Rozdział 29⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon

–Może powinniśmy się z nim skontaktować?–zapytałem po godzinie wysuwania wniosków z których nigdzie nie doszliśmy.

–Z kim? Z Lemarck'iem? –prychnął Austin. –Powinniśmy uciekać, zmienić nazwiska i zrobić lifting twarzy, Landon.

–Nie z Lemarck'iem. Z Jacob'em– warknąłem. Spojrzałem na Austin'a, nie wiedziałem czy wyzywa mnie teraz w myślach czy snuje jakiś plan.

–Moglibyśmy. Tylko co byś mu powiedział?

–Co MY byśmy mu powiedzieli– poprawiam go. –Zgodziłeś mi się pomóc Austin. Zapomniałeś już?

–Myślisz, że jestem taki głupi żeby iść na pogaduszki do gościa, któremu zabiłem brata? –prychnął. –Jeśli by powiedział słowo, zabiłbym jego również. Co Lemarck'owi na bank by się nie spodobało, więc odpada. Ja nigdzie nie idę.

–Nie moja wina, że wracając do żywych musiałeś zrobić wejście– warknąłem.– Zachowałeś się jak wariat robiąc te wszystkie gówna, zaczynając od tych jebanych SMS-ów, kończąc na zabiciu Liam'a. Ale uwierz, że ja będę jedynym, który się na tobie zemści.

–Już myślałem, że zapomniałeś o tamtym– prychnął przewracając oczami.

–Jesteś mi coś winny Austin. I teraz odbiorę swój dług–dodałem zaciskając zęby. To jak nieczule mówił o moim przyjacielu doprowadzało mnie do szewskiej pasji.

Jakimś cudem kłopoty nigdy nie chcą mnie opuszczać. Jeśli nie problem z pracą, to z Tessą i tak na zmianę. Pieprzona karuzela.

–Dobra. Spotkamy się z Jacob'em. Pójdę z tobą, ale tylko dlatego, że masz moją krew. Nie chcę być znany jako brat tego mięczaka co dał się zabić za dziwkę– Austin ruszył do drzwi wyjściowych. –Rusz się kurwa!

–Skąd wiesz gdzie jest? Nie będę go szukał po węchu–powiedziałem stojąc już obok niego i drzwi.

–Uwierz. Wiem.

*

Po kilkudziesięciu minutach staliśmy już pod takim klubem bokserskim, który w niektóre dni służył bardziej za klub taneczny. Bywałem tu parę razy, gdy jeszcze miałem ochotę na zabawę.

–I uważasz,że Jacob tu jest– prychnąłem.

–Tak mówi mi intuicja.

–Intuicja, Austin? Przyszliśmy tu na pieprzoną intuicję?!

–Zamknij mordę– warknął szybko przyciskając mnie do ściany. Drzwi trzasnęły ciężko kiedy ktoś wyszedł z klubu i ruszył w stronę ulicy. Musiał obejść budynek, bo znajdowaliśmy się na tyłach. –Musimy to załatwić po cichu. Jacob'a tu nie ma, ale jest ktoś kto nam pomoże. Dobrze i bez świadków.

–Oszukałeś mnie śmieciu. To tak wygląda nasza braterska współpraca?– warknąłem przyciskając jego ramiona do muru. Musiałem się powstrzymać, żeby go nie uderzyć.

–Nie potrzebuję twoich unoszeń ani szczeniackiego zachowania, jasne?!– warknął odpychając mnie na kilka centymetrów. Poprawił swoją kurtkę i znów skierował się w stronę wejścia do klubu. –Pomyśl sobie, że to nie twoje i moje życie jest zagrożone, tylko twojej małej blond suki. I weź się w garść.

Pominąłem chęć uderzenia go za nazwanie Tessy suką. I posłuchałem go, wziąłem się w garść. Weszliśmy w końcu na tyły klubu, minęliśmy pare drzwi kiedy szedłem za pewnym siebie Austin'em, który najwidoczniej wiedział gdzie szedł. W końcu zapukał w drewniane, ciemne drzwi i czekał. Minęło dużo czasu, (w zasadzie może to tylko minuta, ale dłużyła się kosmicznie) zanim drzwi przed nami się otworzyły i stanął w nich mężczyzna w koszuli, której guziki były rozpięte od góry.

–Co cię do mnie sprowadza?– zapytał.

–Możemy zająć ci chwilę? –spytał Austin. Mężczyzna kiwnął głową, weszliśmy do pomieszczenia, które okazało się biurem. Jednak nie byliśmy sami, w środku znajdowała się kobieta, zapewne prostytutka, bo była całkowicie naga. Mężczyzna usiadł za biurkiem i machnął ręką, na co kobieta od razu usadowiła się na jego kolanach.

–Słucham Austin? Rozumiem, że potrzebujesz pomocy.

–Właściwie nie ja. Tylko mój brat.

–Więc gdzie on jest?

–Witam– odezwałem się wyciągając do niego rękę. Musiałem się przybliżyć, bo przez siedzącą na jego kolanach dziewczynę, nie podniósł się, a jedynie wyciągnął rękę. –To ja potrzebuję pańskiej pomocy. Zdałem się na Austin'a, skoro jednak mnie tu przyprowadził, znaczy, że potrafi Pan robić swoje.

Nie wierzę, że mówię do gościa na Pan, ale jeśli to miało odciągnąć mnie od śmierci i zostawienia Tessy samej, mogłem się zmusić.

–Mów chłopcze. Ale.. Chyba cię znam co?

–Nazywam się Carson. Nigdy się nie spotkaliśmy, ale mógł Pan o mnie słyszeć– zaśmiałem się.

–Po pierwsze, jestem John Parker. Mów jak chcesz, ale nie na Pan. A po drugie to tak, znam cię. Przynajmniej słyszałem, że jesteś niezły– uśmiechnął się gładząc ręką ciało dziewczyny na swoich kolanach. Chyba widział jak mój wzrok powędrował tam od razu, bo zapytał:– Chcesz? – wskazując na nią.

–Nie, dzięki. Gustuje w blondynkach– odpowiedziałem zniesmaczony.– Przyszedłem poprosić o pomoc. Zadarłem w Kalifornii z jednym ponoć wpływowym tam gościem..

–Lemarck–warknął.– Co tym razem zrobił?

–Nic nie zrobił–westchnąłem krzywiąc twarz.– I już nic nigdy nie zrobi. Bo go zabiłem.

Twarz mężczyzny zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle zpoważniał, ściągnął usta i zdjął ręce z piersi dziewczyny.

–Zabiłeś Lemarck'a? – szepnął jakby ktoś miał nas podsłuchiwać.

Spojrzałem na Austin'a który tylko machnął głową żebym odpowiedział.

–Yhym– mruknąłem. To nie tak, że się go bałem, gdyby nam zagrażał Austin by nas tu nie przyprowadził ale jego zachowanie było.. Cóż, specyficzne.
Tak uważałem dopóki nie wyszedł zza biurka, głośno się śmiejąc i biorąc mnie w objęcia. Ze śmiechem pukał mnie kilka razy mocno w plecy, raz nawet podnosząc mnie w powietrze, aż wykrzyczał do nagiej dziewczyny:
–Zabił Lemarck'a!

Dziewczyna nadal tylko stała na baczność nie podzielając entuzjazmu mężczyzny. Bez grama wstydu, że całe jej ciało jest wystawione na nasze oczy...

–Jak mogę Ci podziękować?

–Nie rozumiem–jęknąłem. To był jakiś podstęp?

–Parker miał zatargi z Lemarck'iem– wyjaśnił Austin opierając się nonszalancko o biurko.– Lemarck zgarnął większość jego posesji i oczywiście kasy, z czego uznawany był za wielką sławę nie tylko w Kalifornii. Teraz kiedy nie żyje, wszystko wraca do niego.

–Kto by się nie cieszył z powrotu trzystu osiemdziesięciu milionów dolarów i ponad stu posiadłości w której każda z nich ma minimum po siedemdziesiąt tysięcy metrów kwadratowych?! –zaśmiał się zacierając ręce a potem klaszcząc w nie. –Amando podejdź –zawołał dziewczynę zdejmując znów swój pasek. –Kiedy jestem szczęśliwy, po prostu muszę.. Usiądźcie sobie na kanapie, to zajmie chwilę.

Nie chciałem mu się sprzeciwiać, w końcu zdecydował mi się pomóc, mogłem parę razy wykonać kilka jego poleceń, ale kiedy dziewczyna położyła się na plecach a on po prostu, bez wstydu zaczął ją pieprzyć na moich oczach, miałem ochotę zwymiotować.

–Wychodzę– mruknąłem mijając Austin'a.

–Idź. Ja skorzystam–odpowiedział.

Zamknąłem za sobą drzwi i usiadłem na podłodze w korytarzu, z którego i tak cholernie dobrze było słychać jak dziewczyna jęczy i krzyczy, a Parker mówi jak ma się ułożyć by mógł wejść głębiej. Miarka się przebrała gdy jęki ustały tylko po to żeby Austin zaczął krzyczeć ile musiała mieć w sobie już mężczyzn, że taka jest luźna.

Myślałem że serio się zrzygam.

Minęło dwadzieścia minut, może trzydzieści kiedy wyszedł po mnie Austin.

–Żałuj, że nie skorzystałeś.

Wszedłem do środka widząc znowu jak kobieta siedzi uśmiechnięta na kolanach Parker'a. Jak nisko trzeba upaść żeby cieszyć się z takiej pracy?

–Wracając– odezwał się Parker więc przeniosłem na niego wzrok. Jedną swoją reką mieszał pomiędzy kroczem rozkraczonej na nim kobiety, a ta wyglądała jakby dostawała drgawek.–Pomogę Ci z wdzięczności. Oczywiście, podam ci zaraz rejestr. Będziesz mógł wybrać jedną z kobiet na całą noc. Za darmo– facet wyjął z biurka segregator ręką która nie była zajęta pochwą dziewczyny i rzucił mi go

–Nie chcę nadużywać Pana dobra– warknąłem. –Potrzebuje tylko pomocy w pozbyciu się Jacob'a. Mogę nawet zapłacić tylko proszę podać sumę.

–Bracie! –krzyknął Parker wstając od dziewczyny która stanęła na baczność w kącie. –Jestem twoim dłużnikiem za pozbycie się tej kupy gnoju. Ale musisz wiedzieć, że on ma pod sobą tylu ludzi, że nie łatwo będzie pozbyć się wszystkich.

–Co to znaczy? –zmarszczyłem brew.

–To znaczy, że będziemy potrzebowali więcej osób niż nasza trójka.

–Posiadam jeszcze trzy osoby. Są ze mną w zespole, całkowicie można im ufać i są już wdrążeni w temat.

–Spotkajmy się tu dziś wszyscy o dwunastej w nocy. Klub jest wtedy otwarty, ale swobodnie będziemy mogli pogadać. To wszystko na teraz. Do zobaczenia chłopaki.

I jak gdyby nigdy nic przełożył sobie dziewczynę przez ramię i pierwszy wyszedł.

–Fajny gość–sarknąłem wychodząc z budynku.

–Żałuj, że do nas nie dołączyłeś. Dziewczyna była luźna, ale język miała obłędny–rozmarzył się gdy wsiadaliśmy do auta.

–Wiedziałem, że jesteś pojebany ale żeby ruchać jedną laske z drugim facetem w tym samym czasie to poniżej pasa. Przysięgam, że prawie się zrzygałem na tym korytarzu.

–Może mógłbyś tego spróbować– zaśmiał się. Spojrzałem na niego gdy wyjeżdżaliśmy na drogę która miała zabrać mnie do domu. –No wiesz.. Ty, Tess, Zayn.

–Jeszcze słowo–warknąłem. Chłopak śmiał się długo aż zamilkł. A mi z głowy nie mógł wyjść obraz Tessy siedzącej na biurku z Zayn'em pomiędzy swoimi nogami.

*

Weszliśmy do domu. Tessa od razu przybiegła, jakby stała z uchem przy ścianie i czekała aż trzasną drzwi. Objąłem ją od razu kiedy weszła do salonu reszta.

–I co?– spytał Niall. – Udało się?

–Tak. Zgodził się.

–Oh żałujcie, że tego nie widzieliście! Jak Landon z Parkerem posuwali na biurku jedną blondynkę która paradowała naga po biurze! – krzyknął Austin idąc do kuchni jak gdyby nigdy nic. Jakby to wcale nie on posuwał dziwkę.

–Phi. Jesteś popieprzony. Nikogo nie posuwałem, wyszedłem od razu z tego cholernego pokoju jak zaczęliście pierdoloną orgie, świrze–warknąłem zniesmaczony, że powiedział to przy Tessie.

Usiedliśmy wszyscy na kanapie, widziałem jak Tessa lekko się ode mnie odsuwa. Jeśli mu uwierzyła...

–Co dziś robiliście? –zapytałem.

–Czekaliśmy na ciebie i tyle– zaśmiał się Niall.

–A ty, Eve?–zwróciłem głowę w jej stronę, która siedziała zmieszana daleko od nas. Na swoje imię jednak podniosła na mnie swój wzrok.

–Yy też. Czekałam na ciebie. Bo.. Chciałam z tobą porozmawiać– szepnęła. Naprawdę szepnęła, przysięgam, że gdybym siedział pół metra dalej to bym jej nie usłyszał.

–Co się stało?– zapytałem marszcząc brwii. Eve rozejrzała się po wszystkich i znów spuściła wzrok. – Zaraz wrócę– szepnąłem do Tessy, całując ją w czoło i wstając. Złapałem Eve za rękę i zaprowadziłem do kuchni. –Co się stało?

–Sprawiłam Ci dużo problemów, Landon. Zdecydowałam, że wrócę do instytucji, a wtedy ludzie Lemarck'a dadzą wam spokój–powiedziała na jednym wdechu. –Dziękuję za pomoc, ale już mi jej wystarczy.

–Hola hola–złapałem ją w ostatnim momencie i szarpnąłem lekko do siebie.– Zapomniałaś, że należysz do mnie?– zaśmiałem się.

–Nie zapomniałam. Po prostu uważam, że przysporzyłam Ci problemów z Tessą, potem jeszcze z Zayn'em, z Lemarck'iem a teraz aż udałeś się do kogoś jeszcze wyższego...

–Nigdzie nie idziesz–zaśmiałem się.– Dopóki nie pozbędę się ludzi Lemarck'a mieszkasz ze mną, kiedy już oni nie będą stanowić zagrożenia, znajdę ci mieszkanie gdzie i jakie będziesz chciała. Okej?

–To nadużycie twojej pomocy..

–Ale to moja pomoc więc ja decyduję ile jej nadużywam. Okej?– dziewczyna ściągnęła usta w jeden kąt i spojrzała na mnie smutno. –Mam zawołać Tessę żeby cię przekonała? Uwierz nie chcesz tego– zaśmiałem się.

–Dobrze, Landon. Dziękuję Ci za to wszystko, ale kiedy już będę mogła, jestem zobowiązana ci się odwdzięczyć.

–Pomyślimy–zaśmiałem się ciągnąć znowu dziewczynę za rękę do salonu gdzie siedzieli wszyscy.
Znów się zagapiłem, puściłem rękę Eve dopiero kiedy wzrok wszystkich spoczął na nich.

–Nasze gołąbki wróciły– zaśmiał się Austin. –Cóż, podręczyłbym was jeszcze, ale cholernie spodobała mi się cipka jednej z pań. Wrócę do niej– i wyszedł trzaskając drzwiami.

–Kutas– szepnęła Eve. –Nie znoszę go.

–Nie tylko Ty– powiedziałem jednocześnie razem z Niall'em i Harry'm na co głośno się zaśmialiśmy. Tess i Zayn mieli ściągnięte miny.

*

Gdy wybiła północ, wchodziliśmy właśnie wszyscy do klubu John'a Parker'a. Byłem strasznie zniesmaczony, że jest tu z nami Tessa i Eve, ale umowa to umowa. A dziewczyny też miały mieć w tym swoją rolę. Zapukaliśmy do drzwi jego biura i czekaliśmy aż krzyknie, że możemy wejść.
Błagam nie ruchaj panienki na biurku bo się zrzygam.

–Wejść!!

Po kolei weszliśmy do biura, ja trzymałem Tessę za rękę, chociaż i Eve była bardzo blisko mnie. Parker na szczęście był ubrany, ale na skórzanej kanapie siedziała ta sama dziewczyna, tak samo ubrana czyli nago.

–Mój ulubiony chłopak! Witaj Landon! –krzyknął wychodząc zza biurka. Uścisnąłem jego dłoń, na chwilę puszczając rękę Tessy. – Przyprowadziliście dla mnie towar? To miłe, ale mówiłem, że nie chcę nic w zamian. Ta blondynka się jednak nada.

Przysięgam, że gdyby nie powaga sytuacji w pozbyciu się ludzi Lemarck'a, rozszarpałbym chujowi gardło. Ale zamknąłem oczy i policzyłem do trzech.

–Nie radzę tak mówić. Zwłaszcza o tej niziutkiej, bo Landon ma problem z panowaniem nad gniewem– zaśmiał się Austin. John zmierzył mnie wzrokiem.

–To moja dziewczyna–warknąłem przytulając do siebie Tess.– A to znajoma. Okaż szacunek.

–Wybacz, Landon. Mój błąd. W takim razie rozumiem, że one też biorą udział w pozbyciu się ludzi Lemarck'a.

–Mieliśmy się spotkać wszyscy. Więc jesteśmy tu wszyscy, których dotyczy sytuacja– dodałem. –A teraz mów jaki masz plan, bo skoro nas ściągnąłeś to jakiś masz.

–Miałem–zaśmiał się wstając od biurka.– Ale kiedy je zobaczyłem przyszedł mi do głowy drugi.

–Nie marnuj mojego czasu Parker– warknąłem. –Gadaj.

–Możemy ich użyć. Nowe, nie znane w okolicy, ładne. Będzie na nie popyt. Sam pomyśl, Landon–zaśmiał się John. –Kto nie chciałby przelecieć takiej dupy?

Niall i Harry musieli mnie trzymać we dwóch, kiedy rzuciłem się z pięściami na Parker'a. Brakowało mi kilka centymetrów żebym zacisnął swoje ręce na jego parszywej szyi.

–Kurwa nie o to mi chodziło! Chodziło mi bardziej, że można wystawić je ludziom Lemarck'a, podczas gdy ktoś z nas zajmie się jego komputerem i zgramy z niego listę osób z którymi pracuje –przewrócił oczami. – Jest nam potrzebna pełna lista, dobrze to wiesz. Jeśli zabijesz jednego, przyjedzie kolejny i tak w kółko. Dlatego zabijemy wszystkich z listy i po kłopocie– klasnął w dłonie.

–Ilu ich jest? Tych jego ludzi? –zapytał Harry.

–Nie wiadomo dokładnie. Ale dziesięciu minimum. Może dwudziestu, trzydziestu–odparł John.

–Kurwa, malutko–zironizował Niall.

–Nie mamy innego wyjścia– powiedziałem zdecydowanie. – Musimy pozbyć się każdego po kolei, a skoro sam Lemarck nie żyje sprawa jest ułatwiona.

–I chcesz zabić trzydziesci osób, Lando? Od tak? Razem z Jacob'em? – szepnęła Tess. Widziałem to przerażenie w jej oczach, stres jaki trząsł jej rękoma i zmarszczki jakie tworzyły się jej policzkach kiedy ściągała usta.

–Nie chcę, Tess. Ale muszę. Albo my ich albo oni nas – szepnąłem.

–Zawsze znajdujesz takie rozwiązanie które łączy się ze śmiercią– prycha.– Wszystko przez ostatnie pieprzone pół roku łączy się ze śmiercią– warknęła i wstała. Potem wyszła z gabinetu trzaskając za sobą drzwiami.
Wstałem od razu chcąc za nią pobiec, ale John mocno złapał mnie za łokieć.

–Jest bezpieczna. Nie wyjdzie sama z lokalu, a wszędzie są ochroniarze. Nikt jej nie tknie, a ty musisz zostać i musimy omówić ten pieprzony plan. Mamy coraz mniej czasu– powiedział.

–Omówcie go beze mnie–warknąłem wyszarpując rękę z uścisku tylko po to, żeby złapał mnie drugą ręką.

–Albo zostajesz albo wycofuje ofertę i możesz zabierać swój żałosny tyłek– warknął tak samo jak ja. –Mam co robić uwierz i nie muszę zajmować się bandą dzieciaków, zwłaszcza, że zabiliście Lemarck'a nie z mojego rozkazu.

–Landon, zostań. Ja jej poszukam– powiedziała Eve. Przysięgam, że zapomniałem, że w ogóle tu jest. –I przyprowadzę z powrotem, żebyście powiedzieli nam naszą część planu– przechodząc, dziewczyna smutno się do mnie uśmiechnęła i złapała za lewe ramię. Skinąłem głową, zgadzając się chociaż nie chciałem i obserwowałem jak dziewczyna opuszcza pomieszczenie. Zdawałem sobie sprawę, że żadna z nich nie była bezpieczna w lokalu, pokroju burdelu, z setką napalonych kutasów, ale wierzyłem, że dadzą sobie radę jeśli coś się stanie.

–Wracając– John znów zwrócił na siebie naszą uwagę. –Potrzebujemy ofiary. Musisz się zgodzić żeby to była Tessa, chyba, że wprowadzisz w temat kolejną laskę– przewrócił oczami.

–Nie pozwolę żeby spotkało ją coś złego. Nie zrobię z niej przynęty– warknąłem spoglądając na Austin'a. Pomyśleliśmy o tym samym, różnica taka, że Austin się zaśmiał, a mi z uszu wyleciał dym wściekłości.

–Pozwólmy, żeby Tessa sama zdecydował– powiedział.

–Widzisz ją tu kurwa?! Już zwiała od tej chorej sytuacji! Za żadne skarby nie zgodzi się żeby udawać prostytutkę, kiedy nawet nie jesteśmy pewni, że Lemarck będzie ją chciał.

–Stary każdy by ją chciał–  zaśmiał się Austin. –W tym pomieszczeniu np już chcą jej wszyscy.

–Jeśli się nie zamkniesz, uciszę cię w inny sposób– warknąłem zaciskając pięści na jego koszulce.

–Zapominasz kto pomaga ci w tym gównie choć nie musi? – warknął układając swoje dłonie na mojej koszulce.

–Robisz to tylko dlatego, że sam jesteś zagrożony śmieciu. Zniszczyłeś mi ostatnie pół roku pieprzonego życia i myślisz, że wierzę ci, że tak po prostu pomagasz mi z dobroci serca? Nikt w to nie wierzy–prychnąłem odrzucając go w tył. Austin chwilę się nad czymś zastanawiał po czym zaśmiał się jak to ma w zwyczaju i podniósł ręce do góry.

–Okej. W takim razie ja wypadam– prychnął. Odwrócił się ku wyjściu. – Do zobaczenia–mruknął i wyszedł.

Po prostu wyszedł.

Kurwa on naprawdę wyszedł.

–Brawo, Landon–prychnął Harry.– Nawiązałeś w końcu normalny kontakt z bratem, sprawiłeś, że nie chce nas już wszystkich pozabijać i chciał nawet pomóc! A teraz go odprawiłeś!

–Nie sądziłem, że obrazi się jak dziewczynka!– krzyknąłem na swoją obronę.

–To nie ważne! Potrzebujemy go. Dobrze to wiesz.

–Zgadzam się z chłopakiem. Austin umie dużo, jestem pewny, że nie pokazał wam chociażby połowy swoich umiejętności –mruknął z uznaniem John.

–Nie przeproszę go– prychnąłem. Chłopcy wiedzieli, że nie ma mnie co przekonywać, jedyna osoba, która mogła mnie przekonać, wybiegła stąd kilka minut temu. –A teraz sory, ale muszę znaleźć Tessę.

–Landon–zatrzymał mnie John. Spojrzałem na niego przez ramię.– Wolisz mieć przez kilka dni urażoną dumę czy swoją dziewczynę w burdelu albo zgwałconą na śmierć razem z jej koleżanką prostytutką? Nie mówię tego żeby je obrazić, ale żeby uświadomić ci, że Lemarck się nie cacka–nabrał powietrza. –To nie człowiek, który zastanawia się dwa razy.

–Przeproś Austin'a. Potem wdrożymy plan w życie. No już! –krzyknął Niall.–My jeszcze dogadamy szczegóły.

*

Wcale nie było łatwo znaleźć Tessę, Eve czy nawet Austin'a którego właściwie to nie szukałem, pośród przybyłych ludzi. W kilku salach dziewczyny odbywały prywatne tańce dla mężczyzn, jeszcze w innych prowadziły striptiz, a w kolejnych.. Nie chcę nawet mówić co widziałem.

Przeszedłem cały klub, w ciągu trzydziestu minut nie znalazłem ani Eve, ani Tess ani nawet tego gnojka Austin'a.

Musiałem zapalić. Dawno nie przyjąłem porządnej dawki nikotyny dla relaksu, ale dziś mam ochotę wypalić całą paczkę. Skierowałem się do wyjścia, wcześniej pytając ochroniarza gdzie znajdę drzwi. A gdy popychałem już metalowe drzwi po ponad czterdziestu minutach błąkania się po tym zakurwiałym syfie, w końcu poczułem powietrze i usłyszałem powiew wiatru. Jednak wiatr nie był jednym co słyszałem..

–Landon ci na to nie pozwoli. Zdążyłem zauważyć, że ma pieprzoną obsesję na twoim punkcie.

–Będzie musiał jeśli nie chce żeby cała nasza szóstka została zapakowana w czarne worki albo wrzucona gdzieś do rzeki– prychnęła.–On jest taki cholernie dumny, wiesz? Nigdy nie pozwala mi pomóc. Kiedy staraliśmy się namierzyć ciebie no wiesz, wtedy co miałeś waszą mamę, zrobił taką awanturę, że cały pokój był zdemolowany.

–Dziwisz mu się, że nie chciał cię wysłać do psychola, który udawał martwego przez kilka lat a potem przez kilka tygodni mącił wam w życiu? –zaśmiał się. Co mnie zdziwiło jego śmiech był czysty, nie sarkastyczny

–Nie. Nie dziwię mu się, ale wkurza mnie to nie że próbuje wszystko kontrolować. Zapomina, że nie jest niepokonany i boję się, że kiedyś to go zgubi – dodała już ciszej.

–Zdradzę ci sekret–powiedział Austin. Zdążyłem zaciągnąć się papierosem aż trzy razy zanim znów się odezwał.
–Wcale nie chciałem skrzywdzić żadnego z was. I zabrzmię idiotycznie mówiąc, że przypadkiem zabiłem Liam'a, ale tak było. Wiesz jak to jest być zapomnianym? Zostawionym na pastwę samemu sobie? Gdy byłem w szpitalu przysiągłem sobie zemstę. Cholernie dobrą zemste i uwierz, że nie chcesz nawet słyszeć co zaplanowałem, ale kiedy znów zacząłem go obserwować.. Zobaczyłem jak pracuje, co robi się czym się zajmuje i jak dobrze mu to idzie..–westchnął.–Byłem z niego dumny. Potem poznał ciebie. Od razu w mojej głowie zapaliła się żarówka– zaśmiał się. –Pomyślałem, że poczekam aż się zakocha, a potem po prostu cie mu zabiorę, ale wtedy przypomniałem sobie Kate. Stwierdziłem, że to będzie lepsze..

–Do czego zmierzasz? –przerwała mu.

–Zmierzam do tego, że wracając tu do miasta, miałem w głowie wieloletni plan zaprojektowany na zniszczenie mu życia–westchnął.–A teraz już nie umiem tego kurwa zrobić, bo ciągle nawiedzają mnie te pieprzone myśli, że to jednak mój brat. Że to z nim zrobiłem swoje pierwsze zlecenie i to z tymi chłopakami chodziłem na akcje zanim jeszcze powinniśmy zacząć pracować w tym szajsie. Któryś z chłopaków powiedział o Tobie kiedyś, że budzisz w Landonie uczucia–zaśmiała się. –Ja jednak uważam, że budzisz emocje w nas wszystkich. A mi osobiście się to nie podoba, wolałem nie czuć.

–Austin.. Nasza znajomość zaczęła się burzliwie, ale pomagasz mi. Pomagasz nam, a nie ma dobra większego niż własnowolna pomoc.

–Właśnie dlatego pomogę teraz tobie i namówie cię do odmowy tego zlecenia. Znajdę inne laskę, która się podłoży– zaproponował.

Austin robi to.. Dla mnie? I dla Tessy? Chwila. Austin jednak ma inne uczucia niż nienawiść i chora satysfakcja z bólu?

–Teraz już rozumiem ,że chcesz nam pomagać. Ale oboje dobrze wiemy, że nikt inny się na to nie zgodzi– zaśmiała się. –Spójrz, już raz przecież byłam ofiarą– i zaśmiali się razem. Czysto, przyjaźnie zaśmiali się oboje. – Jestem twardsza niż myślisz. Dam radę.

–Wiem ,że dasz radę Tesso, zauważyłem, że masz większe jaja niż nie jeden facet–zaśmiał się. –To nie o ciebie się boję, tylko o Landona.

–O mnie mówiłeś? –wkroczyłem, udając, że nie słyszałem nic, prócz ostatniego zdania. –Czemu boisz się o mnie?– stanąłem obok Tessy obejmując ją ramieniem.

–Bo jesteś pizdą i obawiam się, że zostaniesz zabity prędzej niż uda nam się pozbyć Jacob'a i całej reszty, która przyjedzie mu jako eskortą– przewrócił oczami.

–To słodkie, niemalże pomyślałem, że ci na mnie zależy– prychnąłem z sarkazmem obejmując Tessę ręką na ramionach. Ruszyliśmy z powrotem do klubu. Gdy otworzyłem dziewczynie drzwi, złapałem Austin'a za łokieć. Zmierzył mnie wściekłym wzrokiem. –Dziękuję.

–Za co?

–Słyszałem wszystko. Stałem za drzwiami–szepnąłem. Chłopak od razu wydawał się zmieszany bo uciekł ode mnie wzrokiem. –Nie będę rozpowiadał, że jesteś ckliwy romantyk nie bój się–prychnąłem. – Po prostu dziękuję, Austin.

–No, w końcu jesteśmy braćmi– odpowiedział z tym swoim cwaniackim uśmiechem. Objął mnie na ramionach i wepchnął do środka. Przepychaliśmy się kilka razy na korytarzu.

–Żałuję, że nie wróciłeś do mnie wcześniej–powiedziałem zanim mogłem pomyśleć jak to brzmi. Austin jednak nie przyjął tego źle.

–Żałuję, że mnie nie chcieliście– dodał i uciął temat.

Weszliśmy znów do gabinetu John'a, gdzie wszyscy, dosłownie wszyscy zmierzyli nas uniesionymi brawiami i ustami złożonymi w kształt litery 'o'.
W końcu złamałem zasadę nr 1. Nigdy nie spoufalaj się z wrogiem.
Ale czy Austin był kiedykolwiek moim wrogiem? Może po prostu nasza partia była rozegrana złymi kartami?

–Zgadzasz się, Tess? –zapytałem wracając do tematu. –Zrobisz to?

–Zrobię–powiedziała zdecydowana.

–Dobrze więc, załatwię Ci nadajnik żebym wiedział gdzie jesteś, na wszelki wypadek– prychnąłem w stronę Austin'a na co ten się zaśmiał głośno.–Może kolej tysiąc dolarów nie pójdzie się jebać w ciągu dziesięciu minut.

–Wy żartujecie ze sobą?– zapytał Niall unosząc brew. Widziałem jak spojrzał na Tess, a Tess na niego. Potem wzrok wszystkich znów był utkwiony we mnie. –Nie chcecie już sobie poderżnąć gardeł?

–Mam chęć aczkolwiek najpierw wypełnijmy zadanie–prychnąłem stając obok Tessy i obejmując ją ramionami. –Napewno chcesz to zrobić? Mogę znaleźć kogoś innego? Możemy zapytać Eve czy się zgodzi. Albo Lisę.

–Nie. Eve uciekła stąd bo się boi, nie mieszajmy jej w to już. Proszę. Ja to zrobię.

–Dobrze. Ale dostaniesz nadajnik, mikrofon, będziesz miała pluskwę żebyś słyszała co do ciebie mówię i jeden z nas będzie cię obserwował– wyrecytowałem. Wszyscy dosłownie wszyscy prócz Parker'a zaśmiali się na moje zasady.

–Tak jest, kapitanie–odpowiedziała uśmiechając się do mnie szeroko zanim złapała moje policzki.– Z Panem na pokładzie nawet sztorm mi nie straszy.

Pocałowałem ją w czoło. Jak to możliwe, że cały mój świat mieści mi się teraz w ramionach?

–Poszukajmy Eve– mruknął Zayn po chwili i rozdzieliliśmy się żeby znaleźć dziewczynę. Klub był spory, zwłaszcza dla kogoś kto go zna dogłębnie.
Boże, ale znalazłem sformułowanie...

Znalezienie Eve w tych tysiącach par pokoi graniczy z cudem. A więc gdy wybiła godzina równo druga trzydzieści w nocy zrezygnowani wszyscy spotkaliśmy się w znów obok wejścia do lokalu.

–Nie możemy jej tu zostawić–jęknęła Tess. –Jeszcze spotka ją coś złego..

–Nie zostawimy, po prostu... Myślmy jak ona. Gdzie byś się schowała Tess?

–Gdzieś gdzie byście mnie nie znaleźli. Albo nie spodziewali się, że jestem.

–Tesso sprawdź łazienkę. A my zaczekamy tutaj– zaproponowałem. Dziewczyna skinęła głową i ruszyła w stronę krótkiego korytarza z drzwiami na samym początku.– Tylko bez żadnego szybkiego numerku z jakimś bogatym przystojniakiem!– zaśmiałem się.

–Nie obiecuję!–usłyszałem.

–Kiedy to się zrobiło takie pojebane– westchnąłem opierając się o ścianę, jak reszta chłopaków.

–Kiedy postanowiłeś, że znajdziesz kogoś kto może odziedziczyć nasze problemy–zaśmiał się Niall, a reszta z nim. Nawet Austin.

–Nigdy nie chciałem żeby jakikolwiek mój problem jej dotyczył– zmieszałem się

–Cóż, ale teraz Tessa jest jednym z nas.

–Ha! No nie wierzę–krzyknął Zayn.– Już widzę ten artykuł w telewizji ''Najnowsza kobieta gangster zajmująca się nielegalną działalnością, po raz kolejny wywinęła się od lat spędzonych w areszcie. Jej grupa gangsterska popełnia kolejne zbrodnie za jej zgodą. Więcej w wiadomościach po 19.00''–wyrecytował głosem redaktora z telewizji udając, że trzyma w dłoni mikrofon. Każdy dosłownie zwijał się ze śmiechu, chociaż sytuacja wcale nie była tego warta. Ale chyba każdy z nas tego potrzebował. Nawet Austin, który trzymał się za brzuch.

–Mówiłem już Landonowi, że powinien wymienić któregoś z was na Tessę. Ma dużo większe jaja niż wy– prychnął. Wszyscy znów się zaśmialiśmy.

Nie sądziłem, że kiedyś doczekam tego momentu, moi przyjaciele, mój brat i ja rozbawieni po uszy, mówiąc o mojej dziewczynie.
Brakuje tylko jednego członka rodziny. Ale za to Austin jeszcze srogo zapłaci, Liam. W końcu ci to obiecałem.

*

Okazało się, że Eve była w łazience i dlatego Tessa spędziła tam pół godziny. Kiedy wsiadaliśmy w auta już wszyscy razem, posłałem im uśmiech.

–To będą dobre dni–powiedziałem choć chyba tak cicho, że jedynie ja mogłem je usłyszeć.

W domu już nikt nie bawił się w prysznic i te sprawy. Austin zajął jedną z gościnnych sypialni i też został, w końcu było już ostro po trzeciej w nocy. Co ja mówię... Było dziesięć minut po czwartej!

Jestem pewny, że wszyscy tak samo jak ja, rzucili się w ubraniach na łóżko i nie zdążyli doliczyć trzeciej owcy, gdy wpadli w objęcia Morfeusza.

-----------------------------------------------------
Jako ,że jutro mam kolejny dzień próbnych matur, dziś zamiast nauki jest dokończony rozdział 🤣
Nie wierzę że to już #29! 🥰
Ale się porobiło co? Myślał ktoś, że Austin jednak nie jest taki zły?
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro