14🚬

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak tam u Angelici? - zaczynam temat, bo widzę, że kobieta siedząca obok mnie, nie ma zamiaru przestać milczeć i wpatrywać się w ścianę.

- Dobrze.

- Jest zdrowa?

- Tak.

- A ty? Byłaś na badaniach?

- Ta, wszystko jest w porządku.

- Na pewno? - unoszę jedną brew w górę, widząc, że coś jest stanowczo nie tak.

- Tak... - przeczesuje ręką włosy, wzdychając głęboko i rzucając mi sztuczny uśmiech.

I ja mam w to niby uwierzyć?

- Dobra, a teraz powiedz mi prawdę. - krzyżuję ręce na piersiach, patrząc prosto na nią z wyczekiwaniem.

Przez chwilę milczy, zastanawiając się nad czymś, aż wreszcie zabiera głos:

- Chodzi o Michaela... - mówi cicho, znowu spuszczając głowę.

- Coś z nim nie tak?

- Zdaję mi się, że rodzicielstwo go przytłacza. Kiedyś tylko proszę go, żeby się zajął Angelicą, ten wypiera się albo pracą, albo po prostu ucieka z domu i wraca w nocy. Potrzebuję go, naprawdę potrzebuję jego pomocy, ale on zachowuje się, jakby miał to gdzieś. - chwyta się za głowę, a ja widząc to, szybko łapie kobietę za rękę.

- Musisz z nim porozmawiać. Uświadom mu, że ma teraz rodzinę i to ona ma stanowić dla niego priorytet. To ty i wasze dziecko jesteście najważniejsze. Może i przestraszył się, kiedy zrozumiał, że to wszystko nie jest takie kolorowe i łatwe, jakie wydaje się na początku, ale nie ma prawa się tak zachowywać.

- Myślisz, że posłucha? - patrzy na mnie zrezygnowana.

- Jeśli nie, to daję ci słowo, że wyjdę stąd i go przekonam. - mówię lekko rozbawiona, uśmiechając się szeroko, kiedy kobieta zaczyna się śmiać.

I przyrzekam... jej śmiech to dźwięk, za którym będę tęskniła najbardziej, odchodząc z tego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro