Rozdział 26⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Landon*Miesiąc później*

Osiemnasty październik. Wyrwałem kartkę z kalendarza jak robię to codzień od miesiąca w moim nowym domu.

Zamieszkałem z Austin'em w jego domu w Kalifornii, zlecenia zajmowały nam zazwyczaj dużo czasu, potrzebujemy swobody i siebie nawzajem.

–Musimy jechać dziś do Andiego– usłyszałem kolejnego ranka.

–Muszę dziś zadzwonić do Tess– odpowiedziałem. –Andy musi poczekać.

–Dobrze wiesz, że nie będzie czekał– zaśmiał się pijąc kawę ze swojej szklanki.

–W takim razie jedź sam–warknąłem wstając od stołu.

–Dziesięć minut–i wyszedł z kuchni.

Ruszyłem do swojego pokoju, dom Austin'a był tak duży, że pomieściłby dziesięć osób, więc podzieliliśmy dom na pół. Tylko kuchnie mamy wspólną, ale w zasadzie korzystamy z większości razem.

Co kilka dni staram się rozmawiać z Tessą i z chłopakami. Nie zawsze mi to wychodziło przez ten miesiąc co prawda, ale staram się. To nie tak, że wyjeżdżając z Austinem zapomniałem o przyjaciołach. Czy o Tess.

–Czeeeść–usłyszałem w słuchawce. Jak zawsze, serce zabiło mi szybciej na dźwięk głosu Tessy.

–Cześć, Tess–odpowiedziałem.–Co u was?

–Cisza jak makiem zasiał– odpowiedziała. Odkąd wyjechałem z Austin'em nie spotkało ich nic złego. Jeden z punktów umowy.

–Cieszę się, że jesteście bezpieczni.

–Tęsknię za Tobą, Landon– szepnęła.– Kiedy wracasz? To już miesiąc..

–Nie wiem, Tesso, potrzebuję jeszcze trochę czasu–westchnąłem. –Spłacę dług wobec Austin'a i wrócę– pokręciłem głową, sam wiedziałem, że wcale nie jest to takie proste jak powiedziałem. Gdzieś w głębi miałem nawet myśli, że nie wrócę do niej w ogóle..

–Czyli ile?

–Nie wiem, słońce–westchnąłem.–Ale tęsknię za tobą i z upragnieniem odliczam dni kiedy znów cię zobaczę.

Uśmiechnąłem się wiedząc doskonale, że wywołałem u niej uśmiech.

–Ja też za tobą tęsknię–szepnęła. Nie mogłem się powstrzymać. Przez cały ten miesiąc, gdy byłem od niej tak daleko, moim jedynym zmartwieniem było to, że Zayn jest od niej zaledwie kila metrów.

–Co u chłopaków?–zapytałem.

–Cóż, mieli ostatnio jakieś problemy, z jakimś klientem o pieniądze, ale dali sobie radę perfekcyjnie. Zayn już doszedł do siebie prawie całkowicie więc też bierze we wszystkim udział. A! No i Niall używa jednego z twoich aut.

–Skurwiel–syknąłem.

Dzięki Bogu nie wspomniała o czymkolwiek między nią i Zayn'em, do czego dobrze wiem, że dochodziło. Tessa była za dobra żeby tak po prostu spławić kogoś, dla kogo jest ważna (tak, przykładem jestem ja). Pogadaliśmy jeszcze chwilę śmiejąc się, gdy mówiła o tym jak Niall zepsuł kuchenkę mikrofalową, a Harry zepsuł lampę, gdy przegrał z nimi w karty. Musiał dać im pięćset dolarów. No i lampę do salonu.

–Ej Stary. Lecimy.

Austin wszedł do pokoju jak burza, machnął na mnie ręką, odezwał się i wyszedł.

–Muszę iść, Tesso– jęknąłem. Męczyło mnie już takie życie, kontakt z moją dziewczyną jedynie parę razy w tygodniu i to przez telefon. A przecież przyzwyczaiłem się, że mam ją 24/7.

–Uważaj na siebie–szepnęła.– Pamiętaj, że nie jesteś niepokonany. I masz do kogo wrócić.

–Pamiętam. Kocham cię. Niedługo się odezwę.

–Ja ciebie też kocham. Wszyscy cię kochamy.

Nie pamiętam kiedy ostatnio w dwóch zdaniach zawarte było tyle uczuć pomiędzy mną, a kimkolwiek. Ale Tessa to u mnie wywołała. Wywołała, że znowu kocham, że darzę kogoś tym niewdzięcznym i cudownym uczuciem jakim jest miłość.

Rozłączyłem się. Im dłużej zawsze trwały nasze pożegnania, tym gorzej było nam się rozłączyć.
Włożyłem telefon do kieszeni jaggerów i wyszedłem z pokoju. Austin już czekał na mnie w salonie z dwoma pistoletami na stole.

–'Pamiętam. Kocham cię. Odezwę się niedługo'– przedrzeźnił mnie. Ale nie powiedział niczego więcej, ostatnim razem gdy powiedział złe słowo o Tessie, miał siny policzek przez pięć dni.

–Po prostu mi zazdrościsz– prychnąłem.– Bierzmy się do roboty. Andy nie będzie czekał.

–Już czeka.

Przewróciłem oczami. Złapaliśmy broń, wyszliśmy z domu zamykając go na klucz i wsiedliśmy do mojego auta.
Andy to jeden z pośredników, którzy zajmują się handlem bronią. Austin dogadał się z nim, że przewieziemy dla niego pare towarów, a w zamian da nam informacje o składzie narkotyków w tej części Kalifornii, w której mieszkamy. Nie pytajcie mnie po co mu te narkotyki, nie wiem i nie chcę wiedzieć.

Dojechaliśmy po krótkiej chwili, dookoła była cisza.

–Jesteś pewny, że to tu? –zapytałem.

–Tak. To on–wskazał na postać daleko w przód, która szła w naszym kierunku.

–Jeśli dotknie moje auto zabiję go– warknąłem wysiadając.

–Andy!!–krzyknął Austin, kiedy mężczyzna ubrany w garnitur, stanął przed nami. Tak, był ubrany w cholerny garnitur. A ja stałem przed nim w skórze i z bronią za paskiem.

–Witajcie– przywitał nas. –Ty musisz być Landon, brat Austin'a–wyciągnął do mnie rękę, nie to żebym podał mu swoją. Facet cofnął ją i skupił się na moim bracie.–Broń jest w pudłach z tej strony hangaru. Macie pół godziny żeby ją stąd zabrać.

–Nic czego bym wcześniej nie zrobił– zadrwiłem, z powrotem wsiadając do auta. Podjechałem pod miejsce, które wskazał mi Andy, kiedy on i Austin szli tam na pieszo. Otworzyłem bagażnik.

Broni wcale nie było tak dużo, w bagażniku zostało nawet miejsce żeby ją zabezpieczyć, więc zrobiłem to i zatrzasnąłem klapę.

–Interesy z wami to przyjemność– powiedziałem wyuczoną formułkę, którą Austin każe mi mówić przy dziewięćdziesięciu procentach zleceń.

–Uczysz brata fachu?–zaśmiał się Andy. Prychnąłem.

–Ten smarkacz może się uczyć ode mnie. Chyba nie wiesz jednak do końca kim jestem– słyszałem jak Austin za mną krótko się zaśmiał, znał już mój pokaz sztuki.

–Cwaniak. Lubię takich–Andy znów wyciągnął do mnie rękę, wskazując na mnie palcem i zaśmiał się do Austin'a. Szybko go za nią złapałem, obezwładniłem go w trzy sekundy, leżał właśnie na asfalcie z moim kolanem na swoich łopatkach i bronią przy skroni.

–Fakt–przyznałem.–Często nazywano mnie cwaniakiem.

–Mówiłem ci jak dzwoniłem, żebyś z nim nie zaczynał–zaśmiał się Austin klepiąc mnie w bark żebym go puścił.–W końcu to mój brat.

–Bierzcie ten bajzel zanim zjadą się tu psy–powiedział gdy pomogłem mu wstać. –Lubią kontrolować tą okolice.

–Tego nie mówiłeś–warknąłem.

Podbiegłem szybko do auta, ściągnąłem obie rejestracje i wrzuciłem do środka.

–Wsiadaj, kurwa!

–Jesteśmy w kontakcie–dodał tylko i wsunął się na miejsce pasażera. Wyjechałem z placu z piskiem opon w stronę drogi odległej do tej niż kiedy tu przyjechałem. –No i są –powiedział Austin wskazując na lusterko w którym widać było jeszcze, jak dwa radiowozy wjeżdżają w miejsce, gdzie jeszcze przed minutą stałem ja. Tylko, że oni się nie zatrzymali, zrobili kółko po placu, a potem ruszyli w moim kierunku.

–Kurwa! –warknąłem zmieniając bieg. –Wymieniasz mi zawieszenie, śmieciu.

Jechałem już sto osiemdziesiąt km/h po tych pieprzonych, leśnych dróżkach, z których wystawało setki korzeni, pni, i leżało tyle samo kamieni i śmieci.

–Zwolnij–usłyszałem.

–Co? Popieprzyło cię?!–warknąłem spoglądając na niego na sekundę, żeby nie stracić panowania nad autem.

–Zaraz będzie wjazd do opuszczonej rezydencji. Schowamy tam auto. Zwolnij!!

Zwolniłem więc. Za kilka sekund faktycznie ukazała się brama, gdybym miał większą prędkość na bank bym jej nie zauważył. Wjechałem za płot i zgasiłem auto, czekałem aż usłyszę policyjny kogut po przeciwnej stronie.

–Ty nieodpowiedzialny gnoju! – krzyknąłem gdy było już bezpiecznie. Wysiadłem z auta trzaskając drzwiami. –Nie umiesz nawet załatwić głupiego przekazania!? Musiałeś zrobić to w miejscu patrolu psów?!

Przeszedłem auto dookoła i złapałem Austin'a za poły jego dżinsowej kurtki. Ten szybko uderzył mnie w twarz, sprawiając że odskoczyłem jeden krok. Oddałem mu.

–Nie wiedziałem, że policja go namierzy! –krzyknął. –Mówił, że już jest czysty!

–Lepiej żeby taka sytuacja się nie powtórzyła–pchnąłem go mocno na swoje auto, ciesząc się gdy pojawił się na jego ustach grymas bólu. –Wsiadaj, bo cię tu zostawię, śmieciu.

Okrążyłem samochód. Chwilę później wyjechaliśmy już na drogę, która prowadziła do naszej rezydencji.
Mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnąłem go z kieszeni nadal patrząc się na drogę, więc prawie nie zauważyłem, kiedy Austin mi go wyrwał.

–Część, kochanie–odezwał się. Zmierzyłem go wzrokiem.

–Oddaj mi telefon, kurwa!

–Tesso, Landon prowadzi teraz samochód i musimy bardzo szybko znaleźć się w domu, bo mamy bagażnik broni i goni nas policja. Zadzwoni do ciebie z pokoju– i rozłączył się. Wyszarpnąłem mu telefon z ręki mając nadzieję, że jednak Tessa została na lini, ale tak nie było.

–Pieprzony kutas z ciebie – warknąłem rzucając telefon znowu na wolne miejsce obok gałki biegów. Skręciłem w stronę domu.

–Po co ty w ogóle ją trzymasz? Wcześniej no to wiem, żebym jej nie zabił czy coś–zaśmiał się.–Ale teraz już nic jej nie zrobię. Na chuj utrzymujesz z nią kontakt?

–To się nazywa mój drogi człowieczeństwo–prychnąłem. – Wiem, że ty tego nie masz i nie wiesz jak to jest czuć jakiekolwiek uczucia prócz skurwysyństwa, ale ja wiem. Także się w to nie wpierdalaj.

–Okej wyluzuj. Tylko pytałem– zaśmiał się.–W sumie to fajna jest i ma pazur. Widać, że jest Ci oddana.

–Jest lojana– poprawiłem go. –Tego słowa też nie masz w słowniku.

–Myślisz, że cię kocha? Takiego kogoś jak ty? Mordercę, przemytnika, kłamcę? Naprawdę sądzisz, że coś do ciebie czuje? –zapytał. Nie dałem się sprowokować, wiedziałem, że Tessa mnie kocha. –Tak samo jak Kate?– prychnął. Zacisnąłem pieści mocniej na kierownicy. –Wiesz jak to było z nią?

–Nie chcę wiedzieć– skłamałem skręcając do domu.

–Ona nigdy nie chciała do ciebie wrócić–powiedział. –I nie mówię ci tego żeby cię zranić albo się z ciebie śmiać, tylko mówię prawdę.

Spojrzałem na niego, kiedy zaparkowałem w stałym miejscu. Zgasiłem samochód, ale żadne z nas z niego nie wyszło.

–Ja wcale jej nie porwałem. Nikt jej nie porwał ani nikt nie przetrzymywał jej wbrew woli. Nikt też jej nie zabił tamtej pierwszej nocy co zresztą wiesz, ale nie wiesz dlaczego.

–Dlaczego więc? Dlaczego udawała martwą? Po co zjawiła się wtedy pod moimi drzwiami, tylko po to żebyś za chwilę ją zabił? –zapytałem. –Odkąd wróciłeś, nie dałeś mi odpowiedzi do niczego. Co miał z nami wspólnego Jacob? Albo Philip? Dlaczego pchnąłeś Liam'a nożem? Czemu go zabiłeś? Czemu akurat on?

–To dużo pytań– zaśmiał się wychodząc z auta.

–Pytań na które dasz mi odpowiedzi czy tego chcesz czy nie– warknąłem wysiadając z nim. Zabraliśmy arsenał z bagażnika i weszliśmy do domu.

–Oczywiście, że dam ci odpowiedzi– dodał zapalając światło w salonie. – Usiądźmy, napijmy się piwa. Ty pytasz, ja odpowiadam.

Prześwietlałem go wzrokiem, gdy rzuciłem klucze na półkę, a on poszedł do lodówki. Zabrał z niej dwie butelki piwa i skierował się na kanapę. Obok niej rzuciliśmy pakunki.

–Pytaj więc.

–Philip. Dlaczego akurat on dał wiadomość? I dlaczego go zabiłeś?

–Jego brat zajmuje się czymś czym my. Mniej wiecej, sądziłem, że lepiej zrozumie, że jego braciszek zmarł niż jakaś bogata rodzinka, która pomyśli, że to przypadek–upił łyk.

–A dlaczego obserwowałeś Jacob'a? Dlaczego tak się ciebie bał?

–Możliwe, że kilka razy groziłem bronią jego matce. Ale to możliwe tylko.

–Potwór–warknąłem. Upiłem kilka łyków piwa, dobrze wiedząc, że zaraz opróżnie kilka butelek. Na trzeźwo się nie da słuchać tego gówna. – Okej. Co dalej? Jak zabiłeś Kate? To znaczy jak wszedłeś wtedy do domu?

–Przez okno w kuchni. Co wieczór zapominaliście go zamknąć. Tego mniejszego, nad zlewem. Wsuwałem kawałek drutu przez szparę, zazwyczaj zajmowało mi to więcej czasu niż włamując się do was, ale wiesz jak to mówią, cel uświęca środki.

–Kurwa.

–Landon, nie spodziewaliście się niczego co miałem dla was przygotowane– zaśmiał się.–Miałem plan na każdą okazję. Zamierzałem wykończyć was wszystkich po kolei. Zacząłem od Liam'a, bo jak ci głupcy zostawiliście go samego, prosił się.

–Wiesz kim ty jesteś? Jesteś nic nie wartym śmieciem– warknąłem zaciskając rękę na butelce.–Zrobię wszystkie zlecenia, które mi dasz, a potem odejdziesz jak to mamy w umowie. A jeśli tego nie zrobisz... – wstałem, nachyliłem się nad nim opierając ręce po obu jego stronach– zniszczę cię. Dosłownie cię zabije.

–Zanim to nastąpi bracie, mamy jeszcze masę zabawy przed sobą– zaśmiał się niewzruszony.

–To nie zabawa. To robota. Traktuję to profesjonalnie– prychnąłem.

–Za jakąś godzinę będziemy mieli gości– spojrzał na zegarek wstając z kanapy tak jak ja.

–Jakich gości?

Przekonasz się.

*19.45

–Niemożliwe! –śmiałem się. –Jak nie usłyszę tego od Niall'a to nie uwierzę!

–Poważnie ci mówię. Powiedział jej, że ta różowa torebka nie pasuje do jej oczu! Nie kłamię! –śmiała się głośno. Starłem kilka łez z policzków, aż popłakałem się ze śmiechu gdy usłyszałem jak minęły Tessie zakupy.

–Może będziesz miała w domu swojego prywatnego modnisia.

–Modnisia, Landon? Mówi się stylistę–wybuchła śmiechem. Nic nie poradzę, że ja też. Nie pamiętam już, kiedy tak swobodnie i miło rozmawiałem z Tessą. Jakby ta odległość wcale nas nie hamowała a zbliżała jeszcze mocniej.

–Lepiej żeby cię nie używał za, modelkę, bo policzę się z nim jak wrócę– prychnąłem. Odwróciłem głowę w stronę szczęku zamkiem i zmarszczyłem wzrok widząc jak Austin wchodzi do domu, a za nim dwie kobiety ubrane w płaszcze. – Muszę kończyć Tesso. Ta kupa gnoju znów czegoś ode mnie chce. Kocham cię– pożegnałem się. Nie czekałem aż mi odpowie, zbyt bardzo bałem się, że któraś z nich się odezwie, a Tessa pomyśli sobie nie wiadomo co. –Co jest grane?

–Przyjechała Twoja nagroda– zaśmiał się popychając w moją stronę długonogą blondynke. Dziewczyna podeszła do mnie na swoich zabójczych szpilkach i wystawiła rękę.

–Jestem Eve.

–To mi raczej się do niczego nie przyda–odparłem odchodząc od niej.– Przyprowadziłeś do domu dziwki? Jesteś popieprzony. Zabierz je.

–Cóż. Eve jest dla ciebie, zrób z nią co chcesz, zaklepałem ją do szóstej rano, więc do tej godziny nie może wrócić do agencji. Ja zajmę się Cassie– klepnął w tyłek dziewczynę, która zdjęła już swój płaszcz i ochoczo ciągnęła go za kurtkę w stronę schodów. Zniknęli na piętrze.

–Więc Eve–westchnąłem.– Przykro mi, że ten debil cię tu ściągnął, ale nie jesteś mi potrzebna.

–Zapłacił mi już.

–Nie szkodzi. Złapię dla ciebie taksówkę– ruszyłem w stronę drzwi.

–Nie rozumiesz. Nie mogę wrócić do agencji ani pokazać się nigdzie do szóstej rano–zaśmiała się. –Takie mamy zasady.

–Więc co mam z tobą zrobić? – westchnąłem łapiąc się za włosy.

–Pogadajmy– wzruszyła ramionami siadając obok na kanapie. Miała na sobie mega krótką czerwoną sukienkę, która prześwitywała. Jej nogi zdobiły duże szpilki. Ruszyło by mnie to, ba, zerwałbym to wszystko z dziewczyny w kilka sekund jeszcze rok temu. Ale dziś, dziś nie umiałbym nawet ruszyć ręką. –Jak ma na imię?

–Kto?

–Twoja dziewczyna–zaśmiała się.

–Oh. Tessa. Ma na imię Tessa– uśmiechnąłem się.

–Szczęściara. Mieć takiego faceta to marzenie.

Prychnąłem.

–Daleko mi do marzenia.

W tym momencie jęki drugiej dziewczyny, która przyszła z Eve, stały się głośniejsze. Krzyczała i piszczała jakby Austin wkładał w nią pieprzoną szable.

–Przejdźmy do kuchni– zaśmiałem się. Dziewczyna ruszyła
za mną.

–Mogłabym zdjąć te szpilki? Strasznie są niewygodne?

–Jasne. Czuj się tu wygodnie, dopóki nie będziesz musiała wracać– uśmiechnąłem się. –Napijesz się kawy? Skoro masz nie wrócić do szóstej rano, przyda nam się jej z litr.

Zaśmialiśmy się oboje. Wstawiłem wodę w czajniku.

–Jak poznałeś Tess? –zapytała siadając na stołku barowym.

–Cóż. Wiesz kim jestem?

–Niezbyt–zaśmiała się.

–Ja i ten frajer, który pieprzy twoją koleżanke nazywamy się Carson– przysięgam, że w tym momencie widziałem jak przełyka ślinę. Zwyczajne lubiłem wrażenie jakie wywiera na ludziach moje nazwisko, ale nie w tym przypadku.–Ale nie bój się, nic wam nie zrobimy. Wyluzuj Eve, naprawdę.

–Cóż.. To fajnie–skłamała. Widziałem jak nerwowo przełyka ślinę. –Więc jak poznałeś tamtą dziewczynę?

–Włamałem się do jej domu.

Przysięgam, że mina dziewczyny była genialna! Nie mogłem nie wybuchnąć śmiechem.

–Robisz sobie ze mnie żarty!– krzyknęła oburzona.

–Nie! Ja naprawdę włamałem się do jej domu–powtórzyłem tłumiąc śmiech. – Byłem lekko ranny, policja mnie szukała, więc wszedłem do jedynego domu, który był otwarty. Do domu Tessy.

–Musiała być przerażona! Współczuję jej. Ja bym była–podałem jej talerz z krakersami, złapała jednego.

–Była przerażona–zaśmiałem się wracając wspomnieniami do tego szczęśliwego, nieszczęśliwego dnia który był już pół roku temu.– Ale byłem ranny. Więc nie zważała na to, że się do niej włamałem ani, że groziłem jej bronią. Opatrzyła moją ranę z własnej woli, kiedy ja nawet jej nie kazałem–rozmarzyłem się. Ile bym dał żeby wrócić do tamtego dnia i zacząć wszystko od nowa.

–To musiało być cudowne– uśmiechnęła się. – Widać jak bardzo ją kochasz.

–Sam się sobie dziwię– zaśmiałem się.

–Musi być tego warta skoro tak jest.

–Sprowadziłbym dla niej niebo na ziemię, gdyby mi kazała– uśmiechnąłem się wiedząc, jak cholerną prawdę mówię.

*Tessa.

Minął miesiąc. Jeden miesiąc odkąd Landona z nami nie ma. Przez ten miesiąc nie działo się nic, chłopcy dosłownie prosili się o kogoś kto nie będzie chciał im zapłacić albo będzie chciał okraść, żeby tylko mogli wziąść do ręki pistolet.

Mój kontakt z nimi był teraz o niebo lepszy. Co ja mówię.. O dwa nieba i wyżej! W szczególności z Niall'em i Zayn'em bo przyznaję, że Harry lekko trzyma mnie na bakier.

Dziś kolejny dzień bez Landon'a, zaczął się normalnie. Jak poprzednie. Rozmawialiśmy przez telefon koło dwudziestej i przysięgam, że dawno nie śmiałam się tak bardzo jak dziś. Niestety przerwał rozmowę i na tym skończył się nasz kontakt na dziś.

–Tessa? –odwróciłam się w stronę chłopaka.

–Co tam Niall?

–Pakuj się do auta. Już–zaśmiał się i wyszedł z domu.

Okej już mnie to nie dziwiło. Przyznam, że za pierwszym razem bałam się co mieli w swoich głowach, ale z każdym dniem było lepiej. Więc bezmyślnie zamknęłam dom i wsiadłam do auta w którym Harry zajmował miejsce kierowcy, Zayn siedział obok niego a Niall przywitał mnie z uśmiechem z tyłu.

–Gdzie jedziemy? –zaśmiałam się gdy wyjechaliśmy na ciemną noc Warwick.

–Nad jezioro– odparł Niall wystukując coś na swoim telefonie.

–O dziewiątej w nocy?–prychnęłam spoglądając za szybę, w jakim rzeczywistym kierunku jechaliśmy.

–Tak, co w tym dziwnego?–zaśmiał się Harry. Przysięgam, że miałam ochotę ich teraz zabić, przecież nie mam stroju! Jest już październik i woda jest zimna!

–Oh absolutnie nic, że wybieramy się o dziewiątej w nocy  pokąpać w jeziorze podczas zimnego początku października– zasarkazmowałam przewracając oczami.

–Ktoś tu się boi–jęknął Zayn prowokująco. Zmierzyłam go wzrokiem chociaż nie widział tego bo siedział do mnie tyłem.

–Pff–prychnęłam. –Odkąd was poznałam, zjadam strach na śniadanie.

Wszyscy się zaśmiali, zaczęliśmy na zmianę wytykać sobie sytuacje z minionych prawie sześciu  miesięcy razem.

Na przykład ten moment, kiedy Landon zabił policjanta w moim salonie albo kiedy pierwszy raz zobaczyłam go zakrwawionego w kuchni albo kiedy dostałam pierwszego SMS-a od Austin'a. Teraz się z tego śmialiśmy, ale to wcale nie było śmieszne.

–Ciekawe co robi Landon– westchnęłam.–Powiedział, że musi iść i się rozłączył.

–Wiesz jaki jest Austin. Lan woli go nie denerwować– odparł Niall.

–Jestem pewny na sto procent, że ten skurwiel włazi mu za skórę minimum tysiąc razy dziennie, mówiąc o tobie jakiś szajs– prychnął Zayn. Niestety, ja też byłam tego pewna. Nie chcę nawet myśleć ile razy się pobili albo zagrozili sobie śmiercią przez ten miesiąc..

Zatrzymaliśmy się przed jeziorem, nocą odbijał się w nim księżyc. Chłopcy od razu wyskoczyli z auta krzycząc 'Kto ostatni ten zmywa podłogę'. Zaśmiałam się na to, jak bardzo beztroscy są, bo o sobie tego powiedzieć nie mogę.

–Czasem zachowują się jak dzieci.

Odwróciłam głowę w stronę głosu, Zayn z wiadomych względów nie wskoczył do jeziora. Jego rana choć już się zagoiła, jeszcze nienadwyrężał się bieganiem.

–Wy wszyscy się tak zachowujecie– przewróciłam oczami idąc w stronę taflii wody. Zdjęłam swoje buty na piasku, który był imitacją plaży i zdziwiłam się czując jak bardzo ciepły jest , mimo, że było już ciemno.

–Odkąd weszłaś do naszego życia zachowujemy się zupełnie inaczej. Uwierz Tess– zaśmiał się. Mogłam przysiąść, że przewrócił oczami.

–Tak? A dlaczego tak jest?

Szliśmy daleko od brzegu, bliżej drzew, które robiły za prowizoryczny lasek. Kopałam co jakiś czas piasek, nie pytajcie mnie dlaczego.

–Postawiłaś nas na nogi. Znaliśmy wartość przyjaźni bardzo dobrze, ale gdyby ciebie z nami nie było, jestem pewny w stu procentach, że po śmierci Liam'a już nie byłoby naszej paczki–przyznał.–Trzymasz nas razem. Mam wrażenie, że nie chcemy odchodzić od ciebie, a nie pozostałej trójki.

–Nawet nie wiesz jak jest mi miło to słyszeć–zatrzymałam się spoglądając na Zayn'a z uśmiechem. Poczułam to ciepło na sercu. –Jesteście dla mnie jak rodzina, wiesz? Nigdy nie odwdzięczę wam się za to co dla mnie zrobiliście przez te pół roku.

–Robiliśmy to dla siebie. Żadne z nas nie chciało żeby stała ci się krzywda. Głównie ja– szepnął. Chłopak też się zatrzymał, wpatrywał się we mnie swoimi przenikliwymi, brązowymi oczami w które ostatnio wpatruje się zbyt często. –Jesteś dla mnie bardzo ważna Tesso, jeśli nie powiedzieć najważniejsza.

–Zayn...

–Co? Przecież nie mówię nic złego.

–Czuję się winna gdy to mówisz– wzdycham.– Jakbyś chciał czegoś ode mnie w zamian. Czegoś czego nie mogę Ci dać.

–Dlaczego nie możesz? –zmrużył oczy. Zauważyłam jak blisko niego stałam skoro muszę to widzieć. –Landona tu nie ma, nikt nie wie kiedy wróci. Nie zmusi cię do niczego ani nie skarci cię jak dziecka. Choć raz zrób coś po swojemu.

–Co to niby miało by być?– westchnęłam wracając oczami do jego oczu które uparcie się we mnie wpatrywały. Znów był bliżej.

–Pocałuj mnie– szepnął. Chciałam powiedzieć, że zawiał wiatr albo przeleciały ptaki i nie słyszałam co powiedział, ale teraz nie było nawet słychać chłopaków, którzy bawili się w wodzie. –Nie analizuj. Landona tu nie ma. Jestem tu ja, z tobą, daj się ponieść.

–Zayn, przestań, proszę.. Sam wiesz, że tak nie może być–szepnęłam. Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę.

–A co jeśli ja tego chcę?– w jednym momencie Zayn stał pół metra ode mnie, w drugim miał swoją rękę owiniętą w mojej talii, nasze brzuchy się stykały a jego druga ręka gładziła mój policzek. –Co jeśli ja tego chcę, Tess? Co jeśli tego potrzebuję? Jesteś jedynym aspektem, który utrzymuje mnie przy zdrowych zmysłach od dwóch miesięcy– przełknęłam ślinę. Przysięgam, że nie mogłam oderwać wzroku od jego tęczówek, które były tak blisko. –Wiem, że kiedy Landon wróci, znów stanę się waszym wrogiem. I rozumiem to, odejdę w cień, kiedy mój przyjaciel znów będzie w domu. Ale dziś.. – Zayn złapał mój policzek w swoją rękę i lekko go gładził przez kilka sekund. Dlaczego mu na to pozwalałam?
Dziś muszę to zrobić–dokończył zanim rozbił swoje usta o moje.

Całował mnie z taką pasją. Z czymś co wydawało się dla mnie tęsknotą i z takim bólem, który było słychać gdy jęknął mi w usta. Zapytajcie mnie dlaczego odwzajemniłam ten pocałunek. Zapytajcie mnie dlaczego złapałam jego twarz w swoje dłonie albo dlaczego jęknęłam w jego usta. Zmuście mnie do odpowiedzi, a wam nie powiem. Bo nie wiem.
Wiem tylko jedno, że czułam się teraz jak zwykła szmata.

*

Gdy wracaliśmy znad jeziora, w samochodzie była cisza. Cholernie bałam się, że Niall i Harry widzieli pocałunek, obawiam się, że tak było, bo siedzieli w przodu samochodu ze ściągniętymi brwiami. Zayn obok mnie za to siedział dumny, jakby był zadowolony z siebie, że przyczynił się do zdrady jego najlepszego przyjaciela, a mojego chłopaka. Miałam w głowie mętlik. Czułam nadal te wszystkie uczucia z jakimi całował mnie Zayn, wtedy przypominałam sobie słowa Landona: 'wrócę niedługo i wszystko będzie jak dawniej'.

Nie, cholera nie będzie jak dawniej bo zdradziłam cię z twoim przyjacielem na oczach pozostałej dwójki przyjaciół. Nie będzie jak dawniej.

Wiedziałam, że nie mogę tego przed nim ukrywać. Więc gdy tylko Harry otworzył kluczem dom, wbiegłam na górę. Zatrzasnęłam się w pokoju Landona i nie zważając na naprawdę późną godzinę, wybrałam jego numer.
Odebrał po dwóch sygnałach, nie spał. Co więc robił?

–Nie śpisz jeszcze? –usłyszałam głos w słuchawce. Głos który zawsze był dla mnie pieprznym ukojeniem, teraz jest dla mnie szpilką w serce. Dlaczego ja do niego zadzwoniłam... –Halo?? Tessa??

–Pocałowałam Zayn'a–powiedziałam wyraźnie. Przez kilka sekund ciszy słyszałam tylko jego ciężki oddech. – To znaczy on pocałował mnie. Rozmawialiśmy i on.. On nagle mnie pocałował. A ja byłam w szoku i.. I nie odepchnęłam go, ale..

–Uspokój się, Tess–usłyszałam. Otworzyłam oczy. Żadnych wyzwisk? Bluźnierstw? Krzyków?

–Przepraszam, Landon.. Wiesz, że tego nie chciałam...

–Kiedy to się stało? –szepnął.

–Jakąś godzinę temu. Byliśmy nad jeziorem i rozmawialiśmy i i..

–Tessa spokojnie, nie jestem zły– westchnął.– To znaczy jestem, ale to nie twoja wina.

–Landon to jest moja wina– zapłakałam.– Ale przepraszam. Tak strasznie mi z tym źle, nie chciałam tego. Proszę wybacz mi..

–Tess spokojnie. Wybaczam Ci. Nic się nie stało. Nie płacz proszę. Nienawidzę tego, że nie mogę cię przytulić–westchnął. –Czy ty.. Ty czujesz coś do Zayn'a?

–Zbliżyliśmy się od kiedy wyjechałeś, ale tak samo blisko jestem z resztą– szepnęłam. –To znaczy nie całowałam się z nimi! Ale.. Wiesz o co cho..

–Rozumiem, Tesso. Uspokój się w końcu– westchnął.–Nic nie szkodzi, nie mam Ci tego za złe. Wiem, że jestem daleko i że to wszystko jest takie niepewne.. Wiem jak się to na tobie odbija..

–Kiedy wrócisz?– szepnęłam ścierając z policzka łzę. –Szaleję już bez ciebie. Proszę wróć do mnie już.

–To nie zależy ode mnie kotku– westchnął. Byłam pewna, że zaciska teraz pieści i oczy, licząc w głowie do dziesięciu. Zrobiłam to samo. – Pogadam dziś z Austin'em. Jeśli nie będę miał roboty, postaram się przyjechać na weekend, ale w niedzielę będę musiał do niego wrócić.

–Mógłbyś?! – krzyknęłam z entuzjazmem. Podskoczyłam szybko w powietrze, raz, drugi, trzeci i o mało nie wypuściłam telefonu, żeby klasnąć.

–Pogadam z Austin'em. Zadzwonię żeby dać Ci odpowiedź później. Teraz muszę iść. Proszę Tessa... Nie rób nic głupiego. Nie myśl sobie, że cię zostawiłem, nie czuj się samotna. Niedługo będę obok ciebie z powrotem. Kocham cię.

–Obiecuję–pisnęłam szczęśliwa.–Ja ciebie też kocham! Tak mocno. Strasznie mocno.

Pożegnaliśmy się. Było już bardzo późno, ale ta rozmowa oczyściła mnie z hańby jaką czułam.

*Landon

Rozłączyłem się. Odłożyłem telefon na biurko miarowo oddychając.

–Potrafisz, Landon– szepnąłem do siebie. –Potrafisz. Umiesz nie rozwalić tego biurka.

Ominąłem je głęboko oddychając, zaciskając pieści po bokach.
Pocałował ją.

Uderzyłem pięścią w ścianę.

On ją kurwa pocałował.
-------------------------------------------------------
Aaaa! Między Zayn'em a Tessą się dzieje! Biedny Landon.. Jak myślicie co będzie dalej?
Nie wierzę, że to już 26 rozdział! ❤️ Ale pomysłów mam jeszcze na drugie tyle aż dotrwamy do zakończenia które wstrząśnie całym światem haha
Piszcie komentarze ❤️
ROZDZIAL POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro