Rozdział 9⭐

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Landon*Następny dzień.

Traciłem powoli zmysły. Nie przespałem w nocy nawet minuty, ciągle wymyślając coraz to nowsze, czarne scenariusze dla Tess. Najgorsze było wyobrażenie sobie jej martwego ciała więc gdy to zrobiłem, aż pobiegłem do łazienki żeby zwymiotować. Potem całą noc przysięgałem sobie, że nie pozwolę jej zginąć.

–Lan jest chyba w innym świecie – usłyszałem jednym uchem gdy mieszałem w misce z płatkami i mlekiem. Otrząsnąłem się.

–Co?

–Pytałem cię jak się czujesz? –odparł Harry. –Za godzinę będzie trzeba zrobić zadanie, nie chciałbym żebyś tak odlatywał. Mamy sporo roboty do zrobienia.

–Myślisz, że skupię się teraz na czymkolwiek innym niż Tessa, która mnie potrzebuje i Jason który ma wysłać kolejne zadania? – zapytałem sarkastycznie, przewracając oczami.

Może tego nie rozumieli, może ja sam nawet tego nie rozumiałem, ale zależało mi na Tess w jakiś dziwny, pokręcony sposób. Nie dopuszczałem do siebie świadomości, że już nigdy nie usłyszę jak na mnie krzyczy.

–Kiedy wyśle zadanie, od razu je wypełnimy. Ale mamy też inne sprawy do załatwienia, a nie możemy siedzieć bezczynnie i czekać aż Jason będzie chciał wygryźć nas z biznesu, a wszyscy wiemy, że tylko do tego zmierza.

Musiałem przyznać Harr'emu rację chociaż, że kurewsko nie chciałem. Chciałem myśleć że na głowie mam tylko wyswobodzenie Tessy i nic więcej, ale rzeczywistość jak zwykle zwaliła na mnie tonę cegieł.

–Dobra co mamy dziś do zrobienia? – zapytałem od niechcenia.

–Tak jak mówiłem, za godzinę będziemy musieli dostarczyć narkotyki do Fianc'a. Nie wiem, który pojedzie, ale jeden z was ma załatwiać to gdy my tutaj zajmiemy się archiwami.

–Ja pojadę–powiedziałem od razu.– Może to na chwilę zajmie mój umysł.

–Wydaje mi się, że to nie jest dobry pomysł.

–Czemu, Niall? Uważasz, że nie podołam?– prychnąłem widząc jak Niall powoli jednak się wycofuje.– Kutas z ciebie.

–Nie jesteśmy tu po to żebyś się na nas wyżywał, Landon–warknął Liam.– Wszyscy ci pomagamy, jesteśmy z tobą! Mógłbyś chociaż docenić tą pomoc.

–Gówno robicie–prychnąłem wściekły. –Tylko czekacie zamiast atakować! Zajmujecie się innymi gównianymi sprawami, zamiast ratować Tesse! Zupełnie tak samo jak było z Kate!–w jednej chwili uśmiechałem się szyderczo, ukrywając cały ból który teraz kryłem w sobie, a w drugiej chwili moją twarz pokrywał grymas bólu po uderzeniu.– Popieprzyło Cię, Harry?!

–Kate była naszą przyjaciółką, śmieciu! Jeśli chcesz obwiniać kogoś za jej śmierć to obwiń siebie, bo to ty wplątałeś ją w to gówno! To ty stałeś jak ta cipa, kiedy ten skurwiel władował w nią cały magazynek! Więc uważaj z kim rozmawiasz o Kate, bo ja nie jestem Niall'em i chociaż cholernie ci współczuję, nie zamierzam ukrywać, że to twoja wina.

Jego słowa uderzyły mnie bardziej niż jego pięść przed chwilą. Stałem tak po prostu wbity w podłogę, pokonany. Nie umiałem poradzić sobie ze stratą Kate długi czas, nie mogłem pozwolić żeby to wróciło.
Bez słowa więc wyszedłem na zewnątrz, zgarniając z bufetu czyjeś papierosy. Wyszedłem na ganek i zaciągnąłem się powietrzem.
"Jeśli chcesz obwiniać kogoś za jej śmierć to obwiń siebie". Prychnąłem. Oczywiście, że obwiniam siebie i tylko siebie. Gdybym odepchnął ją w odpowiednim momencie, jej rodzice nadal mieliby córkę.

–Co ja wyprawiam.. –szepnąłem do siebie biorąc kolejny haust dymu w płuca.

–Harry nie miał tego na myśli.

Odwróciłem się w stronę Liam'a, który wyszedł za mną. Wyciągnął rękę bym podzielił się z nim papierosem, więc mu go podałem.

–Dobrze wiem, że Kate zginęła przeze mnie. Nie musicie ukrywać, że tak myślicie.

–Ja tak nie myślę. Nie ma nic złego w tym, że ją kochałeś, jej śmierć nie ma z tobą nic wspólnego–westchnął.

–Co ty pieprzysz, Liam. Gdyby mnie nie poznała nie odnaleźliby jej. Mogłaby teraz żyć, mieć męża, rodzinę, pracę i tak dalej– westchnąłem.

–Miałaby dwadzieścia jedenlat, Landon– zaśmiał się kręcąc głową.– Kto w tym wieku zakłada rodzinę?

–Nie wybaczę sobie jeśli Tessa też zginie–szepnąłem mając nadzieję, że tego nie usłyszy.

–Nie pozwolimy na to. Jason pożałuję, że w ogóle z nami zadarł– prychnął.

–Ten śmieć nadal ma urazę o to gówno, kiedy go wykiwałem – prycham kręcąc głową. –Nie mogę uwierzyć, że jest taką cipą żeby mieszać między nas bezbronną dziewczynę, zamiast załatwić sprawy po męsku.

–Landon, chcę cię o coś prosić – szepnął Liam. Spojrzałem na niego zaciągając się ostatni raz papierosem i zgasiłem w popielniczce. –Nie bądź lekkomyślny. Nie po to ratujemy Tessę, żebyś Ty zginął.

–Wiesz, że to mnie nie obchodzi. Chcę tylko uratować Tess, nie zasługuje na to. Odkąd ją znam zrobiła dla mnie tyle dobrych rzeczy Liam– nie wiedziałem, że się uśmiecham dopóki Liam nie odpowiedział mi uśmiechem. –Jest jak nasz anioł stróż. Pamiętasz jak zajęła policję wtedy na drodze? Albo jak nie wygadała się policji, że to ja gdy zabiłem tego policjanta? Mogła mnie wydać tyle razy! Ani razu tego nie zrobiła.

–Masz rację. To nasz anioł stróż– powtórzył uśmiechając się. –Obiecaj mi, że gdy już ją wyciągniemy, zaczniesz działać.

–Nie rozumiem– udałem głupiego.

–Gościu, każdy widzi, że lecisz na Tess–zaśmiał się kręcąc głową.– Wszystko cię do niej ciągnie, a świadomość, że ciągle z tobą pozostawała jeszcze bardziej cię utwierdza w tym.

–Znam ją kilka dni, Liam– przewróciłem oczami. –Nie przesadzaj.

–Widocznie tak bardzo Ci się podoba, że wystarczyło kilka dni byś jej zaufał.

Nie pozwoliłem sobie by słowa Liam'a do mnie dotarły, musiałem sprawić żeby Tess była bezpieczna, a ze mną u swojego boku wcale taka nie będzie.. No bo spójrzmy prawdzie w oczy, gdzie teraz przeze mnie jest?

–I wystarczyło kilka dni, żeby jej życie było zagrożone–prychnąłem. –Zresztą nie pierwszy raz, nie zapomnijmy o tym, że ktoś był w jej domu, przed jej drzwiami i myślała, że to ja. Gdybym do niej wtedy nie zadzwonił kto wie co by się stało.. Oh i jeszcze ten facet! Jak on miał.. Jacob? Tak, Jacob. Nadal nie wiemy dlaczego uczepił się wtedy Tess i nie wiemy czy czegoś dla niej nie szykuje! Nie zapominając, że została porwana z własnego domu, jest teraz przetrzymywana i na pewno się boi–nabrałem powietrza dopiero na końcu, gdy wyrzucałem z siebie słowa nie przejmowałem się aby nabrać tlenu więc teraz dyszałem. – Jestem niebezpieczny dla niej. Zobacz co moje towarzystwo zrobiło z jej życiem, w ciągu tych kilku dni.

–A co jej towarzystwo zrobiło z twoim życiem, co? Jak ty się przy niej czujesz, jak na nią reagujesz? Nadal żyje mimo, że podsypała cię policji i musiałeś zabić funkcjonariusza, za co na pewno bekniemy niedługo! Opatrzyła twoją ranę, pomogła Ci zmylić policję żebyśmy mogli schować towar!

–Zrobiła to wszystko bo jest głupia– skłamałem, chcąc tak myśleć. –Głupia i naiwna i widocznie szybko chciała stracić życie, co właśnie teraz może się stać.

–A wiesz co ja myślę? –Liam zmrużył oczy, przechodząc parę kroków obok mnie. Oparł się o ścianę domu ale po chwili się od niej odepchnął. –Że zaczynasz ją kochać.

–Ohujałeś–śmieję się. –Nie mogłem się w niej zakochać w niecałe dwa tygodnie, chłopie. Zresztą, odkąd się pojawiła w moim życiu mam z nią same problemy!

–A mimo to ją przy sobie trzymasz, Landon. Musisz przejrzeć na oczy, miłość cię uzdrowi tylko musisz dać sobie kochać.

–A co ty jesteś taka pieprzona ckliwa panienka? –prycham. Czułem jak moje nerwy rosną i rosną i chociaż nie chciałem wyrzucić tego na Liam'ie, czułem że to zrobię. –Co cię obchodzi moje życie?! Może powinienem być takim samym hujem jak zawsze i dać jej zginąć przez swoją głupotę co?!

–Oboje wiemy, Landon– szepnął przesuwając się w stronę domu. Nacisnął na klamkę – że nie pozwolisz jej zginąć choć sam miałbyś umrzeć.

I zniknął. Zniknął zostawiając mnie z tymi popieprzonymi myślami, których sam już nie rozumiałem wcześniej. Teraz za to przez jego pierdolenie, jestem w większej rozsypce niż wcześniej.
Nie mogłem kochać Tess. Z normalnego, uczuciowego punktu widzenia oczywiście, że mogłem. Ale z punktu widzenia na moje życie, wiedziałem, że miłość do niej byłaby czymś cholernie złym.

–Nie mogę jej kochać, więc jej nie kocham–powtarzałem sobie. – Nie mogę jej kochać, więc jej nie kocham.

*

–Landon, twój telefon! –krzyknął Zayn. Po jaką cholere zostawiłem ten pieprzony aparat na dole!? Zbiegłem szybko, mając nadzieję, że to Tess. I rzeczywiście na ekranie było jej imię, ale wiedziałem, że to nie ona dzwoni.

–Witaj przyjacielu! –usłyszałem gdy odebrałem. Przełączyłem na tryb głośnomówiący, wszyscy znaleźli się w pokoju w kilka sekund. –Chciałbym nakreślić ci sytuację, że potrzebuję od ciebie jeszcze jednej przysługi.

–Daj mi dowód, że Tessa jest cała– powiedziałem. Jason tylko się zaśmiał, budując moje nerwy i na chwilę zapadła cisza. Potem połączenie zostało przerwane. –Co za kutas! – krzyknąłem biorąc telefon znowu do ręki, obejrzałem go z każdej strony jakby obraz miał przeskoczyć na tylną klapkę i już miałem rzucić aparat na podłogę, gdy połączenie od Tess znowu zawitało na ekranie, tym razem na wideoczacie.

–Nasza Tessie jest cała! –zawołał szczęśliwie pokazując jak siedzi blisko Tess na jakimś.. Materacu?

–Odpieprz się ode mnie, śmieciu– warknęła Tess. Jason tylko się zaśmiał.

–Dobrze ją wyszkoliłeś, jest taka zadziorna, że możemy się bawić w nieskończoność! –zaśmiał się znów.

–Czego znowu chcesz? Czemu nie możesz mi jej po prostu oddać?! – warknąłem do telefonu.

–Bo wtedy nie byłoby zabawy, Landon! Chodzi o zabawę! A ja z twoją lalunią bawimy się świetnie w swoim towarzystwie!

–Mów za siebie, psychopato– usłyszałem znów Tess. Zmrużyłem oczy, tylko ona może być tak głupia by wyzywać gościa, który ją porwał!

–Tess! Skarbie słyszysz mnie!? Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Wyciągnę cię! –krzyknąłem.

–Szefie, mamy problem– usłyszałem trzeci głos. Spojrzałem na chłopaków i zaniepokoiłem się ich złymi wyrazami twarzy.

–Cóż, Landon! Miło było, ale musimy lecieć. Mamy z Tessie dużo do zrobienia dziś–zaśmiał się znów, gdy Tess na niego warknęła i połączenie zostało przerwane.

–Mam ochotę wyjąć mu wnętrzności i nakarmić go nimi–warknąłem odkładając telefon na stół. Bałem się że zniszczę go gdy będę go trzymać.

–Uspokój się. Przecież Tessie nic nie było, jest cała i zdrowa i słyszałem jak do niego mówiła. Nie boi się a nawet jeśli to sobie poradzi–pocieszył mnie Liam.

–Dokładnie, a Jason wyśle nam zlecenie i wypełnimy je i zarządamy spotkania–dodał Zayn. Skinąłem głową chcąc wierzyć, że tak właśnie zrobimy.
Chciałem wierzyć, że nie zginie przeze mnie jeszcze ktoś.

*Tessa

Jason wyszedł razem z Mike'iem. Zabrał ze sobą oczywiście mój telefon, ale nie zamknął drzwi. Mogłam więc wstać i wyjść z mojej "celi". W całym magazynie kręciło się kilka osób, nie uciekłabym więc niezauważona, a nie chcę czuć znowu tej porażki, tak jak wtedy, gdy mnie złapali. Podeszłam więc do pierwszego okna i wyjrzałam w stronę miasta. To znaczy podejrzewałam, że tam było miasto, budynek w którym się znajduję jest tak daleko od wszystkiego, że widać tylko nicość.

Słońce już wzeszło wysoko, musiało być południe albo koło niego. Miałam ochotę poczuć promienie na swojej skórze.

–Jason! –krzyknęłam nie myśląc zbyt długo. –Jason!

–Czego się drzesz? Masz nogi, nie jesteś związana więc mogłaś do mnie przyjść–warknął stając daleko ode mnie. Znajdowaliśmy się na dwóch końcach tego wielkiego pomieszczenia.

–Przepraszam–jęknęłam.– Zastanawiałam się czy mogę wyjść na dwór.

–Masz mnie za głupca? – zaśmiał się.– Chcesz uciec znów? Nie masz dość smaku porażki? Dobrze wiesz, że nie masz stąd gdzie uciec– prychnął.

–Nie chcę uciec – "śmieciu" dodałam w myślach. –Możesz nawet dać mi jakiegoś twojego pionka żeby mnie pilnował.

Jason chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, dość długą chwilę analizował zapewne wszystkie za i przeciw, ale w końcu kiwnął głową.

–Nie ruszaj się stąd. Przyśle Mike'a i wyjdzie z tobą, ale masz go słuchać. Jak mówi, że wracacie do środka to wracacie–pogroził mi palcem, posyłając mi spojrzenie, którego miałam się przestraszyć. I się przestraszyłam co z kolei wywołało u niego uśmiech. Potem zniknął i po minucie Mike już szedł do drzwi, którymi wyszedł na zewnątrz.

Pobiegłam za nim, bojąc się, że będzie kazał mi zaraz wracać do środka. Mike stanął przy drzwiach, składając ręce jak ci ochroniarze w filmach, a ja tylko prychnęłam i odwróciłam się w stronę nicości. Jak to możliwe, że byłam tak daleko od wszystkiego? Nie było tu domów, leśniczówek, sklepów ani nawet spacerujących ludzi. Kilkadziesiąt kilometrów w każdą stronę wykorzystane było na łąki, bagna i jakieś puste, gołe ziemie.

–Nie rozumiem cię–odezwał się Mike. Odwróciłam do niego głowę.

–To znaczy?

–Jesteśmy na zewnątrz. Sami. Mogłabyś łatwo uciec–zauważył.

–I po co? –prycham. –Żebyście z powrotem mnie złapali? Czy żebym biegła bóg wie ile, bo nie mam pojęcia gdzie jestem? –przewracam oczami.– Jason obiecał, że nie zrobi mi już więcej krzywdy.

–I wierzysz mu? Jest ostro popaprany. Co sprawia, że myślisz, że zaraz cię nie zabije?

–Nie zależy mu na tym żeby skrzywdzić mnie tylko Landon'a – zauważam. –Nie jest to dla niego zwykły akt złości, tylko zemsta. Landon go zranił i choć faceci się do tego nie przyznają–przewróciłam oczami. –Wiem, że cierpiał gdy to nastąpiło. Nie zależy mu na mojej krzywdzie, jestem tu żeby Landon odchodził od zmysłów czy jeszcze żyję czy nie, choć Jason wcale nie zamierza mnie zabijać.

–Jesteś mądra jak na swój młody wiek
–kiwnął głową z uznaniem. Bingo. Miałam rację, Jason mnie nie zabije.–  Ale nie rozumiem czemu mówisz to tak luźno. Czy nie powinno Ci zależeć żeby Landon przeżył?

–Zależy mi. Ale co ja mogę zrobić? Ja jedna na was wszystkich? – prychnęłam. Nie czułam się słabo, nie o to chodziło. Nie chciałam żeby ktoś odczuł moją stratę, gdy zrobię coś głupiego. Rodzice straciliby jedyne dziecko, a Landon? Straciłby kogoś po raz drugi. Chociaż nie znam historii tej poprzedniej albo tego poprzedniego, wiem jak się wściekał, gdy o tym mówił. Ten ktoś musiał być dla niego naprawdę ważny..

Dlaczego mam nadzieję, że chodzi o mężczyznę? Dlaczego nie chcę dopuścić do siebie myśli, że Landonowi mogłoby zależeć na innej kobiecie?

Whoa whoa! Tess! Jak na innej? Landon nigdy nie powiedział, że mu na tobie zależy– zjechała mnie moja podświadomość.
Owszem, nie powiedział. Ale to wiem. Jestem kobietą, one wiedzą takie rzeczy.

–Jesteś bardzo mądra –pochwalił mnie.

–Kiedy stąd wyjdę?

–Nigdy, Tess–westchnął.

–Jak to nigdy? Przecież Landon wypełnia żądania Jason'a– wzdrygnęłam się.

–Sprawiłaś, że mam do ciebie szacunek, więc powiem Ci– westchnął znów spoglądając na mnie. –Jason nie wypuści z rąk jedynej szansy na kontrolowanie Carson'a. Nigdy nie zamierzał cię wypuścić, po prostu zwodzi Landon'a żeby wypełnił jego żądania.

–Czyli.. Nie wyjdę stąd?–przełknęłam ślinę. Było mi niedobrze.

–Oh stąd wyjdziesz. Jason wie, że skoro Landon zna twoją lokalizację, będzie próbował cię uwolnić kiedy zorientuje się, że Jason nie gra fair. Dlatego zmienimy lokalizację za jakiś czas.

–Czyli co? Zmienimy baraki? Znajdziemy jakieś inne budynki? – zapytałam zastanawiając się gdzie w Warwick są jeszcze takie opuszczone budynki. Jest stary szpital, dużo budynków które są na wpół zburzone i setki takich w których mieszkają bezdomni, ale nie wyobrażam sobie żeby Jason mógł mieszkać w jakimkolwiek z tych lokum.

–Nie Tesso. Mówiąc lokalizację, miałem na myśli miasto– nabrałam gwałtownie powietrza. Mike spojrzał na mnie i się zaśmiał. –Myślałaś, że zamieszkasz tu jak księżniczka w wieży i Landon łatwo będzie mógł cię wykraść? Wszyscy znamy Landon'a i wiemy do czego jest zdolny.

–Gdzie wyjedziemy? –szepnęłam.– Gdzie wyjedziemy!? – krzyknęłam gdy nie odpowiedział.

–Nie wiem. Tylko Jason wie–odparł.

Czułam jak łzy napływają mi do oczu na samą myśl nie zobaczenia już moich rodziców. Na nie usłyszenie głosu Landon'a i nie zaśnięcia już w swoim łóżku.
Chociaż jakby tak pomyśleć, dobrze, że nie będę już w tym przeklętym pokoju. Najpierw wkradł się do mojego domu przeklęty Landon i wszystko się zaczęło. Potem był w nim ktoś inny, złodziej? Porywacz? Nie wiem. A potem mnie z niego porwano. Jak mogę czuć się w nim bezpieczna?

Mike starł moje łzy wewnętrzną stroną dłoni i westchnął. Odsunęłam się gwałtownie jakby jego ręka parzyła i spojrzałam na niego z przerażeniem.

–Przykro mi że, Carson cię w to wszystko wciągnął–powiedział.

–To Jason mnie w to wciągnął. Nie Landon.

–Gdybyś nic dla niego nie znaczyła, nie byłabyś tu dziś.

Nie wiem czy właśnie mnie obraził, ale poczułam ciepło na sercu. Znaczę coś dla Landon'a. Znaczę coś dla Landon'a! Mój żołądek wykonał fikołka, chociaż nie wiem czy tego z motylkami czy z nudnościami.

–Wróćmy już do środka, Tess. Zostawię cie samą–zaproponował. Skinęłam głową, potrzebowałam być teraz sama.

–Dlaczego nie możesz mi pomóc? Wydajesz się inny od reszty– szepnęłam.

–Właśnie ci pomagam.

–Miałam na myśli, no wiesz... – rozejrzałam się dookoła jakby wszyscy inni mieli mnie usłyszeć.– Uciec stąd. Mógłbyś też uciec, nie byłbyś już związany z Jason'em.

–Kotku, to jest moja praca–zaśmiał się.
–Owszem, mógłbym pomóc Ci uciec, ale co mi po tym skoro stracę życie? Jason zabije mnie najokrutniejszą śmiercią jaka wpadnie mu do głowy, jeśli zniszczę jedyny plan torturowania Carson'a.

–Mógłbyś się ukrywać. Jestem pewna, że Landon by Ci pomógł–mówię z nadzieją.–Wiele złych rzeczy można o nim powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie jest honorowy. Zawsze dotrzymuje słowa swoim przyjaciołom, zobacz ile czasu pracuje z tamtymi chłopakami.

–Tesso, to nie takie proste–zaśmiał się. –Nie damy rady stąd uciec, bez Jason'a na ogonie, a już na pewno nie damy rady żyć bezpiecznie wiedząc, że go rozzłościlismy.

–Wiem, że się boisz–dodałam rozglądając sie.–Ja też się boję i to strasznie, ale nie chcę tu być, a tym bardziej nie chcę nigdzie wyjechać z tym psycholem. Jeśli mi nie pomożesz, obiecaj tylko, że nie będziesz przeszkadzał.

–Skąd wiesz czy właśnie nie pójdę i nie wydam cię Jason'owi? – szepnął i się zaśmiał. Właśnie, skąd to wiem?

–Wyglądasz na honorowego gościa. Umiem czytać z ludzi

No na pewno! Pewnie, że umiem, wyczujcie sarkazm! Kiedy jednak Mike skinął głową, pojawiła się we mnie ta cholerna iskierka nadziei.

–Pomogę Ci uciec. Ale nie teraz– obejrzał się dookoła.– Dam też znać Landon'owi, że będziesz bezpieczna. Do tego czasu rób wszystko co każe Jason i nie kontaktuj się ze mną, prócz tego wychodzenia na dwór.

Skinęłam głową, już nie odzywając się. W końcu chciał żebym się z nim nie kontaktowała. Wróciliśmy do mojej celi, Mike wepchnął mnie do niej aż upadłam, a potem puścił mi oczko. Rozumiałam to i zniosę teraz wszystko byleby wyjść z tego piekła, zanim ten skurwiel wywiezie mnie gdzieś, gdzie Landon już mnie nie znajdzie.

*Landon. *Wieczór.

Czekaliśmy. Czekaliśmy i czekaliśmy. Nie dostawaliśmy od Jason'a żadnych zleceń, żadnych informacji o stanie Tess, ani żadnych telefonów. Odchodziłem od zmysłów, chociaż podnosiłem się na duchu myślą, że Tess na pewno żyje.

–Czy możesz wrócić już do świata żywych? – woła do mnie Zayn. – Musiałem podejść żebyś mnie zauważył.

–Przepraszam stary, jestem serio w innym świecie od wczoraj– westchnąłem. On tylko skinął głowę, doskonale rozumiał coś się ze mną teraz dzieje. Odkąd rozmawialiśmy z Larry'm o możliwych sposobach wyciągnięcia Tess, dużo myślałem o Kate. Nie potrafiłem nie wyobrażać sobie Tessy na jej miejscu i chociaż dostawałem szału, ten pieprzony obraz nie chciał wyjść mi z głowy.

–Landon...

–Przepraszam. Powtórzysz?

–Mówiłem, że się o ciebie martwię, palancie–westchnął.– I o tym, że twój telefon dzwonił dwa razy, w sumie teraz już trzy. Weź go zacznij nosić przy sobie.

–Dzięki, stary! –krzyknąłem zanim odszedł. Poszedłem do kuchni, złapałem za telefon z blatu i przejrzałem listę połączeń. Ku mojemu zdziwieniu nie był to numer Tess, a nieznany. Zmrużyłem oczy rozglądając się dookoła, wyjrzałem za małe okno w kuchni, ale było już ciemno, nic nie zobaczyłem. Wybrałem więc numer, który wcześniej do mnie dzwonił i od razu usłyszałem szumy po drugiej stronie.

–Halo?

–Wyjdź na północną ścianę–koniec połączenia.

Spojrzałem na ekran, który zgasł, a potem na powrót za okno. Jeśli coś będzie nie tak, chłopacy mi pomogą. Zacisnąłem pięść na telefonie i skierowałem się do wyjścia.

–Joł Landon! Gdzie idziesz? – zawołał Liam. Kierował się do mnie z laptopem. –Myślałem, że obejrzymy jakiś film czy coś. Chłopacy zaraz zejdą na dół.

–Chcę wyjść trochę na dwór. Dołączę do was jak wrócę –skłamałem uśmiechając się.

–Może pójść z tobą?

–Chcę być sam, poukładać w głowie to wszystko co się dzieje–teraz w sumie nie skłamałem. I tak muszę to zrobić. Liam tylko skinął głową i poszedł do reszty. Wyszedłem szybko na zewnątrz, myśląc o tym żeby zabrać broń. Ale było już za późno, znalazłem się przy północnej ścianie, pomiędzy ścianą, a kilkoma drzewami które dawały totalną ciemność.

–Z Tessą jest wszystko w porządku – usłyszałem z mroku. Widziałem tam sylwetkę mężczyzny ale to tyle.

–Skąd wiesz? Kim jesteś?–warknąłem. Włożyłem ręce do kieszeni dżinsów w których na szczęście miałem scyzoryk.

–Pomagam jej. I pomagam również tobie. Nic jej nie jest i wszystko będzie dobrze, Jason gdzieś ją wywozi.

–Co kurwa!? –krzyknąłem. –Gdzie ją wywozi!? Co ty knujesz pierdolony chuju, jeśli zrobisz coś Tessie, osobiście cię zabije! – podszedłem do faceta który skrywał się w mroku i przyszpililem go do ściany. Miał niewzruszony wyraz twarzy, ale twarz tą pamiętam. Był wtedy w magazynie, gdy przyjechałem do Jasona.

–Możesz zdjąć ze mnie te pieprzone łapy i zamiast chlastać jęzorem po prostu przyjąć to co Ci mówię– warknął odpychając mnie. –Zauważ, że wyświadczam Ci przysługę, sprawując opiekę nad twoją dziewczyną.

–Dlaczego?–zmrużyłem oczy.

–Bo mam dobre serce? –zaśmiał się ale bardziej wyglądało mi to po prostu jak pytanie.

–Przestań pieprzyć i lepiej mów jakie są Twoje prawdziwe zamiary albo rozstrzelam Ci głowę–warknąłem i choć było ciemno, wiedziałem, że jestem na tyle blisko niego by widział mój uśmiech. Mój szaleńczy niebezpieczny uśmiech.

–Chcę zabić Jason'a.
-------------------------------------------------
Oho! Spodziewaliście się takiego obrotu!? Piszcie wrażenia 😍
ROZDZIAŁ POPRAWIONY

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro