Rozdział 31⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon* 10 sierpień

Znalazłem dla Elosie dom. Co prawda nadal we Włoszech i nadal w Mediolanie, ale na tyle daleko ode mnie, by nie była w polu rażenia i na tyle blisko mnie, bym mógł zareagować gdyby coś poszło nie tak.

Zamierzałem czekać na tę kupę gnoju. Zamierzałem dowiedzieć się, czego chce od nas funkcjonariusz, który nasłał na mój dom policję, który zmusił nas do ucieczki i który nas od tamtej pory prześladuje. Jak nas znalazł? Nikt z nas nie jest tak głupi, żeby wstawić zdjęcie na Instagrama z hasztagiem "wakajki" i oznaczyć naszą piątkę w miejscu "Mediolan", więc jak do cholery gość nas znalazł?

Może za pomocą ostatniej afery, w której zamordowane ciało kobiety wypłynęło ze zbiornika? Może ktoś na nas doniósł, że nas widział w tym miejscu? W końcu na pewno rozesłali za nami listy gończe. Tak to już jest.

Nadal mieszkałem z chłopakami w domu, który zajmowaliśmy od początku pobytu w Mediolanie. Jakoś było nam tam dobrze czekać i planować. Chociaż planów jako takich na razie nie mieliśmy, myśleliśmy o nich non stop.

Elosie uparła się, że jeśli już ma wynieść się od nas w "bezpieczne" miejsce, zamieszka sama. Cóż, nie mogłem się nie zgodzić, znacie ją. Ale kiedy dziś dostałem od niej telefon, od razu tego pożałowałem. Nie było mnie z nią jeden dzień. Jedną noc i jeden dzień, dzisiejszy, a już spadły na nią kłopoty.

-Landon- usłyszałem w słuchawce przerażony głos Elosie. Wstałem z kanapy jak poparzony i prawie zrzuciłem na podłogę laptop, w którym szukałem informacji na temat policjanta.-Był tu.

-Kto?-szepnąłem i przełknąłem ślinę.
- Już jadę ! Nie rozłączaj się! Bądź ciągle na lini!

Elosie jednak mogła nie słyszeć żadnego z moich słów albowiem płakała rzewnie. Wsiadłem w samochód najszybciej jak mogłem i łamiąc po drodze ze sto nakazów, dotarłem do Elosie. W głowie miałem tylko jedno, znalazł ją, ma ją na muszce, chce ją zabić. Chcę nas zwabić i zabić nas wszystkich. Wbiegłem do salonu, który zajmowała Elosie i znalazłem ją na podłodze.

-Chryste- szepnąłem niemal płacząc. Rzuciłem się na kolana obok dziewczyny, której z nosa płynęła krew. -Kto to był?

-Policjant- szepnęła. Wtuliła się w moją szyję i mocno zacisnęła dłonie na mojej talii. -Powiedział, że go znasz. Że go znajdziesz, jeśli nie chcesz by to się powtórzyło. To był on... Tak?

Przed oczami miałem teraz Tessę. Jej więzienie. Szuję DeNero. Jeśli dobrze mnie pamięć nie myli, dobrze wiem z kim teraz mamy do czynienia.

-Co ci zrobił?- szepnąłem przyglądając się jej twarzy załzawionymi oczyma.- Odkąd cię poznałem, płacisz za moje błędy, Elosie. Tak strasznie cię przepraszam.

Elosie wtuliła się we mnie znowu.

Jeśli detektyw Pivka chce się bawić, za to, że zajebałem DeNero, zabawa dopiero się rozpocznie.

*

-Dlaczego teraz?- szepnął zaciekawiony Niall, kiedy wróciłem od Elosie. Spała z wycieńczenia płaczem i bólem, napewno nie była przyzwyczajona do ciosów w nos.

-Mógł nas swobodnie znaleźć przez lata od śmierci DeNero- powiedziałem zaraz po nim, zastanawiając się tak samo mocno jak pozostała trójka. Jeśli Detektyw Pivka wie o Elosie, zna mnie i wie co zrobiłem, logicznym jest, że to za moje błędy Elosie teraz płaci stłuczoną buzią.

Na sam jej widok, łzy cisnęły mi się do oczu. Na myśl, że to przeze mnie, miałem ochotę wylać wodospad łez. Ale nie mogłem, cholera, musiałem być silny! Musiałem być przygotowany na to co nas czeka!

-Detektyw Pivka jasno pokazał, że chce kontrolować sytuację. Wybrał nasze najsłabsze ogniwo, a co w tym najgorsze?-mówiłem sam do siebie.- Że w ogóle je znał. Że znał Elosie, ze wie kim jest i kim jest dla nas. Dla mnie. Musiał zrobić przeszukanie.

-Chyba zrobił je bardzo dokładne, skoro wiedział, że wynieśliśmy się aż tutaj.

-Właśnie. Skąd wie, że akurat Mediolan?-to zastanawiało mnie najmocniej. -Śledził nas? Leciał z nami w samolocie? To napewno on jest odpowiedzialny za nalot na dom.

-Słuchaj, Landon-spojrzałem na Niall'a. I ten wzrok, którym mnie darzył, wcale mi się nie podobał.- Może to wszystko jego sprawka. Nalot, przeszukanie, nakaz. Co jeśli całe te lata od zabicia DeNero czekał na to?

-Kontrolował nas-zrozumiałem.

Nagle zrozumiałem.

Gdy zabiłem DeNero, myślałem, że wygrałem. Gdy właściwie to zabił się sam. Gdy pozbyliśmy się policji, myślałem, że wygrałem. A tak naprawdę, ja wypełniałem tylko kratki w krzyżówce. Robiłem szereg czynności, zaplanowanych czynności, które i tak mają doprowadzić do jednego.

Cały czas przegrywałem.

-Myślałem, że jestem w tym dobry- prychnąłem do siebie. Pokręciłem głową siadając na kanapie i zakryłem twarz dłońmi. -A tak naprawdę, dawałem dupy od lat! Kurwa mać!

-Uspokój się, Landon, nie wiesz czy to prawda...

-Przestań pieprzyć!- wrzasnąłem, mało przejmując się już śpiącą u góry Elosie. W zasadzie chciałem żeby teraz zeszła, żeby słyszała to wszystko i uciekła gdzie rośnie pieprz, zmieniła tożsamość, wygląd i swoje życie.- Przecież pięciolatek, by to rozszyfrował szybciej niż ja! A mi to kurwa zajęło pięć jebanych lat i moja dziewczyna musiała zostać pobita, żebym załapał!

-Detektyw Pivka może zbierał po prostu informacje, które były. Wiesz przecież, że w kartotekach pełno o nas- Niall próbował dalej. Ale wiecie co? W tym momencie miałem w oczach łzy. Wiedziałem, że moje życie prędzej czy później tak się skończy, stawiałem na prędzej. Będą chcieli mnie wsadzić za coś czego dokonałem, ja się nie dam, mówiłem sobie nawet, że wolę umrzeć, niż spędzić choć dzień we wiezianiu.

Ale pojawiła się Tessa.

A potem zniknęła. I zaczęło się to samo. A teraz? Teraz na samą myśl pójścia do więzienia za morderstwo policjanta w domu mojej zmarłej żony, za każdą zbrodnię, którą mogliby mi po drodze udowodnić, czułem ten strach. Ten, którego nigdy nie czułem. Nigdy nawet nie przeszedł mi on przez myśl! A co dopiero, żeby sięgał moich oczu.

Co z Elosie? Co z chłopakami? Nie miałem wątpliwości, że w razie potrzeby wezmę całą winę na siebie, bo cała wina była moja. Nie miałem prawa obarczać nią swoich przyjaciół. Ale co z Elosie?

-Ma na mnie wszystko, prawda?- szepnąłem do chłopaków, jakby mieli otworzyć teraz księgę i wyczytać każdą zbrodnie. Wiedzieli o czym myślę, od lat myślimy przecież tak samo. Skinąłem głową. -To się kiedyś musiało stać.

-Nie damy się, Landon. No co ty? Chcesz się poddać? -prychnął Zayn.- Kiedy jesteś szczęśliwy, kiedy masz Elosie? Nowe życie? Wyjedziemy stąd, jeśli trzeba to jeszcze dziś. Możemy uciekać całe życie i tak robiliśmy to długo. Nie możesz zwyczajnie się poddać, po tym co przeszedłeś w tym bagnie.

-I uważasz, że to będzie fair wobec Elosie? Ciąganie ją po świecie uciekając przed policją w każdym kraju?- prychnąłem.-Zepsułem jej już życie jakbyś nie zauważył, zostawiła rodzinę i wyjechała do pieprzonych Włoch!-wyrzuciłem ręce w powietrze zanim złapałem swoje włosy. -Całe życie uciekam przed odpowiedzialnością, bo myślę o sobie, chłopcy. Całe życie, nawet zanim was poznałem, ale to koniec. Muszę wziąść na klatę to, co stworzyłem.

-Chcesz się oddać w łapy policji- prychnął Harry.-Mając przy boku kobietę, która cię kocha, to zajebiście mądre posunięcie. Mogę Ci tylko pogratulować, stary i zapewnić, że będę ją pocieszał gdy będzie płakać.

-Mówisz tak, jakbym chciał ją zostawić, kurwa-warknąłem. Z frustracji jaka we mnie narasta, z wściekłości i ze strachu czułem jak przestaję nad sobą panować. - Muszę ją obronić! Rozumiesz! Żeby nikt siłą nie próbował zmusić ją do mówienia jak dziś! Żeby nikt siłą nie próbował wyciągnąć od niej informacji!

-Wiesz, że ona się załamie?

Spojrzałem na Zayn'a i uśmiechnąłem się smutno. Nie znał mojej Elosie. To najsilniejsza kobieta jaką w życiu poznałem. Była ciągle szczęśliwa, uśmiechnięta, pozytywna, mimo że w cyiu miała bagno. Ratowała wszystkich, gdy sama tonęła. Ścierała komuś łzy, gdy sama przez słoną ciecz ledwo patrzyła na oczy. Elosie była jak... Jak taka latarnia na środku morza, o którą uderzały fale, którą poniewierały burze i sztormy, ale która nigdy nie przestałaby świecić, która zawsze daje światło i pomoc innym statkom.

-Da radę- szepnąłem, lekko się uśmiechając.-Będzie miała was, będę ją nadal kochał. Po prostu przez jakiś czas na odległość, ale wrócę.

-Kiedy zamierzasz jej to powiedzieć, co? Chyba nie liczysz, że zostawisz ją od tak, bez słowa?- Niall i te jego psychologiczne gadki. Oczywiście, że nie bez słowa, oczywiście, ale może trochę trzeba będzie naciągnąć prawdę.

*

Chłopcy patrzyli na mnie wściekle, ale ze zrozumieniem. Wiedzieli, że robię to dla niej, by miała normalne życie, by nie musiała uciekać. By żadne z nich nie musiało. Dałem radę wejść na górę, Elosie nadal spała. Jej poobijana twarz zrobiła się spuchięta i czerwona. Usiadłem na łóżku obok niej, mój plan był chujowy, wiem, ale jedyny poprawny.

-Skarbie -szepnąłem do dziewczyny. Lekko poruszyła się we śnie.- Sprawiłaś, że poczułem znów życie. Życie i miłość, wiesz? Ale muszę zrobić to, co do mnie należy- przesunąłem palcem po policzku mojej kobiety zgarniając z niego niesforny kosmyk.-Wiem, że gdy wrócę pierwszym co zrobisz będzie rzucenie mi w twarz formy pożegnania, ale nie miałem innej opcji. Wiem, że byś mnie nie wypuściła. Poradzisz sobie, wiesz? Napewno sobie poradzisz, będziesz miała przy sobie wspaniałych chłopaków. Rodzinę.

Teraz łzy poleciały mi po policzku. Dla nich to robię. By żaden z nich nie musiał płacić za mój błąd. By Elosie nie musiała uciekać. By mogli żyć, a kiedy wrócę, rozpoczniemy to życie od nowa.

Pocałowałem ją w czoło, maksymalnie delikatnie jak się tylko dało i wstałem z łóżka.

Spakowałem torbę, parę swoich rzeczy, coś co mi się przyda i zszedłem na dół. Wyglądałem jakbym leciał na małe wakacje. Phi. Co za metafora.

-Nie będę potępiał tego co robisz- powiedział do mnie Niall. -Ale będziesz odpowiadał za wszystko co stanie się z Elosie dopóki nie wrócisz. I co Elosie zrobi z nami.

-Wrócę szybciej niż się obejrzycie. Już czas zapłacić za parę swoich błędów, by zacząć żyć godnie. Tak jak chcę. Z Elosie.

*

Wiecie jak jest w więzieniu? Ja też nie wiem, nigdy w nim nie byłem, choć powinien. Zawsze uciekałem od odpowiedzialności. I choć zarzut zabójstwa Tessy był fałszywy i nad wyraz okrytny, zarzut zabicia DeNero, choć nieprawdziwy, będzie się ciągnął za mną latami.

Chyba, że go wypełnię. Wypełnię, wrócę i zapomnę. I taki był plan.

Plan, który został wykonany. Coś od czego wykręcałem się miliony razy, teraz spotyka mnie na moją własną prośbę, kierowaną do szefa przyjęć więźniów. Jakież było jego zdziwienie, gdy mnie zobaczył. Jakież było zdziwienie, gdy zobaczyli mnie współwięźniowie. Jaki ja byłem zdziwiony, odnajdując w tym miejscu szacunek!

Cóż, musiałem się przyzwyczaić szybko, bo kolejne pięć lat spędzę właśnie w tych murach. Murach pokuty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro