Rozdział 22⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*Następny dzień

Nie zmrużyłem oka. Czuwałem. Zachowywałem się jak pies stróżujący obchodząc dom w nocy minimum trzydzieści razy, wytężając wzrok i słuch żeby wyczuć czy mój przychopatyczny brat znów tu jest.

Austin. Mały, słodki Austin jednak żyje. Chłopiec, którego łączyły ze mną pieprzone więzi krwii, sprawił że moje życie zamieniło się w piekło. Że życie nas wszystkich zmieniło się w piekło, jednemu z nas to życie nawet odebrał.

Jak to się stało, że przeżył? Przecież nie wyczuwałem pulsu, całe jego ciało i ziemia dookoła niego pokryta była mazistą, szkarłatną cieczą. Nie mógł tego przeżyć.
'A jednak' - zadrwiłem.

Powinienem się cieszyć, skakać z radości, że mój brat żyje. Że chce znowu być w naszej paczce i znów będę miał przy sobie rodzinę. Tylko różnica jest taka, że nie umiem już cieszyć się jego życiem. Ten gawałek gówna zniszczył moje życie doszczętnie w przeciągu pieprzonego miesiąca.

Zabił niewinnego chłopca. Groził jego niewinnemu bratu. Szantażował moją Tess. Zabił Kate, dziewczynę z którą w latach ich 'pierwszego' życia, traktował jak siostrę (albo nawet lepiej). Przekabacił na swoją stronę Jake'a, jedynego mojego przyjaciela, który wydawał się neutralny. Włamał się do mojego pieprzonego domu i zabił mojego najlepszego przyjaciela. Chłopaka który był też jego przyjacielem!

Najlepszego z nas..

Zabrał mamę. NASZĄ mamę! Kobietę która go urodziła i Bóg jeden wie co dla niej przygotował.
O co chodziło w tym całym gównie? Chce żebym żałował, że o nim zapomniałem? Czy uważa, że jego pseudośmierć to moja wina?

–Namierzymy twoją mamę za pomocą telefonu– głos Zayn'a który siadał obok mnie z laptopem, wyrwał mnie z myśli.

–Napewno jest wyłączony– szepnęła Tess. Ona też jest w pomieszczeniu?

–Nic nie szkodzi. Musiał być włączony kiedyś, znajdziemy jego ostatnie logowanie. A potem... –wklikał coś w komputer– przeanalizujemy teren dookoła. Znajdziemy punkty zaczepienia, ściągniemy najnowsze zdjęcia z satelit i... Bingo– dodał po paru minutach. Odwrócił do mnie laptop.

–Przecież na tym placu nic nie ma– zauważyłem. Plac stanowił jedną, płaską linię czyli na powierzchni nie ma chociażby drzew.

–No właśnie! Ale jest pod placem.

Przyjrzałem się liniom poziomu, faktycznie spadały w dół. Przewinąłem obraz laptopa tyle razy, że już dalej nie było można. Schron. Pieprzony schron na wypadek kataklizmu na obrzeżach Warwick, wokół którego, mając po kilkanaście lat, bawiliśmy się w żołnierzy.

–Pieprzony schron–szepnąłem.

–Nie mam pewności czy Twoja mama jest akurat tam. Sygnał stamtąd jest zakłócany i może to być zmyłka.

–Twój brat jest przebiegły– zauważyła Tess.– I chory. Co teraz?

–Jak to 'co teraz' ? –warknąłem wstając. –Odbiję moją mamę, dopóki psychol nie zabił jeszcze jej. Ona nie powinna być w to zamieszana.

–Nie powinieneś tam iść– powiedział Zayn, nagle wszyscy zjawili się u nas.– Może i nie wie, że go znajdziemy, ale napewno będzie miał coś przygotowane.

–Powinniśmy go przechytrzyć– szepnąłem. Musiałem coś wymyślić. Musiałem kurwa znaleźć sposób, żeby wyciągnąć z tej przeklętej dziury swoją mamę!

–Mam pomysł. - szepnął Niall. Czemu szeptał? Już wiem, jego pomysł mi się nie spodoba. –Wystawimy kogoś.

–Phi–prycham. –Nie jest głupi. Wie, że by sobie z nami nie poradził, zwłaszcza teraz gdy jesteśmy wściekli–przewracam oczami. Spodziewałem się więcej po gościu który pracuje ze mną od czterech lat, cóż, zawiódł mnie.

–Nie miałem na myśli któregoś z nas, Landon– szepnął przenosząc wzrok na Tessę.

–Co?–szepnęła przerażona.

–Jesteś popieprzony! Austin chciał ją zabić nie raz! Chce wykończyć nas wszystkich! – dzieliły mnie milimetry od złapania Niall'a za koszulkę. Dobrze, że dzieli nas oparcie kanapy, inaczej rzuciłbym się na niego za tak niedorzeczny pomysł.

–Pomyśl! Tylko Tessa jest dla niego łatwą ofiarą...

–Nawet nie kończ! –wrzasnąłem.– Pomyślałeś co się stanie jak coś pójdzie nie tak?! Nie pomyślałeś bo to jest MOJA pieprzona dziewczyna, a nie twoja!

–Ale jest moją przyjaciółką! – wrzasnął uderzając mnie w barki.– Tessa jest ważna dla wszystkich nas! Nie tylko dla ciebie!

–Jeszcze się przyznaj, że masz chęć na moją pierdoloną dziewczynę!

Kierował mną szał. Czułem w sobie taki ogień, że mógłbym nim zionąć.

–Nie bądź kurwa dzieckiem! Nie mamy szesnastu lat, Landon! Tessa to najsilniejsza babka jaką kiedykolwiek poznałeś, musisz to przyznać! I sam dobrze wiesz, że by sobie poradziła! – krzyczał Niall. –Ale tu chodzi o ciebie! O to że to Ty byś sobie nie poradził!

–Jak miałbym sobie z tym poradzić, co? –warknąłem. Z moich oczu wychodziły pioruny, które wbijały się raz za razem w ciało Niall'a. Nikt nie wcinał się w naszą kłótnie, słusznie.– Wystarczy moment. Jedna chwilą, żeby coś poszło nie tak. Mój brat to psychopata! Jeden moment i puff– unosłem ręce wysoko.– Tessa znika. Nie tylko z mojego życia, ale z życia każdego z was. Z życia jej przyjaciół, rodziny. Z życia jej rodziców. Wyobrażasz to sobie?

–Masz rację–szepnął po chwili spuszczając głowę.–  To był głupi pomysł. Przepraszam stary, że w ogóle to zaproponowałem.

–Zgadzam się!

*Tessa

Wzrok wszystkich skupił się na tej, która do tej pory nic nie mówiła. Na mnie.

–Tessa...

–Nic mi nie będzie– dodałam.– Gdyby chciał mnie zabić zrobiłby to dawno, miał conajmniej sto takich możliwości– uśmiechnęłam się do Landona pokrzepiająco jakbym zupełnie nie była świadoma tego, że zgadzam się na coś w czym mogę zginąć. –Zróbicie to co zwykle, ustalimy plan, wykonamy go, a potem mnie uratujesz. Jak zawsze.

–Problem w tym, Tesso–warknął– że to nie jest pieprzony film a ja nie jestem pieprzonym bohaterem.

I odszedł.

Kierował się w stronę długiego korytarza w którym mieli swój pokój narad. Drzwi zatrzasnęły się z takim hukiem jakiego nie słyszałam w życiu. Potem odgłosy przewróconego mebla, zatrzęsły całym domem.

–Dam mu jeszcze pięć minut i pójdę do niego– szepnęłam. Każdy z chłopców skinął głową, potem rozeszli się łapiąc każdy moje ramię na chwilę.

Wzięłam głęboki oddech, gdy minęło pięć minut, a odgłosy taranowania pokoju nie ustały. Wzięłam kolejny głęboki oddech i ruszyłam. Zatrzymałam się przed drzwiami kiedy obok nich, po drugiej stronie rozbite zostało coś ciężkiego.
Nacisnęłam klamke weszłam do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Obok mnie, pięćdziesiąt centymetrów od mojego głowy, rozbiło się oparcie obrotowego fotela.

–Uważaj–zawołał podchodząc do mnie od razu. –Mogłem cię trafić. Oszalałaś?

–Ty oszalałeś. Demolujesz cały pokój. W zasadzie to już zdemolowałeś– jęknęłam patrząc na wszystkie poroztrzaskiwane meble.

–Jak miałem zareagować na wasz popieprzony pomysł?– prycha. –Robię wszystko od paru miesięcy, żeby cię chronić, a ty tak po prostu sama chcesz skazać się na śmierć. Debilka.

–Wypraszam sobie!–wrzasnęłam.– Wiem, że zachowujesz się tak, bo dużo się dzieje! Ale nic nie daje ci prawa na obrażanie mnie kiedy jestem przy tobie w całym tym gównie! –odwróciłam się na pięcie szybko i zwinnie i wściekłym krokiem wyszłam tak jak weszłam. To znaczy wyszłabym gdyby silne dłonie nie pociągnęły mnie do siebie i nie zatrzasnęły z powrotem drzwi.

–Przepraszam, kurwa. Ugh! Czuję, że wariuję, rozumiesz? –zawył. Jego oczy były przekrwione, ręce się trzęsły i jestem pewna, że jeszcze raz złapie swoje włosy a wyrwie je wszystkie. – Czuję, że ten pierdolony skurwysyn odbiera mi po prostu zmysły!

–Robisz właśnie to czego on chcesz. Szalejesz, poddajesz się, Landon. Sprawiasz mu satysfakcję swoją złością–zawołałam. –Niczego nie uda Ci się zrobić, jeśli nad tym nie zapanujesz.

–Zapanuję nad tym kiedy moja pieprzona mama będzie bezpieczna! Kiedy ty będziesz bezpieczna i nie zginie juz żaden z moich pieprzonych przyjaciół!–krzyknął znów. Oparł się rękoma o stół, niemalże uderzając w niego głową. –Przepraszam przepraszam przepraszam. PRZEPRASZAM! Przepraszam Tess. To nigdy nie powinno cię spotkać, JA nigdy nie powinienem cię spotkać.

–Nie żałuję ani jednego dnia spędzonego z tobą–szepnęłam. Był tak blisko...–Wcale nie szalejesz. Jesteś najsilniejszym człowiekiem jakiego znam. Najbardziej dobrym i sumiennym. Życie lekko cię skopało w poprzednich latach, ale naprawiasz siebie. Tylko Ty się liczysz, Landon. To, że cię spotkałam było najlepszym co przydarzyło mi się w życiu.

–Phi– prychnął odchodząc od stołu o krok. –Nie musisz kłamać, Tesso. Nie jestem dzieckiem. Dobrze wiem, że jestem popieprzony. Popieprzony tak samo jak moje życie z którego odejdziesz zaraz po tym jak pozbędę się Austin'a.

–Nie odejdę od ciebie–warknęłam mocniej łapiąc jego ręce. –Już Ci mówiłam, że nigdzie się od ciebie nie wybieram. Zostanę z tobą, nie ważne czy będzie dobrze, czy źle. Bo cię kocham, Landi i jestem tu dla ciebie! Żeby pokazać ci, że wcale nie jesteś potępiony! Rozumiesz? Nie odejdę.

–Zmuszę cie żebyś to zrobiła– szepnął spuszczając wzrok.

–Będziesz musiał. Bo po dobroci tego nie zrobię.

Landon chwilę wpatrywał się we mnie jak w obraz telewizora, który śnieży i trzeba zmrużyć oczy, by cokolwiek zobaczyć. Potem podniósł mnie, łapiąc swoimi rękoma moje uda. Posadził mnie na stole na którym zawsze leżą mapy i papiery i pocałował bez tchu. Potrzebował tego, potrzebował mnie. A ja teraz potrzebowałam pokazać mu, że przy nim jestem. Że nie wszystko jest na przegranej pozycji.Stało się tyle gówna w jego życiu, że potrzebował chociaż tego.

Zdjęłam swoją bluzkę przez głowę rzucając ją obok nas, chłopak przyglądał się mi z pytaniem w oczach.

–Nie myśl –szepnęłam przyciągając go z powrotem do pocałunku. Ściągnęłam jego koszulkę przez głowę, zjechałam pocałunkami na linie jego wyrzeźbionego torsu. Uśmiechnęłam się, gdy chłopak jęknął. Odpięłam guzik jego spodni i ściągnęłam je w dół. Landon odwrócił mnie tyłem aż pisnęłam, zgiął tak abym opierała się na blacie. Jęknęłam głośno kiedy zasysał skórę na mojej szyi. Odwrócił mnie znów. Odpiął szybko guzik moich dżinsów i nie ściągnął ich nawet do końca kiedy posunął mnie w stronę środka stołu. Potem na niego wskoczył, wskoczył na mnie i uprawialiśmy seks. Nie taki seks o jakim czyta się w książkach, romantyczny, powolny, z pieszczotami. Nie taki jak ostatnio. To był ostry seks. Seks, który miał boleć z przyjemności, seks który nie miał na celu zaspokojenia potrzeb emocjonalnych czy fizycznych, a stłamszenie tego co dzieje się w naszych środkach, do uwolnienia naszego skrępowania i bólu.

*Wieczór

Kuchnia wrzała. Ściany rozpychane były przez krzyki. Nie, nie przez krzyki. Przez wrzaski!

–Nie zgadzam się! –krzyczał znów Landon.

–Masz inny pomysł?!–krzyczał Zayn.

–Nie uśmiercisz mojej dziewczyny tylko dlatego, że nie możesz jej mieć śmieciu!

–Landon, dobrze wiesz że nie chodzi tu o to! –wtrąca się Niall.

–Już raz pozwoliliśmy, by zajęła się zleceniem! Raz był wystarczający. Chcecie mieć ją na sumieniu?! – szklanka po wodzie z której niedawno pił, rozbita została teraz o ścianę naprzeciwko nas. Kiedy rozmowa o wzięciu sprawy w moje ręce znów znalazła się na językach, znowu zaczęła się wojna. Powiedzenie, że kuchnia była teraz demolowana, wcale nie byłoby zgrubieniem. Był w niej atak Landona.

–Przecież będziesz obok– odezwałam się cicho. –Będziesz obserwował, czuwał. Kiedy coś zdarzy się nie tak od razu wkroczysz, a to jedyny sposób żeby znaleźć twoją mamę, Landi.

–Nie mieszaj jej w to! –syknął zaciskając oczy.

–Ona już jest w to zamieszana!

–To nie znaczy, że ty też znowu musisz!!

–Tessa chce Ci pomóc, Landon! – odezwał się Niall. –Rozumiem, że się boisz ale spójrz jaka jest zdeterminowana! Da sobie radę, zawsze sobie daje. Będziemy obok.

–Uratujemy twoją mamę, zgarniemy Tessę i pozbędziemy się problemu jakim jest Austin–dodał Harry. – Wiem, że to dużo i  że się boisz– Harry złapał Landon'a za kark, przyłożył swoje czoło do jego czoła– ale jesteśmy braćmi. Jednego nam odebrano, musimy zrobić wszystko, żeby skurwiel tego pożałował.

–Żeby śmierć Liam'a nie poszła na marne–szepnął Zayn.

Chwilę panowała cisza. Rozglądałam się po chłopakach, po ich minach i reakcjach. Landon odsunął się od Harrego i rozejrzał się po nas wszystkich. Wydaje mi się, że szukał u nas zaprzeczenia, ale sam wie że go nie znajdzie.
Ma wsparcie w każdym z nas, choćbyśmy mieli za niego zginąć. I on to wie.

–Dla Liam'a– powiedział.

–Dla Liam'a–powtórzyliśmy.

–Musimy to zaplanować. Wszystko dokładnie–dodał. –Żeby nie spadł jej włos z głowy.

–Nie pozwolimy, żeby Tessie się coś stało, Landon– odpowiedział Zayn. Landon prychnął, ku zdziwieniu każdego z nas.

–Tobie wierzę–sarknął.

–O co ci chodzi?

–O to, że przypieprzasz się do mojej dziewczyny kiedy tylko masz okazję– przewraca oczami.
Cholera, wiedziałam, że ten moment nadejdzie.

–To nie jest czas na nasze kłótnie– warknął Zayn, zaciskając pięści.

–Nazywasz to kłótnią? Ja to nazywam przypieprzaniem się do mojej dziewczyny.

–Landon! – krzyknęłam. –Opanuj się! Dobrze wiesz, że między nami nic nie ma!

–Wiem, Tessa? –zwrócił się do mnie. Rozszerzyłam oczy. –Wiem?

–Landon, przesadzasz–wtrącił się Niall.

–Oh, odezwał się! Tobie też nie brakuje!

–Co to ma znaczyć?– Niall zmierzył go wzrokiem. Jego nozdrza rozszerzyły się w przypływie gniewu. –Posłuchaj kutasie– i znalazł się przy Landonie od razu, złapał jego koszulkę. –Tessa to nasza przyjaciółka. Traktujemy ją jak siostrę, każdy z nas. Jeśli jeszcze raz usłyszę od ciebie zarzut, że chcemy ci rozpieprzyć związek przywalę ci w twarz i nie będę się cackał. Jesteśmy rodziną, fiucie– splunął. Popchnął Landon mocniej, tak, że ten odbiegł kilka kroków w tył za kanapę, kiedy Niall siadał z powrotem na swoim miejscu.
Atmosfera zrobiła się gęstsza jeszcze bardziej.

–Przejdźmy do pracy– odezwałam się po kilkunastu sekundach przewlekłej ciszy.– Mamy dużo do zaplanowania.

*Landon

Skończyliśmy późno w nocy. Zegar stający w kącie pokoju narad wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy, kiedy zamknąłem notes w którym wszystko było rozpisane. Rozeszliśmy się bez słowa, przez starcie które miało miejsce niedawno w salonie. Wszyscy trzymaliśmy po nim dystans.

–Zayn– zawołałem cicho. Wszystkie głowy sprzed drzwi odwróciły się do mnie. Łącznie z Zayn'em.– Możesz zostać?

–Jasne.

Reszta wyszła. Oparłem się tyłkiem o stół, zakładając ręce na pierś, kiedy Zayn stanął prosto przede mną w dumnej pozycji.

–Przepraszam, stary, po prostu.. Widzę jak się wobec niej zachowujesz– zacząłem.– A ona jest.. Nie umiem tego nazwać, po prostu jest dla mnie ważna. Najważniejsza.

–Po prostu ją kochasz. Wiem to i chyba już każdy w tym domu to wie– zaśmiał się. –Wiem, że jesteś na mnie zły za tamten wieczór.. No wiesz, z książką.. Ale między mną i Tessą wtedy nic nie zaszło.

–Wiem, stary, po prostu to zazdrość. Wiesz jak to działa–pokręciłem głową. Szczerze? Było mi cholernie wstyd za swoje zachowanie.

–Jesteśmy braćmi, Landon.

–Jesteśmy braćmi.

–Musimy skupić się teraz na akcji. Co zamierzasz zrobić? –zapytał obok mnie opierając się o stolik.

–Uratować mamę. Głupio pytasz.

–A Austin?

Tego właśnie chciałem uniknąć. Za cholerę nie wiedziałem co mam zrobić ze swoim bratem psychopatą.

–Chcesz go zabić? Myślę, że to nie będzie najlepszy pomysł, zwłaszcza że zamieszana jest w to twoja mama. Pomyśl co ona sobie pomyśli, że jej jeden syn zabił drugiego.

–Pomyśl co już o nas myśli? Jeden jej syn zajmuje się gangsterstwem od dawna. Wplątał w to przypadkiem drugiego jej syna i przez niego on zginął. Przez cztery lata myślała, że jej syn nie żyje, a teraz nagle wraca i ją porywa–zacisnąłem oczy.– Musi nas nienawidzić. Jeśli zabiję Austin'a, będzie mogła znienawidzić mnie bardziej i trzymać się z daleka od mojego gównianego życia.

–Myślisz, że to dobry pomysł? – szepnął. Wpatrywał się teraz w okno które było już zasłonięte roletą. – A Tess?

–Ulży jej, gdy go zabije. Nie wypowie tego na głos, bo jest zbyt dobra, ale wiem, że potwornie się go boi– wzdycham.–Sam się go boję, Zayn. To jakiś psychopata. Jakby mu się coś w mózgu pomieszało.

–Cóż, jakby mnie ktoś zabrał na akcję na której mnie by postrzelili i bym się wykrwawiał kiedy przyjaciele po prostu uciekli, też by mi się pomieszało –zaśmiał się.

–Błagam cię Zayn, zobacz co on zrobił – warknąłem. –Zabił Liam'a. Gościa z którym się przyjaźnił najmocniej! Zabił Kate, a pamiętam dokładnie, że zwierzali się sobie ze wszystkiego– prychnąłem. –Kate nawet mówiła mu ile razy się pieprzyliśmy w tygodniu, a on ją wykorzystał, a potem zabił. Jeśli to nie jest pomieszanie w mózgu to ja nie wiem!

–Wracaj już do swojej kobiety, pewnie zastanawia się czy się nie zabijamy– zaśmiał się. Uścisnął mnie przyjacielsko jeszcze raz. –Musisz mieć otwarty umysł jutro, Tess będzie tego potrzebować.

Rozeszliśmy się do swoich sypialni. Bez prysznica wsunąłem się obok Tess która już smacznie spała.

–Kocham cię– szepnąłem układając się wygodnie.

–Ja ciebie też.

Zignorowałem fakt, że jednak nie śpi i po prostu oddałem się w ramiona Morfeusza.

*Następny dzień*Tessa.

Landon już był na dole, kiedy się obudziłam. Wykonałam, więc ranne czynności dłużej niż zazwyczaj i dopiero po dziewiątej stałam w kuchni.

–Cześć, chłopcy– uśmiechnęłam się biorąc kubek z szafki. Niall, Zayn, Harry.. Jednego brakowało.–Gdzie Landon?

–Od ósmej siedzi w Pokoju Narad– odpowiedział Niall.

–Pewnie siedzi tam jeszcze w piżamie– przewróciłam oczami. Chłopcy zaśmiali się, kiedy nalałam kawy do dwóch kubków, zrobiłam kilka kanapek i ułożyłam je na talerzu. Talerz i kubki ustawiłam na tacy i wyszłam. –Mogę wejść? – spytałam zaglądając do środka.

–Wejdź.

Postawiłam tacę na stoliku, Landon obdarzył mnie pytającym wzrokiem, ale szybko zamienił go na uśmiech.

–Chodź do mnie–zawołał. Usiadłam na jego kolanach, przodem do niego.– Co ja bym bez ciebie zrobił?

–Nie zjadłbyś dziś śniadania– zaśmiałam się. Chłopak także. –A poza tym to miałbyś wiele problemów z głowy, jakby tak się zastanowić.

–Muszę to przemyśleć w takim razie– zaśmiał się, kiedy uderzyłam go lekko w ramię.

Zjedliśmy śniadanie w ciszy, Landon ciągle kartkował jakieś zapiski i spoglądał na mapę.

–Tu jesteśmy my? –zapytałam wskazując na czerwony punkt.

–Mhm. Austin nie jest głupi, wie, że nie puściłbym cię daleko bez siebie więc nie możesz sobie spacerować po parku kilometr stąd. Wyjdziesz po prostu przed dom.

–No tak, omówiliśmy to wczoraj.

–Wolę ci powtórzyć, to taki zwyczaj– zaśmiał się. –Austin wtedy pomyśli, że czujesz się bezpiecznie, bo jesteś blisko nas. Więc zaatakuje cię w momencie kiedy myśli, że nie będziesz się tego spodziewać.

–Myślisz, że zawiezie mnie w miejsce gdzie jest wasza mama?

–Tego nie wiem, dlatego będziesz miała nadajnik.

–O tym nie mówiliśmy–uniosłam brew. Wszepią mi coś pod skórę?

–Bo wpadłem na to dziś..

Omówiliśmy wszystko. Teraz wystarczyło tylko zrealizować plan.
A niczego bardziej się nie bałam...

*Landon

Szukaliśmy miejsca z którego nadajnik będzie niewidzialny. Odpadały ubrania zewnętrzne, odpadały włosy i szyja, branzoletki i inne świecidełka także, bo bylibyśmy zmuszeni wsadzić go w środek metalu. Jedynym pomysłem, który się nadawał był pomysł Tess, o zamocowaniu nadajnika na zapięciu jej stanika.

Złapałem dziewczynę za rękę, posyłając piorunujący wzrok chłopakom i po chwili zamknąłem za nami drzwi łazienki.

–Nie musisz tego robić –szepnąłem, kiedy siadała na zakrytym sedesie.

–Zrobię to, Landon. Przestań się tak martwić– jęknęła. Podniosłem jej bluzkę na tyle wysoko, żeby sprzączka jej stanika nie była zakryta.

–Nigdy nie przestanę się martwić– prycham.– A świadomość, że sam cię tam wysyłam mnie zabija.

–Nie wysyłasz mnie tam TY. Tylko idę tam z własnej woli–wzdycha. Mocuję się jeszcze chwilę z nadajnikiem, a potem udaje, że to robię żeby spojrzeć na gładką skórę jej pleców. Miała kilka pieprzyków na plecach i jakieś znamię.

Moja Tess.

Wracamy do reszty. Tessa udaje, że się nie stresuje, ja udaje, że się nie stresuję i nie boję, chłopcy powstrzymują się od powiedzenia czegokolwiek aż nadchodzi ten moment kiedy zaczyna robić się ciemno.

–Muszę iść– szepnęła patrząc na drzwi.

–Wiesz, że to co robimy to wariactwo?–szepnąłem. –Ale pamiętaj, że wiem gdzie jesteś, będziemy musieli zaczekać jakiś czas by mieć pewność, że dotrzesz na miejsce, ale będę kontrolował każde miejsce gdzie jesteś na monitorze.

–Wiem, Landon.

Pocałowałem ją krótko, wiedziałem że wszyscy się na nas patrzą. Potem zamknąłem za nią drzwi.
Nie wierzę, że właśnie to zrobiłem...

*Tessa.

Przy Landonie udawałam, że wcale się nie boję. Że nie myślę, że popełniam największą głupotę w swoim życiu. Kiedy chłopak zamknął za mną drzwi, skierowałam się w stronę dróżki, udając, że będę biegać dla ruchu, zdałam sobie sprawę, że jednak popełniam największą głupotę w swoim życiu.

Ale myślałam o mamie Landona. O tej kobiecie, która musi przeraźliwie bać się swojego syna. Więc szłam tak dróżką prowadzącą do miasta, zamyślona o tym jak można być tak okrutnym, żeby porwać własną matkę. Żeby torturować własnego brata.

Wiedziałam, że Austin gdzieś tu był, obserwuje nas od dawna, musiałam tylko poczekać. A może i bardziej go nakręcić? Wyciągnęłam telefon z kieszeni drżącą ręką, udałam że wybieram numer.

–Hej, Jessie! –krzyknęłam. –Tak właśnie do ciebie idę... Nie, nie wychodź po mnie to tylko pięć minut spaceru.. – rozglądałam się dookoła dyskretnie, ale dosłownie nie widziałam niczego. –Okej Jess. Idę dalej, spotkamy się pod twoim domem, już go widzę! Do zobaczenia!

Udałam, że się rozłączam. Włożyłam telefon z powrotem do kieszeni i wyszłam na główną dróżke. '' No dalej''- powiedziałam sobie w myślach. Prychnęłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że proszę się by mnie ktoś porwał w tym samym momencie gdzie na głównej drodze stanął samochód. Zwykły, czarny samochód, mężczyzna przed kierownicą, chyba rozmawiał przez telefon, ale kiedy ja na nią wchodziłam rzucił nim o kokpit i odjechał. '' A już myślałam''.

Okej kurwa porwiesz mnie w końcu czy nie? Bo zaraz dojdę do koleżanki której wcale nie mam! Zdałam sobie sprawę, że nie mam żadnych koleżanek..

Usłyszałam szelest idąc bokiem drogi. Nie odwracałam się do momentu kiedy usłyszałam za sobą kroki.

–Czekałem na moment w którym Landon wypuści cię ze złotej klatki– głos Austin'a przywołał ciarki, chociaż spodziewałam się tego. Odwróciłam się do niego z przerażeniem wypisanym na twarzy kiedy szedł do mnie luźnym krokiem. Krzyknęłam, zaczęłam uciekać. Tak, jak to było w planie. Austin szybko mnie dogonił, powalając na ziemię. Przycisnął mnie kolanem.–Powinnaś być na tyle mądra żeby nie wychodzić sama.

–Puszczaj mnie! Pomocy! – krzyczałam. Szamotałam się mocno, nie aż tak mocno by być może udało mi się wyrwać, ale kiedy Austin podniósł mnie do góry, wykręcając moje ręce załkałam. –Puść mnie. Proszę!

–Oh, skarbie. Przecież to tylko zabawa! –zaśmiał się ciągnąć mnie przez mokrą ściółkę, wciągając w las. Okej, to nie było w planie. Widziałam z daleka samochód, czarny samochód. Wciągnął mnie do niego i zamknął drzwi. –Odwróć się– powiedział. Pokręciłam głową.– Oh zapomniałem. Odwróć się! –przyłożył mi do skroni pistolet sprawiając, że załkałam. Tego nie musiałam już grać, byłam przerażona. Austin podciągnął moją koszulkę razem z kurtką i szarpnął za zapięcie stanika.

Pisnęłam! Skąd wie!?

–Macie mnie za głupca?– zaśmiał się obracając w palcach mały nadajnik.– Obserwuję was od miesiąca, patroluję wasz dom, zaglądam wam przez okna, mam kamerę zamontowaną w każdym waszym pokoju. – śmiał się odchylając głowę w tył, a potem wyrzucił małe ustrojstwo przez okno.–Znam każdy wasz plan, słyszałem każde wasze słowo..

–Jesteś szalony– jęknęłam wchodząc mu w zdanie. Nie mądrym było obrażanie tego, kogo się bałeś, ale mój język czasem nie współpracuje z mózgiem.

–Ja jestem szalony?–warknął przekręcając kluczyk w stacyjce. Odezwał się dopiero kiedy wyjechał na drogę nieutwardzoną. – Czy nie jest szalonym ten kto doprowadza do zagrożenia życia jego brata?! Czy nie jest szalony ten kto zostawia swojego brata rannego?! Konającego?! I odchodzi z ludźmi których uważa za swoich pieprzonych przyjaciół?! Brata z krwii i kości!

–Landon myślał, że nie żyjesz– warczę. –Widział krew, litry krwii! Nie ruszałeś się! Nie oddychałeś! Twoje serce nawet nie biło! – broniłam go. –Musiał uciekać!

–Mógł mnie zabrać ze sobą!

–Twoje zwłoki!? –prychnęłam.– Powtarzam, że nie miałeś żadnych funkcji życiowych na podstawie których Landon mógłby stwierdzić, że jednak żyjesz! Że postrzał nie był śmiertelny!

–Mógł zaczekać! Byliśmy braćmi kurwa mać!– wrzasnął znów uderzając rękoma o kierownicę jakieś dziesięć razy. On naprawdę był niepoczytalny...

–Dlaczego się do niego nie odezwałeś? Dlaczego do nich nie wróciłeś? – dodałam już szeptem. –Landon byłby taki szczęśliwy, gdyby cię miał obok, znam go.

–Gdy byłem w szpitalu, gdy mnie uratowali, funkcjonariusz policji powiedział mi że trafiłem tu sam. Że nikt na mnie nie czeka– prychnął.–
Wiesz jak się poczułem? Jak szansa. Jak szansa Landona na zwianie przed policją! Byłem na niego wściekły, że mnie zostawili, ale cieszyłem się że nie został aresztowany.

–Wow masz jednak jakieś ludzkie uczucia–sarknęłam przewracając oczami.

–Miałem–warknął zatrzymując auto i łapiąc mnie za włosy tak mocno, że przycisnęłam swoją głowę prawie do jego brody. –Nie mam odkąd przysiągłem sobie, że Landon pożałuje. Odkąd poznał ciebie, wiedziałem, że to moja szansa. Że ty jesteś moją szansą.

–Szansą na co?

–Na zemstę, Tess– zaśmiał się psychopatycznie i puścił moją głowę z impentem.– Na zadanie mu bólu na każdej płaszczyźnie życia. Znalazłem sposoby jakich nawet bym się nie doszukał gdyby nie ty! Sprawię, że Landon zostanie sam, tak jak ja byłem sam przez cztery ostatnie lata.

Jego oczy były czarne chociaż na ustach widniał uśmiech. Zachowywał się jakby dostał lizaka jako dziecko, a nie planował zemstę na swoim bracie przez morderstwo jego dziewczyny.

–Co z waszą mamą? Przecież ona nie jest niczemu winna. Dlaczego ją trzymasz?

–Zadajesz za dużo pytań–powiedział sięgając znów do kierownicy. Ruszył i dalej toczyliśmy się w nieznanym mi kierunku.

–Gdzie mnie zabierasz?

–Bożee! Jak Landon z tobą wytrzymuje!? –warknął skręcając w stronę głównej drogi. Myślałam, że będzie trzymał się bocznych drożek, na wypadek policji albo czegoś.

–Ledwo–westchnęłam układając się wygodniej na fotelu. Obserwowałam okolice dookoła nas, kiedy zauważyłam, że wywozi mnie z Warwick w kierunku Stratford. Mmm, stolico zbrodni, podąża Twoja ofiara.

–Naprawdę nic do ciebie nie mam Tesso–Austin powiedział to wzdychając.–Oh wiem! Na zgodę zabiorę cię na posiłek! Wiem, że podoba Ci się ten pomysł!

–Wszystko jedno–szepnęłam. Chłopak jednak nie zważał na moje zdanie, jechał już w kierunku baru, którego znak właśnie minęliśmy. Nie jest wcale jeszcze tak późno, zegarek na wyświetlaczu auta wskazywał kilka minut po jedenastej. Idealna pora na drugie śniadanie.

–Nie próbuj numerów okej? Nie chcę zabijać cię na oczach tych wszystkich ludzi–westchnął.–Wolę na osobności.

Wzdrygnęłam się. Austin zaparkował auto przed samym wejściem, dosłownie zrobił to przed drzwiami tłumacząc się, że będzie bliżej do wejścia. Potem usiedliśmy w jednej loży, z wszystkich które były puste. Szła już do nas kelnerka.

–Witam was! Jak minął wam dzień? Proszę bardzo, tu macie karty. Może na czas wybierania zamówienia, przyniosę wam wodę? – zapytała uprzejmie. Powiedziała to tak szybko jakby ją ktoś nakręcił. Omiotłami wzrokiem stół na której była nieskazitelna czystość i serwetki.
Chwila. Serwetki na stole. Długopis przy notesie.

–Może przyniesie nam Pani napoje, a ja po prostu zapiszę zamówienie? – zaproponowałam z uśmiechem. Kobieta spojrzała na mnie dziwnie, ale widząc mój wzrok, który ją błagał zgodziła się. Podała mi notes i długopis i odeszła.

–Co chcesz tu zjeść?–zapytałam.

–Cheeseburgera. Podwójnego. A ty zamów sobie co chcesz.

–Jaki dobroduszny–sarknęłam znów. Zapisałam jego zamówienie. Potem wyraźnie napisałam wiadomość dla kelnerki.

'Landon. Tess tu była' i jego numer telefonu. Potem wszystko zamazałam.

–Jednak nie chcę cheeseburgera. Teraz już go nie zjem nigdy, bo kojarzy mi się z tobą–zagrałam. Zapisałam na karcie tortille z kurczakiem i grillowanymi warzywami i położyłam długopis na notesie, do góry nogami.
Dziewczyna przyszła z naszymi napojami, zabrała kartkę.

–Cheeseburger podwójny i tortilla. Dobrze czytam? –zapytała marszcząc brew. –Jest Pani pewna? –spojrzała na mnie. –Napewno tylko tortilla, to trochę mało. Napewno mam ją zrobić?

–Tak– odpowiedziałam. Umiałam czytać między wierszami. –Proszę szybko, jesteśmy głodni–zaśmiałam się posyłając fałszywy uśmiech do Austin'a.

Kelnerka odeszła, niczego nie świadomy Austin wyjął swój telefon i zaczął czegoś w nim szukać, a ja modliłam się ,żeby kelnerka wykonała telefon szybko. Szybko i dobrze.

*Landon

Tessa idealnie wypełniła swoje zadanie. Wiedziałem, że napewno dopadł ją już Austin, nie mógłby zaprzepaścić takiej okazji.

–Włącz komputer– poleciłem Zayn'owi. To, że dziewczynie się udało, nie dawało mi pewności, że wszystko jest z nią okej.
Zayn długą chwilę wpatrywał się w komputer lecz kiedy jego mina zmieniła się ze spokojnej na taką ze zmarszczoną brwią, stanąłem nad nim.

–Albo wrośli w ziemię albo stoją i urządzają pogaduszki. Nadajnik się nie rusza– powiedział. Od razu poczułem jak skręca mi się żołądek.

–Co ty pierdolisz?– nachyliłem się nad komputerem, kropka mówiąca gdzie znajduje się nadajnik naprawdę się nie ruszała. Nie możliwe żeby tyle czasu Austin nie przyjechał jeszcze po Tessę.– Musiał znaleźć nadajnik i go wyrzucić. Kurwa!

–Cóż, nie możesz go winić. To twój brat, mogliśmy się spodziewać że się połapie.

–Przestań obracać to w żart! – wrzasnąłem zamykając laptop z trzaskiem. Mogła właśnie pęknąć matryca, ale nie obchodzi mnie to. Tessa jest sama z psychopatą, który chce ją zabić. I to wszystko moja wina bo zgodziłem się na ten beznadziejny plan!

–Znajdziemy ją. Nie mogli daleko odjechać. Znajdziemy i będziemy śledzić– zaproponował Niall.

–Narazie módlcie się żebym ją znalazł–szepnąłem. –Bo jeśli ten psychol coś jej zrobił, to będzie wasza wina.

Zabrałem z oparcia sofy kurtkę i klucze od auta z komody i wyszedłem z domu wściekły, ignorując spojrzenia chłopaków. Jak mogłem dać się namówić na ten popieprzony pomysł!
Wsiadłem w auto od razu je odpaliłem, przygazowałem mocniej, żeby silnik rozgrzał się szybciej i ustawiłem sobie lusterko.

–Jeśli skurwiel chce się bawić, będziemy się bawić–szepnąłem do siebie. Wyciągnąłem papierosa z paczki i podpaliłem go zapalniczką. Zanim dym rozniósł się po całym aucie, już miałem włączać jedynkę, jednak drzwi z każdej strony się otworzyły. Zayn, Niall i Harry wsiedli do auta trzaskając drzwiami. Zayn wyciągnął w moją stronę broń, której oczywiście nie wziąłem, bo nie myślałem.

–Jesteśmy rodziną– powiedział.

Odebrałem broń i spojrzałem na chłopaków z tyłu.

–Jesteśmy rodziną– powtórzyłem z lekkim uśmiechem i ruszyłem.– Braciszek chce ognia? Dostanie pieprzony pożar.

Powinien wiedzieć, że dla ludzi którzy są tego warci wskoczę w ogień. Mogę ten ogień nawet sam wzniecić.

Pruliśmy szybko przez przez drogę rozglądając się dookoła.

–Stój! - krzyknął Zayn. Zatrzymałem się gwałtownie. –To tu wyrzucony został nadajnik–Zayn lubił zapamiętywać współrzędne i odnajdywać je na trasie za pomocą specjalnego opracowania mapy. Wysiadł teraz z auta i chwilę rozglądał się dookoła. Prawie powiedziałem 'Bingo' kiedy schylił się po nadajnik.–Byli tutaj– powiedział wsiadając do auta.

–Czyli nie są daleko.

Daleko to jednak było pojęcie względne. Spotkało nas skrzyżowanie, trzy możliwe kierunki w których mógł pojechać Austin z moją Tess. Nie mieliśmy innego wyjścia jak sprawdzić każde po kolei, chociaż częściowo.
Wjechaliśmy w pierwszy wjazd, tam ciągnął się las. Po dziesięciu minutach szybkiej jazdy zawróciłem. Wjechaliśmy w drugi wjazd, czyli prosto jak prowadzi droga. Po dziesięciu minutach zawróciłem. Wjechaliśmy w trzeci wjazd, modliłem się teraz by nie kończył się on drogą zamkniętą, jechałem szybko, ale uważnie. Żeby nie przeoczyć niczego dookoła.

–Ile bym dał za kawę!– jęknął Niall.

–Skąd ci się to wzięło? –prychnąłem zmieniając bieg.

–Bo widzę lokal, dupku.

–Dobrze nam zrobi kawa, Landon– dodał Zayn.–Zwłaszcza, że nie wiemy ile będziemy musieli prowadzić.

Mój telefon zaczął dzwonić. Odwróciłem więc wzrok od Zayn'a, zluzowałem biegi i opierając jedną rękę na kolanie złapałem za telefon. Warknąłem ciche 'czego Kurwa' i odebrałem.

–Halo?!

–Ymm. Tess tu była–powiedziała dziewczyna. Podskoczyłem na fotelu.

–Co powiedziałaś?!

–Landon, Tess tu była. To miałam chyba przekazać, nie wiem czy dobrze robię–jęknęła.

–Bardzo dobrze! Skąd dzownisz?!

–Z Baru 'Milkshay'.

Spojrzałem na neon o takiej samej nazwie i podkoczyłem z radości.

–Za minutę będę.

I rozłączyłem się. Wcisnąłem gaz do dechy, wyjechałem na drogę, by za chwilę skręcić do baru. Bóg nade mną czuwał!!
Wybiegłem z auta i wbiegłem do lokalu dysząc. Rozglądałem się po kilku osobach które siedziały i jadły i kilku kelnerkach za ladą. Skąd miałem wiedzieć która dzwoniła?

–Ymm. Landon? – usłyszałem za sobą. Dziewczyna z tacą stanęła przede mną. –To ja dzwoniłam, jestem Lea. Chodźcie– poprowadziła nas na zaplecze. Odstawiła tacę na stół. –Nie wiem o co chodzi, ale dziewczyna wyglądała na przerażoną.

–Opowiedz wszystko.

–Weszła tu z takim chłopakiem, wysoki, jasne włosy, podobny..

–To wiem! Co było dalej?

–Przyszłam odebrać zamówienie a ona.. Mm Tess tak? Powiedziała, że zapisze mi je, a ja mam przynieść wodę. I napisała to–podała mi kartkę którą wyjęła ze swojego fartuszka. 'Landon. Tess tu była.' i mój numer telefonu.
Moja przebiegła dziewczynka!

–Wiesz w którym kierunku odjechali?–zapytałem.

–Tam–wskazała palcem. –Nie wiem jaki to był samochód, Napewno ciemny, ale na markach się nie znam, przepraszam.

–Nie przepraszaj–przytuliłem ją.– Nawet nie wiesz jak mi pomogłaś!

–Yyym Landon! –zawołała krótko. Dobrze, że już nie było nikogo w lokalu. –Uważaj.

–Zawsze to robię– uśmiechnąłem się do niej ciepło i wyszliśmy. Od razu ruszyliśmy w pościg za Tessą i kupą gnoju z moją krwią.

---------------------------------------
Okej! Dzieje się armagedon ajaj! 😅
Jak myślicie co planuje Austin dla Tessy? Czy Landon zdąży uratować ją i swoją mamę?
Z góry przepraszam wydaje mi się że nie będę dodawać rozdziałów codziennie a bardziej co 2-3 dni, żeby napisać go dobrze i go sprawdzić. Moim zdaniem rozdziały muszą być dłuuugie a żeby jeszcze miały dobrą treść, to trzeba poświęcić na to trochę czasu 😁
Piszcie komentarze!
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro