Rozdział 3. Dziwny sen..

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Kakyoin

Obudziłem się w ciemnym pokoju. Było kompletnie czarno więc postanowiłem zapalić lampkę z boku mojej szafki nocnej ale.. Nie było jej, dziwne..

-Kakyoin co ty odwalasz?! -usłyszałem głos jednego z moich przyjaciół, Avdola-Chcesz go zabić czy co?!

Krzyknął znowu obudzony i w jednym momencie pokój się rozjaśnił. Ukazała się sceneria gdzie leżał połprzytomny, zakrwawiony Jotaro który był w rękach Polnareffa. Pan Joseph również kucał przy tamtej dwójce, dość roztrzesiony a Avdol za to stał na przeciwko mnie będący w małych zadrapaniach.

Nie rozumiałem o co chodzi, dlaczego? Co się dzieje? - powtarzałem w myślach widząc że trzymam ręce w ich kierunku jakbym chciał zaatakować ale po co miałbym to robić?

-Huh.. A-ale co się -nie do kończyłem bo poczułem oddech na karku. Był to Dio, byłem pewny.

Od razu odskoczyłem od chłopaka ale nim się obejrzałem był on już przedemną znowu, najwidoczniej znowu zatrzymał czas...musialem powiedzieć reszcie ze wiem jaka jest jego umiejetnosc! Chociaż gdy chcialem znowu się odsunąć i krzyknąć -  nie zdążyłem. Poczułem jedynie przeszywajacy mnie ogromny ból. Blondyn wbił mi swoją pięść w brzuch, upadłem od razu na ziemie będąc cały we krwi, z przybitym brzuchem, bezradny - nie mogłem nic zrobić..

-Przynajmniej nie będzie już z nim problemu.. -odrzekł czarnoskóry odwracajacy się do mnie.

Co się dzieje? Co zrobiłem? Dlaczego odchodzą? Nic nie rozumiem..
Chciałem krzyczeć. Powiedzieć cokolwiek ale od tamtego momentu już nie byłem w stanie. Czułem narastajacą gule w gardle chociaż brak sił też mi dopisywał przez ranę.

Czułem coraz większe mroczki przed oczami i zawroty głowy, ostatnie co wtedy zobaczyłem to moich przyjaciół którzy odchodzili sobie jakby nigdy nic...

Obudziłem się załany potem z ciężkim oddechem. To był sen? -pomyślałem rozglądając się po pokoju.
Za oknem było jeszcze ciemno a Jotaro w łóżku obok spał spokojnie jakby nigdy nic.

-Cholera.. -wymruczałem cicho do siebie wstając do siadu a następnie siadając z boku łóżka. Wiedziałem ze przez tamten horror będę miał koszmary chociaż w tym momencie w mojej głowie pojawiło się wiele mieszanych uczuć. Naprawdę by mnie tak zostawili? Dlaczego Jojo był zakrwawiony? Dio żyje?

Wiele pytań przewiało sie przez moje myśli lecz niestety - żadne bez odpowiedzi. Uznałem ze musiał być to tylko zwykły koszmar po podróży i horrorze po czym
Wstałem i ruszyłem do łazienki.

Zakluczajac drzwi spojrzałem na godzinę - była 4.30, czyli niedługo powinno robić sie jasno. Przetarłem twarz zimna wodą żeby spłukac z siebie wspomnienia o śnie. Zastanawialem sie czy nie umyć sie przy okazji chociaż uznałem ze byłem jeszcze na to zbyt zmęczony. Tamten koszmar kompletnie mnie wykończyl, czułem sie jakbym w ogóle nie spał więc od razu gdy wróciłem do pokoju to rzuciłem sie na łóżko.

Wygodna i pachnąca pościel dawała tylko spokoju temu miejscu, od wróciłem sie na bok i spojrzałem jeszcze raz na mojego wspołlokatora. Gdy widziałem jak leży znowu przypomniała mi się sytuacja ze snu...
Nie chce juz nigdy przeżyć tego piekła co w Egipcie, nie chce juz nigdy żeby żadnego z moich przyjaciół skrzywdzono a napewno nie osoby która pomogła mu przecież tyle razy - Pana Kujo.

Odwrocilem się zmieszany żeby spojrzeć w sufit i nie zostało mi już wtedy nic innego niż zaśniecie co również zaraz po tym uczyniłem.

‧͙⁺˚*・༓☾⋇⋆✦⋆⋇☽༓・*˚⁺‧

Pov.Jotaro

Obudziłem się jako jeden z pierwszych. Było coś około 7.30 chociaż byłem wyspany, możliwe, że przez nawyki szkolne.

Wstałem do siadu spoglądając w bok, Kakyoin dalej spał chociaż nie dziwie sie mu - słyszałem że chyba chodził po nocy a wcześniej coś mamrotał. Ważne że teraz przynajmniej spał spokojnie.

Poprawiłem czapkę na głowie i zacząłem ogarniać poranna rutyne - prysznic, zęby i poprawienie stroju. W końcu po ogarnięciu wszystkiego minęła trochę ponad godzina z racji że sie nie spieszyłem a po skończeniu od razu ruszyłem do pokoju.

Chłopak dalej spał i w sumie była to jedna z lepszych okazji żeby mu sie przyjrzeć.. Nie to że mi to potrzebne ale w Egipcie nabył pare nowych blizn a podczas szkoły nie miałem jakoś okazji żeby przyglądać sie aż tak dokładnie jak ten sie nie ruszał i bez zbędnych pytań.

Wyglądał dość błogo, spokojnie i dość.. Majestatycznie. Skąd znam takie słowa? Sam nie wiem.

W pewnym momencie loczek kakyoina opadł mu na twarz - dziwie sie, że czasami go nie wkurza. Postanowiłem, że pomogę mu i delikatnie odgarnąłem go za jego ucho, cholera nie wiem jakiego on szamponu używa ale to falowane coś jest w cholere miękkie..

Dopiero po chwili zrozumiałem jak musiało by to wyglądać z drugiej strony, od razu się odsunąłem czujac lekkie wypieki na twarzy.

Po tej czynności chłopak dalej spał więc odetchnąłem, wróciłem do swojego łóżka i biorąc jakaś losowa książkę którą spakowała mi matka - nawet jeśli protestowalem po czym zacząłem zagłębiać sie w lekturze.

❃.✮:▹✾◃:✮.❃

-Kakyoin! Chodź bo wyjedziemy bez ciebie! -krzyknął staruszek stojąc przy samochodzie. Wszyscy już stali tylko zaspany czerwono-wlosy spóźniał się i wybiegł z domu dopinajac swój mundurek z dość potarganymi włosami-Nareszcie! Ile można było spać?
-Długo... -wymruczał wchodząc z Josephem do samochodu i siadając jak zwykle obok.

Wstał jako ostatni, może gdzieś 20 minut przed wyjazdem? Więc ledwo zdarzył się pprzemyć i od razu musieliśmy wyjeżdżać. Nie dziwie sie że był dość roztargniony ale zarazem powinien raczej chodzić spać wcześniej..

Spojrzałem w bok widząc jak tamten odetchnął chyba widząc że się nie spóźnił jako tako. Przeleciałem go wzrokiem widząc jak tamten dojada śniadanie i dopiero zauważyłem że chłopak miał niedopiety mundurek.. A jego dekolt układał się w spora dość literę "V".

-Jeny.. -mruknąłem pod nosem przywołujac Star Plautnium który zaraz zapiął jego ubranie. Od wróciłem wzrok żeby nie patrzeć w tamta stronę chociaż czułem jak chłopak patrzy się na mnie i uśmiecha. Po prostu wole jakoś żeby nie każdy oglądał jego klatkę.. Jakoś tak.

Kątem oka również spojrzałem na Lusterko z przodu i widziałem jak tym razem Polnareff i Joseph którzy siedzieli z przodu podśmiechiwali się widząc mój ruch. Postanowiłem to zignorowac chociaż czułem lekkie ciepło na twarzy przez co jedynie zakryłem oczy czapka po prostu odwracając głowę bardziej w okno.

Ten dzień zapowiada się świetnie...

=====

992 słów<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro