lodowej zaadresowanej pod adres Elosie Tiffets, którą kochałem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro