Rozdział 27⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon *Następny dzień.

W nocy nie zmrużyłem oka. Wiedziałem, że to głupie, z racji, że dziś Austin napewno zafunduje mi jakieś zlecenie, ale nie przejmowałem się nim. Byłem gotów nawet odmówić.

Ciągle myślałem o tym pocałunku. Czuła się winna, czyli też go pocałowała. Dlaczego go pocałowała? Czy ona coś do niego czuje? Podobało się jej?

–Wracam na weekend do Warwick– oświadczyłem mieszając kawę.

–Spodziewałem się, że chodzi o tamtą laskę skoro jesteś tak rozkojarzony, że mieszasz kawę widelcem– prychnął. Spojrzałem w dół, faktycznie trzymałem w dłoni widelec. Odrzuciłem go do zlewu.

–Wyjadę w piątek ale wrócę w niedzielę. Tak żeby jeszcze na noc być tutaj.

–Jak sobie chcesz.

Zdziwiło mnie to. Zdziwiło mnie, że nie zatrzymuje mnie tu na siłę, ale chyba jednak jest w nim cząstka człowieczeństwa.

–Ale dziś jeszcze mamy coś do zrobienia–przewróciłem oczami.– Jeden z dostawców ma jakieś zatargi z innym gościem. Mamy iść dziś do klubu i go postraszyć. TYLKO postraszyć.

–Jakiego klubu?–westchnąłem.

Love Sex.

–Mamy iść do klubu ze striptizem?–  zaśmiałem się. –Żeby postraszyć jakiegoś gościa? I akurat musimy to być my, tak?

Odłożyłem kubek na blat, czując jak wibracje śmiechu rozchodzą się po moim ciele. Ten dupek wymyślał co rusz nowe zlecenia myśląc, że wymięknę.

–Tak. I wychodzimy o dwudziestej. Ubierz się stosownie. Tak wiesz, elegancko– poruszył brwiami, a przechodząc obok mnie klepnął mnie w ramię.

Okej, w swojej prawie pięcioletniej karierze, nigdy nie upadłem jeszcze tak nisko żeby zapuszczać się po pieniądze do klubu ze striptizem. Austin chyba jednak nie miał tak dobrych kontaktów jak ja.

Całą resztę dnia słuchałem jego zrzędzenia jak dobra była prostytutka, która była tu wczoraj. Przewracałem oczami na każdą wzmiankę o tym jakie miała wyrobione ręce.

–Tu na dole brzmiało to tak jakbyś ją zarzynał, wyrywając wnętrze– prychnąłem.

–Za to ciebie nie było słychać w ogóle–
zaśmiał się. –Czyżbyś bał się zdradzić swoją małą sukę?

–Nie boję się jej zdradzić tylko nie chcę– poprawiłem go ciskając w niego piorunami. –I nie nazywaj jej suką, bo rozwalę ci nos.

–Sorry sorry–zaśmiał się unosząc ręce na znak kapitulacji. –Muszę jej zapytać co ci podawała w kanapkach, że jesteś taki uległy. Może też wykorzystam.

Przedrzeźniłem go wyglądając przy tym jak pięcio letnie dziecko, ale mój brat działał mi na nerwy w taki sposób jak chyba jeszcze nigdy.

*

Zanim się obejrzeliśmy była dwudziesta. Na dole Austin skomentował mój zwykły czarny strój, ale pokazałem mu środkowy palec. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy w stronę tego miejsca opuszczonego przez Boga.

–Kiedy załatwimy zlecenie, mam zamiar się zabawić–usłyszałem. Nie odwracałem głowy, skupiając się na drodze. –Podejrzewam, że Pan z obrączką na fiucie nie będzie chciał więc możesz mnie tam zostawić jak skończymy z tamtym gościem.

–Jak sobie chcesz–prychnąłem. Męska dziwka.

'' Jeszcze rok temu byłeś taki sam''.

Stanąłem na parkingu, który uginał się od aut i zamknąłem swoje, gdy wysiedliśmy. Skierowaliśmy się ku wejściu, sprawdzając czy broń jest naładowana do końca. Austin wszedł do klubu jak do siebie, rozglądając się po półnagich, niektórych całkowicie nagich kobietach chodzących po klubie z uśmiechem. Obrzydliwe.

–Chodźmy już załatwić to gówno– warknąłem. Byłem dziś wściekły, z wiadomych względów, a zlecenie pomoże mi się odstresować. Kilka ciosów i choć trochę się odprężę. Austin zaprowadził mnie na tyły, klepiąc w każdy pośladek który mijaliśmy.

I pomyśleć, że ja też taki byłem. Phi. Rzuciłbym się na pierwszą lepszą laskę i pieprzył ją chociażby w kącie. Ale nie dziś, dziś dotknięcie każdej z nich równa się dla mnie z obrzydzeniem.

Weszlismy za kotarę, potem Austin zapukał do drzwi i czekaliśmy aż w końcu barczysty mężczyzna je przed nami otworzył.

–Oh, Austin! Cześć brachu!

Gość w garniturze przywitał nas ze szczerym uśmiechem. Uściskał Austin'a przyjacielsko i przeniósł na mnie wzrok.

–To pewnie Landon.

–Mówiłeś o mnie wszystkim swoim znajomym przez te lata co myślałem, że nie żyjesz?–prychnąłem wkładając ręce do kieszeni dżinsów.

–Chłopak ma ogień.

–Ma i to dużo, ale nie mam czasu. Przyszedłem się tu zabawić, a nie na wasze męskie pogaduszki.

Potem Austin machnął na mnie ręką. To ten? Ten gość którego mam postraszyć? Przecież wyglądają na przyjaciół, ja pierdolę.
Podszedłem do niego i uderzyłem go w nos.

–Widzisz przyjacielu–odezwał się Austin.– Dochodzą mnie słuchy, że chujowo się zachowujesz–znów machnął na mnie, więc uderzyłem gościa w brzuch. Podniosłem go kiedy zgiął się w pół. –A nikt nie lubi chujowego zachowania.

–Co ty pierdolisz? –wydyszał. Możliwe, że mój cios odebrał mu trochę powietrza.

–Nie przyszedłem tu żebyś się tłumaczył śmieciu, tylko żebyś zrozumiał, że jeszcze jedna taka akcja i koniec– zaśmiał się. Podniósł głowę chłopaka za włosy mniej więcej na swoją wysokość, sprawiając mu przy tym ogromny ból.

Przyznaję, patrząc na to z boku, czułem się okropnie.

–Niczego nie zrobiłem–dodał znów na swoją obronę.

Błagam, gościu! Przestań!

–Landon.

Zamachnąłem się znów wciskając uderzenie w jego bok. Potem w jego brzuch. Pomyślałem o Zayn'ie. O tej kupie gówna, która myśli, że może mieć moją Tess. Moją. Zamachnąłem się znowu, wymierzałem uderzenia w każdą część ciała, która się nadarzyła wiele razy, aż w końcu zdyszany rzuciłem ciało faceta na podłogę. Zwinął się z bólu, próbował zakryć dłońmi twarz, obitą i krwawiącą twarz.

–No poradziłeś sobie– zaśmiał się Austin, kucając obok chłopaka. – Myślałem, że straci przytomność.

–Zaraz ty stracisz jak nie zamkniesz mordy–warknąłem ciężko dysząc i zaciskając pieści. Przyznaję, straciłem na chwilę kontrolę.– To wszystko?

–Tak. Ja zostaje. Ty możesz wrócić do domu– machnął na mnie ręką.

Sam nie potrafię okazać jak byłem szczęśliwy, że mogę opuścić tą ruderę. Minąłem kolejne pary, które pieprzyły się na korytarzu i paru gości, którzy wciągali jakieś gówno i pomyślałem sobie jak pojebani są.

Ty byłeś taki sam. - zadrwiłem z siebie. Przymknąłem na chwilę oczy idąc korytarzem ku wyjściu, kiedy wpadłem na kogoś.

–Uważaj śmieciu.

–Kogo nazywasz śmieciem?– warknąłem zaciskając pieści. Mężczyzna szarpnął kobietę, która dziś najwyraźniej służyła mu za kobietę na te noc i odeszli kawałek.– Pizda– warknąłem na niego ruszając dalej.

–Nie. Zostaw mnie. Tego nie było w umowie!

Odwróciłem się na głos, z którym przegadałem wczoraj parę godzin i siliłem się na stanie w miejscu. Mężczyzna próbował rzucić kobietę na kolana, ciągnąć ją za włosy w dół. Kobieta próbowała atakować go swoimi paznokciami, ale bądźmy szczerzy, ważyła może z pięćdziesiąt
kilogramów. Była jak piórko w porównaniu z gościem dwa razy większym od niej.

Przeklnąłem się w myślach podchodząc.

–Pani powiedziała NIE–warknąłem zaciskając pięści po bokach. Mężczyzna nawet na mnie nie spojrzał tylko przyparł kobietę do muru, dość boleśnie co wnioskuję po jej krzyku. Tego za wiele. Złapałem faceta za jego marynarkę i odciągnąłem go tak mocno aż upadł na ziemię. –Nie ładnie zmuszać kobietę do tego, czego nie chce robić– zadałem mężczyźnie parę ciosów aż zrzucił mnie z siebie z serią przekleństw. Ale nie zrobił nic, tylko odszedł łapiąc się za twarz. – Nic ci nie jest? –zapytałem dziewczyny wycierając swoje okrwawione kostki w kurtkę.

–Nie-e– jej głos zadrżał przez łzy.– Dziękuję Ci. Tak bardzo Ci dziękuję.

–Drobiazg–znów włożyłem ręce do kieszeni swojej kurtki. –Idź do domu czy gdzieś. Powinnaś odpocząć.

–Chciałabym–prychnęła rozmasowując obolałe nadgarstki i ścierając kilka łez z twarzy. Jak na laskę która zaraz miała zostać przeleciana wbrew swoje woli to nieźle się trzyma.– Ale jak tylko wejdę do środka, znajdą mi innego klienta.

Dziewczyna złapała swoją rękę po boku gdzie mężczyzna chyba zadrapał ją paznokciami.

–Kurwa–złapałem się za włosy. W mojej głowie trwała teraz gonitwa myśli i jedna była głupsza od drugiej. Ostatnia była chyba najgłupsza.

Pomyślałem o całym tym gównie, które działo się w życiu, wszystkich, na których mi zależało. Zrobiłem tyle gówna, że w zamian mogę zrobić jedną, pieprzoną, dobrą rzecz.

–Chodź–złapałem dziewczynę za nadgarstek i pociągnąłem ją dalej aż wbiłem się do pokoju tego ohydnego faceta, który miał w garści każdą z tych kobiet. –Biorę ją– warknąłem. Facet za biurkiem przywiódł do nas wzrokiem. Jego twarz nie wyglądała pięknie i byłem dumny, że to ja go tak urządziłem.

Machnął ręką a spod biurka, z pomiędzy jego nóg wyszła blondynka. Kurwa, ochyda. Machnął ręką żeby wyszła z pomieszczenia co zrobiła od razu kiedy on bez grama wstydu wstał, ze swoim kutasem na wierzchu i powoli się ubierał aż w końcu zapinał swój pasek. Ohyda.

–Myślałem, że żadnej nie chcesz dziś– zaśmiał się.

–Zmieniłem zdanie. Chcę ją– wskazałem palcem. Facet zmierzył wzrokiem zapłakaną dziewczynę.

–Na ile?

–Nie zrozumieliśmy się–parsknąłem.– Biorę ją do siebie. Na zawsze– zaakcentowałem ostatnie dwa słowa dobitnie, żeby skurwiel zrozumiał co do niego mówię. Dziewczyna stojąc za mną, trzęsła się niemiłosiernie.

–Wiesz, że to nie są tanie rzeczy, Landon. Chciałbym Ci pomóc, ale..

–Ile?– warknąłem. Mężczyzna znów zmierzył mnie wzrokiem. Potem zaśmiał się gardłowo stając obok mnie.

–Sześćdziesiąt tysięcy–odpowiedział. Nie myśląc zabrałem kartkę i długopis z biurka i zapisałem na nim swój numer. Położyłem ją znów na biurku.

–Tu masz mój numer. Wyślij na niego numer konta, jutro wpłyną pieniądze.

I już bez słowa złapałem dziewczynę za rękę, wyciągając ją za sobą najpierw z biura a potem z całego tego syfu.
Nie wiem dlaczego to zrobiłem. Po prostu pomyślałem o Tess.. Gdyby jej ktoś zrobił coś takiego...

–Wsiadaj–powiedziałem otwierając auto pilotem. Dziewczyna posłusznie wsiadła na miejsce pasażera i zapięła pas.

Wyjechałem z tego miejsca najszybciej i ruszyłem w stronę domu w ciszy.

–Twój.. Twój tele-telefon–wychlipiała Eve. Spojrzałem na aparat i przekląłem w myślach imię Tess. Odrzuciłem połączenie, co ona robiła znów tak późno?

Było ostro po północy. Myśli o niej i Zayn'ie znów wpłynęły, zacisnąłem palce na kierownicy.

–Nie musiałeś tego robić– szepnęła dziewczyna. Siedziała skulona na moim fotelu, przerażona.

–Musiałem. Żeby grać w zgodzie z samym sobą, musiałem– odparłem.

Chwilę potem byliśmy już w domu. Dziewczyna niepewnie do niego weszła, zapaliłem światła i zamknąłem drzwi na klucz. Dobrze, że nie ma tu teraz Austin'a.

–Masz tu gdzieś jakąś rodzinę?– zapytałem nalewając dla niej szklankę wody. Wyjąłem z szafki tabletki na uspokojenie i dałem jej jedną. Szybko ją połknęła.

–Nie– szepnęła.–Jestem tu sama. Moja rodzina wyjechała, w sumie nawet nie wiem gdzie–prychnęła.

–Dlaczego zaczęłaś tak pracować?– zapytałem ciekawy.

–Wnioskuję, że tobie nigdy nie brakowało pieniędzy–prychnęła znów patrząc na swoje nadgarstki i ręce, a na nich na zadrapania. Też na nie spojrzałem. –Mi za to brakowało. Miałam dług do spłacenia, więc zaczęłam pracować jako prostytutka. Wiem co sobie myślisz, ale wolałam dać się przelecieć paru typom niż leżeć sześć stop pod ziemią.

–Rozumiem cię–szepnąłem. –I napewno nie oceniam. Sam mam gównianą robotę.

Przymknąłem oczy na chwilę zagłębiając się w liście wszystkich ludzi, których zabiłem czy straszyłem, narkotykach i broni, które sprzedałem, domach do których się włamałem i ludziach którzy zginęli z mojej winy. Mam naprawdę gównianą robotę..

–Nie widziałam cię wcześniej.

–Bo mieszkałem w Warwick. Przeniosłem się tutaj z rozkazu tego dupka co był ze mną. To mój brat– prychnąłem. Wstawiłem wodę żeby znów zrobić nam herbaty.

–Kazał ci się tu przenieść? Dlaczego?

–Bo jest dupkiem– warknąłem. Nie chciałem się rozgadywać o Tessie... Czułem się winny tego, że ją zostawiłem.

–A co z tą dziewczyną? Dała ci odejść?

–Nie miała wyjścia–prychnąłem.– Zresztą, jest z moimi trzema przyjaciółmi. Jesteśmy jak rodzina. No, prócz jednego.

–Czemu? –zapytała znów wywiercając we mnie dziurę. –Chcesz mi o tym opowiedzieć?

–W zasadzie to chcę–powiedziałem zdecydowanie, odwracając się do niej bardziej.–Chce Ci opowiedzieć wszystko. Może choć odrobinę to ze mnie zejdzie.

–Więc mów, Landonie.

Dziewczyna usiadła wygodniej na kanapie, ogrzewając ręce kubkiem z herbatą, kiedy ja podciągnąłem nogi wyżej.

–Tylko jak ją poznałem, poczułem, że będą kłopoty. I od razu jak ją poznałem jeden dupek, z którym kiedyś zadarłem, obrał ją sobie jako cel. A potem drugi dupek, mój brat zaczął ją atakować. Wysyłał jej groźby i włamywał się do jej domu. Oczywiście wtedy nie wiedziałem, że to on, myślałem, że nie żyje– widziałem jak dziewczyna rozszerza oczy. –Dawno temu byłem z nim na zleceniu i z moimi przyjaciółmi. Była strzelanina, postrzelili go, gdy wjechała policja. Uciekłem bo myślałem, że nie żyje. A on przez te cztery lata planował zemstę– prychnąłem kręcąc głowę.

–I to on ją atakował? –zapytała ciekawa.

–Tak. I ją porwał! Wyobrażasz to sobie? I porwał też naszą mamę– warknąłem. –Od zawsze wiedziałem, że ma coś z głową, ale teraz się pogorszyło.

–To dlaczego tu z nim jesteś? Skoro ma coś z głową? Nie boisz się go?

–Jedyne czego się boję to, że zrobi coś Tessie albo reszcie moich przyjaciół. Chcę Ci powiedzieć, że kiedy następnym razem możliwe, że go spotkasz to nie prowokuj go, ma na swojej liście tyle ciał w ciągu miesiąca, co ja miałem w kilku.

–A spotkam go jeszcze?– zapytała przerażona.

–Mieszka tu ze mną. Ale nie bój się, możesz tu zostać ile potrzebujesz. Będę cię chronił– posłałem jej uśmiech.

–Mogłabym się już położyć?– zapytała nieśmiało. –To dużo jak na dziś. Szumi mi w głowie.

–Oh oczywiście. Dom jest duży, zajmiesz jeden z pokoi– uśmiechnąłem się do niej znów, próbując jej wynagrodzić tą straszną noc. Zaprowadziłem ją do jednego z pokojów. –Przyniosę Ci jakieś swoje ciuchy i położę na łóżku. Te drzwi to łazienki –wskazałem na ciemne drzwi. Eve kiwnęła głową i wyszedłem.

Ruszyłem do swojego pokoju nie dając sobie myśleć, co dzieje się z Tess. Wyszperałem jakieś dresy i koszulkę i zaniosłem je do pokoju Eve, która już brała prysznic. Zamknąłem drzwi wychodząc.
Zamknąłem się w swoim pokoju od razu wyjmując telefon z kieszeni. Muszę jej powiedzieć, gdybym tego nie zrobił poczucie winy zeżarło by mnie od środka.

–Landon? –usłyszałem. –Co się stało, że mnie budzisz? Jest środek nocy.

Spojrzałem na zegarek. Faktycznie, było po czwartej rano.

–Byłem dziś w agencji.

–I co?

–To znaczy w agencji prostytucji– westchnąłem.

–Oh.

–Nie. Nie zdardzilem cię. Byłem tam służbowo, Austin kazał mi postraszyć jakiegoś gościa i.. I była tam taka dziewczyna.. Jakiś gość ją szarpał, wiesz, że nie mogłem tego tak zostawiać– westchnąłem.–Więc go pobiłem. A potem szef tej angecji, z którym robiłem interesy, nawet się tym nie przejął. Więc kupiłem ją i..

–Co zrobiłeś?– przerwała mi. –Kupiłeś sobie prostytutkę?

–Nie sobie! Wykupiłem ją i teraz już nie musi tak pracować!

–I odwiozłeś ją do domu? –zapytała ciszej. Słyszałem jakiś głos, który pojawił się w jej pokoju.

–Tak jakby–westchnąłem.–Zabrałem ją tutaj. Nie miała gdzie się udać i była poobijana.. I..

–Zabrałeś ją ze sobą?–wciągnęła powietrze. –Jest teraz z tobą?

–Jest pod prysznicem –szepnąłem zaciskając oczy.–Wiem jak to wygląda, ale do niczego między nami nie doszło. Znajdę jej jakieś mieszkanie i się wyprowadzi. Przysięgam, Tess..

–Dobrze, Landon– szepnęła. Ktoś znowu się odezwał w jej pokoju.

–Tessa. Z kim teraz jesteś?– uniosłem brew.

–Tak się wydarłam, że chyba obudziłam resztę domu– warknęła.– Zayn przyszedł sprawdzić czy wszystko okej, już wyszedł– skinąłem głową i zacisnąłem pięści. –Landon, nie możesz odwieźć jej do jakiejś rodziny?

–Uwierz, Tesso, że gdybym mógł zrobiłbym to. To zawsze ty mówiłaś, że trzeba pomagać, nie mogłem jej tam zostawić–jęknąłem. Czułem się jak zbity pies.

–Dobrze, Landon. Sam zdecyduj co zrobisz, ufam Ci.

–Tessa, co to za odgłosy? –warknąłem. Dokładnie słyszałem drugi głos, jakiś szept. –Czy Zayn jest z tobą w pokoju?!

–Nie denerwuj się. Przyszedł tylko zapytać czy wszystko okej..

–Powiedziałaś, że wyszedł– powtórzyłem jej słowa, zaciskając pięść.

–Bo już wychodzi– dodała.

–Na mnie się drzesz, że pomogłem dziewczynie, która tego potrzebowała! A sama śpisz w jednym pokoju z tym chujem?!–wrzasnąłem.

–Nie spaliśmy w jednym pokoju, Landon. Rozmawialiśmy..

–O czwartej nad ranem rozmawialiście? –prychnąłem. – Jak odebrałaś mówiłaś, że cię obudziłem! To ja dzwonię do ciebie, bo zżera mnie poczucie winy za spędzenie czasu z inną kobietą, a ty całą noc rozmawiasz z Zayn'em! Chciałaś mnie okłamać! I jeszcze siedzi on teraz z tobą w pieprzonym pokoju?!

–Landon, to nie tak! Przestań wrzeszczeć..

–Zawiodłaś mnie, Tesso–
prychnąłem. –Wiedziałem, że gdy wyjadę od razu się na ciebie rzuci i miałem rację. Ale sądziłem, że na to nie pozwolisz.

–Bo nie pozwoliłam! Nic między nami nie zaszło.

–Pocałował cię– warknąłem.

–Żałuję obu razów! –krzyknęła. Byłem pewny, że szlochała.

–Obu? –szepnąłem rozszerzając oczy. Przełożyłem telefon w drugą rękę. Pocałował ją dwa razy? –Całowałaś się z nim... Dwa razy?

–Landon.. –zapłakała. –To nie były pocałunki! To trwało tylko chwilę, ja.. Ja.. Wiesz że tego nie chciałam!

–A ja myślałem, że cię znam– szepnąłem zawiedziony i rozłączyłem się. Czułem jak łzy kuły mnie w kącikach oczu, ale powstrzymałem się bo dziewczyna wyszła z łazienki.

–Wszystko okej?– szepnęła.– Zagłuszałeś nawet wodę.

–Przepraszam– dodałem ścierając jedną łzę której udało się wypłynąć.

–Chcesz pogadać?

–Nie będę cię tym obarczał.

–Jestem twoją dłużniczką, Landon. Zrobię wszystko o co mnie poprosisz, zagram nawet w szachy albo wypoleruję podłogę szczoteczką do zębów–szepnęła łapiąc mnie za ramiona. Nawet nie zauważyłem, że była już ubrana w piżamę. Napewno ubrała się jeszcze w łazience, czekając aż skończę tą chujową rozmowę.

–Zawiodłem się na niej– szepnąłem siadając na łóżku. Położyłem obok siebie telefon, byłem zdziwiony, że nie dzwonił. Nie próbowała się ze mną nawet skontaktować.. –Nie była taka. Zawsze była lojana i dobra..

–Napewno się pogubiła– szepnęła Eve, siadając obok mnie. Wpatrzyłem się w czyste panele jakby odgrywany był na nich jakiś film. –Jesteś daleko, tęskni za tobą, do tego to wszystko co mi opowiedziałeś, to nie mało.

–Usprawiedliwiasz ją–parsknąłem.– Nie rozmawiajmy. Zrobię przelew.

Spisałem z sms'a numer konta i zrobiłem przelew na sześćdziesiąt tysięcy, jakbym kupował chleb.

–Połóżmy się już spać. W końcu już mamy czwartek.

–Jeśli chcesz–uśmiechnęła się i wyszła. Poszła zapewne do pokoju który przeznaczyłem dla niej i słyszałem jak zamyka drzwi.

Całowała go... Dwa razy...

*Tessa

Kiedy zobaczyłam imię Landona na wyświetlaczu, odeszły mi kolory z twarzy. Spojrzałam na Zayn'a z którym rozmawiałam już dobre parę godzin (w końcu jest po czwartej rano) i odebrałam, przełykając ślinę.

–Landon? Co się stało, że mnie budzisz? Jest środek nocy– przełknęłam ślinę.

–Byłem dziś w agencji.

–I co?

–W agencji prostytucji.

–Oh–tylko tyle udało mi się wykrzesać gdy Zayn spojrzał rozszerzonymi oczami.

–Nie. Nie zdardziłem cię. Byłem tam służbowo, Austin kazał mi postraszyć jakiegoś gościa i.. I była tam taka dziewczyna.. Jakiś gość ją szarpał, wiesz, że nie mogłem tego tak zostawiać– westchnął.–Więc go pobiłem. A potem szef tej agencji, z którym robiłem interesy, nawet się tym nie przejął. Więc kupiłem ją i..

–Zabrałeś ją ze sobą? Jest teraz z tobą?–prostytutkę. Zabrał ze sobą prostytutkę i perfidnie dzwoni mi o tym powiedzieć. Mimowolnie łza spłynęła mi po policzku. –Jest pod prysznicem– szepnął ledwo słyszalnie.–Wiem jak to wygląda, ale do niczego między nami nie doszło. Znajdę jej jakieś mieszkanie i się wyprowadzi. Przysięgam Tess..

–Dobrze, Landon–szepnęłam chcąc żeby już przestał. Nie mówił nic więcej. Zayn machał rękoma na znak żebym coś powiedziała. Zapewne coś mocnego. Mówił coś na kształt 'dalej. Wygarnij mu'.

–Tessa, co to za odgłosy? –warknął. Zayn w tym samym momencie cicho przeklnął. –Czy Zayn jest z tobą w pokoju?!

–Nie denerwuj się. Przyszedł tylko zapytać czy wszystko okej..

–Powiedziałaś, że wyszedł– powtórzył. Kurwa, tak mu powiedziałam. Wstałam z łóżka z tej paniki.

–Bo już wychodzi–dodałam.

–Na mnie się drzesz, że pomogłem dziewczynie, która tego potrzebowała! A sama śpisz w jednym pokoju z tym chujem?!–przez jego donośmy głos, musiałam odsunąć telefon od ucha. Boże co ja zrobiłam..

–Nie spaliśmy w jednym pokoju, Landon. Rozmawialiśmy..

–O czwartej nad ranem rozmawialiście? –prychnął. To był ten jego kpiący ton. Przysięgam, że cała drżałam... Co ja najlepszego zrobiłam!? –Jak odebrałaś, mówiłaś, że cię obudziłem! To ja dzwonię do ciebie, bo zżera mnie poczucie winy za spędzenie czasu z inną kobietą, a ty całą noc rozmawiasz z Zayn'em! Chciałaś mnie okłamać! I jeszcze siedzi on teraz z tobą w pieprzonym pokoju?!

–Landon, to nie tak! Przestań wrzeszczeć..

–Zawiodłaś mnie, Tesso. Wiedziałem, że gdy wyjadę od razu się na ciebie rzuci i miałem rację. Ale sądziłem, że na to nie pozwolisz.

–Bo nie pozwoliłam!–jęknęłam żałośnie. –Nic między nami nie zaszło.

–Pocałował cię–warknął.

–Żałuję obu razów! –wyrzuciłam rękę w powietrze, tą którą nie trzymałam telefonu przy uchu. Dopiero potem zdałam sobie sprawę co zrobiłam... Zdradziłam się..

–Obu? –szepnął. Sparaliżowana strachem wypowiedziałam jego imię bezgłośnie. Cholera!–Całowałaś się z nim... Dwa razy?

–Landon.. To nie były pocałunki! To trwało tylko chwilę, ja.. Ja.. Wiesz, że tego nie chciałam!

–A ja myślałem, że cię znam– szepnął.

–Landon, zrozum!–krzyczałam do słuchawki, ale na marne. Landon przerwał połączenie.

Rzuciłam telefon na podłogę upadając na kolana. On mi tego nie wybaczy.. Nigdy mi nie wybaczy..

–Tessa.

–Przestań! To wszystko twoja wina!– wrzasnęłam ścierając łzy z policzków. Podniosłam się na nogi. –Dobrze wiedziałeś, że się dowie!

–Ty też wiedziałaś!

–Ale to ty mi wszedłeś w życie! To nie ja całowałam ciebie! –krzyknęłam znów. Wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami, potem trzaskając drzwiami wyjściowymi. Potrzebowałam powietrza, bo gdy Landon się rozłączył, poczułam jakby moje płuca wyschły.

*Landon*Następny dzień.

Obudziłem się z wielkimi worami pod oczami. To nie tak, że przepłakałem całą noc, ale nie mogłem spać. Gdzieś w głowie ciągle miałem widok jak Tess całuje Zayn'a. Dwukrotnie. Jakby sytuacja po prostu się skumulowała.

–Przepraszam–usłyszałem. Przeniosłem wzrok ze ściany na drzwi, w których teraz stała Eve, nadal w piżamie. –Chciałam wziąść u ciebie prysznic bo.. Cóż, twój brat wydaje się być nie w humorze, a ja się go boję.

–Jasne. Wejdź–uśmiechnąłem się.– Czysty ręcznik jest w szafce. Wyjdę.

–Nie musisz wychodzić, to w końcu twój pokój– zatrzymała mnie.– Jestem przyzwyczaj...

–Czułbym się jak natręt– zaśmiałem się, przerywając jej. Minąłem dziewczynę, która posłała mi wdzięczny uśmiech i wyszedłem z pokoju zamykając drzwi. Zszedłem na dół, rozmyślając ciągle o tym co zrobić. Gdyby było normalnie, dziś po południu wyjechałbym do Tessy. Ale nie dość, że na głowie mam Eve, to jeszcze nie mam pojęcia czy chcę widzieć Tess.

Chociaż, w mojej głowie zrodził się pewien pomysł. Zły pomysł.

*

Gdy Eve skończyła prysznic i zeszła do mnie i Austin'a na dół, widziałem jak niezręcznie się czuła przy nim, więc machnąłem ręką by usiadła obok mnie.

–Ta dziwka teraz będzie mieszkać z nami?–Austin zmierzył ją wzrokiem.

–To nie dziwka, śmieciu. Nazwij ją tak jeszcze ra...–Eve złapała mnie za ramię, mówiąc ciche 'w porządku'.– Tak. Eve teraz będzie mieszkać z nami, ale dziś jedziemy do Warwick. Żeby odpocząć od twojej parszywej gęby.

–Dziś cię nie potrzebuję –parsknął. – Więc jedźcie.

–Łaskawiec– sarknąłem.

Zjedliśmy razem śniadanie, chociaż w ciszy. Wypiliśmy każdy po kawie i poszedłem spakować torbę na te trzy dni. Zaczął się nowy tydzień, więc miałem nadzieję, że Austin nie będzie mnie zrywał, żebym wracał na złamanie karku. Jeśli wyjadę dziś i to zaraz, to dojedziemy do Warwick na jakąś dziewiętnastą jutrzejszego dnia. Prześpimy się w Warwick, spędzimy kolejny dzień z resztą i znów wyruszymy w drogę, więc wrócimy Kalofori najpóźniej za cztery dni. Nic wielkiego.

Spakowałem parę najpotrzebniejszych rzeczy w torbę podróżną, biorąc drugą dla Eve, której ciuchy, kosmetyki i jakieś podstawowe rzeczy kupię po drodze.

–Jak zareaguje Tessa, że przyjedziesz z panną?–zapytał Austin z tym swoim cwaniackim uśmiechem, gdy żegnał nas przy drzwiach. –Jesteś pewny, że nie urwie głowy naszej małej seksualnej.

Eve mocniej schowała się za moimi plecami, dobrze wiedziałem jak bardzo się go boi. W końcu to świr.

–Narazie–rzuciłem w jego stronę wściekły wzrok i zabrałem swoją torbę i kluczyki. Wsiedliśmy do auta.– Czego potrzebujesz?

–Landon, nie mam pieniędzy– westchnęła.– Wystarczy mi to co mi dałeś już.

–Nie pytam czy masz pieniądze tylko czego potrzebujesz, Eve– westchnąłem przewracając oczami. Wyjechaliśmy na drogę.–Mijamy po drodze drogerie i masę sklepów z ciuchami i innymi tandetnymi dziewczęcymi bzdetami. Powiedz czego potrzebujesz a tam wjadę.

–Landon. Nie mam pieniędzy– powtórzyła.– A nie zamierzam wchodzić żeby patrzeć–widziałem jak przewróciła oczami, gdy rozejrzałem się na skrzyżowaniu.

–Ja zapłacę, Eve. Tylko powiedz gdzie mam jechać–odparłem. I gdy już miała mi przerwać, znów się odezwałem. –Chyba już się nauczyłaś, że nie przyjmuje odmowy. Powiedz gdzie mam jechać albo sam wybiorę jakiś sklep.

Dziewczyna zrezygnowana skinęła głową.

Wskazywała mi kilka sklepów, za każdym razem po prostu pozwalałem jej wchodzić do nich samej z moją kartą, upewniając, że nie ma na niej limitu. Potem dziewczyna za każdym razem wracała z rachunkiem nie większym niż sto dolarów z każdego sklepu. Łącznie wydała lekko ponad dwieście dolarów na ciuchy, bieliznę i kosmetyki.
Westchnąłem, ale nie odezwałem się już kiedy oddała mi kartę mówiąc, że już jej starczy.

Ruszyłem więc w stronę Warwick.
Dziewczyna po drodze usnęła na kilka godzin, droga była żmudna muszę przyznać. Gdy się obudziła, zadrżała na siedzeniu i cofnęła się pod same drzwi, przerażona.

–Hej, to ja–zawołałem spoglądając na nią na chwilę. –Nie bój się.

–Przepraszam–mruknęła zawstydzona. Ale rozumiałem ją. –Za ile będziemy w Warwick?

–Za trzy godziny– odpowiedziałem, patrząc na zegarek który wskazywał dwadzieścia po szesnastej. –Może trochę więcej.

–To ile ja spałam?

–Jakieś pięć godzin. Zasnęłaś krótko po tym jak wyszliśmy ze sklepów.

–Przepraszam–mruknęła znów.

–Przestań mnie w końcu przepraszać, Eve–zaśmiałem się. –Nie robisz nic złego.

Dziewczyna znowu się zaśmiała zakrywając sobie twarz. Słyszałem jak zaburczało jej w brzuchu

–Jesteś głodna?

–Nie, w porządku. Wytrzymam– odpowiedziała.

–Daj spokój. Wjedziemy coś zjeść.

Zjechałem na pierwszy lepszy zjazd, prowadzący do jakiejś knajpy. Zamknąłem za nimi samochód i przepuściłem Eve w drzwiach. Zamówiliśmy stolik do którego doprowadziła nas ładna kelnerka.

–Zamów na co masz ochotę– zapewniłem również zagłębiając sie w karcie. Kiedy przyszła kolej na złożenie zamówienia podałem numer trzy. Eve więc zrobiła to samo, a kelnerka odeszła. –Mogłaś zamówić co chciałaś– powtórzyłem.

–Akurat to samo chciałam co ty– zarumieniła się.

Rozmawialiśmy chwilę na jakieś błache tematy np o nędznym wytroju baru, zgodziłem się z babską uwagą Eve, że czerwony kolor nie pasuje do zielonego, zjedliśmy i napislismy się wody. Potem zebraliśmy się do wyjścia.

–Zaraz wsiądę–zapewniłem ,kiedy staliśmy już przy aucie. Dziewczyna niepewnie weszła do środka a ja wyjąłem swój telefon. – Siema stary. Jak u was?

–Nuda. Spokojnie siedzimy w domu. A co u ciebie?– odpowiedział Niall.

–Jadę do domu na kilka dni. Jestem już w drodze, ale nie mów nikomu– przeleciałem wzrokiem po pustym parkingu jakby ktoś miał mnie podsłuchiwać.

–To świetnie. Za ile będziesz?–zapytał entuzjastycznie.

–Za jakieś trzy godziny. Myślę że zdążę jeszcze przed dwudzjestą, tylko nie mów nikomu, że będę okej.

Specjalnie nie wspomniałem o Eve.. Nikt miał nie wiedzieć, że będzie, sam musiałem się do tego przygotować.

Wsiadłem do auta zaraz jak się rozłączyłem i ruszyliśmy w ciszy.
Kiedy wjeżdżałem do Warwick, poczułem to znajome, kojące uczucie. Znacie to? Ten zapach domu.

–Okej, nie przeraź się. W domu będzie trzech chłopaków. No i Tess. Ale wszyscy są nie groźni i nikt nie pozwoli cie skrzywdzić.

–O ile sami mnie nie skrzywdzą. Np Tessa, za to że z tobą przyjechałam– westchnęła.

–Daj spokój. To naprawdę fajna dziewczyna, ale nie skrzywdziłaby muchy– zaśmiałem się wiedząc, jak dalekie od prawdy są moje słowa.

Potem już wjeżdżałem na podjazd. Cholera, nic się tu nie zmieniło. Prócz trawy która zaczęła rosnąć w miejscu, w którym dawno temu graliśmy w kosza. Zaparkowałem samochód na stałym miejscu i wysiadłem. Zabrałem nasze torby z auta, kiedy Eve powoli z niego wychodziła.

–Nie bój się Eve. No dalej, chodź– dziewczyna niepewnie ruszyła za mną, który szedłem zamaszystym krokiem. Wszedłem przez otwarte drzwi i rzuciłem nasze torby na korytarz.–Jestem!! –wrzasnąłem. Wszyscy wybiegli z kuchni. Niall, Harry i Tessa rzucili się na mnie od razu, wszyscy naraz. Uściskałem ich z uśmiechem.

–Cześć, bracie–prychnąłem spoglądając na Zayn'a. On tylko machnął ręką. Skurwiel, pewnie nie na rękę mu moja wizyta. –To.. –kiedy miałem już przedstawić Eve, zauważyłem, że nie ma jej obok mnie. Wyjrzałem szybko na dwór. –Chodź, Eve. Mówiłem, że oni nie są straszni– westchnąłem widząc dziewczynę z powrotem przy aucie.

–Poczekam w aucie, jeśli mogę– szepnęła spuszczając wzrok.

–Nie bój się–zaśmiałem się idąc w kierunku dziewczyny. Złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę domu aż znów stanęliśmy w holu.–Moi drodzy, to Eve. Będzie mieszkać z nami przez te kilka dni gdy tu będę.

–Yy miło cię poznać, Eve– odezwał się Niall. Nie zdziwiło mnie, że to właśnie on coś powiedział, on był z nas wszystkich najmilszy. –Jestem Niall.

–Ja jestem Harry– także podał jej rękę którą lekko uścisnęła.–Ten buc tam to Zayn, a to..

–Tessa– dokończyła Eve. Tessa zaalarmwoana swoim imieniem podniosła głowę w górę. –Dużo o tobie słyszałam. Strasznie miło mi cię poznać.

–Mi również–odpowiedziała zmieszana.

–Okej, zaniosę twoje rzeczy do pokoju gościnnego na górze–dodałem łapiąc torbę i ruszyłem.

–Pomogę Ci–szybko jednak dziewczyna znalazła się przy mnie, łapiąc boleśnie za łokieć. Bała się, nie było sensu przekonywać jej żeby została. Skinąłem więc głową. Razem weszliśmy na górę, przeszlismy korytarz i wszedłem do pokoju który był najbliżej mojego. Omijając pokój Liam'a, wszedłem do pokoju gościnnego.

–Wszystko okej?–zapytałem widząc jak Eve rozgląda się dookoła.

–Czuję się źle narzucając się wam– szepnęła.

–Już Ci mówiłem żebyś przestała– jęknąłem. –Wszystko jest okej. Zejdźmy na dół.

–Widziałam ten wzrok Tessy. Jest wściekła–szepnęła znów łapiąc mnie za łokieć. –Zdecydowanie mnie tu nie chce.

–Cóż. Ale ja nie mam ochoty słuchać jej humorków ani spełniać jej zachcianek. To mój dom i jesteś moją znajomą–warknąłem. Zmiękczyłem głos ,kiedy zauważyłem jak szeroko otworzyła oczy.–Obiecałem Ci pomóc i to zrobię. A teraz chodź na dół.

Zeszliśmy więc z powrotem. Na dole wszyscy wyglądali jakby przez ten czas się nie ruszali.

–Więc.. Opowiadajcie–zacząłem siadając na kanapie. Eve zaraz obok mnie. Była przerażona, widziałem ten sam wzrok którym patrzyła na wszystkich w klubie. Bała się chłopaków.

–Wszystkie raporty masz dostarczone. I na pocztę głosową i na papierze. Lepiej opowiadaj jak tobie minął ten miesiąc– uśmiechnął się Niall.

–Jak zawsze. Jestem bohaterem, wszyscy są mi wdzięczni i jestem parę koła do tyłu i kilka ton nerwów więcej–zaśmiałem się, ale kiedy Eve uderzyła mnie w ramię od razu spoważniałem. –Czyli wszystko po staremu.

–To dobrze. Cieszymy się, że nic ci nie jest–dodał Harry. Ta niezręczność była nie do przebicia. Postanowiłem więc ją podnieść.

–A co u ciebie Zayn?–zapytałem, zwracając na siebie uwagę chłopaka, który siedział ze wzrokiem spuszczonym w podłogę. –Lepiej się już czujesz? Jak samopoczucie?

–Lepiej. Dzięki za troskę–prychnął. Ale nawet na mnie nie spojrzał, tchórz.

–Wszystko w porządku? Napewno? Wyglądasz jakbyś miał jakiś problem– kontynuowałem.

–Landon...

–Nie z tobą rozmawiam, Tesso– powiedziałem grzecznie. – Rozmawiam z przyjacielem.

–Wiem, że masz do mnie problem stary–prychnął.–Ale nie zamierzam cię przeprosić. Moim zdaniem tylko psujesz tą dziewczynę. Zobacz na to co się dzieje! Zostawiłeś ją prawieże bez słowa! –wyrzucił ręce w powietrze. –Nie wiem nawet czy wiesz, że Tessa przepłakała pół nocy przez ten miesiąc. A teraz odwiedzasz nas i przywozisz ze sobą pannę.

–To nie jakaś tam panna, śmieciu– warknąłem łapiąc Eve za rękę, bo wiem, że zaraz będzie chciała uciec.– Potrzebowała pomocy. Od kiedy zostawiam kogoś kto jej potrzebuje?

–To jest Twoje wytłumaczenie?– prychnął.

–Zabawne, że to Ty mi to wyrzucasz a nie moja dziewczyna–ścisnąłem swoją rękę na ręce Eve, kumulując swoją złość. Nie wybuchnę.

–Nazywasz Tessę swoją dziewczyną?

–Napewno nie twoją, śmieciu– warknąłem wstając. Zayn również wstał. Mierzyłem go ostrym spojrzeniem, dokąd nie usłyszałem tego słabego głosiku za mną.

–Landon, mogę wyjść na zewnątrz?– szepnęła Eve.

–Oczywiście że możesz. Tylko nie wychodź za ogrodzenie, okej. Idź np, do ogrodu. Przyjdę tam– odpowiedziałem posyłając jej uśmiech którego nie widziała, bo wybiegła z salonu ze spuszczoną głową, mówiąc ciche przepraszam.– Wystraszyłeś ją. Gratuluję.

–Od kiedy się przejmujesz kimś innym niż Tessą? –prychnął znów.

–Od kiedy Tessa wzbudziła we mnie każde pieprzone uczucie, nawet co do głupiego psa–warknąłem. –I teraz już nie umiem przejść obojętnie obok dziewczyny, którą facet rzuca na podłogę w środku jakiegoś ohydnego korytarza i każe sobie obciągać fiuta bijąc ją– dodałem. –Więc kiedy następnym razem otworzysz swój parszywy ryj, kupo gnoju, upewnij się, że nikogo nie zranisz– i
odwróciłem się chcąc wyjść. –I nie zdradzisz–dodałem jednak zanim zatrzasnąłem za sobą drzwi. Ruszyłem do ogrodu wściekły, ale musiałem się uspokoić jeśli nie chciałem przestraszyć Eve. –Eve? Jesteś tutaj?

–Tu.

Slaby głosik dochodził z małej ławki zza domu. Siedziała z podkulonymi nogami na niej i trzęsła się.

–Przepraszam. To właśnie był Zayn. Znajduje jakikolwiek powód, żeby uczynić mnie najgorszym.

–Przywiozłeś do domu dziewczynę, Landon. Nie znają mnie. Do tego jestem prostytutką–prychnęła składając ręce razem na kolanach.

–Nie jesteś prostytutką. Jesteś normalną dziewczyną. Przepraszam cię za niego, to się nie powtórzy– szepnąłem. –Chcesz wrócić?

–A mogę tu chwilę posiedzieć?

–Oczywiście. Zostać z tobą?–skinęła głową.

–Trochę się ich boję–szepnęła. Usiadłem więc obok niej. I po prostu tak siedzieliśmy dopóki nie postanowiła, że jest gotowa wrócić do środka.

W salonie jednak nie było niż nikogo. Może się już położyli?
Było już po dwudziestej, możliwe że się położyli.

–Odprowadzę cię do pokoju. Masz w nim łazienkę.

Zaprowadziłem ją do Liam'a. Sam rozejrzałem się po pokoju, tęskniąc za przyjacielem. Kilka wspomnień przeleciało mi przez myśl.

–Poradzisz sobie?–zapytałem.

–Tak. Dziękuję Ci, ale idź już bo boję, się że jeśli spędzisz ze mną jeszcze minutę, Tessa zabije mnie w nocy– zaśmiała się rumieniąc. Zaśmiałem się też i życząc jej dobrej nocy, mówiąc, że jestem w następnym pokoju, wyszedłem.

Teraz najgorsze.

Wszedłem do pokoju zamykając za sobą drzwi. Tessa stała przy oknie, postanowiłem się nie odzywać tylko cicho zdjąłem kurtkę i rzuciłem ją na obrotowe krzesło. Chwila. Obrotowe krzesło? Widzę, że Tess zaszalała z wystrojem wnętrz.

–Wszystko w porządku?– zapytałem cicho.

–Ty mi powiedz, Landon–prychnęła.– Po całym tym gównie z twoim bratem, znikasz z nim na miesiąc, a wracasz z dziewczyną, która nie mogła się od ciebie odkleić odkąd weszliście do domu–dodała z wyrzutem nawet się do mnie nie odwracając.

–Co jak co, ale po tobie nie spodziewałem się takiej oceny– prychnąłem zdejmując też buty. –Ty najbardziej powinnaś ją wspierać tu.

–Bo co, bo jestem kobietą? –odwróciła się.

–Bo też przeszłaś w życiu gówno– warknąłem zaciskając pięści. –Nie tak duże jak ona, ale jednak przeszłaś. Powinnaś rozumieć jak bardzo jest jej źle. Myślisz, że jest tu z własnej woli?

–Ma mi być lepiej z faktem, że zmusiłeś ją by tu przyjechała? – warknęłam wyrzucając ręce w powietrze. –Nie mogłeś znieść, że ktoś Ci odmówi?

–Co się z tobą stało przez ten miesiąc? Nie poznaje cię.

–Ze mną?! To ty wróciłeś po miesiącu tego kolejnego gówna i przywiozłeś ze sobą nową dziewczynę!

–Bądź cicho, bo usłyszy–syknąłem zbliżając się do niej.

–Obchodzi cię to? Od kiedy się tym przejmujesz?

–Od kiedy mam ciebie i te pieprzone uczucia! Myślisz, że czemu tu jest? Bo nie mogłem patrzeć jak facet rzuca jej posinaiczonym ciałem o podłogę i na środku holu zmusza ją żeby zrobiła mu pierdoloną laskę–warknąłem.– Bo jak zobaczyłem jej zapłakaną twarz widziałem jak bardzo cierpi i wyobraziłem sobie ciebie! Ciebie na jej miejscu i puściły mi hamulce kurwa– powstrzymałem się na chwilę od mówienia, ale musiałem mówić dalej. –Facet planował ją zerżnąć na środku korytarza, na oczach innych innych ludzi! Musiałem coś zrobić. Więc go pobiłem, kupiłem dziewczynę i dałem jej wolność. Ale co jej po wolności jak była sama w pieprzonym mieście, którego nie znała. Musiałem jej pomóc, Tesso, bo mam teraz te pierdolone uczucia i to ty jesteś temu winna.

Dziewczyna stała jak wmurowana podczas mojego monologu, nie odzywając się ani razu. Aż westchnęła.

–Przepraszam.

–Nie przepraszaj tylko nie poniżaj jej już więcej– dodałem.

–Pójdę ją przeprosić.

–Tess, to nie jest dobry pomysł. Może jutro, jak wstanie i trochę się oswoi. Boi się was wszystkich.

Staliśmy więc tylko w pokoju, w odległości trzech metrów od siebie. Trzech metrów. Rozumiecie? Od miesiąca marzyłem o tej chwili a teraz stoję tę pieprzone trzy metry od niej.

–Pocałujesz mnie? – szepnęła. To było niedorzeczne. Moja dziewczyna musiała prosić mnie żebym ją pocałował... Kiedy to poszło w tym kierunku?

–A nie wolisz żeby na moim miejscu był ktoś inny?

–Nigdy nie chciałam żeby na twoim miejscu był ktokolwiek inny, Landon. Nie oskarżaj mnie tak.

–Naprawde Tess? Dlaczego więc pozwoliłaś się pocałować Zayn'owi? I to dwa razy?– mój ton nie był taki jak chciałem. Nie był oschły i wredny, nie był nawet sarkastyczny tylko smutny. Zajebiscie smutny..

–Landon...

–Odpowiedz. Chciałbym zrozumieć.

–To było nagłe. Pocałował mnie tak nagle, zdziwiłam się, nie wiedziałam co się dzieje i..

–A za pierwszym razem? Nie wiem dlaczego cię o to pytam, ale muszę. Muszę, bo jeśli mi nie wytłumaczysz nie będę umiał cię pocałować.

Widziałem w jej oczach jak moje słowa były dla niej raniące. Widziałem jej łzy.

–Nie wiem. Dlaczego pytasz o to mnie a nie Zayn'a? Dlaczego to mnie tym obarczasz?

–Bo to ty dałaś się pocałować, Tess.

–Nie dałam! Odepchnęłam go! Ale ty nie rozumiesz–zaciągnęła się łzami odwracając się przodem do okna.– Może będzie lepiej jak będziesz dziś spał z Eve.

Westchnąłem. Podszedłem do niej, trzęsąc się jak galareta. Tylko ta dziewczyna potrafiła sprawić, że byłem niepewny.

–Nie będę spał z nikim innym do śmierci. Tylko z tobą– szepnąłem dotykając jej nagiej ręki stojąc tak blisko. –A teraz odwróć się i błagam pocałuj mnie. Spraw, że ten miesiąc wyparuje z mojej głowy. Kocham ciebie i tylko ciebie i tak już zostanie rozumiesz, może i byłem daleko, ale żadna odległość nie zmieni tego co do ciebie czuje. Odwróć się Tess błagam.

Tessa w końcu spełniła moją prośbę, stała teraz przede mną, zadzierajac oczy do góry żeby patrzeć w moje. A kiedy mnie pocałowała... Wszystko zniknęło. Zniknął Austin, zniknęli chłopcy, zniknęła Kalifornia oraz Eve. Liczyła się tylko ta dziewczyna, z której ściągałem to pieprzone ubranie. Tylko ta dziewczyna, którą cholernie kochałem. Na zabój.
---------------------------------------------------
Okej! To jeden z moich ulubionych rozdziałów! Zareagowałybyście tak jak Tess? Czy raczej były dumne z Landona, że pomógł Eve?
Piszcie komentarze ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro