Rozdział 5⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Tess

Kiedy zostało mi zaledwie parę skrętów żeby znaleźć się pod domem, Landon wyciągnął papierosa z paczki. Wsadził go sobie do ust i odpalił, jednocześnie otwierając okno. Moje życie było jedną, wielką, pieprzoną karuzelą.

–Mógłbyś to zgasić? Drażni mnie ten zapach–mówię. Bierze kolejny buch i wypuszcza go w moją stronę.

–Ten zapach? –pyta śmiejąc się cicho.

–Skurwiel.

– Jesteś coraz śmielsza. I znajdujesz na mnie coraz to nowsze określenia– prycha. –Chcesz żebym znalazł tyle sposobów na uśmiercenie cię?

–Przestań pieprzyć. Nie uszłoby ci to na sucho–prycham.

"Rozmowę" przerywa nam telefon Landon'a, wydający z siebie głośny dźwięk przychodzącego połączenia.

–Co jest?!– pyta gdy odbiera.– Niedaleko–z kim rozmawia? – Mogę być na już, powiedz co jest grane?... Jadę –i się rozłącza. –Niestety twój powrót do domu trochę się przeciągnie–mówi zawracając na całej szerokości drogi.

–Gdzie jedziemy?

–Nie zadawaj pytań, nie odzywaj się i trzymaj się mnie. Rozumiesz?

–Przerabialiśmy to– prycham przewracając oczami.

–Sam również nie chcę żebyś tu była, więc nie bądź suką i nie utrudniaj sytuacji jeszcze bardziej, Tess–mówi poirytowany. – Ostatni raz zgódź się robić to co mówię, a kiedy skończymy odwiozę cię do domu i więcej się nie spotkamy.

–Dobra, ale pod warunkiem, że powiesz mi kto dzwonił–zgadza się.

–Dzwonił Liam.

–Po co?

–Powiedział, że jestem potrzebny w terenie. Przez to, że byłem z tobą, pojechali załatwić sprawę sami i teraz mają mały problem–wzdycha.– Nie mogę Ci więcej powiedzieć. I tak zostaniesz w aucie i będziesz czekać aż wrócę.

–Z iloma osobami pracujesz?

–Z tymi których poznałaś w barze. Z Zayn'em, Liam'em, Harry'm i Niall'em. Nie pytaj o więcej, bo nic więcej ci nie powiem, to i tak zbyt dużo informacji jak dla ciebie.

Nie naciskam na więcej, sama również nie chcę wiedzieć o niczym co dzieje się w jego życiu, myślę, że mogłabym znieść to niedobrze. Cóż, jeśli całe jego życie polega na włamywaniu się do czyichś domów z raną w brzuchu, zabijaniu policjantów i uciekaniu z pościgu, to naprawdę nie chcę słyszeć tej telenoweli.

Dojeżdżamy pod jakiś adres, nie jest to ta okolica w której była niedawna impreza, nie jestem pewna czy jesteśmy nawet blisko. Landon wysiada z samochodu, nie rozkazuje mi zostać więc podejrzewam, że mogę wyjść. Waham się jednak.
Widzę jak chłopak nerwowym gestem podchodzi do czterech innych chłopaków stojących przy aucie. Widzę jak rozmawiają, wtrącając gdzieniegdzie jakieś gesty, ale nie krzyczą, więc nie mogę usłyszeć żadnego słowa. W pewnym momencie jeden z nich wskazuję na samochód w którym siedzę, Landon odwraca się by na mnie spojrzeć i przez chwilę nasze spojrzenia się spotykają. Zanim każdy się odwraca i znowu pochłania ich żywa rozmowa.

*Landon

–Z niczym nie umiecie sobie poradzić sami–warczę.

–Od tego mamy ekipę żeby działać ekipą! Nie będziemy odwalać całej brudnej roboty gdy ty się wozisz z Panną! –krzyknął Liam.

–Nie wożę się z żadną jebaną panną. Skończyłem z nią i właśnie odwoziłem ją do domu, żeby nie szła do niego na pieszo– prycha.

–A co cię obchodzi czy by szła na pieszo czy nie? –prycha tak samo spoglądając na auto.

–Może i jestem gangsterem, ale mam trochę serca. Nic mi nie zawiniła, wręcz jestem jej dużo winny za opatrzenie rany i nie wydanie mnie psom.

–Nie wydała cię psom, bo jednego zabiłeś w jej domu–zauważa Harry.

–A co ją powstrzymywało od pójścia na komisariat, Sherlock'u?! Taki jesteś mądry to sam mogłeś się nią zająć a nie wszystko spływa na moją pieprzoną głowę.

–Lepiej zajmijmy się obecną sprawą. Zanim dojedziemy do magazynu minie 20 minut–zauważa Niall. Słusznie.

–Musimy tam być najszybciej i zwinąć cały sprzęt. A mamy tylko twoje auto i furgonetke, cholera!

–Zmieści się–uspokajam ich. –Przecież przywoziliśmy samą furgonetka, a dowoziliśmy zaledwie kilka skrzynek. To nie cały magazyn broni tylko ze trzydzieści zestawów.

–Lepiej żebyś miał rację, bo to co się nie zmieści załaduje Ci do dupy– mówi Liam. Mimowolnie się śmieję.

–Kurwa–momentlanie uderzam się w twarz. –Przecież muszę ją odwieźć do domu, nie zdążę dojechać do niej, zawrócić i dojechać do magazynu w trzydzieści minut. Kurwa!

–Damy radę sami, Landon.

–W tym sęk, że nie dacie–łapię się z frustracją za włosy i myślę. Myślę aż czuje, że dym leci mi z głowy i jedyna logiczna myśl jaka przychodzi mi do głowy, to myśl która mi się nie podoba. Chłopcy kiwają na mnie głową, tolerując to co wymyśliłem i wsiadają do van'a. Biegnę i wsiadam do mustanga.

–Coś poważnego? –pyta Tess.

–Słuchaj, wiem, że chciałaś ode mnie uciec na już, ale musisz wytrzymać ze mną jeszcze jeden wieczór.

–Co się stało? –jej wyraz twarzy zmienia sie diametralnie. Widzę jak kolory odpływają.

–Musisz ze mną jechać. Obiecuje, że nic ci się nie stanie, będę ciągle obok. Zresztą sytuacja nie jest poważna. Musimy tylko zgarnąć parę rzeczy z magazynu, a mamy mało czasu– powiedziałem. Obserwowałem jak Tessa przełknęła ślinę, ale po sekundzie już kiwnęła głową zdecydowana.

–Więc jedź już.

Mocna ta dziewczyna. Mocna.

Posyłam jej uśmiech, mimowolnie. Nie planowany, ale czuję się mniej zmieszany kiedy go odwzajemnia.

–Landon. No jedź już, mówiłeś, że to pilne.

Odpalam samochód i wyjeżdżam na drogę, przyciskałem pedał gazu prawieże do samego końca, dopóki nie dojechałem pod magazyn. Ustawiam się za furgonetką, przodem do wyjazdu tak jak ona i gaszę auto.

–Dobra. Nie powinno mi to zająć dużo czasu. Zostaniesz w aucie–odwracam się do dziewczyny która rozgląda się po miejscu. –Tess, słuchaj mnie do cholery!

–Słucham przecież. Mam zostać w aucie, nie to żebym chciała tam wyjść– marszczy nos patrząc na stary magazyn z odpryskującą się farbą ze ścian i wybitymi oknami.

–Schowaj się pod siedzenie. Masz mój numer i numer Liam'a–wyrywam jej telefon z rąk i wpisuję dane. –Jeśli zauważysz gliny, ludzi idących piechotą, zwykłe auto czy nawet dziwnie zachowującego się psa to dzwonisz. Okej?

–Dobrze– kiwa głową.

–Wrócę szybko. Schowaj się tak żeby nie było cię widać z zewnątrz i zamknij drzwi od swojej strony.

–Dobrze! Idź już, Landon! Macie mało czasu!

Kiwnąłem głową mimowolnie łapiąc ją za rękę. Potem złapałem broń ze schowka i ignorując wzrok dziewczyny wyszedłem z auta.

–Jesteś pewny, że chcesz ją zostawić samą na zewnątrz? –pyta Zayn zanim jeszcze dochodzimy do drzwi.

–Jestem pewny, że nie chcę jej zabierać do środka–wzdycham. Otwieram masywne drzwi i idziemy szybko na samą górę. W magazynie nie ma żywej duszy, na szczęście jeszcze nikt tu nie dotarł. Dzielimy się na dwie grupy i podajemy skrzynki pełne naboi, pistoletów i innych sprzętów do przodu , aż Niall wkłada je po kolei do furgonetki. Kiedy furgonetka jest pełna, a zostały jeszcze trzy skrzynki, nie zostaje nam nic innego jak załadowanie broni luzem do mojego samochodu.

Wynoszę z Zayn'em pierwszą skrzynkę i ignoruje wzrok Tessy, spoczywający raz na mnie, raz na broni. Wiem, że jest przerażona i wiem jak bardzo nie chce tu być. Ale doceniam, że nie robi mi o to wyrzutów i raz jeszcze w życiu trzyma swoją buzię zamkniętą.

–Tam są jakieś światła–mówi Tess kiedy wrzucam zawartość przedostatniej skrzynki na tylne siedzenie.–Policja! O Boże!

–Cholera. Nie zdążymy wrócić po ostatnią i odjechać–uderzam w samochód analizując co mam zrobić. Co mam kurwa zrobić. Ledwo zauważam ,kiedy Tess wysiada z samochodu. Szybko zdejmuje z siebie kurtkę.

–Rozedrzyj mi to– wskazuję na bluzkę i rozciera sobie coś ,co ma na oczach.

–Co?

–Rozedrzyj mi bluzkę! Nie stój tak!

Rozdzieram jej bluzkę przez środek ukazując jej stanik i ciepłą skórę która zmarznie od niższej temperatury. Tess robi coś z włosami.

–Co ty robisz Tess? Cholera co robisz!?

–Wyglądam na ofiarę niedoszłego gwałtu? – pyta unosząc ręce.

–Chcesz mnie jeszcze wplątać w gwałt!? Pojebało cię !?

–Chcę uratować twoją marną dupę, więc odpowiedź na pytanie i pośpiesz się z tym gównem, żeby nie było cię tu za pięć minut, kiedy wjadę tu z patrolem!

–Stary, ja też chcę taką dupę–mruczy któryś z chłopaków.

–Jedzcie już–mówię. –Ja zapakuje resztę luzem i dojadę–chłopcy nie zwlekali ani sekundy, wsiedli w samochód i odjechali. –Jesteś pewna że chcesz to zrobić? To karalne.

–Potrzebujesz pomocy czy nie, Landon!?– przewraca oczami i gdyby nie sytuacja, wydarłbym się na nią znów. Suka nie jest jednak taka zła, za jaką ją miałem.

–Będę czekał na SMS od ciebie. Nie zapomnij–mówię w końcu i biegnę w stronę magazynu.

*Tessa

Biegnę ile sił w stronę drogi, żeby spotkać radiowóz najdalej od magazynu. Słaba kondycja jednak na coś się przydaje, wyglądam jakbym biegła dużo dłużej niż w rzeczywistości. Gdy na mojej drodze spotykam radiowóz, odwracam się, aby wydawało się, że biegnę w przeciwnym kierunku.
Radiowóz przyśpiesza i po chwili staje przy mnie.

–Co Pani tu robi?! – krzyczy jeden z nich.

–Oh jak dobrze! –szlocham. –Tam! Tam było trzech facetów–wskazuję kierunek najbardziej odległy od magazynu jak to możliwe. –Złapali mnie gdy wracałam od koleżanki, trochę poszarpali, ale im uciekłam.

–Ma Pani po kogo zadzwonić? Mamy zgłoszenie, nie możemy odwieźć Pani do domu. Zawiadomię drugi patrol, by zajęli się przeszukaniem terenu.

Kurwa.

Udaję , że szukam telefonu po kieszeniach.

–Musiał mi gdzieś wypaść–szlocham mocniej, upadając na kolana. Jeden z funkcjonariuszy wysiada z auta, podaję mi rękę i chusteczkę.

–Niech Pani wsiądzie do radiowozu. Odwieziemy Panią do domu.

–A zgłoszenie? –pytam fałszywie załamana.

–Wezwiemy kolejny patrol. Jest niedaleko, powinien zdążyć w pięć minut.

Kiwam głową i pozwalam funkcjonariuszowi zaprowadzić się do radiowozu. Kiedy ruszają, wyciągam telefon i dziękuję sobie w myślach, że wyłączyłam wcześniej dźwięk.

"Odwożą mnie do domu, ale za pięć
minut ma być tam kolejny patrol" - wysyłam i wkładam telefon z powrotem do kieszeni.
Co się ze mną dzieje, że znowu oszukuję policję? Łamię prawo po raz drugi dla tego chłopaka.

*

W domu na szczęście nie było nikogo. Policjanci wysadzili mnie i odjechali zapewne znowu do magazynu w którym mam nadzieję nie ma już śladu chłopaków. Musiałam wziąść prysznic i zmyć z siebie brud dzisiejszego dnia, ale zanim wyszłam do łazienki, uchyliłam delikatnie okno, żeby wpuścić świeże powietrze, które pomoże mi pozbyć się mdłości.

Prysznic podziałał na mnie na tyle kojąco, że nie trzęsłam się już z wrażenia. Gorąca woda rozluźniła wszystkie spięte mięśnie i zmyła makijaż, który rozmazałam po całej twarzy jak wariatka.
Owinęłam się ręcznikiem gdy wytarłam ciało i wytarłam stopy o puchaty dywanik. Wyszłam z łazienki od razu ze wzrokiem utkwionym w szafę.

–Wiesz, że to co zrobiłaś było nielegalne i ostro popieprzone?

Podskakuję wcale nie lekko na głos Landona i odwracam się w stronę łóżka. Spoglądam na niego dłużej niż chciałam i już mam zapytać jak tu wszedł, ale widzę okno otwarte na całą szerokość. Pewnie jedna z gangsterkich umiejętności. Podchodzę do okna i całkowicie je zamykam.

–Słyszałaś co mówiłem?

–Słyszałam–mówię wracając do szafy. Wybieram z niej bieliznę i zakładam na siebie bez zdejmowania ręcznika , zanim Landon wpadnie na pomysł, ominięcia drzwi szafy, jedynej bariery która sprawia, że się nie widzimy.

–Więc wiesz, że jeżeli wyda się, że z nami współpracowałaś dostaniesz piętnaście lat minimum, Tess–prycha.– Jak mogłaś być taka nieodpowiedzialna?

–Starałam Ci się pomóc i wydaje mi się, że się udało–prycham odwracając się do niego. –Więc zamiast prawić mi pieprzone morały, Panie Rozsądny, wystarczy podziękować.

Co za pieprzony egosita. Skończony, pieprzony egoista!

–Dziękuję, Tess. Jestem za to naprawdę wdzięczny, ale nie rób tego więcej– mówi. Słyszę jego głos dużo bliżej niż ostatnim razem, teraz więc jeszcze bardziej boję się odwrócić.

–Nie będzie więcej takich sytuacji. Pamiętasz rozmowę w samochodzie? Kończę z tobą i całym tym popieprzonym szajsem–wzdycham wybierając koszulkę i spodnie.

–Fakt–odpowiada. Już nie czuję jego głosu zbyt blisko, właśnie słyszę go bardzo daleko, a gdy odwracam się żeby rzucić ręcznik na łóżko, widzę jak szykuje się do wyjścia przez okno.

–Landon? –wołam zanim przeskoczy barierę. Spogląda na mnie ostatni raz.– Uważaj na siebie –mówię, chociaż wcale tego nie planuję. Uśmiecham się, chociaż tego też nie planuję.

–Lepiej ty na siebie uważaj. Masz tendencje do wpadania w kłopoty– puszcza mi oczko i zanim przeskakuje na rurę, jeszcze raz się do mnie odwraca.–Dziękuję Tess, dużo dla mnie zrobiłaś w ciągu ostatnich kilku dni. Naprawdę to doceniam więc jeśli kiedyś mógłbym się jakoś odwdzięczyć albo potrzebowałabyś pomocy, masz mój numer.

Kiwam tylko głową, a chłopak uśmiecha się do mnie ostatni raz i schodzi na dół.

Kiedy już kładę się do łóżka i spoglądam przypadkiem na zegarek, widzę jak cyferki wskazują 6:17. Zaszalałam, nie ma żartów.
Postanawiam wziąść jutro, to znaczy dziś, dzień wolny od pracy i piszę SMS do szefa. Zgadza się z łatwością. W spokoju, więc zasypiam z nadzieją że nie przyśni mi się skrzynia z bronią.

*Następny dzień

–Tess –słyszę, ale nie chcę otwierać mi się oczu. –Tess wstań już. Jest dziewiąta.

–Jeszcze nie–jęczę przewracając się na drugą stronę.

–Jeśli zaraz nie wstaniesz wyleje na ciebie zimną wodę–słyszę znów. Warczę wściekła i podnoszę się do pozycji siedzącej, ledwo widzę na oczy.–Super. A teraz wstań i leć do sklepu zrobić zakupy, listę masz na stole w kuchni.

–Nie możesz jechać ty?

–Ja wychodzę z ojcem. Mamy trochę spraw urzędowych do załatwienia– ten jej ton nieznoszący sprzeciwu, uświadamia mnie, że i tak nie da mi spokoju. Wstaje więc.

–Dobrze. Wezmę tylko prysznic i się ubiorę i pójdę po zakupy–wzdycham wyciągając ręce wysoko.

–Bardzo dziękuję, kochanie. My już wychodzimy– mama całuje mnie w czoło, wysyłam jej miły uśmiech i się rozchodzimy. Ja pod prysznic, który orzeźwił mnie na tyle żebym myślała trzeźwo, mama do urzędu.

*

Zamykam dom na klucz i wrzucam go do kieszeni z telefonem. Idę powoli do sklepu, dzięki Bogu nie muszę iść przez pół miasta, a zaledwie pół kilometra. To dobrze, lubię spacery.

–Spacerujesz sama o dziewiątej rano?– słyszę za sobą. Odwracam się z miną mówiącą "jest zbyt rano żebyś do mnie mówił", ale gdy widzę Jacob'a, uśmiecham się.

–Oh hej! Idę do sklepu, mama mi kazała– przewracam oczami i podchodzę do chłopaka.

–Może mogę Ci towarzyszyć? W zasadzie sam też tam idę– śmieje się, pocierając tył głowy. Jego uśmiech jak zwykle świeci jaśniej niż słońce.

–Jasne–mówię z ochotą. Ruszamy razem.

–Więc? Co tam u twojego chłopaka? – pyta od razu gdy skręcamy za róg.

–Oh, Landon nie jest moim chłopakiem– śmieje się. –Przecież mówiłam.

–To ulga. Nie wiesz nawet czym on się zajmuje–kręci głową. Unoszę brew, to on wie?

–A czym się zajmuje? – pytam z zainteresowaniem. –Słyszałam, że gdzieś za granicą. Trochę mi opowiadał

–Oh nie–śmieje się.–To znaczy, nie wiem jak daleki zasięg ma jego działalność, ale to niebezpieczny gość. Najlepiej się z takimi nie zadawać, mówię ci. Robi masę niebezpiecznych rzeczy, których nie chciałabyś zobaczyć.

Oh czyli on wie? Czy Landon wie, że Jacob wie? Muszę mu powiedzieć!


Wiesz co? Przepraszam, ale muszę iść do urzędu– kłamię sprawdzając telefon. –Mama mi napisała, że potrzebuje jakiegoś mojego podpisu.

–Leć. Te matki to zawsze tak mają– śmieje się. Żegnam się z nim i idę w kierunku domu Landon'a. Cholera, to kawał drogi. Postanawiam do niego zadzwonić.

–Coś się stało? – słyszę w słuchawce po kilku sygnałach.

–Nie. W zasadzie to nie wiem. Mógłbyś po mnie przyjechać to ci opowiem? –rozglądam się, żeby wiedzieć gdzie jestem i podaję mu dokładny adres. On mówi żebym się nie ruszała i że będzie za trzy minuty. Rozłącza się więc czekam.

*Landon

–Zasługujemy na jeden dzień bez tego gówna które nazywamy pracą– mówi Harry, pijąc swoją kawę. Zarzuciliśmy po kolei nogi na kawowy stolik w salonie i śmialiśmy się z tego jak nasza praca jest popieprzona.

–Wiesz ile bym dał żeby spędzić jeden dzień bez uważania na siebie i całe to gówno? Oddałbym miliony żeby nie musieć was pilnować–prycham.

–Ale z ciebie skurwiel, Landon–śmieje się Niall.

–My tu sobie dla ciebie żyły wypruwamy, a ty tak nas ranisz słowami–Zayn udaje, że ściera łzy z policzka i kładzie twarz na poduszce, rycząc jak mały bobas. Albo raczej słoń.

Spojrzałem na stolik akurat w momencie w którym zauważyłem, że telefon świeci. Podrywam się więc i sięgam po aparat.

–Tess? – mówię do siebie zanim odbiorę. –Coś się stało?

–Nie. W zasadzie to nie wiem–mówi niespokojnie.–Mógłbyś po mnie przyjechać to ci opowiem?

–Podaj adres– mówię tylko zanim łapię kluczyki od samochodu i posyłam chłopakom spojrzenie typu "Zamknijcie się małe wredne kurwy''. Tess podaje mi adres, na szczęście niedaleko mnie więc rozłączam się i w kilka minut dojeżdżam, widzę ją, już niedaleko sklepu spożywczego. Parkuję samochód i wysiadam bez gaszenia go, w razie gdyby była potrzeba szybkiego odjazdu.– Co się stało? Jesteś ranna?

–Tu nie chodzi o mnie –kręci głową. Unoszę wysoko brew myśląc sobie 'ta dziewczyna jest psychiczna, kazała mi do siebie przyjechać na ulicę tylko po to żeby powiedzieć, że to nie miało sensu.'

Kurwa, powiedz po co wyciągałaś mnie z domu przed ten pieprzony sklep, Tess–mówię tracąc spokój.

–Spotkałam tu tego chłopaka co wczoraj.

–Co mi do tego z kim się spotykasz, Tess? – prycham.

–Przestaniesz być dupkiem!? – krzyczy. Unoszę brew, niespodziewalem się jej ataku, ale jednocześnie nie mogę powstrzymać śmiechu. Wyglądała odrobinę strasznie, ale i odrobinę śmiesznie. Jak bobas, który robi obrażoną minę.– Może gdybyś był dupkiem odrobinę mniej to powiedziałabym ci, że Jacob o was wie– Tess tupie nogą i odchodzi. W sekundę poważnieję, biegnąc za nią.

–Jak to o nas wie? Ten Jacob co rozmawiałaś z nim wczoraj pod swoją pracą? –pytam dla pewności. Tess kiwa głową.

–Nie wiem czy to ważne, pomyślałam tylko, że może będziesz chciał wiedzieć–mówi już ciszej. Cholera, naskoczyłem na nią bez potrzeby.– Wracam do domu–mówi tylko i rusza.

–Nie no, Tess! Poczekaj–przebiegam szybko krótką odległość która nas dzieli i łapie ją za łokieć, który od razu wyrywa. –Dziękuję, że mi to powiedziałaś. To może być ważne.

–Nie ma za co–mówi obrażona.

–Zbyt dużo ostatnio ci dziękuję– śmieje się żeby rozluźnić sytuację.

–Dwa razy! – prycha. –Naprawdę masę razy!

–Cztery Tess!

–Nie wymyślaj sobie– prycha przewracając oczami. Nie mogę uwierzyć, że kłócimy się ile razy powiedziałem jej pieprzone "Dziękuję".

–Raz kiedy mnie opatrzyłaś pierwszego dnia. Drugi raz ci podziękowałem za nie wydanie mnie psom, za to wtedy, gdy się do ciebie wkradłem. Trzeci raz wczoraj i czwarty dziś. Niczego nie wymyślam, po prostu nie chcesz przyjąć do wiadomości, że mówię ci miłe słowa– śmieję się głośniej niż miałem w zamierze.

–Fakt. Nie mogę uwierzyć, że taki dupek jak ty jest dla mnie miły– prycha.–Nie ważne. Przyszłam tylko po zakupy, muszę wracać.

–Ale ty nie masz żadnych zakupów, Tess–zauważam. Dziewczyna patrzy w dół, a kiedy zdaje sobie sprawę, że faktycznie nie ma żadnych toreb, kładzie sobie rękę na czole. –Idź do sklepu, a ja poczekam na ciebie w samochodzie. Odwiozę cię –proponuję z uśmiechem.

–Nie potrzebuje twojej łaski– prycha kręcąc głową.

–To nie jest żadna pieprzona łaska, Tess– czy ta suka choć raz nie może nie być suką? – Chociaż tak mogę Ci się odwdzięczyć, że zrobiłaś dla mnie dużo dobrych rzeczy mimo, że jestem zły–widzę jak dziewczyna studiuje moje oczy, pewnie w poszukiwaniu ukrytego dna albo jakiejś obelgi, ale nic takiego w nich nie ma. Kiwa głową. – No dobra to ty idź, a ja stanę pod sklepem.

Odwracam się na pięcie i idę do samochodu, zanim do niego dochodzę słyszę jak trzaskają sklepowe drzwi. Wsiadam i wyciągam paczkę papierosów z boku drzwi, odpalam jedmego zanim przeparkowywuje samochód pod sklepowe drzwi, żeby Tess nie musiała daleko iść.
Żeby nie musiała daleko iść? Popieprzyło mnie. Mam za dużo spraw na głowie i dlatego tak mi się miesza.

Zdążam wypalić prawie całego papierosa zanim widzę jak Tess wychodzi ze sklepu z torbą. Podbiegam do niej i biorę od niej zakupy, wsadzam je do samochodu a potem wyjeżdżamy na drogę.

–Odwieźć cię do domu czy zostawić gdzieś obok?–pytam, podejrzewając, że nie będzie chciała by jej rodzice widzieli jak wysiada z mojego samochodu.

–Możesz ulicę wcześniej? –pyta niepewnie.

–Jasne.

Zatrzymuje się w miejscu, które wskazuje i zaciągam ręczny. Dziewczyna wysiada z samochodu bez słowa, zamyka drzwi i otwiera tylne żeby wyjąć zakupy.

–Dzięki, Landon. Cześć–mówi zanim zatrzaskuje drzwi i obchodzi samochód dookoła. Otwieram szybko szybę.

–Tess!–wołam. Dziewczyna odwraca się zaledwie o kilka stopni. –Podejdź– śmieję się. Tessa niechętnie, zgarbiona pod ciężarem zakupów podchodzi do samochodu i nachyla się by być mniej więcej na wysokości szyby. –Kiedy cię zobaczę?

–Myślałam raczej, że to będzie już koniec naszej niby znajomości– prycha. Uśmiecham się szeroko kiedy kręcę głową.

–Dobrze wiesz, że nie umiesz się trzymać ode mnie z daleka– dodaję ciszej. Odsuwam się od szyby, tym samym od zdziwionej miny dziewczyny i lekko otwartej buzi. Kładę rękę na gałce od biegów i wrzucam bieg. –Do zobaczenia. Spróbuj się nie pakować w kłopoty – dodaję zanim zamykam szybę i ruszam. Jadę wolno żeby z uśmiechem obserwować jak dziewczyna bezpiecznie idzie do swojego domu. Potem przyśpieszam żeby wrócić do własnego.

–No wreszcie. Twoja księżniczka pstryknęła palcem i już cię nie było! – Zayn śmieje się kiedy rzucam kluczyki od auta na szafkę.

–Sytuacja wcale nie jest śmieszna..

Wszyscy poważnieją na moje słowa, nawet Zayn.

–Znowu jakiś problem z tą dziewuchą? Nie mów tylko że zmieniła zdanie i wyda nas policji – mówi Liam wstając od razu z kanapy.

–Co? Nie! Tess jest w porządku, kryje nas. Jak byś zauważył, tylko dzięki niej wczoraj nas nie aresztowali – mówię z wyrzutem.

–Wiem, Landon. Teraz czekam na okazję żeby jej za to podziękować. Kiedy przyprowadzisz swoją dziewczynę do naszego domu?

–Po pierwsze: to nie jest moja dziewczyna –przewracam oczami. Prędzej mi kaktus na plecach wyrośnie. –Po drugie : nadal nie wiemy co zrobić z masą narkotyków które są w autach –kręcę głową przypominając sobie że jednym z tych aut, właśnie jeździłem po mieście. Chłopcy nie muszą tego wiedzieć, hi.– A po trzecie, jest jakiś kret w mieście.

–Kret? Skąd wiesz? –pyta Niall, sadzając tyłek na oparciu kanapy.

–Wybiegłem tak z domu, bo zadzwoniła Tess, że..

–Wygrałem! – krzyczy Zayn. –Dwie stówy frajerze–wyciąga rękę do Harrego, który za to wyciąga pieniądze z portfela z serią przekleństw.

–Założyliście się czy jadę pomóc tej suce czy nie? –śmieję się z niedowierzaniem. –Nie ważne. Skupcie się. Tessę już drugi raz zaczepił chłopak, tym razem mówił jej że jestem niebezpieczny i że zajmuje się gangsterką. Nie tymi słowami, ale jednak.

–Boisz się, że ci odbije Tess? –śmieje się Liam.

–Bardziej się boję, że będzie chciał namieszać w biznesie –prycham. Wiem, że chłopaków zainteresowało to, że nie zaprzeczyłem słów Liam'a, sam bym się nad tym zastanowił gdybym miał czas. Ale go nie mam, bo po jednej sprawie nachodzi druga.

–Idź wpisz go w system. Może coś na niego mamy–mówi Niall. Przyznaję mu rację i idę do piwnicy. Odpalam komputer i wpisuję długie hasło, potem drugie długie hasło i włączam 'przeglądarkę przestępczości'. Oczywiście tak to się nie nazywa haha.

To taka baza danych, w której zawarte są imiona, nazwiska i wszystkie potrzebne dane na temat naszych nemezis, innych wrogów i potencjalnych zagrożeń. Z racji, że nie znam nazwiska tego Jacob'a, nie wiem nawet ile ma lat i gdzie mieszka, posługuje się tylko jego imieniem i wyglądem, zmniejszając pole poszukiwań do piętnastu km wokół Warwick. Możliwe, że jest ze Stratford, w końcu to siedziba gangsterstwa. Małe miasto a jak dużo wydarzeń.

Nie ma nic o nim w bazie. Wracam na górę.

–Nic –mówię chłopakom.

–Wpadliśmy na pewien pomysł, gdy byłeś na dole–mówi Harry. Patrzę na niego i jego niepewność, to mówi mi że ich pomysł mi się nie spodoba.

–Nie. To Harry na niego wpadł, my nie mieliśmy z tym nic wspólnego – mówi Niall, reszta chłopaków kiwa głową. Mrużę oczy, co oni wykombinowali?

–Mów, Harry. Nie mamy pieprzonej wieczności

–Skoro ten koleś zaczepił Tess pod jej pracą to mo...

–Nie..–krecę głową. –Wczoraj naraziliśmy ją na policję. Nie będę zmuszał jej żeby sprawdzała tego gościa, popieprzyło cię ? Chcesz mieć na sumieniu niewinną dziewczynę?!

–Sama wyskoczyła z pomysłem o policji a tego właśnie potrzebowaliśmy –odpowiada. – Nic jej się nie stanie, będziemy ją obserwować. Nas jest pięciu, on jest jeden, a Tess to ostra babka, da sobie radę jeśli coś.

–Nie, Niall, nie możemy jej narażać – kręcę głową. Co za kretyński pomysł, mam mieć na sumieniu jeszcze ją?

–Jak chcesz –wzrusza ramionami i odchodzi. Zanim jednak wychodzi, zatrzymuje się w rogu. –Ale przyznaj, że przydałaby nam się jej pomóc. Żaden z nas nie pozwoliłby żeby coś jej się stało, jeśli się tego obawiasz.

–Rozumiem że jesteśmy trochę zdesperowani, ale nie potrzebna nam jeszcze rozprawa o zabójstwo Tess. Kto wie czy bylibyśmy świadkami czy podejrzanymi –kręcę głową. –Zresztą Tessa się nie zgodzi.

–Przywieź ją dziś wieczorem. Porozmawiamy z nią.

–Nie.

–To znajdź kogoś innego, komu zaufasz a kto będzie idealną przynętą– Zayn przewraca oczami.– Dajcie mu już spokój, widać że dziewczyna wlazła mu już głęboko w gacie.

Słowa Zayn'a jakby mnie otrzeźwiają. Oni myślą, że mi na niej zależy, czy ona też tak myśli? Na pewno nie, traktuje ją jak gówno. I dobrze. Dlaczego miałbym poświęcać czas na wmawianie jej, że nie może brać udziału w moim życiu, tylko po to żeby prosić ją o tak niebezpieczne gówno?

–Zapytam ją. Sam –posyłam im groźne spojrzenie i chwytam znowu klucze z szafki. Co za popierzony dzień a dopiero co się zaczął.

*

Jestem pod domem Tess po długiej godzinie. Jeździłem po okolicy zastanawiając się czy cały ten pomysł nie jest gwoździem do trumny.

–Jestem pod twoim domem. Zejdź do mnie –mówię do telefonu, kiedy Tess odbiera i zaraz potem się rozłączam. Dziewczyna wygląda przez okno, widząc mój samochód na chwilę przystaje w miejscu. Potem wychodzi przez okno jak zwykle i szybko pokonuje odległość do samochodu. Kiedy wsiada, odpalam samochód i cofam parę metrów, żeby skryć się za drzewami, przed słońcem i resztą świata i zostawiam go odpalonego żeby nie zmarzła. Dziś jest dość zimno.

Siedzimy w ciszy, nie mam pojęcia jak ją o to poprosić.

–Mów, Landon–mówi pierwsza.

–To tylko prośbą, nie zmuszam cię ani nic, żebyś nie pomyślała.

–Dobrze, już wiem. A teraz powiedz czego potrzebujesz.

Tess się lekko uśmiecha siedząc do mnie bokiem. Przesuwam z nerwów plastik na gałce biegów, tak żeby był idealnie ma środku przez kilka sekund, potem czuję na swojej ręce ciepło drugiej ręki.

–Potrzebuję żebyś spotkała się z tamtym chłopakiem –mówię w końcu kiedy przestaje patrzeć się na nasze ręce.

–Z Jacob'em?

–Tak.

–Dlaczego tego chcesz skoro coś Ci w nim nie pasuje? – unosi brew. Jest mądra, przebiegła.

–Potrzebuję go sprawdzić. Zna mnie, wie co robię i jak robię, dlatego jest dla nas potencjlanym zagrożeniem. Rozmawiałem z chłopakami..

–Z resztą twojego gangu? –wtrąca. Śmieję się, w jej ustach słowo "gang'' nie brzmi ani odrobinę niebezpiecznie.

–Tak. Zaproponowali żebyś się z nim spotkała i trochę go.. No wiesz, podpytała–odwracam wzrok, nie chcąc patrzeć jak się śmieje. Co się ze mną dzieje, że zależy mi na reakcji tej dziewczyny?

–A jeśli naprawdę jest niebezpieczny tak jak myślisz?

–Będę obok ciebie od razu. Tak żeby mnie nie widział, ale żebym zareagował szybko–przenoszę swoją rękę z gałki biegów na jej nogę i lekko ją ściskam dodając jej otuchy. Mam nadzieję, że nie będę tego żałował.
--------------------------------------------------
Jak myślicie? Czy Jacob jest niebezpieczny czy raczej tylko Landon przesadza? Może to tylko z troski o Tessę? Piszcie jak wrażenia ♥️
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro