Rozdział 13⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*Następny dzień

Obudziłem się przed Tess. W zasadzie to chyba nawet przed wszystkimi, bo w domu panowała totalna cisza.
Wpatrzyłem się w idealną dziewczynę, która leżała teraz w moim łóżku, której włosy delikatnie spadały na czoło, a nos delikatnie marszczył się podczas snu.
Czym zasłużyłem sobie na tego anioła?

Odkąd poznałem Tess (w zasadzie to włamałem się do jej domu, sprawiając, że była przerażona), zrobiła dla mnie tyle dobrego ile nie doświadczyłem w całym życiu.
Ja nie zrobiłem dla niej nic. Totalne gówno. Dlaczego więc ta dziewczyna śpi właśnie w moim łóżku? Dlaczego jeszcze nie uciekła, zaraz po tym jak doświadczyła najgorszej strony mojego życia? Bo bądźmy szczerzy, mało brakowało, aby Tessa poszła przeze mnie do więzienia. Mogła zginąć tak wiele razy, gdy Jason włamał się do jej domu, a myślała że to ja, od razu gdy Jason ją porwał i przez wszystkie te kilka pieprzonych dni które ją trzymał. A ja byłem bezsilny.. Miał jedyną broń przeciwko mnie.

Dwa tygodnie. Minęły dwa tygodnie odkąd znam moją Tess, a wydarzyło się tyle, jakby minęło co najmniej pół roku.
UPS. Powiedziałem moją Tess?
Automatycznie do mojej głowy wpłynęły myśli, jakby to było gdybym mógł nazwać Tess 'swoją Tess'. Moja Tess..

–O czym myślisz?

Odwróciłem głowę do dziewczyny, która właśnie podnosiła się z łóżka. Oparła się na rękach żeby widzieć moją twarz.

–Chodź tutaj–szepnąłem kładąc się z powrotem i otwierając dla niej ramiona w których mogła się skryć. Czułem jak rysowała na mojej piersi jakieś kółka i inne figury.–Myślałem o Tobie.

–Co dokładnie? –zachichotała. Przysięgam na wszystko, gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę zachwycał się chichotem jakiejś nastolatki, przywaliłbym mu w twarz.
Oczywiście, cieszył mnie śmiech Kate, lubiłem jak chichotała z jakiś głupich żartów albo jak śmiała się ze mnie lub z chłopaków. Ale Tess robiła to inaczej. Tak... Tak dziecięco, niewinnie.

–Myślałem sobie ile zmieniło się w moim życiu od kiedy wszedłem do twojej kuchni–zaśmiałem się. Dziewczyna prychnęła.

–Chyba chciałeś powiedzieć od kiedy WŁAMAŁEŚ SIĘ do mojej kuchni– podniosła głos znacząco.
Nie umiałem się nie zaśmiać, była taka urocza. (Od kiedy używam tego słowa?)

–Tak. Od kiedy włamałem się do twojej kuchni. Czuję się jakby minęło już jakieś pół roku wiesz?

–A to tylko dwa tygodnie–zaśmiała się.

–Najlepsze dwa tygodnie od dawna, Kate.

–Co?

–Mówię, że to były moje najlepsze dwa tygodnie od dawna–śmieję się.– Musisz umyć uszy.

–Nazwałeś mnie 'Kate', Landon. O to mi chodziło–zmarszczyła brew podnosząc się i siadając po turecku na łóżku.

–Nie, jestem pewny, że nazwałem cię twoim imieniem Tessie. Przesłyszało ci się– śmieję się znów i przyciągam ją znów.
Brawo, Landon. Kurwa, brawo.

–Wstańmy. Może zrobisz mi śniadanie co? –zaśmiałem się podnosząc się gwałtownie z łóżka. –A potem pojedziemy na zakupy i kupimy Ci parę rzeczy, skoro mieszkasz już u mnie.

–Dasz mi jakąś koszulkę? Nie chcę drugi dzień chodzić w tej samej.

Rzuciłem jej koszulkę, którą wyciągnąłem z szafy i ubrałem się tylko szybko w spodnie i koszulkę, zanim wyszedłem dając jej swobodę.
Zbiegłem na dół, w kuchni zastałem tylko Niall'a i Liam'a

–Reszta jeszcze śpi? –zapytałem podchodząc do lodówki i wyciągając z niej sok pomarańczowy. Nalałem go do dwóch szklanek, biorąc sobie jedną.

–Tak. A ty? Wyspałeś się, Landon? Gdzie Tess?

–Odświeża się.

–Byliście cicho w nocy–śmieje się Niall.–Musicie być w tym dobrzy.

–W czym? Przecież nic nie robiliśmy– śmieję się. –Poza kłóceniem się.

–Mam uwierzyć, że jej nie przeleciałeś stary?

–Dlaczego miałbym ją 'przelecieć'? – przewracam oczami podchodząc do wyspy i opieram ręce na blacie.

–Mówiłem Ci– Niall zwraca się do Liam'a.– Mówiłem Ci.

–Coś ostatnio dużo mówicie za moimi plecami.

–Tess cię zmienia, Landon. Pamiętasz kiedy ostatnio spałeś w łóżku z dziewczyną, nie chcąc jej przelecieć?– śmieje się Niall. Pamiętam... Boleśnie pamiętam..

–Nie powiedziałem, że nie chciałem. Tylko, że nie zrobiłem tego.

–Nie zrobiłeś czego? –wtrąca się Harry, który wchodzi do kuchni w samych dresach, nad którymi wystaje jedynie pasek bokserek.

–Landon nie przeleciał Tess–mówi Niall.

–Ale z was dupki.

–Wiesz kiedy ostatnio mogłem wypowiedzieć takie zdanie? Nie wiem, chyba nigdy.

–Napiszcie o tym w gazecie– przewracam oczami.

–O czym napiszecie w gazecie? – wszyscy odwracamy wzrok na dziewczynę która wchodzi do kuchni, ubrana w moją białą koszulkę, która na jej piersiach wygląda jakby miała pęknąć. Miała ją wpuszczoną w swoje dżinsy, przez co idealnie widać było jej smukłą talie. Czemu nigdy nie zwróciłem uwagi na jej kształty? Nie wiem, ale żałuję. – Okej, czuję się dziwnie– zaśmiała się dziewczyna, rumieniąc się.

–Ymm. My.. Napiszemy w gazecie o tym jak Niall dziś spadł z łóżka gdy spał–wymyślam.

–Tak..mm. Ja.. Spadłem z łóżka, bo śnił mi się.. Koszmar, tak–potwierdził.
Tessa tylko mruknęła coś pod nosem i podeszła do lodówki.

–Proszę. Nalałem Ci soku–łapię szybko za szklankę którą wcześniej nalałem i podaje ją dziewczynie.

–Dziękuję–rumieni się.
Zapada ciężka cisza, podczas której każdy z chłopaków ucieka wzrokiem gdzie się da.

–Mamy coś do załatwienia z chłopakami–mówi Niall i skręca zanim wychodzi z kuchni. Zayn zanim minie próg macha sobie rękoma przed twarzą, niemo mówiąc mi "Kurwa mać".

–Nie lubią mnie–mówi Tess gdy już wszyscy znikają.

–Co?! Czemu tak myślisz? Oni cie uwielbiają.

–Przecież widziałam jak na mnie patrzyli, Landon, jakby byli bardzo niezadowoleni, że tu jestem– przewraca oczami. –I zobacz jak szybko wyszli, nie stali tu nawet minuty gdy weszłam.

–Może to dlatego, że niegrzecznie się gapić, a od ciebie nie da się odwrócić wzroku– uśmiecham się, obdarowując wzrokiem jej dekolt, piersi i smukłą talię. Tess spogląda na dół, a gdy zauważa ile jej piersi jest odkrytych, od razu podciąga koszulkę krzycząc małe "Ołć".

–Dałeś mi rozciągniętą koszulkę, Landon. To dlatego– mówi.

–Powiedz lepiej co chcesz na śniadanie– śmieję się. –I podciągnij trochę tą koszulkę, bo zepsuję nawet kawę.

*
Po zjedzonym śniadaniu, szliśmy już na górę, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

–Otworzę– mówię.

–Pójdę z tobą.

Naciskam na klamkę spodziewając się oczu, na poziomie moich oczu, ale muszę się schylić żeby zobaczyć mojego gościa. Mały chłopiec, na oko mógł mieć jakieś dwanaście lat, stał na ganku.
Od razu wyciągnął w moją stronę rękę z białą karteczką złożoną na pół.
Chwila, ten sam chłopak, ta sama niebieska bluza o której mówiła Tess. Wyciągam rękę po kartkę, ale podejrzewając ,że zanim zdążę ją przeczytać, chłopak ucieknie, łapię więc go za nadgarstek i wciągam do domu. Zamykam drzwi na klucz i przytrzymuje przerażonego chłopaka obiema rękoma.

–Kim jesteś? – pytam mocno.

–Landon! On się boi, puść go– słyszę Tess.

–To ten sam chłopiec, widzisz? – wskazuję na jego bluzę. –Ten co przyniósł wcześniejszą karteczkę. Kto cię przysyła? –mówię do niego.

–Nie wiem jak się nazywa. Nie wiem nawet dokładnie jak wygląda– odpowiada drżącym tonem. –Zawsze ma na głowie kaptur i daje mi po dwieście dolarów za przyniesienie kartki pod ten adres– chlipie.

–Landon, puść go–mówi Tess. Sama za to łapie chłopaka za ramię i prowadzi go na kanapę. W głowie mam tylko myśl, że to wróg. Ktoś kto będzie zagrażał nam i Tessie, więc idę od razu za nimi. Widzę jak Tessa sadza chłopca na kanapie. –Jak masz na imię?

–Philip–szepcze.

–Kto daje ci te kartki? Znasz go?

–Nie, zawsze jest zakryty. Daje mi tylko kartkę, dwieście dolarów i adres. A potem odchodzi.

–Dlaczego więc się go boisz? – pytam podejrzliwie. –Daje ci tylko papier i hajs, na twoim miejscu wyrzucił bym papier do kosza i odszedł z pieniędzmi zaraz po nim. Po co tu przychodzisz i dajesz te kartki z liczbami?

–Nie wiem co to za liczby, nie wiem nic. Przysięgam.

–Niall przynieś mu wody–mówię. Chłopak po chwili przychodzi z pełną szklanką, którą chłopiec wypija w ciągu sekundy.

–Dalczego się go boisz? –ponawiam pytanie.

–Raz powiedział, że zna Jacob'a.

–A Jacob to...

–Mój brat.

–Chwila –mówię przerywając mu. Kojarzę jednego Jacob'a. – Zaczepiał cię jakiś Jacob, gdy wracałaś z tej pracy w barze–mówię do Tess.– Pamiętasz, mówiłaś, że stał z grupką znajomych i cie zaczepił, a potem zrobił to następnego dnia, gdy po ciebie przyjechałem.

–Tak, pamiętam go–szepcze Tess.– Philip, coś się stało Jacob'owi? Jest w niebezpieczeństwie?

Wiem, że nie powinno tak być, ale empatia Tess wobec tamtego chłopaka, kuła mnie w serce. Przecież go nie zna, nie zależy mu na nim. Prawda?

–Nie wiem. Muszę iść. Muszę już wyjść stąd– mówi szybko i kieruje się do wyjścia. Nikt go nie zatrzymuje, jeśli grozi coś jego bratu, równie dobrze może coś grozić jemu. Co jeśli ktoś zrobi mu krzywdę, bo wciągnąłem go do domu?

–Od początku mówiłem, że ten Jacob to podejrzany typ–mówię kiedy dzieciak znika.

–Z tego co mi się wydaje to raczej ten twój "podejrzany typ" ma kłopoty– Tess przewraca oczami, robiąc cudzysłów w powietrzu. –Słyszałeś co powiedział dzieciak. Facet który każe mu przynosić te karteczki, mówi, że zna jego brata. Czyli to Jacob'owi i Philip'owi grozi niebezpieczeństwo a nie komuś z ich strony.

–Tess ma rację, Landon–wcina się Harry. –A to że dzisiejsza kartka też zawiera jakieś liczby, wcale nie ułatwia nam zadania.

–Przynieś tamtą kartke, Landon– mówi Niall. Wbiegam po schodach niezadowolony, że to oni wydają mi rozkazy i wracam na dół z kartką.

–Pierwsza to siedem trzy dziewięć a druga to dziewięć trzy siedem – czyta Niall.

–Może to numer telefonu?

–O trzy cyfry za mało–mówi Tess.

–A może to jakiś kod?

–Albo współrzędne geograficzne tego gdzie jest ten Jacob–mówię.

–Chyba byłeś słaby z geografi. Musiałby podać kierunki świata żebyśmy mogli to odnaleźć–prycha Tess.

Od razu idę do biura, staję na krześle i wyciągam z najwyższej półki mapę Warwick.

–Nie pasuje–mówię, po ułożeniu współrzędnych na mapie każdą kombinacją. –Dane wskazują najpierw na jezioro a potem na obrzeża miasta. Tam są tylko kilometry śmietników– wszyscy po kolei przyglądają się mapie.

–A może to nie chodzi o nasze miasto. Macie mapę Stratford? –Tessa rozgląda się po biurze. Próbuję dosięgnąć innej mapy ktora leżała obok mapy Warwick więc podaje jej ją. Współrzędne geograficzne, które są na obu kartkach, wskazują jeden, środkowy punkt Stratford.

Zabiera mi oddech. Wpatruje się w ten czerwony mały punkt, który wskazuje na starą fabrykę części mechanicznych.

–Nie–szepczę odchodząc od mapy o krok.

–Spokojnie, Landon. Może się pomylilismy–mówi Zayn.

–Fabryka? Po co miałby nam ktoś pokazywać gdzie jest fabryka?– prycha Tess.

–To tam umarła Kate–odpowiada jej Harry.

–Kate? Kim była Kate? –dziewczyna wydawała się nie rozumieć. I oczywiście nie rozumiała, bo skąd?

–To dziewczyna Landon'a sprzed kilku lat– szepcze Niall. Ja tylko potrafię wpatrywać się w tą pieprzoną mapę, wyobrażać sobie ten pieprzony dzień.

–Dlatego dziś rano nazwałeś mnie "Kate".

Co wspólnego ma Jacob którego przed pracą poznała Tessa i moja Kate?
Nic nie mówię, zrywam się tylko z miejsca i przewracając przypadkiem jakiś mebel wychodzę z domu. Lepszym sformułowaniem było by, że uciekam. Uciekam od przeszłości która dziś znowu mnie atakuje.
I nie wiem czy zdołam się obronić.

*Tess

Stoję po prostu jak wmurowana i patrzę się w miejsce w którym przed chwilą jeszcze stał Landon. Teraz jest tam pusto, więc spoglądam na chłopców po kolei.

–Kim była Kate? – pytam szeptem.

–Myślę, że nie powinnaś nas o to pytać– wzdycha Liam.–Przepraszam Tessie.

–To Landon powinien ci powiedzieć, jeśli będzie chciał–dodaje Zayn.

Okej. Teraz czuję się dziwnie. Kim była Kate? Co wspólnego ma z nią Landon? I co ma wspólnego z tą kartką? Oraz co ma wspólnego Jacob z tym wszystkim, że to jego mały brat przynosi te kartki?

*
Cały dzień minął mi na... W zasadzie to na niczym. Mijałam się tylko z chłopakami w niektórych częściach domu, nie zamieniając ze sobą nawet słowa. W zasadzie to miałam wrażenie, że oni nie byli nawet obecni umysłem w tym domu. Każdy z nim wyglądał tak, jakby wyzionął ducha.

A Landon? Nie wiem. Od czasu kiedy przed południem wybiegł z domu, jeszcze nie wrócił. Część mnie kazała mi do niego dzwonić, dowiedzieć się kim jest Kate i o co w tym chodzi, ale druga część mnie, wiedziała, że muszę poczekać.

Wzięłam prysznic w łazience Landon'a i ubrałam się w swoją bieliznę i jego koszulkę, wcześniej przeglądając jego szafę. Otulona jego zapachem czułam się bezpiecznie. O godzinie dwudziestej pierwszej zaczęłam się martwić. Wyszłam z sypialni i zajrzałam do Zayn'a.

–Przepraszam–szepnęłam widząc jak chłopak robi coś na laptopie w swoim łóżku.

–Co jest, mała?

–Wiesz gdzie jest Landon? Martwię się–szepczę wchodząc do pokoju.

–Nie musisz się martwić, Landon po prostu potrzebuje być chwilę... Sam ze sobą– wzdycha. Odkłada laptop na nocną półkę i klepie miejsce obok siebie. –Chcesz pogadać?

–Mhm–od razu wskakuje obok niego i przykrywam się kołdrą.–Kim jest Kate? To znaczy wiem, że była dziewczyną Landon'a, ale dlaczego się rozeszli?

–Oni się nie rozeszli Tesso–wzdycha, ściągając usta w jedną stronę.

–Nie mówił mi, że kogoś ma – szepczę.– To znaczy, nie mówił nawet, że ma kogoś na oku, nie wiem co jest między nimi, ale wydaje mi się, że powinnam wiedzieć, prawda? Powinien mi powiedzieć, że kogoś ma, wtedy bym się nie an..

–Kate nie żyje, Tesso–przerywa mi zaciskając oczy. –Dlatego Landon nie chce o niej mówić. Współrzędne które dziś znaleźliśmy, to pewne miejsce w mieście Stratford. Tu nie daleko, nie całe dziesięć km od nas. To miejsce w którym Kate została zamordowana.

–Oh–wciągam powietrze. Czuję się teraz bezczelnie. Okropnie.–Nie wiedziałam. On.. On nigdy nie..

–Spokojnie, Landon napewno nie ma ci tego za złe. Po prostu napewno nie jest miło wspominać.

–Wiesz gdzie mogę go znaleźć?

–Nie wiem czy to dobry pomysł żebyś go teraz szukała– wzdycha. Kiwam tylko głową i postanawiam wrócić do pokoju. Dziękuję mu i zamykam drzwi. Kieruję się jeszcze do kuchni na szklankę wody i opieram się o blat pijąc ją.

Na dole pali się światło. Kto używa archiwum w tym czasie?
Zeszłam po schodkach, bosymi stopami i rozejrzałam się za dalszym światłem. Popchnęłam małe drzwi i wyszukałam wzrokiem małą postać siedzącą na podłodze.

–Landon? –szepnęłam. Ale chłopak nie drgnął.–Mogę wejść?

Skinął głową. Im bliżej niego podchodzilam, tym bardziej widziałam jak jego twarz jest czerwona. Od płaczu? Ze złości? Kucnęłam obok niego.

–Wszystko dobrze?

–Taak– jęknął cicho. –To tylko przeszłość.

–Chcesz porozmawiać?

–Chłopcy już napewno powiedzieli ci o Kate– wzdycha zamykając jakiś plik kartek, który czytał i otwiera na początku.– Dane geograficzne z tej kartki, to miejsce w którym zamordowano Kate. To taka stara fabryka z częściami samochodowymi, która stoi nieużywana od jakiś trzydziestu lat. Niektóre grupy Gangsterskie spotykają się tam na wymiany albo porachunki. Kate– wskazuję na zdjęcie w kartach. – porwał kiedyś mój wróg. Chciał mi się odpłacić za coś czego już nawet nie pamiętam, za jakąś błachostke. Więc porwał ją, robił jej niewyobrażalne rzeczy. Potem odzywał się do mnie z chęcią wymiany. On odda mi Kate, ja coś czego będzie chciał–prychnął pociągając nosem. –Dałem się na to złapać. Załatwiłem mu tysiąc kilogramów kokainy, i przywiozłem na miejsce spotkania z chłopakami a oni ją po prostu katowali na moich oczach. Bili ją– szeptał. Widziałam jak coraz mocnej zaciska pięści na segregatorze. –Nie mogłem nic zrobić, wiesz? – prycha. –Stałem po prostu jak ta pizda, z pistoletem przy głowie i patrzyłem. Nie umiałem się nawet odezwać.

–Nie musisz..

–Muszę Tess–wzdycha. –Nie powiem, że ból odejdzie jak ci to opowiem, po prostu wiem, że chcesz wiedzieć. Kate cierpiała za moje błędy, to wszystko moja wina. A wszystko co robię teraz, prowadzi do kolejnej takiej sytuacji. Dlatego nie chciałem żebyś się do mnie zbliżyła, Tess. Będziesz się bać na każdym kroku, będziesz zagrożona, a ja będę myślał czy ktoś kiedyś wyceluje do ciebie z broni– wzdycha zakrywając twarz rękoma. Potem gwałtownie się podnosi i zaczyna uderzać pięściami w ścianę archiwum.

–Landon! –krzyczę. –Landon, przestań!

–Zawsze–cios. –Ktoś–cios.– Przeze– cios.–Mnie–cios. –Kurwa cierpi– cios cios cios. Chwila w której Landon łapie kilka zdyszanych oddechów a potem znowu cios cios cios.

–Już– szepczę stając przed nim. Mam małą przestrzeń, żeby oddzielić go od ściany.–Już spokojnie. Jestem tutaj.

–Nie powinno cię tu być–prycha.– Powinienem to wiedzieć odkąd wszedłem do twojego domu. Jestem jak trucizna, wystarczy jeden kontakt by zarazić wszystko.

–Przestań tak o sobie mówić! Ale to już! Kate nie chciałaby żebyś tak się obrażał, a już napewno nie chciałaby byś się obwiniał!

–Ale Kate tu z nami nie ma– prycha.– Nie powie czego by chciała. Bo– cios w ścianę metr ode mnie. –Kate–cios.– Tutaj kurwa nie ma!! –cios.

–Ale jestem tu ja– szepczę, łapiąc go znowu za zakrwawione pięści.–I ja też nie chcę żebyś się obwiniał. Nie ty ją zabiłeś, Landon.

–Wiesz jak się czułem jak DeNero stał z tobą trzymając pistolet przy głowie? Jakbym po prostu wcisnął "powtórz''– prycha kręcąc głową.–Pieprzone "powtórz"! Na moje własne życzenie.

–Jestem tu przecież. Widzisz mnie, czujesz mój dotyk. Proszę nie odgradzaj się ode mnie–mówię płaczliwym tonem. Próbuję złapać jego twarz w ręce, ale on nie chce na mnie patrzeć.
Chyba powinnam wyjść...

–Jeśli będziesz mnie potrzebował będę gdzieś w domu. Wystarczy żebyś mnie zawołał, a przyjdę–szepczę, zanim ostatni raz muskam ręką jego ramię i wychodzę, zamykając za sobą drzwi archiwum. Wchodzę na górę i kieruje się do kuchni.

Co jak co, dobrze zaczął się ten dzień i jeszcze lepiej się skończył.
Widziałam na zegarku, że wskazuję on dwudziestą trzecią czterdzieści dziewięć, udałam się do łóżka. Oczywiście do łóżka Landon'a. Zaczekam tam, by upewnić się że pójdzie spać i pójdę do pokoju gościnnego.

*
Dochodzi pierwsza w nocy, zostało siedem minut kiedy drzwi do pokoju się uchylają. Lando wchodzi w ciszy i ściąga swoje ubranie zaraz po zamknięciu drzwi. Rzuca je na podłogę w tym samym momencie kiedy ja wychodzę z łóżka. Obciągam niżej koszulkę która jest dla mnie i tak jak sukienka, bo sięga mi kilka centymetrów nad kolano i kieruję się do drzwi.

–Zostaniesz? – słyszę. Odwracam się żeby zobaczyć jak Landon wpatruje się we mnie oczami, które musiały dużo przepłakać w ostatnim czasie i kiwam głową. Wracam do łóżka podczas kiedy Landon zdejmuje spodnie, zamierzałam go powstrzymać, ale darowałam sobie. To nie wieczór na wypominki...

Wsuwam sie pod kołdrę a Landon zaraz obok. Leżymy tak równolegle do siebie w ciszy, całkowitej ciszy dopóki szum kołdry nie wybrzmiewa. Landon przysuwa się bliżej mnie, moje serce zaczyna łomotać gdy układa się na moim brzuchu.

–Przepraszam–mówi, najwyraźniej zauważając moją reakcje.– Przesadziłem. Przepraszam.

–Nie szkodzi. Jeśli tego potrzebujesz, to właśnie po to tu jestem–uśmiecham się do niego i wołam ręką żeby znowu położył się jak wcześniej w miejscu gdzie zaczynają się moje biodra. – Śpij już. Będę tutaj– szepczę głaszcząc jego włosy.

–A gdy sie obudzę? –szepcze on.

–Będę.

Chłopak układa się wygodnie, swoją prawą ręką łapiąc moją lewą i zasypia tak. Po chwili i ja zasypiam zaciskając swoją dłoń jeszcze mocniej na jego.
-------------------------
Ile się dzieje! Ile się dzieje!
A ile będzie się działo dalej!?
Piszcie komentarze 😊
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro