Rozdział 16⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*Następny dzień

Budzi mnie hałas. Otwieram jedno oko żeby zobaczyć, która jest godzina na zegarze i z niechęcią stwierdzam że jest jeszcze przed 4.00 rano. Zegarek wskazywał 3.47.
Hałasy z domu były słyszalne jeszcze mocniej, kiedy zaczęto trzaskać drzwiczkami. To najgłośniejszy złodziej jakiego znam, mówię sobie w myślach.

Tess się nie budzi, więc wychodzę z sypialni zabierając z szuflady pistolet.

–Kurwa–słyszę drżący głos kiedy jestem już blisko i z niechęcią stwierdzam, że to nie żaden złodziej.

–Co ty robisz Liam? –mówię opuszczając broń. Chłopak nie odpowiada mi zajęty jedynie czymś czego szuka w szafce.

–Pomóż mi znaleźć pieprzoną gazę!– krzyczy. Chyba nie zważa na to, że obudzi cały dom. Kiedy jednak się odwraca, widzę jak jego oczy są przekrwione, usta drżą, a ciche jęki wychodzą jak sapnięcia. Dopiero potem zwracam uwagę na to, że spod jego ręki na brzuchu sączy się brunatna krew.

Od razu ruszam przyjacielowi na pomoc, zajmuję się jego raną szybko. Nie wiem ile stracił już krwii, a nie potrzebuje żeby zemdlał, żebym musiał zawozić go do szpitala i spowiadać się lekarzom dlaczego ma dziurę w brzuchu.

–Teraz gadaj co się stało– mówię, kiedy pomagam usiąść zabandażowanemu Liam'owi na kanapie.

–Bawiłem się we wróżki, wiesz? Ktoś mnie kurwa dźgnął pieprzonym nożem!

–Co tu się dzieje?

Ku mojemu zdziwieniu, jakby na wezwanie do salonu wchodzą wszyscy. Łącznie z Tess, która trzyma się blisko Zayn'a, pewnie na wypadek gdyby zamiast nas, był tu ktoś niebezpieczny.
Tylko czemu akurat Zayn'a kurwa.

–Ktoś mnie dźgnął nożem. A na co ci to wygląda? – Liam poprawia się na kanapie z głośnymi jękami bólu. Za chwilę ktoś podaje mu tabletki przeciwbólowe i szklankę wody, które bierze od razu. –Byłem na dworzu, paliłem fajkę, bo nie mogłem w ogóle spać dziś. Więc wyszedłem za dom i mnie ktoś dźgnął nożem i zwiał– faktycznie, dopiero teraz zauważyłem że jest ubrany w dresy i bokserkę, które robią mu za piżamę.

–Powinieneś jechać do szpitala– mówi Tess. – To trzeba zdezynfekować i zszyć. Nie wystarczy owinąć bandażem!

–Nie może jechać do szpitala, Tess. Od razu będą zadawać pytania.

–Może ty byś mogła mnie zszyć?– pyta Liam. Wszystkie głowy kierują się na niego, potem na Tess. –Wyglądasz na taką co dobrze szyje. Możesz nawet wychaftowac jakiś wzorek–prycha. Wszyscy też prychamy.

–Nie zrobię tego dobrze, Liam. Nie ma opcji! Nie chcę Ci skiepścić ciała– kręci głową przerażona.

–Pomogę Ci–mówię.–Umiesz normalnie szyć?

–Umiem.

–Liam, kładź się na kanapie. Pomóżcie mu.

–Landon, nie! Nie dam rady go zszyć– Tess panikuje od razu kiedy chłopcy układają Liam'a na kanapie.

–Dasz radę. Jesteś silna, a on teraz potrzebuje twojej pomocy. To jest to samo jakbys zszywała rozprutą poduszkę, skarbie.

–Porównujesz przyjaciela do rozprutej poduszki–prycha.

–Pośpieszcie się! Liam zaraz będzie tracił przytomność! – słyszymy z salonu.

Wyjmuję szybko przybory do szycia, zwykłą igłę i szew profesjonalny do szycia ciała. Lepiej żeby nie pytała skąd i dlaczego go mamy.
Idę z Tess do salonu kładę wszystko na stole, wracam żeby zagotować wodę i wyparzyć igłę i ciało dookoła rany Liam'a. Jest silny, nie krzyczy mimo wielkiego bólu.

Tess zabiera się do pracy, skupia się nad ciałem Liam'a tak mocno jak tylko może, przedziewając przez nie nitkę.

Kiedy kończy rzuca zakrwawioną igłę na tackę i z płaczem odsuwa się od ciała Liam'a, poprawiając włosy zakrwawioną ręką.

–Nie płacz, Tess– mówi Liam sięgający do niej ręką.–Byłaś taka dzielna. Mógłbym umrzeć gdyby nie ty, dziękuję.

–Jesteś najlepsza–mówię przytulając do siebie dziewczynę. Tess tylko uderza we mnie mocniejszym szlochiem, chłopcy postanawiają się ewakuować. Biorą Liam'a pod rękę i prowadzą go zapewne do jego pokoju, Tess w tym samym momencie rzuca się na mnie. Nawet nie zdążyłem rozłożyć ramion kiedy dziewczyna wiesza się na mnie.– Wszystko dobrze, Tess. Wszystko dobrze– szepczę każde uspakajające słowo jakie przyjdzie mi tylko do głowy kiedy Tessa osuwa się razem ze mną na podłogę. Mija dobre dziesięć minut, zanim szloch przemienia się w ciche pociąganie nosem. Krew na jej rękach powoli zasycha, ta na ubraniach wsiąkła.

–To się robi chore, Landon– szepcze wstając z powrotem na nogi.

–Myślisz, że tego nie wiem? Przecież nie chciałem żeby ktoś dźgnął go nożem pod jego własnym domem– prycham. Czuję się urażony słowami dziewczyny, zawsze znajdzie punkt zaczepienie którym obwinia mnie o wszystko.

–Co jeśli ten ktoś jeszcze tu jest? Na dworzu? Albo wszedł do domu kiedy się tego nie spodziewaliśmy?

–Wszystkie drzwi są zamknięte. Na pewno nie wszedł do środka.

Mój głos nie brzmi przekonująco, a przerażone spojrzenie nie uspakaja. Ale jak by mogło skoro sam jestem przerażony tym, że oprawca może tu wejść?

–Pójdźmy do sypialni już. Posprzątam później– szepcze Tessie zanim wstaje i bez słowa już kieruje się na górę. Zaglądamy jeszcze do Liam'a, który śpi na plecach z grymasem bólu na twarzy, potem wchodzimy do naszej sypialni. Hah, naszej. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję. Tessa usadawia się w łóżku.

– Zejdę jeszcze napić się wody. Daj mi minutę–mówię zanim opuszczam znowu pokój. Rozglądam się po korytarzu, nie ma opcji żeby ktoś tu był, śpią tu cztery osoby poza mną i Tessą, ktoś by usłyszał. Ale mam to cholerne przeczucie, że jednak ten kto zadał ranę Liam'owi, jest blisko. I to bliżej niż bym tego chciał. Niepokojący jest sam fakt, że był na posesji mojego domu, więc albo musi być popieprzony albo chory psychicznie. Nie wie na co się szykuje.

Zaglądam do sypialni Harrego, która jest najbliżej. Chłopak też stoi w swoim pokoju, czuwa.

–Też to czujesz? –szepcze. Kiwam głową, potem chłopak od razu łapie za broń i wychodzi razem ze mną na korytarz.

Sprawa jak każda inna, ktoś nam zagraża, ktoś nas rani, my go znajdujemy, pozbywamy się go, wygrywamy. Może ktoś czasem ucierpieć jak dziś Liam, ale zawsze wygrywamy. Tylko, że dziś nie może już ucierpieć nikt więcej, a już zwłaszcza dziewczyna leżąca w moim pieprzonym łóżku, której zupełnie niedawno przysiągłem, że nie stanie się żadna, najmniejsza krzywda.

Schodzimy po schodach, przeszukanie parteru jest dużo trudniejsze, jest tu masa przestrzeni w której mógł ukryć się włamywacz.
Sprawdzamy salon, każdy jego zakątek, a nawet kanapę, potem kuchnie, łazienkę, pokoje, garderoby. Zostaje tylko piwnica.
Piwnica w której jest przerażająca cisza.

–Kate, wstawaj– wołam, zanim włączę światło. Robi się jasno, dookoła wszystko wydaje się normalne. –Kate, kurwa, nie czas na żarty– szarpię dziewczynę za ramię kiedy leży na materacu jak zwykle. Myślałem, że śpi, myślałem, że po prostu może też mnie ignorować, ale kiedy jej podcięte na kilka centymetrów gardło odchyla się z głową w tył, odskakuje od dziewczyny.– Cholera.

–O kurwa– Harry zatyka sobie twarz dłonią i odwraca się od ciała. –Czyli jednak ktoś tu był.

–Ten sam ktoś, który dźgnął Liam'a? – pytam.

–Może Liam był przypadkową ofiarą.

–Kto by przychodził do naszego domu, i przypadkowo dźgnął Liam'a nożem– prycham.

–Może ten gość przyszedł po Kate– elementy układanki zaczynają się układać. –Kate wpadła, miała nas nabrać, zdobyć od nas informacje, a my ją przechytrzylismy. Człowiek który wysyłał nam te listy, który zabił tego dzieciaka, a z którym współpracowała Kate, wkurwił się, że ją złapaliśmy.

–Bał się, że go wyda–kiwam głową.– Więc ją skasował..

–Tylko kogo miała wydać?

*
Jeszcze nad ranem wywieźliśmy ciało Kate, owinięte w nylonowy worek i drut na brzeg mostu pięćdziesiąt km za miastem Warwick. Niall i Zayn zostali z Tess w domu, Tess na szczęście się nie budziła.

Nie było żadnych świadków, gdy wrzucaliśmy ciało Kate z przywiązanymi dużymi kamieniami do drutów, żeby ciało nie wypłynęło gdy nadejdzie przypływ. Oczywiście woda zmyje nasze odciski, nie będzie żadnych dowodów.
Na trzy wrzucamy ciało do wody, od razu zabiera je prąd. Wsiadamy do auta w ciszy.

–Co powiesz Tessie? –pyta Harry.

–Nie wiem. Chyba nic.

–A co zrobisz, gdy będzie chciała jej zanieść śniadanie jak wstanie? Musisz jej powiedzieć, Landon.

–Stary, ona spanikuje. Dobrze wiesz co pomyśli, że to mógłby być każdy z nas nawet ona. Będzie przerażona i znowu zamknie się w sobie, znowu będzie chciała wrócić do domu– panikuję ja, szarpiąc się za włosy. Jeśli dalej tak pójdzie będę łysy w ciągu roku.

–Musisz jej powiedzieć. Jest w takim samym niebezpieczeństwie jak my, musi być tego świadoma.

Wiem, że Harry ma rację. Zawsze ma pieprzoną rację, ale tak bardzo boję się, że dla Tess to będzie już za dużo. Wszystko co się wydarzyło odkąd mnie poznała odbija na niej swoje piętno, obawiam się że jeszcze parę razy i nie będzie już miejsca na jej ciele.

Obawiam się że ten jeden raz ją przełamie.

*

Kiedy wchodzimy do domu dzieje się to czego się obawiałem. W kuchni świeci się światło.

–Gdzie byłeś?–słyszę delikatny głos. Nie zły ani przestraszony. Zwykły. Obok Tess na krześle barowym siedzi Niall.

–Mówiłeś jej? – pytam go na co chłopak kręci głową.– Zobaczcie co u Liam'a i kładźcie się też.

Zabieram od razu Tess na górę, do swojego pokoju. Puszczam jej rękę zaraz gdy zamykam drzwi.

–Kate nie żyje–mówię.

–Co? Jak to! To znaczy wiem, że jej nienawidziłeś, ale to..

–Czy ty myślisz że to ja ją zabiłem?!– wybucham. Wszystkie te pieprzone emocje się kumulują. Tessa patrzy na mnie przerażonym wzrokiem.– Sądzisz, że byłbym zdolny ją zabić!?

–Sam mówiłeś, że jest tylko zagrożeniem. Wiem o wszystkim co jej mówiłeś, bo też u niej byłam.

–Co? Kiedy!?

–Nie ważne! Dlaczego zabiłeś Kate?

–MÓWIĘ DO CHOLERY, ŻE TO NIE JA ZABIŁEM PIEPRZONĄ KATE!

Wrzeszczę. To nawet nie był wrzask, to był ryk. Widzę jak Tessa odsuwa się w stronę łóżka, za to ja podchodzę do drzwi mając zamiar przez nie wyjść.
Ale nie wychodzę. Stoję tak po prostu przerażony tym co się stało, zraniony słowami Tess i przerażony jeszcze bardziej tym co jeszcze może się stać.

Tess mnie przytula, wtedy dopiero mój oddech się normuje. Kiedy jej ręce głaszczą moje plecy i kiedy kieruję mnie z powrotem do łóżka.

–Jestem tutaj– mówi zanim wtula się we mnie, obejmując mnie nogą i ręką.

Chcę jej powiedzieć, że to właśnie jest problemem. Że to, że tu jest, jest problemem. Że to ona sama zagraża sobie i mi i że powinna uciec stąd jak najdalej, najlepiej wyprowadzić się do innego miasta i zmienić tożsamość i wygląd.

Zamiast tego po prostu mocno ją przytulam, zaczynam szlochać w jej włosy, ściskając rękoma jej talię.

–Tak bardzo nie chcę cię stracić– szepczę w spazmach płaczu.– Straciłem już tak dużo, nie chcę stracić ciebie.

–Nie stracisz. Jestem tu z tobą. Możesz mnie czuć, możesz mnie dotykać. Bo jestem tu i będę.

To właśnie to co muszę zrobić. Dotykać jej, czuć że ona nie ulatnia się gdzieś daleko. Więc nie myślę długo zanim zawisam nad dziewczyną i całuję ją wręcz zwierzęco. Słucham jak jęczy głośno, gdy zasysam skórę jej szyi najmocniej jak mogę, jednocześnie zdejmując z niej majtki. Tess ściąga moje dresy które sam skopuje z kostek i to samo robimy z bokserkami.

–Nigdy nie myślałem, że ktoś będzie w stanie pomóc mi tak bardzo jak ty– mówię przerywając wszystko.

–Tym, że chcę z tobą teraz uprawiać seks?– śmieje się. Opadam na nią niżej, żeby być najbliżej jej oczu jak mogę

–Tym, że jesteś blisko mnie.

–Jestem pewna, że da się bliżej.

Jej seksistowski komentarz budzi mnie do działania więc wyciągam szybko prezerwatywę z szuflady.
Potem wszystko dzieje się szybko, cholernie, zajebiście szybko. Nie rejestruję nawet momentu w którym Tess zamienia nas miejscami i zaczyna przejmować kontrole.
Nigdy tego nie robiłem, lubiłem dominować. Ale teraz, w stanie rozsypki, wnętrze Tessy oplatające ciasno moje przyrodzenie jest tym co pozwala mi zapomnieć. Pieprzy mnie mocno, jestem prawie pewien, że nawet być może sprawia jej to ból, ale mam zamknięte oczy nawet kiedy kończę, nawet kiedy Tess ze mnie schodzi i nawet kiedy zaczyna składać pocałunki na całej mojej klatce.

Czuje, że razem z orgazmem, wypłynęła ze mnie część stresu. Popieprzone wiem, ale czuję jakby Tess zabrała go ze sobą.

–Boli? –pytam kiedy usadawia się pomiędzy moimi ramionami, leżąc na łyżeczkę. –Zrobiłaś to ostro. Cholernie ostro.

–Wydawało mi się, że potrzebowałeś czegoś takiego. Nie wiem czemu to zrobiłam– szepcze. Całuję ją w skroń.

–Robisz zawsze to czego potrzebuję– mocniej przysuwam do siebie dziewczynę ponawiając pytanie. –Boli cię? Tylko mów szczerze.

Kiedy Tess nieśmiało kiwa głową przysuwam do jej nóg swoją zimną dłoń. Chwilę przesuwam palcami po jej udach, zanim usadawiam całą dłoń na jej gorącej, pulsującej małej. Dziewczyna od razu nabiera powietrza.

–Spokojnie. Chłód zmniejszy ból.

Chwilę tak leżymy, zanim ciepło Tess przechodzi na moją rękę. Odsuwam ją.

–Lepiej. Dziękuję–szepcze.

–To ja dziękuję–szepczę.– Nie tylko za ten stosunek,dziękuję Ci za wszystko co dla mnie robisz, nie zważając na to, że jestem totalnie złamany.

–Nie jesteś złamany, Landon. Ej nie myśl tak–dziewczyna odwraca się do mnie, szybko łapie moją twarz w dłonie. Widzę jak ukrywa grymas bólu. –Może nie jesteś idealny, ale nie potrafię wyobrazić sobie lepszych chwil. Ani lepszego ciebie. Jesteś jaki jesteś i właśnie to w tobie kocham.

Powiedziała że mnie kocha? Co w tym dziwnego, w końcu ja też jej to niedawno powiedziałem. A jednak się dziwię

–Kocham cię. Tak strasznie cię kocham, Tess–szepczę przyciskając ją znowu do siebie.

–Tak jak ja ciebie– mówi z krótkim jękiem. Kilka razy potem poprawia się obok mnie, wiem, że bardzo ją boli.

–Daj pomogę.

Zupełnie tak jak wcześniej zaczynam masować jej miejsce między nogami swoimi palcami. Delikatnie, lekko naciskając, omijając to co powinienem ominąć. Kiedy już widzę jak leży odprężona zabieram rękę. Tess jednak przytrzymuje ją dalej. Oh czyli chce więcej?

–Myślę, że powinnaś odpocząć– szepczę niechętnie zabierając rękę.

–Po prostu lubię, gdy mnie dotykasz– rumieni się chowając twarz we włosach.

–Uwierz mi skarbie, ja też to lubię.

Zasypiamy znowu nad ranem. Było kilka minut przed 8.00, kiedy mój mózg rzucił komende 'sen'.

*

Kiedy wstajemy po raz drugi, zegarek wskazuje zaledwie 10.07. Nie jest to dawka snu której organizm potrzebuje, ale wydaje się wystarczyć..
Oboje jak co rano bierzemy prysznic, tym razem korzystając z jednego.
Podziwiam jej ciało kiedy kaskady wody uderzają o jej krągłości. Tess już nie wydaje się wstydzić, jest to dla mnie cholernie pochlebiające.

Potem schodzimy na dół, witam chłopaków w kuchni zwykłym 'Siema' , Tess za to mówi czułe "Cześć chłopcy, jak się czujecie?". Wszyscy jej odpowiadają.
Jemy zwykłe śniadanie, rozmawiając na zwykły temat.

–Zayn umyj ten kubek, dopiero co skończyłam myć naczynia! –krzyczy Tess kiedy Zayn wsuwa do zlewu swój kubek.

–To tylko jeden kubek!

–Zayn, Tess powiedziała żebyś umył kubek– powtarzam piorunując go wzrokiem. Dobrze wiem, że odkąd zbliżył się do Tessy tamtego wieczora, boi się mnie jak ognia. Więc szybko robi to co kazałem, potem Tess mu dziękuje i całuje go w policzek. Czemu jestem kurwa zazdrosny?

–Chłopcy, co zrobicie dalej? –pyta Tess kiedy siadamy na podłodze żeby zagrać w jakąś planszówkeę o której istnieniu w tym domu nawet nie wiedziałem.

–Nie mamy żadnych tropów, Tess. Kate została zabita, nic nam nie powie chociaż nawet jakby żyła to za dużo by nie powiedziała–wzdycha Harry.

–Została zabita–prycham. –Tym razem naprawdę.

Widzę jak wzrok chłopców ilustruje moją reakcję. Wiem, że może to cholernie dziwne, ale to już druga śmierć Kate w moim życiu. Radzę sobie.

–Czyli jednym słowem jesteśmy w dupie.

–Tak.

–A dlatego, że jesteśmy w dupie – zaczynam, obrzucając wzrokiem dziewczynę –ty się nigdzie nie wybierasz. Zawsze jesteś z którymś z nas–dobrze wie, że mam na myśli wszystkich prócz Zayn'a, ale kiwa głową.

–Dobrze.

Nie wiem, ale chyba powinienem się martwić, że tak szybko się zgodziła.
Martwiło mnie jednak tylko jedno. Najpierw Philip, potem Kate, kto umrze teraz?
Ktoś nam obcy? Ktoś nam bliski? Czy ktoś z nas..

*3 dni później *Landon

Totalny spokój, dni mijały nam spokojnie jak nigdy, były pełne śmiechu i rozluźnienia. Czegoś co w obecnej sytuacji wcale nie powinno mieć miejsca. Oczywiście co parę godzin, zwłaszcza przed spaniem i po przebudzeniu, patrolowaliśmy dom, żeby zobaczyć czy ktoś znowu się do niego nie włamał, ale nic takiego nie miało miejsca. Trzeciego dnia jednak się przeliczyliśmy.

Wstaliśmy jak zwykle, zjedliśmy śniadanie jak zwykle i jak zwykle usiedliśmy i nic nie robiliśmy. Mieliśmy z chłopakami parę zleceń i parę przekazań, ale to musiało zaczekać do wieczora, takich prac nie wykonuje się za dnia. Tak więc jak mówiłem, ranek minął normalnie, parę razy przycisnąłem Tess do ściany całując ją szaleńczo i parę razy klepnąłem ją w tyłek na oczach chłopców, a ona zawsze krzyczała "Landon, no co ty!? ''.

Ale nasza "normalność" skończyła się z dzwonkiem do drzwi w środku popołudnia. Poszedłem otworzyć jak gdyby nigdy nic, za drzwiami jednak czaiło się na nas następne niebezpieczeństwo.

–Ma Pan prawo zachować milczenie, wszystko co Pan powie, może zostać użyte przeciwko Panu–wyrecytował policjant wyrzucając mi w twarz kartką, którą zdefiniowałem jako nakaz przeszukania skoro wszedł ze swoim kolegą jak do własnego domu.

–Czego tu szukacie? –zapytałem pierwszy widząc chłopaków i Tessę zbierających się w salonie.

–Dostaliśmy anonimowe zgłoszenie o domniemanym popełnieniu przestępstwa– mówi funkcjonariusz. Ten sam który nie chciał mnie wpuścić do Tessy, gdy była w areszcie. Skurwiel.

–Przestępstwie? W moim domu? Jakie miałbym popełniać przestępstwo w swoim własnym, pieprzonym domu?!– zanim się orientuję krzyczę. Tessa od razu podbiega do mnie, przejmuje inicjatywę.

–Żadne przestępstwo nie było tu popełnione, sierżancie. Ale możecie sprawdzić–mówi z uśmiechem. Pewnością siebie chce ich przechytrzyć.

Ale ja w głowie mam tylko archiwum. Jeśli tam wejdą... Dostaniemy dożywocie.

–Oh z pewnością wszystko sprawdzimy. Proszę się zachowywać jakby nas tu nie było– uśmiecha się policjant. Ten jego uśmiech wyższości to kurewskie gówno, dobrze pamięta mnie, wyzywającego go na korytarzu i Tessę, siedzącą wtedy w areszcie. Myśli, że jest lepszy.

Szukają czegoś po całym parterze, potem idą na górę, a ja zaraz za nimi. Niczego nie znajdują. Nie otworzyli nawet szuflady ukrytej pod szafką nocną w której chowam pistolet. Nie znaleźli skrytki w szafie każdego z nas w których była pochowana kasa za niektóre zlecenia. Nie znaleźli archiwum, bo Niall wyjął z drzwi klamkę jeszcze, gdy byli na dole. Wmówiłem im, że to zwykła piwnica, która o tej porze zawsze jest zalana chociaż jest końcówka wakacji. Sierpień nie należy do mokrych miesięcy, ale uwierzyli.

Kiedy wrócili na górę, zdjęli swoje białe rękawiczki i zapisali coś w notesie.

–To wszystko? W takim razie dziękuję za wizytę–mówię oschle wskazując na drzwi.

–Nie tak szybko, Panie Carson. Pan i Pana koledzy nie są jedynymi podjerzanymi w zgłoszeniu.

–To kto jeszcze? Moja matka? – prycham.

–Panno Scott, pokaże nam Pani drogę do swojego mieszkania czy mamy zrobić to sami i wejść z nakazem?

Policjant wyciąga z kieszeni drugi papier, dokładnie taki jak pokazał nam tylko zmieniony jest adres. Tessie spociła się ręka, którą trzyma moją, ale kiwa do policjanta głową.
No tak, Tess została wpisana w rejestr aresztowanych, była oskarżona o morderstwo. Automatycznie staje się podejrzaną.

Teraz nie martwię się już zleceniem które musimy załatwić wieczorem...

–Proszę wsiąść do radiowozu.

–Po moim trupie kurwa!–wołam. –Ja ją zawiozę, a wy możecie jechać za nami.

Oficer, którego nazwiska nie pamiętałem skinął głową. Wyszliśmy więc we czwórkę na zewnątrz, oni wsiedli do radiowozu, ja i Tess do BMW.

–Czego oni chcą szukać u mnie? – szepnęła Tess od razu gdy wyjechaliśmy z posesji. –Rodzice wpadną w szał jak staniemy w drzwiach i to w dodatku z policją.

Nie mogę się nie zaśmiać, Tess jest teraz w ciężkiej sytuacji, wystarczy mały dowód, który może być potencjalnym potwierdzeniem oskarżenia Tess o popełnieniu morderstwa o którym mówili, żeby poszła znów siedzieć, a ona martwi się o to, że jej rodzice wpadną w szał gdy nas zobaczą.
Jest urocza...

Stajemy w końcu przed domem Tessy, każdy wysiada z aut.

–Tylko nie próbuj sztuczek, Carson.

–Znasz mnie. Zawsze jestem czysty– puszczam oko do funkcjonariusza, który chciał mnie aresztować już conajmniej dziesięć razy. Nigdy mu się to nie udało.

–Ty może i tak. Zobaczymy co skrywa twoja dziewczyna.
Wchodzimy do domu Tess spięci, mam wrażenie, że funkcjonariusze też są spięci.

–Mamo?! Tato?! Jesteście?! –krzyczy Tess, po chwili w przedsionku pojawiają się oboje.

Jej matka mdleje i wpada w ramiona jej ojca który ratuje ją od upadku. Cóż, pozostaje mi tylko wierzyć, że to reakcja na policję, a nie na mnie obok ich córki.

–O co tu chodzi?

–Musimy przeszukać pański dom w okolicznościach anonimowego zgłoszenia o popełnieniu przestępstwa– mówi znowu funkcjonariusz jakby miał to wyuczone na pamięć.

–Przestępstwa? Jakiego przestępstwa?
–W związku ze śmiercią Kate Benson.

Niemal od razu zasycha mi w ustach na te słowa. Ja sam nie zapytałem o cel przeszukania, byłem przekonany, że po prostu chcą coś na mnie znaleźć. Ale nie sądziłem, że robią to z powodu Kate. Którą ktoś zamordował w MOIM domu, gdy to JA przetrzymywałem ją w MOJEJ piwnicy.

Policjanci zaczynają szukać, ówcześnie pokazując nakaz przeszukania rodzicom Tessy. Właśnie, Tessa. Tessa stoi przytulona do mojego boku, nie patrzy w stronę rodziców za to oni gapią się na nas ciągle.

–Tesso czy możemy porozmawiać?–
jej tata zagaduje pierwszy. Wygląda w sumie na spoko gościa.

–Idź, ja będę ich obserwował– szepczę jej do ucha. W końcu dziewczyna poszła za swoim ojcem do kuchni.
Hah, tak dobrze pamiętam tę kuchnie. To tam pierwszy raz spotkałem Tess. To tam wypowiedziałem do niej pierwsze słowa, nawet jeśli to były groźby.

–Co robisz z moją córką?–wyrwano mnie z myśli.

–Co ma Pani na myśli?

Matka Tessy ilustruje mnie wzrokiem, ogląda jakbym był żywym eksponatem.

–Pytam jakie masz zamiary wobec mojej córki? Czego od niej chcesz? Pieniędzy? Chcesz żeby się ciebie bała? Czy chcesz jej zrobić jeszcze coś gorszego niż dotychczas?

–Nie zrobiłem jej nic złego–spluwam.– I niczego od niej nie chcę, nie muszę chcieć, daje mi wszystko sama. Ale tu nie chodzi o mnie prawda?–mierze matkę Tessy wzrokiem, którym przeglądam ludzi. –To chodzi o panią, o fakt, że nie ma już pani kogo kontrolować. Kim żądzić.

–Nic o mnie nie wiesz, chłopcze. A ty psujesz moją córkę, Bóg jeden wie do czego ją zmuszasz i co musi przechodzić przez ciebie.

–Niech Pani zrozumie –podchodzę do kobiety o zaledwie jeden krok, a kobieta już się cofa. –Że nie robię jej nic złego. Skoro chce ze mną zostać, właśnie tak jest.

I odchodzę w poszukiwaniu policjanta. Przechodząc przez korytarz mam w oczach nie tego policjanta którego chciałem. Wyobrażam sobie ciało oficera Benson'a, którego zabiłem podczas pierwszej wizyty tutaj.

Tak dużo się zmieniło od tamtego dnia..

–Chyba zdążyliście przejrzeć już wszystko–mówię.

–Tak, zdążyliśmy.

–I co? Znaleźliście to czego szukaliście? –obok mnie pojawia się tata Tessy, atakuje policjantów dokładnie tak samo jak ja. –Wydaje mi się, że nie możecie niczego znaleźć bo moja córka jest czysta jak łza.

–Wrócimy tu jeśli będzie taka potrzeba. Żegnam–policjant jednak nie żegna się z żadnym z nas. Kiedy policjanci wychodzą idę od razu szukać Tess.

–Prześlę na komisariat numer konta, do wpłaty odszkodowania– mówi jeszcze ojciec Tessy, gdy funkcjonariusz posyła mu wściekle spojrzenie.–Nie tak szybko chłopcze– mówi do mnie.

Mierze wzrokiem ojca Tess, który łapie teraz moje ramię.

–Czego jeszcze Pan ode mnie chce?

–Chcę się upewnić, że moja córka już z tobą nie wyjdzie–śmieje się. – Myślisz, że pozwolę jej niszczyć sobie życie?

–Pańska córka ma dwadzieścia lat, nie wydaje mi się żeby potrzebowała pańskiego pozwolenia na cokolwiek– prycham. –Tessie!? Wychodzimy!

–Wiem, że nie chcesz dla niej źle chłopcze– uścisk jego dłoni na moim przedramieniu robi na mnie wrażenie, przyznaje, facet nawet i wygląda na masywnego. – Może w jakiś pokręcony sposób myślisz, że robisz dla niej dobrze, że ją ratujesz albo nawet i że jej z tobą dobrze. Ale ja znam swoją córkę i to nie jest jej świat. Zanim cię poznała nie miała żadnej styczności ze stróżami prawa, nigdy nie była aresztowana ani porwana. Nie dostała nawet mandatu za złe parkowanie–jej tata prycha kiedy mierze jego twarz uważniej niż chciałem. Jego celem jest uderzenie we mnie, i mu się to udaje.

–Wiem, że może nie jestem chłopakiem dla Pana córki, jakiego pan sobie wymarzył–szepczę odwracając od niego wzrok kiedy widzę Tessę na korytarzu– ale kocham ją mocniej niż ktokolwiek inny by mógł. I nie może nam Pan tego odebrać.

–Nie zamierzam wam odbierać niczego chłopcze, widzę, że ci na niej zależy–mężczyzna kładzie swoją duża dłoń na moim ramieniu znów, powiodłem za nią wzrokiem zanim znowu się odezwał. –Ale nie chcę żebyś to ty nam ją odebrał.

I odszedł. Zapatrzony w jego plecy nie potrafiłem nic już powiedzieć, a kiedy zniknął, na jego miejscu stanęła Tessa.

–O czym rozmawialiście?

–O niczym ważnym–uśmiecham się.– Zabiorę cię do domu, chodź.

Domu. Ona właśnie stoi w swoim domu. W domu ze swoimi rodzicami, ludźmi którzy kochają ją najbardziej na świecie. A ja zabieram ją z tego miejsca ze sobą, do świata który Tess nazywa teraz "swoim domem''.
Czy tak do cholery powinno być?
Może i Tess przeze mnie nie umarła, ale i tak zabrałem ją jej rodzicom. Co ze mnie za człowiek skoro rozdzielam rodzinę?

–Wolałabym żebyś prowadził świadomy tego, że wyjeżdżasz na drogę–słyszę Tessę. Rozglądam się, siedzę już na miejscu kierowcy, Tessa obok mnie. Ręce mam na kierownicy, a samochód jest odpalony. Kiedy zdążyłem to wszystko zrobić?

–Przepraszam, zamyśliłem się– uśmiecham się.

–To mój tata prawda? Powiedział ci coś.

–Nic czego sam bym nie wiedział– szepczę. Wyjeżdżam na drogę świadomy. Jadę powoli, wręcz w tempie ślimaczym.

–Powiesz mi?

–Nie teraz.

–Dobrze.

Tessa się zgadza. Tak po prostu, bez jęków, bez przekonywania albo przekupywania mnie zgadza się na to co powiedziałem. Kładzie swoją rękę na mojej na gałce biegów. Nie potrafię nie obdarzyć jej uśmiechem.
Ta dziewczyna to mój anioł.

*
Kiedy dojeżdżamy do domu, wchodzimy tam bez słowa. Mam wrażenie, że żadne z nas nie chce się do siebie odezwać. Chłopcy też nic nie mówią, jakby zaalarmowani tym, że nie trzymam Tessy nawet za rękę.

–Co ze sprawą z dziś? –szepcze do mnie Liam, kiedy każdy zajmuje się sobą. Zlecenia i przekazania same się nie zrobią

–Ty zostaniesz z Tess w domu. Jesteś ranny i nie zostawię jej samej– odpowiadam.

–Bardziej chodziło mi o to czy jej powiesz, Landon.

–Muszę. Przecież zauważy, że nie będzie nas w domu przez parę godzin.

–Dlaczego cię nie będzie w domu przez parę godzin?– ton pełen wyrzutów. Liam się usuwa, a ja nie mogę się zmusić żeby spojrzeć na Tess. –Mógłbyś na mnie chociaż spojrzeć?

–Mam trochę roboty do zrobienia, zastaliśmy się przez całą tą akcje z Kate i Jacob'em. Nic nie poszło do przodu a wręcz do tyłu.

–Ale co takiego? Nie rozumiem dlaczego wychodzisz?

–Muszę zrobić parę zleceń, Tess. Za to mi płacą, jakbyś nie wiedziała– przewracam oczami.

–Nie mów do mnie w ten sposób tylko dlatego, że jesteś sfrustrowany.

–Nie jestem sfrustrowany, Kate! Po prostu mam dużo na głowie! – krzyczę, odwracając się do niej.

–Nie jestem Kate, Landon– szepcze skrzywdzona.

–Co ty pieprzysz znowu?

–Nazwałeś mnie Kate. Nie jestem Kate, Kate nie żyje–warczy i ucieka na górę. Słyszę po chwili jak trzaskają drzwi od sypialni.

–Stary, obudź się. Coś jest z tobą nie tak?

–Jak może być ze mną wszystko okej!? Zobacz ile mam na głowie! Ten mały dzieciak który nie żyje, Kate która nie żyje, a jakimś cudem jesteśmy podejrzanymi o jej morderstwo, ten chłopak Jacob, który się już do nas nie odzywa, nie wiem co on kombinuje! Liam który w swoim własnym podwórku został pchnięty nożem! Ktoś z nami igra, Harry, ktoś dobry.

–I dowiemy się kto to. Ale musisz mieć przy sobie Tessę, bo inaczej oszalejesz. Tylko ona trzyma cię przy zdrowych zmysłach, a nie potrzebuję kolejnego wariata w piwnicy!

Harry kładzie ręce na moich ramionach i potrząsa mną mocno.

–Muszę się wyładować. Powiedz Tessie, że jestem w garażu–mówię zanim wychodzę na zewnątrz. Biegnę do garażu, który kiedyś dawno temu służył nam za siłownię. Dotykam worka który wisi przyczepiony do sufitu i nie myślę długo zanim zakładam rękawice.

Uderzam w worek tyle razy ile pomyślę o tym gównie, które mnie spotyka.
Dlaczego nie mogę żyć spokojnie? (Bo 5 lat temu sam wybrałeś sobie takie życie).
Dlaczego Tessa nie może mieć spokojnego życia? (Bo wlazłeś w jej życie w buciorach i wniosłeś swój gnój).
Dlaczego zawsze ktoś musi nam zagrażać?! Czy nie jestem na tyle dobry by obronić siebie i tych których kocham!?

Zanim się orientuję, worek spadł z haka na którym wisiał i okładam do siedząc na nim okrakiem. Ściągam te pieprzone rękawice i zaczynam serię ciosów gołymi rękoma.
Nim mogę przestać, widzę jak worek zmienia kolor z powodu krwii na skórze. Przecieram spocone czoło ręką, zostawiając krew na czole, ciężko dysząc.
Dlaczego tak mnie to frustruję? Przecież już wiele razy radziłem sobie z podobnym gównem.
Muszę się wziąść w garść do wieczora, załatwić zlecenie, przekazać towar, odebrać kasę i być znowu ze swoją Tessą w łóżku.

Kiedy idę dróżką prowadzącą do drzwi, na ziemi coś zaczyna się skrzyć od słońca. Metal? Skąd tam metal? Podchodzę, schylam się i podnoszę zawieszke byka.
Bingo. Napastnik, który był w moim domu, który dźgnął Liam'a jest z Bulls'ów!

–Mam! –krzyczę wchodząc do domu, właściwie wbiegając. –Znalazłem to za domem. Gość musiał to zgubić jak cię dźgnął i uciekał.

Rzucam zawieszkę na stolik przy którym siedzą wszyscy, nawet Tess.

–Bull'si– mówi Harry. –A to gnoje.

–Od początku wam mówiłem, że będą z nimi kłopoty.

–Ty ich najbardziej szanowałeś Niall– prycham.

–Co jest z twoimi rękoma?

–Boksowałem–szepczę biorąc zwykły kawałek ręcznika i wycierając krew. Zdążyła zaschnąć więc nic już nie dało się tym zetrzeć. –Chyba musimy złożyć komuś wizytę Panowie–
mówię z chytrym usmieszkiem. Wiedzę jak taki sam uśmiech wpływa na usta każdego z nas, tylko usta Tessy są ściągnięte.

–Jutro. Dziś załatwimy sprawę z przesyłką.

*

Kiedy wszystko było dopięte na ostatni guzik, pożegnałem się z Tess pocałunkiem. Wiem, że Liam chociaż jest ranny, obroni ją jeśli The Bull's znowu przyjdą. Tessa nie była zadowolona, że niczego nie wie, ale jestem pewny, że jej urok osobisty zadziała na Liam'a i wyśpiewa jej wszystko. Zleceń wcale nie było tak dużo, bo tylko dwa listowne a przekazanie było jedno.

Zlecenie to takie zadania, które ktoś nam wyznacza nie mając możliwości samemu tego zrobić. Płacą nam za wykonanie ich roboty.
Przekazanie to przekazanie. Dajemy towar, który czasem jest bronią, czasem narkotykiem z przemytu, a czasem informacjami, które mamy a których ktoś potrzebuje. Dziś jednak była to 30-kilogramowa paczka marihuanny.

–Słyszałem o was.

–Co niby? –warczę, cofając przesyłkę. Tom's podśmiewa się pod nosem.

–O tej dziewczynie co podobno sprzątnęliście.

–Cóż, przykro nam to mówić, ale to nie my–śmieję się znów podając paczkę, a zabierając okrągłe 30 tysięcy złotych owiniętych w papier.– Chyba nie muszę liczyć co?

–Chyba działamy już razem długo. Nigdy cię nie oszukałem, prawda?

–Smacznego, Toms.

Ważne jest żeby usunąć się z miejsca zanim upłynie pięć minut. W ciągu pięciu minut nie zdarzy się nic złego, nawet jeśli ktoś nas zauważy, w ciągu pięciu minut nie zdążą się zjechać gliny. Pięć minut to taki timer.

Nie minęło wcale tyle czasu ile myślałem, że minie. Po półtorej godziny kierowaliśmy się już do domu. Żeby moja praca zawsze była taka łatwa jak dziś, świat byłby dla mnie lepszy..

*Tessa.

–Landon się denerwuje–mówię cicho, kiedy Liam próbuje oglądać jakiś film.
–A skoro już on się denerwuje to sytuacja naprawdę musi być gruba.

–Landon się teraz denerwuje wszystkim Tesso, bo ma ciebie– śmieje się.– Jest tak pochłonięty tym żeby zapewnić ci bezpieczeństwo, że czasem jego radary wykrywania niebezpieczeństw się wyłączają.

–Radary? Żarty sobie robisz?

–Chciałbym– przewraca oczami. – Landon jest bardzo ostrożny w swojej pracy. Wiadomo, robi te wszystkie niebezpieczne rzeczy, ale robi to z głową. Nie znam nikogo kto zna się na swojej robocie tak dobrze jak on.

Dobrze, cieszę się, że jest dobrym gangsterem–przewracam oczami kiedy Liam się śmieje. –Ale naprawdę się o niego martwię. Zauważyłeś, że zrobił się.. No nie wiem, dziwny po prostu. Inny.

–Dużo myśli, po prostu. Nie tylko w twoim życiu dużo się zmieniło w ciągu ostatnich miesięcy, Tesso.

Czuje się zbesztana, ale tak. Liam ma rację. Zapomniałam, że to nie tylko moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy wkroczył w nie Landon. Ja również muszę być dla niego nowością.

–Nie pomyślałam o tym w ten sposób.

–Musisz dać mu czas, a jestem pewny, że sam będzie Ci mówił o swoich rozterkach i problemach.

Tak postanawiam zrobić.

Gramy w warcaby do czasu kiedy do domu wchodzi reszta. Wszyscy idą żwawo, z uśmiechami. Na pewno żaden nie jest ranny.

–Jak było? – pytam podchodząc do Landon'a. Od razu wtulam się w jego ciało, jak w fortecę bezpieczeństwa.

–Nie byliśmy na lodach, Tess – śmieje się.

–Wiem. Pytam czy wszystko poszło zgodnie z twoją myślą?

–Tak. Tak, poszło. A u was? Spokojnie?

–Jak na wojnie– śmieje się Liam.

Wszyscy się żegnamy, każdy udaje się do swoich pokoi z myślą, że może się położyć teraz spać.

–Jak dobrze położyć się z tobą w łóżku! – woła Landon, wskakując w ubranach na łóżko. –Chodź Tess.

–Landon! Weź chociaż prysznic! Nie położysz się tak spać! – oponuję.

–Jestem zmęczony Tess! Połóż się po prostu obok– jęczy. Ja jednak uparcie stoję nad nim z rękoma założonymi na piersi. –Serio? – jęczy znów. Potem wstaje z jękiem jakiego w życiu nie słyszałam i udaje, że dojście do łazienki sprawia mu ogromny ból.
Aż mam ochotę się zaśmiać. Biorę chłopaka za rękę, ciągnę go szybciej do łazienki wbudowanej w pokój i zamykam za nami drzwi. Bez ogródek ściągam z niego kurtkę, której nawet nie rozpiął i kładę ją na półce. Potem ściągam jego bluzę przez głowę i uwalniam piękne widoki dla moich oczu.

–Jeśli chciałaś uprawiać seks trzeba było po prostu powiedzieć– mówi chłopak.

–Nie chcę uprawiać seksu, chcę żebyś się wykąpał– przewracam oczami odpinając guzik jego spodni i ściągając je w dół. –Dalej radź sobie sam.

–Hej hej hej! –szybko jednak łapie mnie za rękę zanim zdążę opuścić łazienkę. –Weź chociaż ze mną prysznic

–W jednej kabinie?

–Tak, co w tym dziwnego? – śmieje się. Ściąga swoje spodnie do końca. Zostając w samych bokserkach.
Dużo pięknych widoków dla moich oczu..

–Ja.. Nic, w sumie chyba nic.

Landon powoli mnie rozbiera. Kiedy zostaje w samej bieliźnie odwraca się jednak żeby puścić wodę z prysznica. Doceniam to, że nie wystawia mnie na jego głodne oczy, mimo, że już widział mnie całą, dla mnie nadal to nowa sytuacja. Ta cała bliskość z nim.

Rozbieram się cała, wchodzę powoli do dużego prysznica w którym chłopak stoi do mnie tyłem. Kiedy już czuje mnie obok odwraca się jednak.
Czuję najpierw jego ręce na swoich policzkach, które potem zjeżdżają w dół dotykając kolejno dekoltu, piersi, brzucha i kończą na moich udach.

–Jesteś taka piękna, Tess–szepcze. Od razu się rumienię, wmawiając sobie, że wcale tego nie powiedział tylko jego słowa zniekształcił prysznic. Zasłaniam się lekko rękoma, jakby to miało mi coś dać, ale chłopak szybko je stamtąd zabiera. –Nie chowaj się Tess, przecież już cię widziałem.

–Tak, ja tylko..

–Jesteś piękna. Wierzysz w to?

–Tylko gdy ty to mówisz– rumienię się. Mam wrażenie, że zarumienię się więcej razy pod tym pieprzonym prysznicem niż w całym moim życiu.

–Powiedz to.

–Co?

–Że jesteś piękna. Powiedz to–
szepcze przejeżdżając swoimi długimi palcami nad linią bioder.

–Jestem piękna–mówię cicho. Chłopak zbliża swoją ręke tam gdzie od początku chciałam.

–Powiedz to głośno. Z przekonaniem, Tess.

–Jestem piękna– mówię głośniej. – Jestem piękna!

–Jesteś piękna.

–A dlaczego ty jesteś taki cudowny? – śmieję się. –Masz cudowne ciało. Masz tą pewność siebie, taki temperament. Wiesz czego chcesz, a potem tak po prostu to staje się twoje. Jak ty to robisz?

–Nigdy nie byłem TAKI, przed tobą– śmieje się. –Nie widziałbym nawet co to znaczy pragnąć kogoś dotykać, gdyby nie ty, Tesso. To, że jestem cudowny, wynika tylko z tego, że to Ty jesteś nieziemska.

–Przecież uprawiałeś seks przede mną. Nie czaruj mnie, Landon– prycham. –Umiesz tyle rzeczy, że na pewno nie wyczytałeś ich z gazety.

–To prawda. Uprawiałem seks setki razy, z setką dziewczyn. Może nawet i więcej razy. Ale nigdy z żadną się nie kochałem, jak robię to z tobą.

To właśnie ten moment? W którym czuję się jak te wszystkie dziewczyny z książek, którym rośnie serce po uczuciowym wyznaniu chłopaka?
Tak kurwa, zdecydowanie to ten moment bo czuje jak moje serce chce wyskoczyć z piersi. Czuję jak krew w moich żyłach płynie szybciej.

–Sprawiasz, że jestem lepszy Tesso, że chcę być lepszy. I chociaż sam spisałem się na straty dawno temu, ty mi pokazujesz, że jednak możesz mnie uratować.

Uśmiecham się teraz tak szalenie szeroko, że nie wiedziałam nawet że tak można.

–Weszłaś do mojego życia w taki popieprzony sposób, ale to najlepsze co spotkało mnie w życiu. Nigdy nie sądziłem, że będę mówił w taki ckliwy sposób–śmieje się kręcąc głową, a kropelki wody z jego włosów ochlapują mi twarz. –Ale nie mogę tego kryć przed tobą a ukrywanie tego w sobie doprowadza mnie do szału. Tak bardzo się w tobie zakochałem, że aż mnie to przeraża.

–Mnie też to przeraża–szepczę łapiąc jego boki. Woda cienkim strumieniem leci teraz obok nas, nie na nas. –W tak krótkim czasie poczułam tyle rzeczy, rzeczy o których wcześniej nie miałam pojęcia. Oszukałam policjantów, udawałam niedoszłą ofiarę gwałtu– śmiejemy się, przypominając sobie jedne z pierwszych naszych przygód.

–Siedziałaś w areszcie–dodaje ze śmiechem chłopak. –Byłaś posądzona o morderstwo.

–Taaak, ale również znalazłam kogoś kto jest w stanie za mnie umrzeć. Kto jest w stanie pójść za mnie do więzienia. Kogoś kto poświęciłby coś na co pracował cztery długie lata, żeby tylko czuć moje bezpieczeństwo.

–Wiesz, że zrobiłbym każdą z tych rzeczy. Ja wciągnąłem cię w to popieprzone życie i ja muszę dbać żebyś była w nim bezpieczna.

–Widzisz? Jesteś dobry. Wręcz idealny–zanim może zaprzeczyć jak to ma w zwyczaju gdy go wychwalam, całuję jego usta z tymi wszystkimi emocjami ,które w sobie skrywam.

*Landon

Ta dziewczyna to najlepsze co spotkało mnie w ciągu długich dwudziestu czterech lat życia. Popieprzonych dwudziestu czterech lat. Wszystkie moje złe uczynki wydawały się zostać wybaczone, wszystkie moje dni zmartwień i wyrzeczeń wydawały się niepotrzebne. Gdy teraz stoję pod prysznicem z tą dziewczyną, wszystko wydaje się możliwe.

–Landon?

–Mhm?

–Powiesz mi co mówił mój tata? – szepcze. Z ust wyrywa mi się westchnienie, wiedziałem, że o to zapyta chociaż miałem nadzieję że nie będę musiał o tym z nią rozmawiać.

–Cóż. Ogólnie mówił o tym jak to cię kocham i jaki jestem zły i okropny–
wzdycham znów.

–Przecież to się wyklucza, Landon. Co mówił jeszcze?

–Tess, naprawdę to nie jest ważne– wyłączam wodę nagle, otwieram kabinę i bez ogródek wychodzę nagi i mokry na środek łazienki.

–Znam ten ton. I to omijanie wątków– słyszę władczy ton Tessy. –Powiedz co mówił mój ojciec albo sama do niego zadzwonię i go zapytam.

–Mówił tylko prawdę–wzruszam ramionami wracając do łazienki do ręcznik. Biorę też ręcznik dla Tess i rzucam go do niej, po czym swój zawijam wokół pasa.

–Dobrze, a co było tą prawdą? – dopytuje dalej kiedy już także owinięta w ręcznik staje obok mnie, przy szafie. Podaje jej swoją koszulkę w nadziei, że będzie w niej spać, kiedy ją ode mnie odbiera mam ochotę zatańczyć taniec zwycięstwa.–  Landon!

–Co, Tess?

–Powiedz mi co powiedział ci mój ojciec! Widzę, że jesteś w innym świecie od tamtej chwili!

–Powiedział, że nie chce żebym zabrał mu córkę– mówię szybko.– To chciałaś usłyszeć? Że twój ojciec boi się, że mu cię zabiorę?

–Sama odeszłam. Nie zabrałeś mnie– prycha. –Co za egoista! Myślą tylko o sobie, o tym, że to ich zostawiam. W ogóle nie myś...

–Tess, jemu nie chodziło o to– przerywam jej spuszczając wzrok.

–Sam powiedziałeś..

–Miał na myśli twoją śmierć– szepczę. Czułem, że samo wypowiedzenie tych słów to dla mnie zbyt dużo. – Twój ojciec boi się, że mój styl życia cię zabije–po chwili ciszy dodaje.– I wcale mu się nie dziwię– i wzdycham.

---------------------------------------------------------
Piszcie komentarze, bardzo chciałabym znać wasze opinie na temat moich wypocin.
Ode mnie : bardzo mi się podoba ten rozdział! W końcu między Tess a Landon'em zaczynają zachodzić prawdziwe emocje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro