Rozdział 8⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Tessa*Następny ranek

Obudzono mnie dość drastycznie. Kubeł zimnej wody nie był niczym przyjemnym z samego rana.

–Cześć, kwiatuszku! Myślę, że pora zadzwonić do twojego ukochanego!

Entuzjazm mojego porywacza jak zwykle mnie przerażał.
Nieco uspokajał mnie fakt, że wczoraj jednak wycofał się z pomysłu nagrywania mojej krzywdy i zajął się jakimś problemem. Mogłam spokojnie pójść spać aż do teraz. (kto by pomyślał że podczas porwania tak się wyspię?)

–Kim jesteś?

To nie było najmądrzejszą rzeczą jaką mogłam teraz powiedzieć, ale wolałam to niż "wypuść mnie bipolarny, popaprany skurwielu".

–Oh jestem dawnym znajomym naszego Landon'a. Nasza historia nie potoczyła się tak jak miała, twój chłoptaś mnie zdradził.

Nic nie poradzę na to, że pomyślałam tylko o jednym.

–Nie wiedziałam, że Landon zmienił orientację–wypaliłam.

–Jesteś popieprzona? –mężczyzna spojrzał na mnie jak na idiotkę i gdyby wzrok mógł zabijać, już byłabym martwa. – Nie jestem gejem, wariatko. Zdradził mnie w sensie biznesowym.

–Oh–tylko tyle udało mi się wycisnąć z siebie, żeby mężczyzna nie pomyślał, że go nie słucham. –A co robię tutaj ja? Co ja mam wspólnego z tym wszystkim?

–Jesteś tylko przynętą, wierz lub nie, ale przykro mi, że musiałem mieszać ciebie żeby dostać Carson'a ale tylko w ten sposób mam pewność, że się pojawi.

Miałam ochotę powiedzieć mu że się myli, że Landon'a wcale nie obchodzi to że zniknęłam i że nie będzie mnie szukał, ale miałam przeczucie, BA! ja byłam pewna, że Landon już mnie szuka. I że zlecił poszukiwania również całej reszcie grupy.

–Landon nie będzie mnie szukał. Ostro zalazłam mu za skórę, jest na mnie wściekły o ile to nie mało powiedziane– skłamałam, licząc na to że porywacz złapie chaczyk i po prostu mnie wypuści. Lecz nic takiego oczywiście się nie stanie, mężczyzna zaśmiał się i przez kilka sekund miałam wrażenie, że to był miły śmiech.

–Szkoda, że tak myślisz, ale ja już jestem pewny skarbie, że cię szuka. Dałem mu kilka zleceń, które od razu wypełnił, myśląc że gdy to zrobi to cię wypuszczę–wzruszył ramionami jakby zamawiał pizze i przewrócił oczami.

–Dlaczego więc mnie nie wypuszczasz skoro masz to czego chciałeś?

–Cóż, ciężko to wytłumaczyć piękna, ale mogę powiedzieć ci w skrócie– mężczyzna kucnął przede na tyle blisko, że mogłabym go teraz uderzyć i uciec, ale wątpię, że miałabym tyle siły żeby go powalić na kilka sekund, a bez tego moje szanse na ucieczkę są nikłe. Wręcz zerowe. – Jesteś tylko pionkiem. Taką marzanną, jeśli rozumiesz aluzję. Wykorzystam ciebie żeby pozbyć się okropnej zimy która panuje w moim sercu, odkąd Landon mnie zdradził.

–Skoro jestem tylko pionkiem to dlaczego nic nie robię? Mam wrażenie, że w ogóle nie wiesz co robisz i że to wszystko to jakiś pieprzony blef.

–Mike!!! Do mnie!! – po krzyku mężczyzny, zza drzwi których nawet nie zdążyłam zauważyć, wyłonił się inny mężczyzna. Rosły, naprawdę rosły jeśli nie powiedzieć ogromny! Miał bicepsy wielkości mojej głowy, setki tatuaży podobnie wyglądających jak Landon'a i moim oczom nie mogły nie paść zauważone dwie bronie zawieszone na jego pasku przy spodniach. –Zamknij ją w komórce i nie otwieraj dopóki ci nie powiem.

Mike skinął głową na swojego szefa a potem podszedł do mnie żeby złapać mnie za łokieć. Miałam wrażenie, że nie używał nawet dziesięciu procent swojej siły gdy ja za to stawiałam mu opór najmocniej jak mogłam, bijąc go, kopiąc, opluwając czy drapiąc. Prędzej połamałabym sobie paznokcie na jego mięśniach niż go zadrapała.

Gdy doszliśmy do małego wąskiego korytarza, szliśmy nim krótko. Na jego końcu znajdowały się metalowe drzwi na zamek, Mike otworzył je i wepchnął mnie do środka, ponownie zamykając drzwi. To miało mnie złamać? To miało mnie zmusić do myślenia, że mężczyzna wiedział co robił? Że naprawdę miał dobry plan na złamanie Landon'a? Co zrobił mu Landon, że aż tak go nienawidzi? W czym Landon go zdradził?

Cóż, miałam teraz czas na myślenie właśnie o takich pytaniach, zamknięta w małym pomieszczeniu, w sumie nie, zamknięta w klatce pięć  metrów na pięć metrów, bez żadnego krzesła, materaca, stołu czy nawet brudniej szmaty na której mogłabym usiąść. Usiadłam więc na betonowej podłodze.

–Landon, szybciej– szepnęłam do siebie wpatrując się w sufit, jakby miał przekazać mu moje słowa. Nie mogło być później niż południe, gdy ten gnój mnie obudził na zegarku na jego nadgarstku, wskazówki wybijały parę minut po 9.00, więc nie mogła być późniejsza godzina jak 10.00. Ile będę tu siedzieć? A może zamknął mnie tu na wieki?

Pojedyncza łza wypłynęła mi spod powieki, ale nie pozwoliłam sobie się rozpłakać. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że Landon może mnie nawet nie szukać.

*

Nie wiem ile minęło godzin, ale czułam się wyspana jak nigdy w życiu, chociaż spałam na zimnej, betonowej podłodze. Za oknem robiło się ciemno, czyli nadchodziła noc. Ciekawe która była godzina...
"Lepiej myśl o tym gdzie jest Landon"- zaszydziłam sama z siebie. Chociaż wcześniej nie dopuszczałam do siebie myśli, że Landon wcale mnie nie uratuje, teraz ta myśl była myślą przewodnią. Może nawet mnie nie szuka? Może cieszy się, że zniknęłam? Ma jeden problem z głowy...

Zasuwa w drzwiach przesunęła się powoli a potem drzwi otworzyły się też bardzo powoli. Mężczyzna który mnie tu wrzucił, przyniósł tacę na której było parę bułek i coś co wyglądało na jabłko, ale nie byłam pewna, bo było całe brązowe.

–Zjedz–powiedział tylko, położył tacę przede mnie i odwrócił się.

–Ile będę tu siedzieć?– odważyłam się zapytać. Mike zatrzymał się jakby go to zdziwiło, a potem powoli odwrócił się do mnie z uśmiechem, który wyglądał sto razy straszniej niż cały mężczyzna.

–Dokąd nie zdechniesz– odpowiedział i zaśmiał się wychodząc z komórki. Przeszły mnie dreszcze na samą myśl wyzionięcia ducha w tym obskórnym pokoju i zaczęłam płakać.

–Gdzie jesteś, Landon? –szepnęłam do siebie i spojrzałam w górę. Wypłakałam się po cichu, kiedy jednak miałam wrażenie, że nie mam już czym płakać, spojrzałam na tacę którą przyniósł Mike. Zjadłam te kilka bułek, które były suche i prawie nie do zjedzenia, oraz obgryzłam jabłko dookoła tylko tam, gdzie nie było brązowe. Posiłek nie był duży, ale najadłam się, głównie dlatego, że ze strachu miałam zaciśnięty żołądek. Co dalej? Miałam grać ze sobą w kółko i krzyżyk na ścianie? Czy w skojarzenia?
A może w zgadywanki gdzie jestem i która jest godzina?

Kiedy już myślałam, że oszaleję, drzwi od mojej klatki się otworzyły. Ktoś rzucił telefon na moje kolana, więc podniosłam wzrok.

–Wybierz numer Carson'a i powiedz że ma dostarczyć dziesięć  tysięcy pod most.

–Sam nie możesz do niego zadzwonić?–prychnęłam. Nie chciałam pokazywać tego, że się go boję. Zapłaciłam za to policzkiem, kiedy jego szorstka duża dłoń uderzyła go tak mocno, że obróciłam głowę.

–Teraz wybierzesz ten numer czy jeszcze druga strona? –zadowolony z siebie mężczyzna założył ręce na siebie i patrzył na mnie z wyższością. Odwróciłam telefon i odblokowałam go, myśląc co mogę zrobić by dać znać policji. Nie zdążę wybrać ich numeru jednocześnie z numerem Landon'a ani nie wyślę im SMS-a. Cholera.– Nie próbuj sztuczek, zdziro. Tylko od ciebie zależy ile bólu dziś zniesiesz. Wybierz numer Carson'a i powiedz.

Bez słowa, bez nawet ani jednej myśli wybrałam jego numer. Zanim odebrał usłyszałam tyle sygnałów, że już myślałam, że nie odbierze.

–Tess! Nic ci nie jest? Gdzie jesteś!?

Widziałam wzrok mężczyzny, jego zaciśniętą szczękę i pięści po bokach.

–Masz dostarczyć dziesięć tysięcy dolarów pod most–powiedziałam słabo.

–Tess, powiedz czy nic ci nie jest. Gdzie jes..

Połączenie zostało przerwane gdy mężczyzna wyrwał mi go z ręki.

–Świetnie, a teraz siadaj na tamtym krześle–obróciłam wzrok na miejsce i którym mówił i niemal westchnęłam że wyjdę z tej pieruńskiej celi. – Nie mam całego dnia!

To co teraz wydawało się dla mnie wybawieniem, w rzeczywistości okazało się większym złem niż spotkało mnie do tej pory. Zostałam posadzona siłą na krześle i kiedy mężczyzna wiązał moje nogi do nóg krzesła, spostrzegłam że w pomieszczeniu jest jeszcze dwóch rosłych mężczyzn.

–Jeśli nie będziesz się szarpać to nie będzie tak źle–usłyszałam od chłopaka który ustawiał kamerę naprzeciwko mnie. Kamerę? Po co im kamera?

–Czego ode mnie chcecie?! – krzyknęłam przerażona gdy kolejny z chłopaków położył obok mnie dużą wypełnioną torbę. Wyjął po kolei nóż, łom, gaz pieprzowy, spirytus i dużo bandaży i plastrów. Czułam jak już moje oczy robią się szklane, wargi zaczęły mi drgać.

–Marcus, rozedrzyj jej koszulkę , Mike upewnij się, że nie ma nikogo na zewnątrz.

–Czego ode mnie chcecie?! – krzyknęłam znów szarpiąc się na krześle, w rezultacie czego tylko upadłam z nim na podłogę. Marcus podszedł do mnie, podniósł mnie razem z krzesłem i jednym ruchem rozdarł moją koszulkę po środku, sprawiając, że wisiała ona teraz po dwóch bokach.

–Jesteś tylko pionkiem. Za wszystko możesz winić Carson'a– odpowiedział i odsunął się ode mnie. Włączył kamerę, podszedł do mnie ten który rozdaje wszystkie rozkazy. Sięgnął po spirytus i wlał mi go do gardła tyle, że część musiałam wypić, a część wyplułam krztusząc się ohydnym smakiem.

–Daj mi spokój, pieprzony psychopato! –krzyknęłam powstrzymując odruchy wymiotne i łzy cisnące mi się do oczu. Nie dam się zastraszyć! Nie bałam się Landon'a więc jego też się nie boję.
"Bo Landon'em się zachwycałaś od początku" - zadrwiłam sama z siebie.

–Na twoim miejscu uważałbym na słowa. Kto wie ile czasu jeszcze ze mną spędzisz– mężczyzna puścił mi okno i przysięgam zachciało mi się rzygać jeszcze bardziej niż od alkoholu.

–A co jak Twój plan nie wypali? – uśmiechnęłam się szyderczo. –Co jak Landon tu się nie pojawi i nie dostaniesz go w swoje łapy? Bo to o niego chodzi prawda? Nie o żadne przesyłki.

–Jesteś mądra–zaśmiał się. –Już wiem dlaczego Carson cię trzyma. Owszem, mam z Landonem nie pozamykane sprawy a czas się skończył–
mężczyzna złapał swoją broń zza paska i przyjrzał się jej.

–Kim więc jesteś?– zapytałam w nadziei, że jego nazwisko mogłam usłyszeć w rozmowach chłopaków. – Jak się nazywasz?

–Jestem Jason. Tyle powinno Ci wystarczyć kiedy będziesz błagała bym cię nie zabijał–jego obrzydliwy uśmiech rozjaśnił całe pomieszczenie. Nie mogłam się powstrzymać żeby go zetrzeć.

–Nie boję się ciebie–warknęłam. Chłopak jakby nic nie robiąc sobie z moich słów wyjął paczkę papierosów w kieszeni i odpalił jednego.

–Uwielbiam fajki, wiesz? –zbliżył się.– Zapominam o Bożym świecie jak wdycham ten zabójczy dym–śmieje się. Wpatruje się w papierosa tak intensywnym wzrokiem, jakby miał go zaraz złamać siłą umysłu. Od razu przypomniała mi się sytuacja, gdy Landon palił papierosa pod moim domem. Zaśmiał się, gdy powiedziałam, że przecież to zabójcze. Jak bardzo tęskniłam za tamtym dniem.. –Wdycham go i uspokajam się. Zupełnie zapominając, że mogę się nim poparzyć. Wiesz jak to jest Tess?

–Nie palę– mówię cicho.

–Oh, mówię o sparzeniu się. Sparzyłaś się kiedyś? Poniosłaś konsekwencje za swoje błędy?

–Nie popełniam błędów–warczę i uśmiecham się do niego wrednie. Skąd u mnie tyle odwagi gdy rozmawiam z kimś kto może mnie zabić? –A czekaj, jeden popełniłam. Rozmawiam z tobą.

–Kiedy w końcu zrozumiesz, że będziesz bezpieczna dopiero gdy będziesz posłuszna– pokręcił głową. Zbliżył rękę z papierosem do moich rąk, związanych ze sobą. –Wyobraź sobie, że ten papieros to ja. Kiedy wypalisz mnie za dużo, pozwolisz żeby papieros się skrócił, umrzesz na raka płuc. A kiedy mnie wkurzysz, zrobię się czerwony jak to co rzaży się na końcu. I będę parzył! O tak! – mogłam tylko zagryźc wargi gdy gorący papieros dotknął mojej skóry na dłoni. Mogłam krzyczeć tak przez kilka sekund gdy zmieniał pozycje gorącego trunku, ale nic to nie dało.– Naprawdę nie chcę cię krzywdzić, Tesso. Zmuszasz mnie do tego. Przeproś a przestanę –uśmiechnął się szyderczo. Chciał żebym przeprosiła, pokazała że jestem słaba i zdana na jego łaskę. Nie jestem znana z robienia tego co dla mnie dobre.

–Więc Jason, przybliż się to ci coś powiem ważnego–mówię poważnie. Obserwuję każdy jego ruch kiedy chłopak się przybliża, na bezpieczną odległość. Ja jednak przybliżam się mocniej. –Pieprz się, Jason –mówię i uderzam głową w jego twarz a nogę unoszę tak wysoko żeby jedynie lekko uderzyć jego krocze przez ograniczone ruchy.

Nie miałam teraz czasu na jęki i skamlenie z bólu, musiałam wykorzystać moment powalenia swojego oprawcy naprawdę dobrze. Wstałam z krzesła przesuwając je na bok tak, żebym mogła uderzyć nim o ścianie. I udało się! Krzesło się roztrzaskało, ale część która trzymała moje ręce związane nadal się trzymała. Wybiegłam więc z klatki, dziękując sobie w myśli, że nie zamknął za sobą drzwi. Dookoła było cicho, wybrałam lewą stronę i biegłam korytarzem ile miałam sił w nogach. Obracałam się do tyłu zdyszana żeby zobaczyć czy za mną biegnie, ale kiedy słyszałam jego krzyk, już nie odwróciłam się do tyłu kolejny raz.

–Gdzie mam biec, cholera–załkałam oglądając się raz na prawo raz na lewo. Otworzyłam lewe drzwi barkiem żeby zmylić tych co będą mnie gonić i pobiegłam w prawą stronę. Biegłam w górę schodów nie myśląc nawet o tym, że mogą prowadzić na dach. Nie chciałam myśleć o tym, że będę musiała się cofać co na pewno się nie uda.
Zanim otworzyłam klapę spojrzałam na swoją poparzoną rękę, wyjętą z uwięzi i przeklnęłam tego skurwiela. Czułam się jakbym miała całą rękę w ogniu, a nie zaledwie poparzony centymetr ciała. Wyszłam na zimne południowe powietrze, wiatr smagał moimi włosami na każdą stronę. Wyszłam na dach oszołomiona.

–O kurwa–szepnęłam do siebie rozglądając się po pustkowiu jakie mam wokół siebie. Jestem na jakimś pieprzonym pustkowiu, dosłownie, budynek na którym aktualnie się znajduje jest jedynym co widzę w promieniu kilkudziesięciu kilometrów.–Co za psychol. Chciał tu zwabić Landona– warknęłam wściekła.– Nie uda mu się nic– szepnęłam do siebie i rozejrzałam się dookoła. Bingo! Dyfuzor powietrza wbudowany w dach. Nie, nie schowam się za nim, bo to by było zbyt oczywiste, urwę go. Tak! Urwę go i położę na klapie żeby zablokował wyjście na dach! Drżącymi nogami podbiegłam do ogromnego kawałka metalu, nie przewidziałam jednak że będzie on taki ciężki.

"Tak Tess, trzysta centymetrów blachy, nitów i Bóg jeszcze wie czego będzie lekkie jak piórko" - uderzyłam się mentalnie w twarz.

Złapałam najwęższą część i odpychając się nogą od dyfuzora, zmusiłam ją by pękła. Opadłam razem z nią na twardy betonowy dach, pozwoliłam sobie na kilka sekund złapania powietrza i pozbycia się bólu. Potem podbiegłam do drzwi które zatrzasnęłam i wcisnęłam płaski kawał blachy pomiędzy zamknięcie drzwi a poręcz. Zrobiłam to w tym samym momencie w którym ktoś naparł na drzwi całą siłą i z jękiem opadł na strome schody.

–Co mam robić, co mam robić.. – szeptałam do siebie podnosząc włosy do góry i rozglądając się jak szaleniec. Podeszłam do każdej krawędzi dachu, nie mogłam skoczyć, bo od razu bym się zabiła, więc miałam tylko jedno wyjście. Schody przeciwpożarowe.

Nachyliłam się nad nimi rozglądając się dookoła. W momencie w którym widziałam machającą do mnie rękę nie wiedziałam czy mam zwidy czy oszalałam kompletnie.

–Psst–usłyszałam. Nachyliłam się nad krawędzią niżej, by zobaczyć dokładnie chłopaka który do mnie machał i zdałam sobie sprawę, że nie widziałam go tutaj wcześniej. Może to ktoś dobry? Kto usłyszał nasze krzyki? –Szybciej! Schodź dopóki się nie przebili! –krzyczał cicho. Spoglądał raz na mnie raz po bokach i ponaglał mnie gestami. Czy aby na pewno był dobry? Nie miałam wyjścia, musiałam zaryzykować.

Nachyliłam się nad przepaścią i odwróciłam tyłem. Policzyłam do dziesięciu zanim osunęłam się z krawędzi i puściłam ją. Nie było najmądrzejszym pomysłem rzucenie się po prostu pięćset metrów w dół, ale wydawało się lepszym pomysłem niż to żeby złapali mnie ci co dobijali się na dach.

Przywarłam do ściany kiedy byłam niebezpiecznie blisko mężczyzny i odsunęłam się dalej.
–Są tu za ścianą. Uciekaj w stronę północy, daleko stąd są domy. Ktoś Ci pomoże–mówił wskazując obrany kierunek.

–Dlaczego mam Ci wierzyć? – szepnęłam nieufnie.

–Bo ci pomagam, wariatko, a ty stoisz i mnie oskarżasz. Rób co mówię to przeżyjesz, rób po swojemu a zaraz cie znajdą–prychnął mówiąc to takim tonem, jakby tłumaczył dziecku matematykę. Głosy innych mężczyzn były coraz głośniejsze, dochodziły ze wszystkich stron, każdy wykrzykiwał do siebie obelgi i pośpieszenia.

–Gdzie mam biec?

–Tam–wskazał znów. –Tam są domy, puste. Będziesz mogła się skryć w piwnicy. Tylko zrób to szybko, gdy ja będę mówił,że biegłaś tam–wskazał przeciwny kierunek.

–Dziękuję–powiedziałam na co chłopak tylko mnie ponaglił. Podeszłam do końca budynku i rozejrzałam się dookola. Raz się żyje. O Boże nie wierzę, że to pomyślałam!

–Tam jest! –krzyknął ktoś. Zanim mogłam się ruszyć, w moją stronę ruszyło pięciu mężczyzn, biegnąc tak szybko jak tylko mogli.

–Nie–szepnęłam do siebie i zaczęłam uciekać. Nie miałam z nimi szans, wiedziałam, ale przecież nie mogłam się poddać bez walki. Gdybym tylko od razu uwierzyła chłopakowi, mogłabym już być w połowie drogi.
A teraz? Teraz leżę obalona przez dwójkę mężczyzn na zimnej ziemi i czuje jak jeden z nich unosi mnie na swoje barki.

–To był zły ruch, Skowroneczku– mówi jeden z nich który mnie niesie.– Jason będzie wściekły.

–Pieprz się– warczę uderzając go rękoma w tak umięśnione plecy, że jestem pewna, że nawet tego nie poczuł.

Zaniósł mnie do środka, ale nie zatrzymał się w dużej hali, niósł mnie dalej. Otwierał różne drzwi zanim zapukał do tych, które miały metalową kratę u dołu.

–Wejdźcie!– krzyknął ktoś ze środka, a gdy osiłek wniósł mnie tam i rzucił na ziemię, sylwetka Jason'a od razu pojawiła się nade mną. –Traktuj ostrożniej naszego gościa! –krzyknął i podał mi ręce by pomóc mi wstać. Wstałam sama, bez chwycenia ich i otrzepałam brudny tyłek, zanim spotkałam się z jego gorącą dłonią.

–Lubisz bić słabszych co? Masz satysfakcję z bicia kobiet skurwielu? – splunęłam na niego odrzucając włosy na bok.

–Uczę kobiety posłuszeństwa, ty jesteś wyjątkowo oporna w nauce–śmieje sie znów tym obrzydliwym głosem, brzmiącym jak skrzypienie starego fotela.

–Cóż, moja matka mówi to samo– prycham zabijając go wzrokiem.

–Na twoim miejscu powstrzymałbym język jeśli nie chcesz go stracić, laluniu. Zacznij mieć do mnie szacunek–dodał szeptem Jason.– Albo stracisz nie tylko języczek. Nasza mała gra dopiero się rozpoczyna– dodał znowu uderzając mnie w policzek tym razem sporo mocniej.
Nie pozwoliłam wypłynąć łzom, nie ma opcji żebym pokazała jak bardzo cierpię lub jak bardzo się boję. Zniosę wszystko co dla mnie przygotował, nie wie nawet z kim zadarł.

–Kiedy Landon po mnie przyjedzie, będziesz martwy–splunęłam.

–Kochanie, jesteśmy trzydzieści kilometrów od jakiegokolwiek innego ruchu. Od jakiejkolwiek innej żywej duszy, więc pomyśl, jak Landon ma tu trafić? –zaśmiał się znowu. Nie pozwoliłam myśleć sobie, że ma rację, nie mogłam bo inaczej bym zwariowała. –Ale spokojnie, nie będę trzymał cię tu całych wieków.! Landon wykona moje zadania i będziesz wolna.

–Co ja mam wspólnego z Landon'em?! Nawet nie lubię tego gnoja! – krzyknęłam kiedy mężczyzna podszedł do mnie jeszcze bliżej.

–Wróćmy na dół. Opowiem Ci dlaczego tu jesteś–gestem ręki pokazał mi pierwszeństwo i kierował nas znowu do mojej celi. Zamknął mnie ze sobą na klucz, usiadłam na swoim stałym miejscu i pomodliłam się, żeby to nie był ostatni raz kiedy siadam. –Wiem wszystko o tobie i Landonie'ie, bo obserwuję was odkąd pierwszy raz wszedł do twojego domu i zabił tego glinę. Zanim zapytasz, nie jestem psycholem, moje życie jest po prostu mało interesujące, gdy nie mam wrogów. A aktualnie mój wróg się mną niezbyt interesował. Landon mnie zdradził, zrobił jedyną rzecz którą przysięgliśmy sobie nigdy nie robić...

–Z czym cię zdradził?– przerwałam mu. Drugi raz mówi o zdradzie Landon'a, czemu nie mówi niczego więcej?

–W sprawach biznesowych. Mówiłem już, zacznij słuchać! – wrzasnął. Jeśli myślałam, że Landon jest bipolarny, zmieniam zdanie. Jason jest królem w byciu bipolarnym!

–Tego się domyśliłam, chodzi mi.. Co zrobił? –poczułam się jak wariatka wysłuchując bipolarnego porywacza, ale może gdy opowie mi dlaczego tu jestem, będę mniej się bać.

–Wystawił mnie. Zdradził. Zostawił na lodzie– prychnął. –Landon nigdy nie przywiązuje wagi do jednej i tej samej osoby przez długi czas, wykorzystał mnie żeby zdobyć to czego chciał. Potem mnie wystawił innej grupie, która miała zrobić ze mną porządek– prychnął.

–Nie wierzę. Landon nie jest taki! – mówię to z niewielkim przekonaniem, w końcu ostatnim razem, gdy widziałam Landon'a, mówił, że właśnie taki jest. Zły, niebezpieczny, z tajemnicami i wrogami.

–Co możesz powiedzieć o gangsterze którego nie znasz? Wiesz dlaczego nazywają go gangsterem? Wiesz z czego jest znany w mieście? Opowiem Ci–miałam ochotę krzyknąć "Nie" ale mój mózg mówił "To jedyny sposób żeby dowiedzieć się prawdy. Twój porywacz będzie twoim sprzymierzeńcem". –Landon pracuje tak już od czterech lat, prześledziłem te lata dokładnie! Znałem go przez całą naszą karierę, podawałem mu dłoń kiedy jej potrzebował. Napewno nie wiesz o tym jak zabił staruszkę, żeby dostać się do jej domu i zgarnąć wszystkie kosztowności? Na pewno nie wiesz też o tym jak napadł na bank, zmuszając pracownika by otworzył dla niego wszystkie skrzynki, mówiąc, że tylko wtedy zostanie przy życiu. Zgadnij co było dalej! Tam dam dam! Landon go zabił! –zaśmiał się klaszcząc w dłonie. –Byłem pod wrażeniem jego wyczynów, naprawdę. Byłem z nim nawet wtedy, zanim jeszcze zaczął pracować ze swoimi pseudo przyjaciółmi.

–Chcesz mi powiedzieć, że cztery lata temu, Landon popełniał zbrodnie za zbrodnią z tobą u boku? –szepnęłam modląc się, że się przesłyszałam, a Jason podał mi właśnie przepis na babeczki jagodowe.

–Dokładnie tak. To ja nauczyłem go wszystkiego co teraz umie– odpowiedział z dumą. –Był moim pierwszym uczniem, okazałem się dobrym nauczucielem więc po jego zdradzie, wziąłem pod skrzydła innych.

–Jestem tutaj tylko dlatego, że Landon skończył się z Tobą przyjaźnić? – prychnęłam. Mój policzek znowu spotkał się z płaską dłonią Jason'a i tym razem byłam pewna że jest już czerwony jak pomidor.

–Landon mnie zdradził, jeśli jesteś głucha. Zostawił mnie na lodzie po tym jak dostał wszystko czego chciał!! Jak nauczył się tego co umie do dziś! Stał się niewdzięcznym dzieciakiem, zabierając wszystkie zlecenia i piął się do góry w hierarchi działalności, zrzucając mnie na sam dół. Wiesz jak się czułem?

–Pewnie chujowo–mruknęłam, rozumiejąc go. Nie chciałam go rozumieć, naprawdę nie chciałam, ale rozumiałam. Sama byłabym wściekła gdyby ktoś zrobił mi coś takiego.

–Gorzej niż chujowo. Byłem zniszczony wszędzie, nie miałam zleceń, nikt nie chciał ze mną współpracować! Byłem nikim! – wrzasnął znów. –Aż teraz dostałem ciebie– wstał i znowu na jego usta wpłynął ten szaleńczy uśmiech. Zbliżył się do mnie, złapał moją twarz w swoje dłonie i ze strachu nie mogłam nawet ich strzepnąć. Zamurowało mnie. –Zmuszę go żeby usunął się z rynku. Żeby przekazał mi wszystkie zlecenia i wszystkich klientów, żeby oddał mi wszystkie terytoria i wszystkie pieniądze albo będzie patrzył powoli jak będziesz ginąć.

–Landon tego nie zrobi–przełknęłam ślinę.– A już na pewno nie zrobi tego dla mnie, jestem dla niego nikim. Jedyne czym to może wkurzającą laską, która wie za dużo. Zrobisz mu przysługę gdy mnie zabijesz.

–Ale ja cię nie zabiję, Tess.

–Szefie! Przyszli–powiedział ktoś zza drzwi. Spojrzałam na drzwi od razu, ale nikt nie wszedł. Zbyt mocno bijące serce i pocące się dłonie dały mi sygnał, że coś jest nie tak.

–Okej, Tessie. Czas zacząć zabawę– zaśmiał się. Jason wstał wysuwając w moja stronę łokieć. –Będziesz teraz grzeczna, nie będziesz uciekała. Mam snajperów w każdym rogu, na zewnątrz i w samochodach. Nie dacie rady uciec, a nawet jeśli, ruszę za tobą w pościg i wtedy już nie będę taki szarmancki. Zrozumiałaś? – uśmiechnął się, mrużąc oczy. Kiwnęłam głową, czując jak do moich napływają łzy. –Pytałem czy zrozumiałaś? –powtórzył zaciskając rękę na moim łokciu.

–Tak–szepnęłam.

Potem wyszliśmy, szłam tak szybko żeby Jason nie ciągnął mnie za sobą, więc musiałam prawie biec.

–Już jestem, chłopcy! Przepraszam że musieliście czekać, ale miałem pewne sprawy do załatwienia!– krzyknął prosto nad moim uchem, zatrzymując mnie w dużym pomieszczeniu, do którego wchodziło się z dworu. Zobaczyłam wszystkich. Widziałam Zayn'a, Harrego, Liam'a, Niall'a ale jedynym na którym się skupiłam był On. Przyszedł mnie uratować.

–Oddaj mi dziewczynę. Spełniliśmy twoje zadania, w dodatku jesteśmy tu bez broni! –krzyknął Landon. Nasze spojrzenia na moment się skrzyżowały, Jason widząc to szarpnął mnie za siebie.

–Cóż, gdyby to mogło być takie proste to dziewczyna już byłaby z wami! – zaśmiał się. –Ale nie jest. Więc teraz coś wam pokażę! Mike! Przynieś krzesło.

Rozglądałam się dookoła skąd wyjdzie Mike, jednocześnie zastanawiałam się ile tu tak naprawdę jest ludzi. Znam już Jason'a, Marcus'a i Mike'a. Oh i chłopaka który chciał pomóc mi uciec stąd, aczkolwiek więcej go nie widziałam. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie siła z jaką Mike posadził mnie na krześle, Jason stał tuż obok. Wyciągnął coś z kieszeni spodni i po poruszeniu na twarzach chłopaków, wiedziałam, że to nic fajnego.

–Dobry ten nóż– odezwał się. –Wiesz, kochanie skąd go mam? –zwrócił się do mnie. Pokręciłam głową. –Od tego masz język, żeby mówić!

–Nie wiem skąd go masz– odpowiedziałam pewnie, nie dam się zastraszyć.

–Od Landon'a. Podobnie jak inne rzeczy których dziś na tobie użyje, wiesz?

–Jesteś popieprzony, Jason! Zostaw dziewczynę w spokoju, to sprawy między nami–krzyczał Landon. Bałam się na niego spojrzeć, bałam się, że będzie załamany, a to wcale nie pomoże mi w trzymaniu się.

–Zrobię z nią co będę chciał, bo teraz jest moja! – odkrzyknął wprost nad moim uchem. –Jeśli będę chciał ją uderzyć to ją uderzę! –wymierzył mi siarczysty policzek. –Jeśli będę chciał ją pociąć to ją potne! –potem na mojej skórze przedramienia poczułam zimne ostrze które wbiło się głębiej, niż planował nawet sam Jason. Krzyknęłam głośno, ale tylko chwilę. Spojrzałam na rękę i nie pozwoliłam wylecieć łzom.

–Okej! Dam ci wszystko, nie krzywdź dziewczyny! –Landon skapitulował. Otarłam łzy zdrową ręką i nie pozwoliłam sobie spojrzeć na ranę.

–Oh dasz mi wszystko, Carson! – zawołał Jason. Krzyczał tak głośno jakby Landon znajdował się na innym kontynencie. –Zaczniesz od tego, że wszyscy wyjdziecie z pomieszczenia. Jeden po drugim, potem wrócicie do waszego słodkiego domu i zabierzesz wszystkie papiery z danymi waszych klientów! Usuniesz się z rynku a ja przechwycę cały twój biznes!

–Mogłeś to po prostu ze mną omówić! Oddam ci wszystko co mam, każdą posesję, klienta, a nawet każdego centa tylko pozwól mi zabrać dziewczynę!

Dlaczego Landon nie działał? Otóż odpowiedź jest prosta, ich było pięciu, żaden nie miał broni. A wokół nich, ludzi Jason'a było ze trzydziestu, każdy był uzbrojony. W dodatku miałam nóż przystawiony do gardła, myślę ,że to Landon'a powstrzymuje wystarczająco.

–Sam ci ją oddam, kiedy będę miał wszystko u siebie! A teraz wyjdź i zabierz się do roboty. Daje ci trzy dni na dostarczenie mi wszystkiego co należy do ciebie! Mike–skinął na mężczyznę który od razu stanął przy nim. –Wyprowadź ich.

Potem zniknęli tak szybko jak się pojawili. Landon jeszcze rzucił mi smutne spojrzenie przez ramię i dał się wypchnąć przez drzwi.

–Nie martw się, kochanie– zaśmiał się Jason. –Nie będę cię tu trzymał wieki, muszę mieć po prostu pewność, że Landon wykona zadanie.

–Odprowadź mnie do mojej celi– warknęłam, nie chcąc okazywać bólu, zarówno fizycznego jak i psychicznego. Nie wiem, którego teraz mam więcej.

–Przyjdę później dać Ci plaster na ranę. Wróć do celi sama– odwrócił się i ruszył w zupełnie innym kierunku.

–To jak? Nie boisz się, że ci ucieknę?!– zdziwiłam się.

–Jeśli uciekniesz złapię cię ponowanie. A kto wie, może złapie kogoś innego, na przykład Landon'a z którym już nie postąpie tak łagodnie– zaśmiał się. Cofnął się jeszcze o jeden krok zanim odszedł. –Nie jesteś tu więźniem, kochanie! Sama zdecyduj!

Gdy zniknął za metalowymi drzwiami dokładnie takimi samymi jak wszystkie w tym budynku, zrezygnowana wróciłam do celi. Co miałam innego zrobić? Pozwolić by złapał Landon'a? Od razu by go zabił!
Wytrzymam wszystko co dla mnie przygotował, przyrzekłam to sobie już wcześniej. Ale nie zrobię tego dla Landon'a. Nie zrobię tego nawet dla samej siebie!

Zrobię to dla rodziców, którzy teraz pewnie odchodzą od zmysłów. Zrobię to dla nich by wrócić do nich żywa.
Położyłam się na czystym materacu, który ktoś wniósł do mojej celi i przykryłam się grubym kocem, składając nogi ze sobą.
Jestem więźniem. Jestem pieprzonym więźniem.

*Landon
Wsiadłem w samochód od strony pasażera, zaraz po tym jak prawie pobiłem Zayn'a gdy powiedział, że nie powinienem kierować. Niczego nie rozumiałem. Dlaczego ten skurwiel wmieszał w to Tesse? Dlaczego Tessa była mu taka poddana? Dlaczego nie uciekła?

–Stary daj spokój. Najważniejsze że żyje i nic jej nie jest. Damy Jason'owi to czego chce i Tess wróci do nas szybciej niż pomyślisz–odezwał się Zayn. Oderwał wzrok od jezdni by na mnie spojrzeć, ale gdy nie odpowiedziałem, znów patrzył tylko tam.

–Pomyślałeś co będzie jeśli Tessa zginie?– odezwał się za mnie Niall. – Wiem, że powinniśmy być teraz opanowani, ułożyć jakiś pieprzony plan, ale do jasnej cholery, już jedną pannę straciliśmy, bo za długo byliśmy opanowani.

W samochodzie nastała cisza. Nikt nie sądził, że zostanie wspomniana Kate. Nie pomyślałem nawet o związku, jaki istnieje pomiędzy jej sytuacją a sytuacją Tess.

–Tessa nie zginie– warknąłem czując jak w kącikach moich oczu zbierają się łzy. –Pozwoliłem żeby odebrali mi Kate, nie zabiorą nikogo więcej! Będziemy spełniać jego żądania układając plan. Odbijemy Tessę, choćby miało to trwać tygodnie.

–Może powinniśmy poprosić kogoś o pomoc, co Landon?

–Nie. Pracujemy sami. Tylko nasza ekipa i ekipa Jason'a.

–I Tess–westchnął Liam.

–I Tess–powtórzyłem po nim.

Miałem tylko nadzieję, że Jason nie ma do mnie tak wielkiej urazy jak mówi. Że przeze mnie nie zginie druga dziewczyna na której mi zależy.
Co jest takiego w moich uczuciach, że są takie toksyczne? Co mam w sobie takiego, że każdy kogo kocham cierpi? Cierpi albo umiera?

Przysiągłem sobie jedno, gdy uratuję Tessę, kupię jej bilet do innego kontynentu. Wyjedzie ode mnie tak daleko jak to będzie możliwe.
Najpierw jednak muszę ją uratować...

*

W domu chłopcy kazali mi odpocząć. Nie mieliśmy żadnych zleceń od Jason'a, a moja głowa była pełna złych myśli. Zamknąłem się więc w swoim pokoju i uderzałem w ścianę tyle razy, by zobaczyć na niej swoją krew. Małe plamy, obok tysiąca innych plam. Nie zdawałem sobie nawet sprawy że płakałem. Szybkim krokiem podszedłem do sekretarzyka i otworzyłem szufladę, do górnej części której nie było widać pod żadnym kątem, dawno temu przykleiłem zdjęcie. Wiedziałem że gdy tylko spojrzę na uśmiechniętą Kate, złamie się na tysiąc kawałków. Rozsypę się zupełnie tak, jak Kate wtedy gdy została zamordowana. Ale musiałem na nią spojrzeć, musiałem ją sobie przypomnieć.

*
Zanim się obejrzałem byłem już na cmentarzu. Szedłem alejką tak dobrze mi znaną, którą już tak dawno nie uczęszczałem. Zatrzymałem się dopiero kiedy moim oczom ukazał się duży, czarny nagrobek ze złotymi literami. Pozwoliłem łzom spływać beztrosko kiedy siadałem na ławce, centralnie przed grobem.

–Cześć Katie–odezwałem się. –Dawno mnie tu nie było. Przepraszam. Dużo się dzieje w moim życiu, ale ty to przecież wiesz. Jesteś moim aniołem stróżem– od razu prychnąłem na te słowa. –A może jednak mnie opuściłaś. Może to dlatego znalazłem Tess i wplątałem ją w to bagno. W każdym razie.. Przyszedłem prosić cie o radę. Moja słodka Katie–otarłem łzę z policzka i przestałem bawić się kluczami od samochodu. –Nie mogę popełnić tego błędu drugi raz. Zależy mi na niej wiesz? Nie umiałem tego przyznać przed sobą, bo jestem popieprzony, ale teraz, na myśl, że mógłbym nie słyszeć jej irytującego głosu i nie kłócić się z nią każdego dnia, mam ochotę położyć się od razu obok ciebie.

–To byłoby bezczeszczenie grobu, stary.

Odwróciłem głowę żeby sprać dupę gnojkowi który mnie podsłuchiwał ale widząc starego przyjaciela niemal podskoczyłem z ławki.

–Benson? –uśmiechnąłem się ocierając łzę z policzka. Przytuliłem kumpla, niemal czując się jakby nie minęło parę lat od naszego ostatniego spotkania

–Co tu robisz, Landon? Dawno nie widziałem cię na cmentarzu?  – zapytał kładąc kwiaty na grobie siostry i siadając obok mnie.

–Czułem potrzebę porozmawiania z kimś kto mnie rozumie–szepnąłem.

–Dlatego rozmawiasz z trupem? Co jest, Landon? Masz kłopoty? – Larry umiał czytać ze mnie jak z otwartej książki, chociaż nie zawsze to w nim lubiłem, dziś poczułem że to kocham.

–Wiesz, że kłopoty lubią się mnie trzymać–prychnąłem.

–Pomogę Ci. Gadaj.

–To nie jakaś tam blachostka Larry. To naprawdę gruba sprawa–jęknąłem się.

–Domyślam się skoro odwiedzasz Kate. I domyślam się też, że chodzi o jakąś dziewczynę–mówi. Czyta ze mnie jak z otwartej książki.

–Naprawdę chcesz mi pomóc?

–To, że urwał nam się kontakt po śmierci Kate, nie znaczy, że tobą gardzę. Nic co się wtedy wydarzyło nie było twoją winą– czułem ogromną potrzebę usłyszenia tych słów. Najlepiej by było gdybym usłyszał je od Kate, ale od niej już niczego nie usłyszę...

–Doceniam to, bracie–szepczę, bojąc się mówić głośniej.

–A teraz opowiedz mi co jest z tą dziewczyną.

–Ona.. Ktoś ją porwał, oczywiście przeze mnie i moje nie pozamykane sprawy–wzdycham. Nie mogę rozpłakać się jak dziewczynka, chociaż tak właśnie mam ochotę.– Przetrzymuje ją, wysyłając mi zlecenia. Dopóki je wypełniam Tessa żyje.

–To nie wszystko chyba, co nie? Znam cię Landon, mów dalej.

–Nie wiem już sam czy jest zmuszona do bycia tam– wzdycham przypominając sobie widok Tessy nie stawiającej oporu. –Była posłuszna, tak jakby.. Sama tego chciała, być tam, z nimi.

–Może po prostu się bała? Na pewno była przerażona.

–Nie znasz mojej Tess– zaśmiałem się.–To najbardziej wyszczekana, wredna, wulgarna i sarkastyczna laska jaką w życiu poznałem. To ja tylko, że w wersji kobiecej.

–Carson, ty się zakochałeś– mówi cicho. Spoglądam na niego, wcale nie wyśmiewając go ani nie patrząc na niego jak na wariata. Patrzę na niego z zaciekawieniem jakby to on pierwszy odkrywał moje uczucia niż ja sam.

–Tak myślisz? – zapytałem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu na myśl, że mógłbym kochać Tess.–Ale to niemożliwe, znam tą dziewczynę kilka dni.

–Czyli się w niej zakochujesz. Musi być wyjątkowa skoro coś do niej czujesz.

–Zaraz będzie nijaka jeśli jej nie uratuję. Nie mogę pozwolić żeby moje uczucia zabiły drugą osobę– spojrzałem znów na grób Kate i westchnąłem wstając z ławeczki.

–Będę u ciebie jutro o dziewiątej– mówi Larry, wstając zaraz za mną. Położył ręce na moich ramionach, zanim bratersko mnie przytulił.

–Brakowało mi cię, Larry–mówię ckliwie.

–Wiem, mi ciebie też, kumplu. Żałuję że urwał nam się kontakt gdy.. Gdy Kate umarła.

–Przepraszam Larry. Tak strasznie żałuję że ją w to wciągnąłem– szepnąłem znów.

–To już nie ważne–odpowiedział z uśmiechem. –Nasza Kate jest teraz w lepszym świecie i prawdopodobnie krzyczy na nas, że znowu pakujemy się w to gówno, ale co tam–zaśmiałem się razem z nim wyobrażając sobie Kate, z rękoma na biodrach i tupiącą nogą, jak zawsze robiła to gdy słyszała o naszych interesach.– Uratujemy Tessę, a skurwiela który jej to zrobił, załatwimy jak trzeba. Będę u ciebie jutro rano o dziewiątej, wróć teraz do domu. Zdrzemnij się.

Pożegnaliśmy się znowu i ruszyliśmy do swoich aut, rozjechaliśmy się w innych kierunkach.

*

–Mogłeś dać znać, że jedziesz na cmentarz–naskakuje na mnie Harry, od razu kiedy zdejmuję kurtkę.

–Skoro wiesz gdzie byłem to po co miałem to robić? –wzruszam ramionami.

–Jak się masz?

–Pytasz o to jak się czuje odwiedzając grób zmarłej dziewczyny czy jak się czuje z tym, że moja obecna dziewczyna została porwana i jeśli nie zostanie zabita to na pewno nie będzie już chciała być moją dziewczyną?–mówię na jednym wdechu. –Kurewsko dobrze Harry. Masz mi czego zazdrościć.

–Nie potrzebuję żebyś się na mnie wyżywał. Jestem po to żeby Ci pomóc, a nie żebyś wyładował na mnie frustrację–warczy zanim odchodzi. Uderzam ręką w ścianę, tworząc w niej małe wgniecenia od kostek i biorę głęboki oddech.

–Zebranie!! –krzyczę głośno. Idę do salonu, czekając aż wszyscy się zejdą.

–Mieliśmy czekać, Landon. Nie możemy ryzykować–mówi Niall kiedy wszyscy siadają na kanapie.

–Byłem nad grobem Kate–mówię cicho obserwując jak oczy każdego z chłopaków spoglądają na dół. Każdy ją kochał, była dla nich jak siostra, najlepsza przyjaciółka. Jak rodzina. Dla mnie była.. Czymś jeszcze większym. –Spotkałem Larr'ego.

–Naprawdę?

–Pomoże mi w odbiciu Tessy. Będzie jutro o dziewiątej u nas, żebyśmy zrobili plan jak odbić ją szybciej niż tak, jak planuje to ten psychol.

Po twarzach każdego z chłopaków przebiegła niepewność, ale wiedziałem, że mi się nie sprzeciwią. O to właśnie chodziło w naszej grupie, pójdziemy za sobą, choćby to była najgłupsza decyzja na świecie. Skoczymy za sobą w przepaść jeśli choćby jeden z nas miał przez to przeżyć.
Właśnie tak postrzegałem naszą rodzinę.

*Tess

Gdy nadeszła noc wcale nie było mi łatwiej zasnąć. Sen nie przychodził mimo że byłam tak zmęczona jak chyba jeszcze nigdy w życiu.
Widok Landon'a takiego.. Smutnego, złamanego, przyprawiał mnie o mdłości. Zastanawiałam się czy właśnie tracił zmysły myśląc o tym czy ze mną wszystko dobrze czy raczej świętował pozbycie się mojej natrętnej dupy?

Nigdy nie wyobrażałam sobie, że zostanę porwana, ale nawet gdybym wyobrażała, nie robiłabym tego tak. Nie myślałabym, że będę w czystym, małym pokoju, z materacem zamiast zimnej podłogi, dostając jedzenie które da się zjeść (bez pierwszego razu), z porywaczami którzy będą ze mną rozmawiać (pomijajac bicie mnie). Hej! W końcu może być dużo gorzej.

Zasypiając zaraz po tym jak jeden z chłopaków sprawdził czy nie szykuję się do ucieczki, ułożyłam się na materacu. Nie miałam tego luksusu żeby przykryć się puchatą kołdrą ani grubym kocem, ale nie było mi wcale tak zimno jak myślałam że będzie wieczorem. Zamykając oczy wyobraziłam sobie Landon'a nawołującego do jednego z tych swoich tajnych spotkań grupy i omawiającego jak wyciągną mnie z tej nory.
---------------------------------------------------------
Tak dużo się dzieje a to dopiero początek przygody Tess i Landon'a z Jason'em! Co to za stary przyjaciel przy grobie Kate? Na wyjaśnienia o Kate, musicie jeszcze trochę poczekać.
Piszcie komentarze! 😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro