Rozdział 8⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


*Landon * 14czerwca2020

Nie wiem co mną zawładnęło. Nie wiem czy to chęć postawienia się Elosie, która przecież nic o mnie nie wie, a zachowuje się jak pieprzona wyrocznia, czy to jednak ta tęsknota, ale stałem właśnie przed jednym z naszych zbrojeniowych baraków.

Nie mogliśmy trzymać w domu wszystkiego, co przez dawne lata trzymaliśmy w tzw 'Zbrojowni'. Pokój ten przeorganizowaliśmy na zwykły, użytkowy, a broń która tam była, znajduje się właśnie tu. W barakach na końcu miasta.

Nie planowaliśmy jej używać, dlatego wywieźliśmy ją tak daleko, powoli wyprzedając jej asortyment. Powód oczywiscie był jeszcze jeden, po mojej nieudanej próbie samobójczej, chłopcy bali się zostawiać mnie tak blisko czegoś, czym mogłem w siebie strzelić.

Dziś jednak stałem w tym baraku i wpatrywałam się w szafki i wieszaki na ścianie zrobione z małych kołków, na których wisiały różnego rodzaje bronie.
Krótkie, typu Kimber Micro 9 Two-Tone albo Sig Sauer P320 RX 9x19. Średnie, takie jak Pistolet Beretta M9 Commercial kal. 9x19, Colt 1911 Government kal. 45ACP czy Glock 19 GEN 5 / 9 PARA kal. 9x19mm. Zupełnie jednak różniły się one wielkością, siłą czy masą od największych okazów, które mieliśmy w swojej kolekcji. Na przeciwległej ścianie wisiały same bronie długie, nie nasze ulubione, bo niektóre z nich osiągały nawet do dwóch metrów długości, ale mieliśmy parę takich w swoim zanadrzu.

Wszystko to, bronie, naboje, kamizelki, pokrowce, stojaki, lunety, lornetki, słuchawki, parawany czy nawet worki na zwłoki, przypominały mi o tym, co robiłem lata temu. O tym w czym byłem przecież dobry.

Zastanawiałem się całymi godzinami czy słowa Elosie były na miejscu. Czy ja również uważam jak ona, ale nie umiałem się zdecydować. Z jednej strony, chciałbym poczuć przeszywający mnie do kości strach, czuć tą adrenalinę zastanawiając się czy wykonam zadanie i czuć to zwycięstwo, gdy już skończę.

Ale czy to wszystko miało jakiś sens? Czy czułbym przeraźliwy strach, wiedząc, że Tessa nie zapłacze się na śmierć gdy umrę? Czy czułbym adrenalinę, jeśli obojętne by mi było czy wrócę z akcji czy nie? I czy czułbym zwycięstwo nad wykonanym zdaniem czy zaledwie byłby to punkt do odhaczenia w liście mojego dnia?

Nie wiem czy nie potrafiłem wdrożyć się w tamto życie czy po prostu nie chciałem, ale wyszedłem powoli z baraków, zamknąłem drzwi na wszystkie sześć zamków i kłódek i poszedłem prosto do auta, wiedząc, że nawet nie zawaham się by tam wrócić.

Moje gangsterskie życie, zakończyło się niedługo po życiu Theresy.

*

–Powinienem pytać gdzie byłeś? –
zapytał Niall, nie odwracając się nawet w moją stronę z kanapy na której grał w PlayStation.

–Na cmentarzu.

–Jeśli nie chcesz mówić nie mów, Landon–zastopował grę. –Ale nie kłam. Bo wiem, że na cmentarzu cię nie było.

–Dlaczego mnie szpiegujesz?– prychnąłem. Chłopak przeskoczył oparcie kanapy i doszedł do mnie wyraźnie zmartwiony.

–A dlaczego ty mnie do tego zmuszasz?–odbił piłeczkę. –Nie zmuszam cię żebyś spowiadał mi się z każdej minuty twojego życia ani nie założyłem Ci GPS-a w aucie i podsłuchu w telefonie. Nie wiem co robisz i gdzie, kiedy wychodzisz z domu, ale musisz przyznać, że mój stres i zamartwianie się o ciebie, są, cholera, uzasadnione.

Nie mogłem się z nim nie zgodzić. Wiele razy napędziłem im stracha i zrobiłem wiele rzeczy, które odbiły się na ich psychice. Pamiętają przecież kiedy chciałem się zabić. Nie dziwię się, że martwią się o mnie jak o dzieciaka.

–Byłem w barakach–powiedziałem, wiedząc, że należy mu się prawda.

–Pomogło Ci to?–zapytał tylko.

–Tak. Odpędziło złe myśli. Pomogło.

–Następnym razem po prostu się przyznaj. Nie kłam, Landon. Dla nas też to jest stres –szepnął, zanim odszedł i znów usiadł przed PlayStation.

*

Przez kolejne dwie godziny zajmowałem się obiadem. Mocno podszkoliliśmy swoje umiejętności w kuchni, więc dziś jedliśmy dość smacznie. Po wizycie w sklepie, zaserwowałem chłopakom zapiekankę, pełną plastrowanych ziemniaków, mielonego mięsa, pasty pomidorowej, sera żółtego i cebuli, a do tego po butelce piwa.

Liczyłem na dobrą atmosferę, lecz obiad zjedliśmy w błogiej (chyba tylko dla mnie) ciszy. Nie była to miła cisza, gdzie każdy nie rozmawiał, by zajmować się jedzeniem, tylko gdzie każdy zajmował się jedzeniem, by nie rozmawiać.

*

'' Co ty na taki pomysł. Ty, ja, teqilla, impreza, dziś?''

''El, przecież dziś nie jest weekend''- odpisałem.

''Znam klub który gra siedem dni w tygodniu. Muszę się odstresować. Jeśli nie idziesz ze mną, idę sama. Życz mi dobrej zabawy.''

'' Dobrze wiesz, że nie pozwolę jechać ci samej. Bądź gotowa o 20.00, przyjadę po ciebie, bo napewno nie zmusisz mnie żebym pił.''

*

Stojąc autem pod domem Elosie, zastanawiałem się czy imprezy z El to już jakaś tradycja. Kiedy dziewczyna weszła do samochodu, zatrzasnęła za sobą drzwi zdecydowanie zbyt mocno.

–To nie jest żaden wóz pancerny, żebyś waliła tak tymi drzwiami– jęknąłem mrużąc oczy.

–Jezu, przepraszam. Nie sądziłam, że zatrzasnęłam je aż tak mocno– przewróciła oczami w odpowiedźi i kiedy chciałem już włączyć bieg, ona wysiadła z auta.

–Co robisz?! El?! No nie obrażaj się, że zwróciłem Ci uwagę!– krzyknąłem, gdy otworzyłem szybę zdalnie. Dziewczyna jednak nie weszła do domu, tylko przed ich drzwiami odwróciła się na pięcie i ruszyła znów w kierunku auta. –Nie wierzę– zaśmiałem się. Dziewczyna otworzyła drzwi, wsiadła do samochodu i zamknęła za sobą drzwi znacznie deliaktniej.

–Hej, Landon– pisnęła na pokaz, udając, że żuje gumę. –To co? Jedziemy na bibkę?

–Błagam cię, przestań mówić jak Sharpey z High School Musical, bo zostaniesz w domu–zaśmiałem się włączając bieg i blokadę przed dziećmi, by El znów nie wyszła z auta.

–Do the bop bop bop
To the top
Don't ever stop
Bop to the top
Gimme gimme
Shimmy shimmy
Shake some booty and turn around
Flash a smile in their direction– zaśpiewała.

Roześmiałem się głośno gdzieś w połowie tego tekstu, wyobrażając sobie, Sharpey ubraną w fikuśną sukienkę na scenie. Jakoś jej trochę głupiutka osobowość pasowała mi do zabawowej Elosie.

–Jesteś pewna, że chcesz jechać na tą imprezę? –zapytałem z uśmiechem patrząc w tylne lusterko czy mogę swobodnie zawrócić, mimo że obok mnie była linia ciągła.

–Co wymyśliłeś? –zapytała. Nie odpowiedziałem jej jednak, zawróciłem na jednopasmówce i obrałem kierunek: BAR

*

–Csii–szepnąłem ściągając obcas botka z nogi Elosie. Może i El nie była tak pijana, że nie mogła sama ich zdjąć, ale za to przeklęty pasek na kostce, nie chciał się odpiąć. –Połóż tą nogę tu –szepnąłem głośno i szarpnąłem jej nogę, żeby położyła ją na murku. – Urwę ci ten pasek, dobra?–zapytałem.

Zanim mogłem usłyszeć protestujące, krótkie 'Nie', pasek już nie oplatał buta El, tylko wisiał.

–Sama odepnę drugi– warknęła wściekła. Odpięcie paska zajęło jej dwie sekundy. Wzięła buty w rękę, więc cicho otworzyłem drzwi od domu. Rozejrzałem się dookoła, żeby sprawdzić czy na nikogo się nie natknę. To nie tak, że wstydziłem się El czy chłopaków, nie. Ja po prostu nie chciałem, żeby ich spotkanie było w jakimś stopniu kłopotliwe.

Zamknąłem drzwi od mojego pokoju na klucz i zdjąłem laptop z najwyższej półki. Elosie zdążyła już usadowić się na moim łóżku, zabierając połowę poduszek.

–Zostaw mi ich trochę –zaśmiałem się.– Co oglądamy?

–Włącz jakąś bajkę.

–Bajkę, El? Spędzasz czas z byłym gangsterem i mamy oglądać bajkę?– nie mogłem powstrzymać śmiechu.

–Tak się ciebie boję, że muszę uzupełnić poziom słodkości w organizmie i zobaczyć czy Fei Feu wyląduje na księżycu.

–Więc co to ma być za bajka?

Wyprawa na księżyc– przewróciła oczami dyktując mi tytuł. Wpisałem go w wyszukiwarkę.

–Czy ty aby nie oglądałaś już tej bajki, skoro wiesz jak się nazywa główny bohater i wiesz o co w niej chodzi?– zapytałem, sadowiąc się obok El, gdy mijały pierwsze sekundy filmu.

–Może– szepnęła, jakby trochę obrażona.

–Obrażasz się? Bo mówię, że przecież oglądałaś już tą bajkę?

–Nie. Nie obrażam się– fuknęła.

Zaśmiałem się kiedy wyciągnęła poduszkę zza moich pleców i przytuliła ją do klatki piersiowej. Było gorąco, napewno nie zrobiło tego z powódek cieplarnianych, a jedynie by zrobić mi na złość.

Minęło kilka minut filmu, a El nawet na mnie nie spojrzała.

–El?–szepnąłem. –Elosie, no..

–Cicho, oglądam– warknęła. Zaśmiałem się znowu i przełożyłem swoją rękę na ramię dziewczyny. Przyciągnąłem ją do siebie, teraz ja opierałem się o ścianę, na wpół leżąc, a głowa Elosie spoczywała na mojej klatce piersiowej.

Zrozumiałem co zrobiłem dopiero kiedy jej głowa zaczęła mi ciążyć. Nic mi tak nie ciążyło w tej pozycji od lat. Nie pamiętam jak to było... Jednak Elosie chyba było dobrze, przełożyła swoją rękę przez mój brzuch, kilka centymetrów przed swoją głową i oglądała dalej.

Nie mogłem nie przyznać się przed samym sobą, że zamiast oglądać tę durną bajkę, ja wgapiałem się w dziewczynę, z którą w tej pozycji, było mi dość dobrze. W ogóle, w znajomości z nią było mi dość dobrze.

I dość mnie to przerażało.

*

Obudziłem się przez dźwięki podgłoszonej automatycznie muzyki lecącej w tle napisów końcowych i poderwałem się lekko do góry. Jednak szybko coś zaczęło mi ciążyć i przypominając sobie, że nie oglądałem tej przeklętej bajki sam, zamarłem w bezruchu.

Wysunąłem się spod głowy Elosie i położyłem ją trochę wygodniej, zanim wyszedłem z łóżka. Stałem nad nią i po prostu na nią patrzyłem. Była niezaprzeczalnie bardzo piękną kobietą, urodziwą i kształtną, jeśli ktoś zwraca na to uwagę. Wyglądała pięknie, gdy na jej twarzy nie ma grama makijażu, widać na jej policzkach piegi i gdy podczas snu robiły jej się zmarszczki na czole.

Zrozumiałem, że dziewczyna leżąca teraz w moim łóżku, która od kilku dni zaprząta całe moje dnie (i noce), podoba mi się nie tylko ze względu na jej fajny charakter, nie tylko ze względu na otwartość na mnie, ale i ze względu, jakim jest to, że jest po prostu piękną kobietą.

Może i dziewczyna według mnie była dziwna, pakując się w znajomość z takim gościem jak ja, problemowym, chaotycznym, często agresywnym i chcącym wrócić do życia zawodowego sprzed tragedii, ale zdecydowanie nie chciałem, żeby to się zmieniało.

Złapałem się na tym, że znajomość z Elosie, sprawia, że moja egzystencja mniej boli.

*15czerwca2020

Otworzyłem powoli oczy i przewróciłem się na drugi bok. Połączenie tych dwóch gestów, spowodowało, że od razu zobaczyłem swojego nocnego towarzysza.

Podskoczyłem widząc coś, co kształtem przypominało pająka, ale kiedy przyjrzałem się temu szeroko otworzonymi, nie zaspanymi już oczami, zdałem sobie sprawę, że to nie żaden pajęczak. A kartka złożona w jakieś dziwne kształty.

Podniosłem się na łokciach rozglądając dookoła. Czy wczoraj była tu El? Czy to był tylko sen? Nie, napewno nie, bo napewno kartka leżąca na poduszce jest od niej.

"Spałeś tak słodko, że nie chciałam cię budzić gdy wychodziłam, żeby nie zobaczyli mnie Twoi przyjaciele. Ps. Myślałam, że chrapiesz. Ps2. Origami to zawsze była moja pasja. Jaka szkoda, że się na tym nie zarabia. Ps3. Odpracujemy tą wódkę kiedy indziej."

Zaśmiałem się cicho odkładając kartkę na stolik nocny. Położyłem się z powrotem na łóżku, lekki uśmiech gościł na mojej twarzy.

–Kocham cię, Tess–powiedziałem bezgłośnie. –Dziękuję.

Dobrze wiedziałem, że na mojej drodze Elosie nie postawił żaden Bóg, czy archanioł. Wiedziałem, że maczała w tym palce tylko jedna osoba, której moje szczęście nigdy nie było obojętne.

*

–Wiedziałeś, że składając łabędzia z jednej kartki papieru, trzeba zagiąć ją ponad sześćset razy, żeby wyszedł proporcjonalny?

–Nie wiem, El. Nigdy nie składałem łabędzia z papieru– zaśmiałem się popijając skończone naleśniki kawą.– Ale obiecuję, że jeśli jeszcze raz zobaczę coś przypominające pająka, choćby takiego jak dziś, podpalę cały pokój.

–Nieustraszony gangster Warwick boi się pająków?

–Nie boję się. Są obrzydliwe. Po prostu.

–A ja?–zapytała mrugając częściej niż powinna.

–Co ty?

–Jakbym ja miała cztery pary oczy i osiem włochatych nóg?

Wybuchnąłem śmiechem wyobrażając sobie jak odnóża wychodzą z ciała Elosie w więcej niż dwóch miejscach.

–Cóż, wtedy postąpiłbym trochę inaczej–zaśmiałem się widząc na twarzy dziewczyny zadowolenie. Podniosłem swoją nogę, tak by było widać buta spod stolika. –Zatłukłbym cię tym butem.

–Jesteś sadystą–jęknęła. Wzięła ostatniego gryza naleśnika, rzuciła widelcem o talerz robiąc krótki hałas i wstała z krzesła wściekle przeżuwając.

–El, no co ty! –krzyknąłem za nią. Rzuciłem pieniądze wyciągnięte z kieszeni spodni na stół. Mogłoby być to dwadzieścia dolarów, ale równie dobrze mogło być to dwieście. Ruletka. Pobiegłem za dziewczyną, która zdążyła już wybiec na ulicę i szła dość szybko w tylko jej znanym kierunku. –El, poczekaj!

Szybko dobiegłem do dziewczyny i złapałem ją za łokieć, żeby ją zatrzymać. Przesunąłem rękę znacznie niżej, trzymając jej dłoń o dziwo nie czułem się dziwnie.

–Przepraszam. Mam specyficzne poczucie humoru, o ile już je mam– przyznałem. Nagle dziewczyna ułożyła usta w literkę 'o'.

–Miałeś dobry humor, a ja ci go zepsułam. Przepraszam, Landon! Zdaje sobie sprawę, że nie zawsze jesteś szczęśliwy, a ja tak po prostu popsułam jedną z tych chwil– krzyczała spanikowana. Ludzie odwracali się żeby na nas popatrzeć, ale miałem to głęboko w dupie.

–Nie przesadzaj, El Będąc obok ciebie, zawsze mam dobry humor.

Uśmiechnąłem się blado, czując się dziwnie wyznając to dziewczynie. Ale cóż, taka była prawda. Elosie odwzajemniła mój uśmiech, ręką, której nie trzymała moja ręka poprawiła sobie włosy i skinęła głową.

A gdy ruszaliśmy w nieznanym nam jeszcze kierunku, nadal trzymałem dłoń Elosie. A co było najlepsze? Naprawdę podobało mi się, jak się z tym czuję. Nie jako winny, zdradzający czy bez szacunku dla zmarłej.

Czułem się z tym naprawdę dobrze. Pytanie teraz czy to fakt, że ruszam do przodu, czy to, że ruszam do przodu trzymając rękę akurat Elosie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro