Rozdział 28⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

* Następny dzień *Tessa

Landon jeszcze o dziewiątej spał jak zabity na brzuchu. Był padnięty i to nie tylko tą nocą za nami, a całym miesiącem jaki przeżył. Wpatrywałam się w niego z uwielbieniem, jednocześnie wiedząc, że już jutro znów wyjedzie. Dałam mu więc pospać, niech odpocznie zanim Austin znów zacznie go atakować.. Tym czym go atakuje.

Ubrałam się szybko i ruszyłam na dół, wcześniej cicho zamykając drzwi. Ostatecznie pomyślałam, że miło będzie z mojej strony, jeśli zapytam czy Eve pójdzie ze mną. Zapukałam, więc do pokoju, który zajmowała i weszłam. Dziewczyna napewno spodziewała się chłopaka, bo mina jej zrzedła gdy mnie zobaczyła.

–Cześć. Jak spałaś?

–Nie spałam tak dobrze od dawna. Dziękuję.

–Drobiazg. Chciałam zapytać czy pójdziesz ze mną na śniadanie?– uśmiechałam się szeroko jakby dzięki temu dziewczyna miała się do mnie przekonać.

–Czy.. Czy Landon już wstał? Wolałabym na niego zaczekać– odparła wyglądając za mnie na korytarz. Okej, skłamałabym gdybym powiedziała, że nie jestem zazdrosna.

–Nie, Landon jeszcze śpi. Ale nie musisz się bać chodzić po tym domu, nic złego cię tu nie spotka, Eve.

–Dziękuję– odpowiedziała spuszczając wzrok. Okej, to na tyle mojego przekonywania jej.

Wyszłam więc z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Współczułam jej, żyć w takim przerażeniu co ona, musi być straszne.
Zeszłam do kuchni w której siedzieli już chłopcy. Zrobiłam sobie kawę i tosty i usiadłam obok nich.

*

Gdy mieliśmy wszyscy się rozchodzić do kuchni wszedł Landon, a za nim jak cień - Eve. Nie mogłam powstrzymać się od tych głupich myśli..

–Dzień dobry–powiedział. Eve chyba też, ale było to tak ciche, że chyba nikt prócz mnie tego nie słyszał.

Landon usiadł obok mnie, łapiąc moje kolano i całując mnie w policzek.

–Dzień dobry, skarbie–szepnął mi do ucha. Muszę przyznać, że miło połaskotało to moje ego. Zaczęli jeść, ku mojemu zdziwieniu Eve nie było trzeba namawiać.

–Jak się czujesz Zayn? Jak rana?– zapytał Landon. W jego głosie nie było słychać kpiny, ale wiedziałam, że tam jest.

–Dobrze się czuje. Rana się już prawie zagoiła, przez ten miesiąc kiedy cię nie było–odgryzł mu się.

–Jestem pewny, że wszystko jest zasługą tej pięknej dziewczyny obok mnie. Potrafi zdziałać cuda swoim językiem, nie sądzisz? Całuję cię i o wszystkim zapominasz– zapytał znów uśmiechając się zbyt szeroko jak na temat rozmowy.

–Landon–ktoś syknął. I ku zdziwiniu wszystkich to nie byłam ja. Tylko Eve która karciła Landon'a wzrokiem.– Przeproś.

–Przepraszam–powiedział chłopak.

–Okej, mam tego dość–warknęłam wstając od stołu. –W tej chwili powiedz mi co jest pomiędzy waszą dwójką, bo już mam dosyć tych domysłów..

–Oszalałas? Nic nie ma–prychnąłem.– Doszukujesz się problemu Tess, a przecież mamy ich dosyć. Np Ciebie i Zayn'a.

Miałam coś powiedzieć. Przysięgam, że już miałam otwarte usta kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

–Otworzę–zawołał od razu żeby się wyrwać z tej gównianej sytuacji.

*Landon

Otworzyłem drzwi, a moim oczom ukazał się... Właściwie nie mam kurwa pojęcia kim jest ten facet.

–Słucham? –zapytałem. –W czym mogę pomóc?

–Moje nazwisko, Lemarck– uniósł się jakby to miało mi coś mówić, ale kiedy wpatrywałem się w niego dalej, dodał. –Przyjechałem po Eve.

–Skąd Pan wie gdzie jest? U mnie nie ma żadnej Eve– zagrałem. Od razu wiedziałem,że coś tu nie gra.

–Dostałem pańskie nazwisko, proszę nie kłamać. Niech mi Pan odda co moje i już mnie nie ma.

–Eve! –krzyknąłem. –Jeśli będzie chciała iść z Panem, to to zrobi. Eve! Chodź do mnie! –Eve stanęła zaraz obok mnie, od razu ścisnęła moją rękę, cholernie boleśnie.

–Cześć Eve. Skarbie, długo mnie nie było, ale wróciłem. Możemy teraz razem wrócić do Kalifornii i zacząć od nowa–mężczyzna uśmiechał się, a z każdym jego słowem Eve mocniej wciskała paznokcie w moją dłoń.– Chodź, skarbie.

–Eve nigdzie z Panem nie pójdzie, bo tego nie chce. Nie widzi Pan? – warknąłem. –Chłopcy, odprowadźcie Pana na drogę.

–Nie rozumie mnie pan, Panie Carson– pokręcił głową. Chcąc nie chcąc spojrzałem na tłum który zebrał się za mną. –Ja nie pytam czy ona chce ze mną iść. Ona musi ze mną iść ,bo jest moja–zaśmiał się zwracając się do dziewczyny która chowała się za mną. –A teraz zbieraj się bo przez twoją głupotę mamy długą drogę z powrotem do Kalifornii.

–Czy nie wyraziłem się jasno mówiąc, że dziewczyna z Panem nie idzie?– warknąłem. –Kupiłem ją. Jest moja.

–Towar jest wolny, tylko, gdy zastąpi go towar wymienny. Nie zna Pan zasad, Panie Carson– zaśmiał się Lemarck. –Czy w takim razie zamienia Pan dziewczynę na te śliczne zielone oczy?

Powiodłem wzrokiem tam gdzie i on, przysięgam, że eksplodowały mi żyły kiedy zrozumiałem że patrzy na Tesse.

Zabawa się zaczęła.

–Niech Pan wejdzie. Dogadamy się– odparłem odchodząc z Eve od drzwi, lekko popychając ją w stronę najbliżej stojącego Zayn'a. Mężczyzna wszedł do środka zadowolony, zamknąłem za nim drzwi obserwując zdziwione i przerażone twarze reszty.
Wyciągnąłem broń z komody od razu gdy Lemarck wszedł głębiej w salon. I zastrzeliłem go zanim jeszcze się do mnie odwrócił obserwując dom. Razem z krzykiem dziewczyn, jego ciało opadło na drewniany parkiet.

–Posprzątam. Idźcie na górę– odezwałem się, chowając broń z powrotem w komodzie.– Powiedziałem idźcie na górę! Tesso, zabierz Eve do mnie.

Ruszyłem do jedynego miejsca w domu w którym znajdowały się worki na ciała i zabrałem jednego. Kiedy wróciłem, obok ciała mężczyzny stał jeszcze Zayn.

–Wyraziłem się jasno–warknąłem nachylając się nad ciałem. Zayn zrobił to samo.

–Nie jestem twoją dziwką, żeby cię słuchać. Schowaj dumę i daj sobie pomóc–warknął.

Obaj włożyliśmy ciało w czarny worek i od razu zanieśliśmy do samochodu chociaż nie podobało mi się chociażby to, że stoję tak blisko niego. Starłem podłogę na mokro, Zayn na sucho.

–Odniosę to. Idź do dziewczyn, a potem wsiądź do samochodu.

Skinąłem głową i ruszyłem prosto na górę. W pokoju Tessa przytulała roztrzęsioną Eve.

–Przepraszam. Uznałem to za najlepszy pomysł, nie mogłem pozwolić żeby cię zabrał.

–Zamkną cie, Landon. Przeze mnie– wychlipiała.

–Kochanie– zaśmiałem się, ale widząc wzrok Tess dodałem: –Eve. Gdyby mieli mnie zamknąć za każdą jedną zbrodnie, miałbym już poczwórne dożywocie na karku.

Tylko mnie to jednak śmieszyło.

–Tess, mogę cię prosić na korytarz?– szepnąłem. – Zaraz wrócimy. Mogę cię prosić żebyś z nią została?

–Nie powinieneś mnie o to prosić– warknęła.–Właśnie zabiłeś dla niej człowieka, Landon. I wmawiasz mi, że między wami nic nie ma.

–A co miałem zrobić? Pozwolić żeby ją zabrał? –syknąłem.–I zakatował na śmierć?!

–Nie wiem, Landon, ale napewno nie zabijać go w salonie!

–Muszę pozbyć się ciała, Tesso. Zajmiesz się nią czy mam ją zabrać ze sobą? –warknąłem. –To tylko pół godziny–dodałem gdy się nie odzywała. Lecz ona dalej nic nie mówiła. –Spoko. Dzięki za wsparcie– prychnąłem i wyminąłem ją, znów wchodząc do pokoju. –Chodź Eve. Pojedziesz ze mną. Nie bój się.

–Zostanę z nią– odpowiedziała jednak, gdy Eve już bardzo szybko znalazła się przy mnie.

–Dla niej czy dla zaspokojenia samej siebie?– prychnąłem. To było wredne, ona była wredna. Więc zszedłem z dziewczyną na dół. Potem bez słowa ominąłem pytające spojrzenia chłopaków i zatrzasnąłem za nami drzwi.

*

–Nie powinieneś tego dla mnie robić – odezwała się kiedy już wracaliśmy.– Możesz mieć przez to kłopoty.

–Dziś wieczorem stąd wyjeżdżam. Zresztą, jestem gangsterem Eve. Kłopoty to moje drugie imię– westchnąłem wjeżdżając z powrotem na posesję.

–Kłócisz się przeze mnie z Tess. A przecież ją kochasz. Nie powinno mnie tu być, sprawiam same problemy.

–Kłócę się z Tess, bo całowała się dwa razy z gościem, którego uważałem za przyjaciela–odpowiedziałem.–I jest zła, a ja w końcu nie robię niczego złego.

–To nie znaczy, że musisz się z nią kłócić. Odwieź mnie po prostu.. Gdzieś i tyle.

–Znajdę dla ciebie bezpieczny dom. Z ludźmi, którzy będą cię ochraniać, ale musisz dać mi jeszcze chwilę. Dziś i tak muszę wrócić do Kalifornii, w zasadzie to powinienem już wyjeżdżać, ale dam znać że się spóźnię.

–Nie zniosę tego jak oni na mnie patrzą– szepnęła.

–Ignoruj to. Są niegroźni.

Weszliśmy do domu, przepuściłem Eve w drzwiach, ale i tak trzymała się blisko mnie. Wszyscy siedzieli w salonie i nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie nogi. Nogi pieprzonej Tess ułożone na nogach pieprzonego Zayn'a.

–Spokojnie–szepnęła Eve, której rękę napewno ścisnąłem zbyt mocno. – Robi ci na złość.

–I to jej błąd–szepnąłem już idąc w ich stronę. Przeciągnąłem Zayn'a przez oparcie kanapy, czego się nie spodziewał, bo siedział do mnie tyłem. Minęła sekunda jak zatraciłem się w wymierzaniu mu ciosów. Podobało mi się nawet, gdy niektóre zaliczałem sam. Ale najlepsze było to, że niczego nie słyszałem. Nie widziałem nikogo kto mnie szarpał, tylko jego twarz z narysowaną tarczą na rzutki w mojej głowie.– Mówiłem żebyś się kurwa do niej nie zbliżał– wydyszałem ostatni raz zanim Harry i Niall zdołali mnie ściągnąć z chłopaka.

Od razu potem wyszedłem z domu żeby skończyć wyładowywać złość na drzewie, a nie reszcie towarzystwa. Krzyczałem za każdym jednym ciosem.

–Oszalałeś?! Chciałeś go ZABIĆ?!

–Może i kurwa chciałem!– odkrzyknąłem odwracając się do Tess z drżącymi rękoma.

–Oszalałeś!

–Ja? Ja oszalałem, kurwa?! To ja zadaję się z chłopakiem, który cię kocha i mówi jaki jestem okropny czy kurwa ty?! To ja cię oszukuje, że między wami nic nie ma czy kurwa ty?! – popchnąłem lekko ramię dziewczyny

–Między nami nic kurwa nie ma! To ty zachowujesz się jak zakochany szaleniec odkąd ta dziewczyna jest w naszym domu!–wrzasnęła wyrzucając ręce w powietrze.

–Ja się z nią chociaż nie pieprzyłem!

–Ja z Zayn'em też nie!

–Myślisz, że ci uwierzę?

–W dupie mam czy mi wierzysz, Landon!

Wrzeszczeliśmy na siebie tak głośno, dopóki nasze gardła nie odmówią nam posłuszeństwa.

–Myślisz, że ja wierzę tobie?

–W co znowu?!

–Że z nią nie spałeś! Że uwierzę, że tak po prostu z dobroci serca jej kurwa pomogłeś!

–Wiesz co?! Spałem z nią!– wrzasnąłem. Widziałem jak twarz dziewczyny zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Wiedziałem, że będę tego żałował, ale teraz tego potrzebowałem. Zranić ją, zadać jej cios, choć nie prawdziwy to mocny. Żeby zrozumiała.– I wiesz co jeszcze ci powiem? Było zajebiście– warknąłem ciskając w nią piorunami.

–Mam dość– szepnęła cofając się do domu.–Skończyłam. Wygrałeś– widziałem tylko jak w jej oczach zbierają się łzy gdy odwróciła się i wbiegła do domu.

–Tessa!–zawołałem za nią. –Cholera, Tessa!! –wbiegłem do domu, ale dziewczyna już zamykała drzwi od pokoju z trzaskiem. Za to na dole byli wszyscy inni. Ich wzrok spoczywał tylko na mnie

–Coś ty zrobił.. –szepnęła Eve.

–Ale z ciebie kutas–dodał Niall. Każdy dodał wpis co o mnie myśli.

–Mam nadzieję, że ci nie wybaczy– rzucił Zayn zanim wbiegł po schodach. Chciałem ruszyć za nim, ale Harry i Niall zastąpili mi drogę.

–Daj jej spokój. Lepiej jedź teraz do Kalifornii–powiedział Niall.

–I zabierz ją ze sobą– Harry rzucił ohydne spojrzenie w kierunku Eve i obaj ruszyli na górę. Pocieszać Tess.

–Dlaczego to powiedziałeś?– szepnęła.

–Bo jestem popieprzony. Kurwa! – złapałem się za włosy, licząc na to że wszystkie je sobie wyrwę.

–Biegnij do niej! Już!

Wbiegłem więc po schodach wpadając do pokoju w którym kręg z moich przyjaciół otaczał płaczącą Tessę.

–Tessa, przepraszam! –krzyknąłem. Zayn od razu się do mnie odwrócił i wymierzył mi mocny cios. –Nie spałem z Eve, kurwa! Kłamałem! Nie spałem z Eve! Chciałem tylko żeby coś zabolało cię na tyle mocno co mnie te pieprzone pocałunki!

–Jakie znowu pocałunki? –zapytał Harry wstając od Tessy.

–Nie wiecie, że Zayn ją pocałował? Sądziłem, że każdemu z was się pochwalił, że odbija mi dziewczynę– prychnąłem ścierając odrobinę krwii która wypłynęła mi z nosa.

–To prawda, Zayn?– zapytał Niall także wstając od Tessy. Nadal płakała.

–I co z tego, że ją pocałowałem. Ty ją zdradziłeś–wysyczał.

–Ani razu jej nie zdradziłem, skurwielu.

–I mamy ci uwierzyć? Po tym co przed chwilą mówiłeś?!

–To prawda. Nigdy jej nie zdradził–
odwróciłem głowę w stronę Eve.– Tesso, przepraszam, że pomyślałaś, że coś między nami zaszło, ale tak nie było– Tessa przetarła swoją twarz, spojrzała na Eve. Albo na mnie, bo staliśmy dosłownie obok siebie.– Landon jest lojalny, kocha cię. Uwierz że gdybyś słyszała w jaki sposób mówił o tobie gdy pierwszy raz go spotkałam, to zakochałabyś się w nim na nowo–Eve złapała mnie za rękę, uśmiechając się czule. Potem wróciła wzrokiem do Tessy. –Landon kupił moją wolność, kupił mnie. Kiedy pierwszy raz do ich domu sprowadził mnie jego brat na zlecenie, zamiast wykorzystać mnie za darmo, pił ze mną herbatę, opowiadając jaki masz śliczny uśmiech–uśmiechnęła się znów.– Źle zrobił mówiąc to kłamstwo, ale najważniejsze że to nie jest prawda. Zazdroszczę Ci Tesso tego Landona.

Skończyła swój monolog ścierając łzy, które leciały jej po policzkach od pierwszego słowa. Każdy z nas wpatrywał się w nią z bólem, ale i z wdzięcznością

–Powinnam już iść. Dziękuję, Landon. Jestem twoją dłużniczką do końca życia–dodała.

–Nie idź. Pomogę Ci znaleźć dom– zatrzymałem ją.

–Zabrałam Ci już za dużo czasu i pieniędzy.

–Nie dam ci stąd wyjść–złapałem ją za nadgarstek, na którym nadal widniały te ochydne siniaki.

–Ja też nie dam ci wyjść– dodała Tessa, która przeszła obok mnie i przytuliła dziewczynę. Eve zaczęła płakać, Tess znów pociągała nosem, mówiąc jej że będzie dobrze. –Mamy pieniądze, jestem pewna, że znajdziemy dla ciebie jakiś dom niedaleko. Pójdę dziś z tobą na zakupy, odprężysz się. Przepraszam, że tak cie oceniłam, jest mi z tym strasznie...

Dalej nie słyszeliśmy już nic bo dziewczyny w objęciach zeszły na dół.

–Wszystko dobre co się dobrze kończy– zaśmiał się Niall. A wiecie co było najgorsze? Że wszyscy zaśmialiśmy się razem z nim, a potem przytuliliśmy się, bratersko klepiąc po plecach.

–Zayn czy ty naprawdę chcesz mi odebrać Tessę? –zapytałem spokojnie.

–Nigdy nie chciałem Ci jej odebrać. Po prostu się zakochałem, stary. Jest mi z tym okropnie, ale Tessa to taka dziewczyna od której nie umiem trzymać się z daleka–odpowiedział. Skinąłem głową. –Zaprzestanę tego gówna ,które wam robiłem. Odsunę się. Tak cię przepraszam  stary. Po prostu Tessa to..

–To Tessa– dodał Harry śmiejąc się.– Każdy z nas ją tu kocha.

Przytuliłem chłopaka mocno. Nie po męsku, bardziej jak przyjaciele i poklepałem go po plecach

–Oho. Czujecie to?– zapytał Harry. Wszyscy zaczęliśmy ruszać nosami jak świnki doszukując się dymu czy ulatującego gazu. –Ja też się zakochałem w Tessie–odpowiedział rozszerzając oczy.

–Cholera jasna. Ja też kocham Tessie– dodał Niall. Wszyscy popatrzyliśmy się na siebie z udawanym przerażeniem, a potem z krzykiem zbiegliśmy po schodach wyznając Tessie miłość. A potem po prostu rzucając się na dziewczyny.

–Kocham cię–szepnąłem kiedy chłopcy i Eve zajęci byli przepychaniem się. –Ja z nich wszystkich kocham cię najbardziej.

–I ja z nich wszystkich kocham najbardziej ciebie–zaśmiała się całując mnie mocno.

*Tessa*13.00

Równo o trzynastej wyszłam z domu z Eve. Miałyśmy w rękach torebki, Eve miała tą którą jej pożyczyłam a w środku pieniędze które dał jej Landon. Oczywiście chciał z nami iść, ale mu nie pozwoliłam, Eve potrzebowała trochę damskiego towarzystwa.

–Landon mówił, że nie masz tu żadnej rodziny. To prawda? –zaczęłam idąc w stronę centrum. Dom chłopaka był od niego niedaleko, ale na pieszo droga się dłużyła.

–To prawda. Wyrzekli się mnie kiedy zaczęłam pracować jako.. No wiesz– machnęła ręką. –Nie dziwię się im.

–Przestań. Jesteś dobrą dziewczyną.

–Z całym szacunkiem, ale nie znasz mnie–mruknęła.

–Landon zdecydował się ci pomóc. Uratować cię. To mi pokazuje jaka jesteś dobra– uśmiechnęłam się do niej.– I bardzo jestem z niego dumna ale.. Czy wy..

–Nie. Nie spaliśmy ze sobą– zaśmiała się.– Najwięcej co zrobił to mnie przytulał.

–Cieszę się. To znaczy...

–Rozumiem, Tess –zaśmiała się. – Zadroszcze ci go, naprawdę. Widać jak bardzo cię kocha. Wiem też co was spotkało, mam nadzieję że nie masz mu za złe, że mi opowiedział?

–Nie! Oczywiście że nie.

Skręciłyśmy w stronę sklepów rozkładających się na całej ulicy. Zaczynając od sklepów z bielizną po kosmetyki i wchodziłyśmy do każdego po kolei. Nie sądziłam, że złapie z tą dziewczyną taki kontakt, ale śmiałyśmy się tak głośno, że niektóre ekspedientki nas wypraszały. Tak było w sklepie z biżuterią.

–Buc–szepnęłam zamykając za nami drzwi. Eve zaśmiała się z mojego komentarza i ruszyliśmy do kolejnego sklepu. Aż zamarła. –Eve? Co się stało?

–To on–szepnęła odwracając się tyłem do kierunku w którym szłyśmy. Faktycznie, przy jednym z rosnących drzew stał mężczyzna odziany w garnitur i świecący się od biżuterii.

–Kto?– szepnęłam znów odwracając się do Eve.

–On jest współwłaścicielem lokalu w którym mnie zatrudnili. Napewno przyjechał z Lemarck'iem– jej głos zadrżał.–Muszę uciekać.

Dziewczyna wpadła w panikę, zaczęła szybko biec. Cholera! Dobiegłam do niej i unieruchomiłam ją łapiąc ją w pasie.

–Musimy iść teraz normalnie, a ja zadzwonię do Landona. Nie odwracaj się.

Wyjęłam szybko telefon i wybrałam numer chłopaka.

–Co tam ,Tess?– zapytał.

–Na ulicy jest gość, który pracował z tym Lemarck'iem co przyjechał po Eve. Rozmawia przez telefon– szepnęłam spoglądając znowu na niego. –Stoi przy GleeStreet, ale my idziemy już w drugim kierunku. Nie widział nas– zraportowałam.

–Kurwa!! Dobrze. Tesso wiem, że się boicie i że Eve napewno jest przerażona, ale musisz podsłuchać co mówi. Rozumiesz?

–Jak mam to zrobić? Zauważy mnie– rozejrzałam się dookoła, jednocześnie łapiąc drugą ręką Eve, która chciała uciec.– Landon, Eve chce uciec, nie zbliżę się z nią do niego.

–Daj mi ją do telefonu.

*Landon

–Eve? Eve słyszysz mnie?– zapytałem wstając z kanapy.

–Ta-ak.

–To bardzo ważne co teraz zrobisz, żebyś była bezpieczna okej? Powiedz Tessie by przeszła obok niego. Szybko, ale tak żeby mogła wysłuchać co mówi przez telefon. Rozumiesz?

–Narazisz ją...

–Da radę. Powiedz jej.

–Landom mówi żebyś obok niego przeszła i podsłuchała... Zgodziła się...Poszła.

Serce zabiło mi szybciej. Przez głowę znów przesły mi myśli o Tessie w agencji towarzyskiej wystawionej na te wszystkie głodne ręce i pary oczu, które mógłby z nią robić co chcą.

–Przeszła obok niego i poszła dalej. Zatrzymała się przy stoisku, ogląda smaki lodów.

–Dobrze. Mów dalej.

–Stoi. Nadal stoi.

–Dobrze Eve. Nie bój się. Mów dalej.

Posłałem zdecydowany wzrok Harremu, który siedział obok mnie jako jedyny. Harry skinął głową, jakby chciał powiedzieć, że będzie dobrze.

–Landon? –usłyszałem zziajany głos Tess. –Jesteś, Landon?

–Jestem, skarbie. Mów. Mów co usłyszałaś.

–Powiedział, że już ma wszystko gotowe. Że wróci z nią najpóźniej jutro. Było trochę wyzwisk, ale napewno chodziło o Eve. I powiedział, że miał komplikacje, ale z nimi też sobie poradzi.

–Cholera. Wracajcie do domu. Już! Biegnijcie nawet, ale macie być tu za dziesięć minut! –krzyknąłem. Nie rozłączyłem się na wypadek gdyby któraś z nich jeszcze coś powiedziała ale odwróciłem się do chłopaków.– Ludzie Lemarck'a chcą zabrać Eve z powrotem do Kalifornii. Mówi, że ma wszystko gotowe i że wróci najpóźniej jutro bo były komplikacje. Kurwa. Muszę stąd wywieźć dziewczyny– warknąłem nie czekając już na ich reakcje i pobiegłem na górę. Spakowałem w torbę Tess kilka bluzek, spodni i wrzuciłem jak bądź bieliznę. Dodałem też ładowarkę do telefonu z komody i zamknąłem torbę. Zabrałem drugą torbę i wbiegłem do pokoju Liam'a, który teraz zajmowała Eve. Wszystko co miała wrzuciłem do torby, robiąc mały pakunek. Zabrałem torby na dół i rzuciłem je na podłogę pod stopy Zayn'a.

–Nie wyleczyłeś się do końca. Nie będziesz walczył. Może i cię teraz nienawidzę, ale jesteś moim pieprzonym bratem– przecisnąłem przez zęby. –Kiedy dziewczyny wejdą do domu, od razu je stąd wywieziesz. Nie wiem gdzie, zdaje się na ciebie.

–Tak jest–odpowiedział poważnie.

–Ufam Ci, Zayn–dodałem odpowiednio akcentując zdanie. –Nie chcę tego żałować.

Chłopak bez słowa zaniósł torby do swojego samochodu i odpalił go.
Dziewczyny wpadły do domu kilka minut później.

–Landon! – Tessa rzuciła mi się na szyję, odrzucając torby z zakupami na podłogę. Dyszała nieziemsko.

–Nie ma czasu, skarbie. Zabierzesz Eve i wyjedziecie z Zayn'em. Tu masz pieniądze–
wcisnąłem w jej rękę wszystkie dolary z mojego portfela, które stanowiło ich nie więcej niż siedemset, ale musiało im to wystarczyć.

–Landon, tak strasznie cię przepraszam..– płakała Eve, rzucając się na kolana.

–Nie maż się, Eve. Teraz nie ma na to czasu, zaczęliśmy walkę– powiedziałem podnosząc ją na nogi. Starłem jej łzy z policzków i poprawiłem włosy.– Obiecałem, że nic ci się nie stanie, a musisz wiedzieć, że ja zawsze dotrzymuje słowa.

–Jesteś pewny, że to dobry pomysł?– zapytał Niall, stając obok Tess i przytulając ją do swojego boku.

–Lepszy niż zostawienie ich tutaj. Jedźcie już i miejcie zawsze naładowane telefony. Ładowarka jest w torbie–pocałowałem Tessę mocno, spoglądając jej chwilę głęboko w oczy.
–Nie pozwolę żeby coś znowu ci się stało, skarbie.

–Uważaj na siebie –szepnęła ścierając łzy. Potem wyszli z Zayn'em.

Miałem dziś jeszcze wrócić do Austin'a do Kalifornii. A tymczasem na jednym problemie wyrosły mi trzy kolejne.

*

–Nie wracam– powiedziałem do słuchawki.

–Nie taka była umowa–Austin parsknął śmiechem.

–Co więcej, potrzebuję cię tutaj– wyobraźcie sobie jak cholernie ciężko było mi prosić go o pomoc. Ale musiałem schowac dumę do kieszeni jeśli chodziło o życie Tessy. I moje.

–Mój braciszek potrzebuje mojej pomocy? Toż to niespotykane!– zaśmiał się perfidnie. –Nie będę mówił, że chciałbym Ci pomóc, bo nie chciałbym. Ale nawet jeśli bym chciał, to i tak bym Ci nie pomógł. Nie na tym opiera się nasza umowa.

–Lepiej znasz gości z tej pieprzonej Kalifornii i z tego głupiego klubu. Jeśli nie chcesz pomóc, powiedz mi chociaż co wiesz o Lemarck'u– warknąłem wściekły zaciskając dłoń na telefonie.

–Lemarck? Skąd go znasz?– szepnął. Jego ton głosu zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni.

–Tak jakby go zabiłem w swoim domu. A teraz jego ludzie tu są i chcą mnie dorwać.

–Coś ty zrobił kurwa!? Rozum ci odjęło!? To była jego panna, tak? Ta ktorą przyprowadziłeś do domu?!

–Tak i co z tego? Już jest moja, bo za nią zapłaciłem, kurwa–uderzyłem dłonią w szklany stolik ciesząc się że jednak nie pęk.

–Przyjadę jeszcze dziś idioto, ale tylko dlatego, że masz moje nazwisko. A zadarłeś z największym, pierdolonym mafiozem w Kalifornii, w rękach którego siedzi cały pierdolony narkotykowy biznes! Do nocy będę w Warwick.

I rozłączył się. Stałem jak osłupiały.
Zabiłem kalifornijskiego mafioza. Jego ludzie chcą mnie dopaść.
I teraz niech mi ktoś powie, że to nie jest pierdolony pech!

*

Do północy zostało czternaście minut. Chodziłem po domu jak zegarek, czekając aż mój brat wejdzie do środka. Wydeptałem już chyba ścieżkę na panelach przez moje szuranie butami, ale jedyne na czym mogłem się skupić od kiedy Austin się rozłączył to ten pierdolony, narkotykowy mafiozo.

Drzwi trzasnęły równo gdy zegar wybił północ, odwróciłem się w stronę ciężkich kroków.

–Zostawiam cię na trzy dni! A ty robisz misję samobójczą!– krzyknął Austin. –Właściwe to raczej zbiorowe morderstwo, bo wszyscy którzy z tobą pracowaliśmy zginą zaraz po tobie!

Austin wściekły oparł ręce na kanapie. Potem zmienił pozycje i tak w kółko.

–Skąd miałem kurwa wiedzieć? Myślałem, że to zwykły gość ,który ma kontakty i prowadzi burdel– warknąłem.– Żyjesz w Kalifornii tyle lat, ale nie ostrzegłeś mi z kim nie mogę zadzierać!

–Spójrz na jego pieprzone nazwisko śmieciu! BEN LEMARCK! Nic ci to kurwa nie mówi?! Nic ci nie świta w tej pierdolonej, pustej głowie?!– wrzasnął wyrzucając ręce w powietrze. –A największy w czasach historii przemyt narkotyków przez granicę?! A największa ilość sprzedanej kokainy w Kalifornii?! Nic kurwa nie wiesz?!

–Nic kurwa nie wiedziałem, bo nie raczyłeś mi kurwa przedstawić sytuacji! Przyznaj, że chciałeś żeby tak się stało! Ciszy cię to, że chce mnie teraz zabić!

–Gdyby mnie to cieszyło nie przyjechałbym tu, śmieciu. Ale nie jestem aż takim potworem i w odróżnieniu do ciebie, mnie interesuje twoje życie kurwa! Ustalmy plan działania bo sądzę, że nie mamy więcej czasu jak do jutra.

Pryznam, że stałem jak wmurowany, gdy jego słowa wbiły się we mnie jak szpilki.Ale nie miałem czasu teraz na pierdolone poczucie winy.

–Więc co mamy zrobić?–warknąłem siadając na jednym z krzeseł wokół wszystkich.

–Poddamy się. Nie możemy zrobić nic więcej.

–Znam tego Jacob'a. Spotkałem go pół roku temu. Nie jest raczej groźny– odezwałem się. Nagle przypomniało mi się coś ważnego. –Chyba, że dla ciebie.

–Dla mnie? To nie ja zadarłem z jego szefem, głupcze.

–Zabiłeś jego brata– warknąłem.– Pamiętasz tego małego chłopca, którym dostarczałeś nam wiadomość? To był mały Philip. A ten gość który przyjechał po nieżywego Lemarck'a to Jacob. Brat Philip'a.

–No to nieźle –szepnął Niall. Przymknąłem oczy.

–Dobrze żyliśmy z Jacob'em, ale tak się bał, że mu groziłeś, że uciekł od nas–dodałem. –Może nadal się ciebie boi.

–Nie utrzymywałem z nim żadnego kontaktu przez te pół roku. Jedyne co czuje to pewnie chęć mordu– prychnął Austin.

Pół roku? Minęło już prawie pół roku od śmierci małego Philip'a..

–Więc coś wymyśl!

–Sam coś wymyśl! Ty zabiłeś! To przez ciebie mamy teraz na głowie kalifornijską mafię, Landon– zadrwił.–Brawo. Jak zareagowała na to Tess? Napewno była szczęśliwa, że macie w życiu większego psychopatę niż ja!

–Zayn wywiózł ją z Warwick, nie wiem gdzie. Jeszcze się z nimi nie kontaktowałem, ale kazałem im wyjechać od razu, gdy Tessa i Eve wróciły do domu.

–Eve? Ty serio zatrzymałeś tą dziwkę?

–To nie dziwka! To dziewczyna! – warknąłem. –Przerażona, zwykła dziewczyna, która nie chciała już wracać do burdelu. Pojechała razem z Zayn'em i Tessą.

–Landon, czemu ty zawsze musisz nas wplątać w jakieś gówno?– szepnął
zrezygnowany. –Czeka nas teraz prawdziwa wojna, chłopie. To nic w porównaniu z tym co przeżyliśmy przez te cztery lata. I możesz być pewien, że nie tylko my na niej ucierpimy–dodał mierząc mnie wzrokiem. –Ale i całe Warwick.

*

Siedziałem w składzie broni i analizowałem całe swoje życie.
Zaczynając od tego, że dałem się pchnąć nożem przez co poznałem tą pieprzoną Tess i zabiłem tego pieprzonego policjanta. Zginęło wiele ludzi w tym mój najlepszy przyjaciel i była dziewczyna. Oprawcą okazał się mój nieżywy brat który jednak był żywy i który porwał moją pieprzoną dziewczynę i jeszcze jakby tego było mało, naszą mamę. Oddał mi Tessę tylko pod pretekstem wykorzystania mnie w swoim biznesie. Musiałem zostawić swoje życie i wyjechać do pieprzonej Kalifornii, gdzie przez miesiąc słyszałem Tessę tylko przez pieprzony telefon. Załatwiając kolejne pieprzone interesy poznałem pieprzoną Eve, dziwkę. Straciłem na nią pieprzone 60 tysięcy dolarów! Zabrałem do domu, moja dziewczyna prawie ze mną zerwała! Dowiedziałem się, że zdradziła mnie z moim rzekomym przyjacielem dwukrotnie! A gdy wracam do mojego słonecznego Warwick, uradowany, że widzę całą swoją rodzinę jaką mam, przychodzi ten pieprzony alfons!

Jakby tego było mało, ja to ja, więc musiałem działać spluwą zamiast mózgiem! I jak skończyłem? Z wyrokiem śmierci na wszystkie siedem osób w tym pieprzonym domu, bez żadnego planu awaryjnego, bez żadnej pomocy z zewnątrz i z poczuciem winy dziesięciokrotnie większym, niż moje ego.

Jezu Chryste.
------------
A Landon tylko chciał dobrze...
Jak wam się podoba taka ilość akcji? 😍
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro