Runda 0

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Taemin! Chodź tu, bo śniadanie ci wystygnie! – krzyknął Minho w stronę korytarza, samemu rozsiadając się wygodnie przy stole i popijając gorzką, czarną kawę. Po paru pobudzających łykach na moment znieruchomiał, wyostrzając słuch. Nie uzyskał jednak odpowiedzi na swoje wezwanie. Poranna cisza wciąż spoczywała na ponurych szafkach i komodach starego domostwa, wciąż dekorowała pokaźne żyrandole i rozsnuwała swoje pajęcze sieci między wytapetowanymi w pożółkłe wzory ścianami. Minho wywrócił oczami, świadom że jego przyjaciel najzwyczajniej w świecie go ignoruje. Z pewnością dawno już nie spał – ten chłopak nie potrafił wyleżeć w łóżku dłużej, niż do szóstej nad ranem. Nienaruszona cisza panująca w domu tylko potwierdzała przypuszczenia Choi. Jego przyjaciel najwyraźniej knuł coś w najlepsze, zupełnie ignorując fakt, że jego herbata już niemal całkiem wystygła. Minho nie miał pojęcia, dlaczego w ogóle wciąż temu diabłowi gotował.

Chłopak rozłożył gazetę w dłoniach i przekartkował kilka pierwszych stron. Nie znalazłszy na nich absolutnie nic godnego uwagi, westchnął ciężko. Zadziwiało go, jak nudne życia prowadzili mieszkańcy okolicznego miasteczka. Dzień w dzień otwierał gazetę z nadzieją na jakieś oszałamiające wiadomości, na jakieś intrygujące wydarzenia, na jakikolwiek incydent, który rozproszyłby pospolitość ludzkiej egzystencji. Na próżno. Niemal zawsze skazany był na rozczarowanie. W ostatecznym przypływie nadziei Minho zajrzał do nekrologów, ale nawet w tak obiecującym miejscu nie znalazł nic, co byłoby w stanie choć na moment go zaabsorbować.

Zmarszczył brwi, zupełnie niezadowolony z takiego początku dnia. Chciałby choć raz zacząć poranek w bardziej ekscytujący sposób, aniżeli przesiadywanie nad talerzem jajecznicy, popijanie gorzkiej kawy i rozwodzenie się nad monotonią świata.

Taemin miał rację. Ostatnimi czasy życie stało się nad wyraz nudne.

Minho z ciężkim sercem przewrócił ostatnią stronę bezużytecznej gazety, i już miał sięgnąć po widelec, żeby wbić go w swoją smutną, pospolitą jajecznicę, kiedy nagle powietrze tuż koło jego prawego ucha zostało brutalnie i ze świstem rozcięte przez ostrze noża.

Chłopak nawet nie drgnął.

Z determinacją nabrał trochę jajka na widelec i wpakował porcję do ust. Można by pomyśleć, że nawet nie zauważył tego zamachu na swoje życie, gdyby nie rozbawiony uśmiech, powoli formujący się na jego twarzy wraz z przeżuwaniem śniadania. Zupełnie, jakby wreszcie wydarzyło się coś, na co z niecierpliwością czekał odkąd się obudził.

- Więc jednak postanowiłeś przyjść i zjeść? – zagadnął, nie unosząc wzroku znad stołu. – Myślałem, że będę musiał ci to zanieść i wepchnąć do buzi siłą – dodał, dopiero teraz spoglądając na stojącego w progu przyjaciela. Mina Taemina daleka była od szczęścia. Chłopak wydął dolną wargę, niezadowolony z niewzruszonej postawy swojego hyunga, i podreptał w kierunku stołu, hałaśliwie odsuwając sobie krzesło.

- Mógłbyś chociaż udawać wystraszonego – burknął pod nosem, spoglądając na sterczący z framugi tuż za głową Minho nóż, a następnie wbijając wzrok w swój talerz.

- Ależ przeraziłeś mnie na śmierć – odparł Minho z udawaną powagą, teraz już bezczelnie szczerząc się od ucha do ucha. Nuda, która doskwierała mu jeszcze chwilę temu, w tajemniczy sposób wyparowała, ustępując miejsca rozbawieniu spowodowanemu zachowaniem jego przyjaciela. Tak było zresztą od zawsze. Lee Taemin to jedyna istota na całej tej Ziemi, która potrafiła w pełni skupić na sobie jego uwagę. Zwłaszcza, kiedy ten spoglądał na starszego spode łba, a żądza mordu iskrzyła się w jego oczach. Dokładnie tak, jak w tej chwili.

- Nie szczerz się tak triumfalnie – rzucił Taemin, chwytając w rękę leżący na stole widelec i ze zmrużonymi oczami machając nim w kierunku przyjaciela. – To była dopiero rozgrzewka.

- Wiem. – Minho nieco spoważniał i sięgnął po swoją czarną kawę, kolejny rozbawiony uśmiech kryjąc za krawędzią filiżanki. – Ale przynajmniej zarobiliśmy malowniczą dziurę we framudze. Myślę, że jeśli rzucisz nożem jeszcze kilka razy, powstanie unikatowy wzór na...

- ...na twojej twarzy. Tak, podoba mi się ten pomysł. – Taemin uśmiechnął się anielsko, ale coś w jego oczach pozwalało wywnioskować, że nie traktował swoich słów jako pustego żartu. Minho doskonale o tym wiedział. I stwierdzenie, że się bał byłoby zupełnym nieporozumieniem. Bo w rzeczywistości aż nie mógł się doczekać momentu, w którym Lee spróbuje urzeczywistnić swoje słowa.

Taemin jeszcze raz pogroził Minho widelcem, po czym ponownie obdarzył nikłym zainteresowaniem swój talerz. Ze znudzoną miną nabrał porcję jajecznicy i już zamierzał władować ją do buzi, kiedy jego ręka zastygła w bezruchu w połowie drogi. Chłopak zmrużył oczy, intensywnie wpatrując się w obserwującego go przyjaciela. Następnie powoli opuścił widelec z powrotem na talerz.

- Nie jestem głodny – oznajmił uroczystym tonem, na co Minho wywrócił oczami, ponownie rozbawiony, tym razem za sprawą nagłego uniku ze strony Taemina.

- Daj spokój. Serio sądzisz, że zatrułem twoje śniadanie? – rzucił, udając obruszonego. Po niezadowoleniu w oczach przyjaciela dostrzegł, że jak zwykle odczytał jego myśli bezbłędnie. – Jak możesz? Zrobiłem je z poświęceniem specjalnie dla ciebie, a ty tak mi się odwdzięczasz? Nie ufasz mi? – W odpowiedzi na te słowa otrzymał głośne parsknięcie.

- Jasne, że nie – oznajmił Taemin, rozbawiony tak absurdalną perspektywą. Choi uśmiechnął się promiennie, po czym pochylił się nad stołem i z czułością poczochrał jasne włosy przyjaciela.

- I całe szczęście – powiedział, usatysfakcjonowany. – Szkoda by było tak szybko wygrać ten zakład. Zabawa trwałaby zbyt krótko. – Taemin z irytacją zmarszczył nos, a Minho cofnął rękę, żeby przypadkiem nie stała się celem kolejnego rzutu sztućcem.

- Nie masz ze mną szans – odparł młodszy pewnym siebie tonem, a groźba ponownie roziskrzyła się w jego ciemnych oczach.

- Oczywiście. – Minho uśmiechnął się pobłażliwie – tak, jak Taemin nie cierpiał najbardziej - po czym wskazał brodą w kierunku talerza swojego przyjaciela. – Więc nie jesz, prawda? Pozwól, że to sobie przywłaszczę. Muszę nieskromnie stwierdzić, że jestem mistrzem w przyrządzaniu jajecznicy – powiedział lekkim tonem, przysuwając sobie nietknięte śniadanie Taemina i zabierając się do jedzenia.

- Hej, tak się nie robi! – Młodszy zrobił oburzoną minę, głodnym wzrokiem śledząc szybkie ruchy widelca swojego przyjaciela. Choi rzucił mu psotny uśmiech znad talerza, złośliwie nie przerywając jednak jedzenia. Taemin przełknął ślinę i zacisnął wargi, zirytowany. Burczało mu w brzuchu, ale nie zamierzał okazać słabości.

- Mówiłeś, że nie jesz... - odezwał się Minho niewinnym tonem. Przyjaciel zgromił go spojrzeniem.

- Dlaczego tego nie zatrułeś, co? - zapytał Taemin z wyrzutem, który tylko dodatkowo rozczulił starszego chłopaka. – Celowo pozwoliłeś mi zrobić pierwszy ruch... - dodał niemal rozczarowanym tonem.

- Byłem ciekaw od czego zaczniesz. – Minho wzruszył ramionami, bagatelizując sprawę, ale młodszy pokręcił głową, niezadowolony.

- Dajesz mi fory, hyung – stwierdził smutnym tonem, wydymając policzki w ten nieznośnie uroczy sposób, który sprowadzał na Minho najbardziej wisielcze myśli. Taemin doskonale wiedział, że to niezawodny rodzaj tortury. Tortury, która bolała tak bardzo, że Choi wręcz za nią szalał. Młodszy wbił w przyjaciela intensywne spojrzenie swoich pięknych, kształtnych oczu. – Nie podoba mi się to. Psujesz całą zabawę...

Minho przez chwilę pozwolił sobie tonąć w tych dwóch ciemnych kręgach, w tych dwóch bezedniach, których niebezpieczna głębia nie przestawała go fascynować. Czuł się przez nie usidlony. Usidlenie było intrygujące. A Choi Minho, jak nikt inny, potrzebował w swoim życiu rzeczy intrygujących.

Dlatego dopiero po dłuższym momencie udało mu się oderwać wzrok od owych hipnotyzujących oczu i z nonszalancją opaść na oparcie krzesła. Na jego ustach zaigrał przekorny uśmieszek.

- Nie tylko ja zacząłem grę stosując taryfę ulgową... - stwierdził pełnym satysfakcji tonem. Taemin uniósł brwi, w przyspieszonym tempie analizując ostatnie pół godziny i szukając błędu w swoim postępowaniu. Luki w taktyce, którą Minho najwyraźniej dostrzegł jako pierwszy.

- Co masz na myśli? – zapytał w końcu młodszy, poirytowany pewnością siebie, którą jego przyjaciel tak często emanował. Z całego serca nienawidził tego wszechwiedzącego uśmiechu.

- Cóż... - Minho odchylił się na oparciu krzesła i sięgnął ręką do tyłu. Mocnym szarpnięciem wydobył nóż z framugi kuchennego okna. Jego oczy błysnęły niebezpiecznie, kiedy zamachnął się i rzucił narzędziem. Ostrze tym razem zatopiło się w drewnie stołu, tuż przed obserwującym tę pokazówkę Taeminem. Starszy uśmiechnął się, z rozczuleniem dostrzegając skupienie na twarzy przyjaciela. – Gdybyś nie traktował mnie ulgowo, ten nóż naprawdę wylądowałby w dużo ciekawszym miejscu, niż owa nieszczęsna framuga. – Lee otworzył usta, żeby jakoś się usprawiedliwić, ale przyjaciel nie pozwolił mu dojść do głosu. – Znam cię od przedszkola, Taeminnie. Dobrze wiem, co potrafisz zdziałać za pomocą zwykłej wykałaczki, o nożu już nie wspominając – oznajmił pogodnym tonem, a młodszy zawarczał na niego, słysząc to upodlające zdrobnienie, którego Choi używał zawsze tylko po to, żeby wyprowadzić go z równowagi. – Nie trafiłeś, bo nie chciałeś trafić. Tak samo, jak ja nie chciałem zatruwać twojej jajecznicy. Jesteśmy więc kwita. Uznajmy to za rundę zerową. Może być?

Po chwili wahania Taemin niechętnie skinął głową.

- Niech ci będzie – mruknął pod nosem, niezadowolony z faktu, że runda zerowa oznacza remis.

- Grzeczny chłopiec. – Minho uśmiechnął się przekornie, dostrzegając chęć mordu w całej postawie swojego kolegi. Następnie przybrał minę profesjonalisty. - A teraz czas wziąć się na poważnie do roboty. –Dopił swoją kawę, po czym wstał od stołu i ruszył w kierunku drzwi. W pewnym jednak momencie zatrzymał się i cofnął o kilka kroków. – Ah, byłbym zapomniał... - Chłopak pochylił się nad Taeminem, a dłonią pstryknął porcelanową filiżankę, w której chłodna już herbata wciąż czekała na wypicie. – Jeśli naprawdę chcesz jeszcze trochę się ze mną pobawić, to dobrze ci radzę, nie pij tego – szepnął koledze do ucha, czochrając pieszczotliwie jego jasne włosy. Następnie zachichotał i w mgnieniu oka umknął z kuchni, odprowadzony przez świst noża, który tym razem wbił się w zatrzaśnięte z impetem drzwi.

- Choi Minho, ty krętaczu!

~*~

- Co robisz, hyung? – zapytał Taemin sennym głosem, wspierając brodę na dłoniach i obserwując siedzącego za imponującym, dębowym biurkiem przyjaciela.

- To, co zawsze – odparł Minho, nie unosząc wzroku znad blatu. – Zabijam czas. – Rzeczowa nuta w jego głosie zabrzmiała dziwnie wobec tak abstrakcyjnego stwierdzenia. Choi Minho już dawno stracił zainteresowanie w kwestii nawiązywania przyjaznych stosunków z czasem. Pozwalał mu mijać i upływać, klekotać się we wnętrzach zegarków. A kiedy nadchodził moment, w którym go zirytował – po prostu rozkręcał mechanizm. Tykanie ustawało. Problem znikał. Zabijanie czasu okazało się być całkiem intrygującym zajęciem.

- Ale mieliśmy grać. – Taemin wydął dolną wargę, spoglądając na przyjaciela z wyrzutem. – Jesteś pewien, że nie masz wśród tych śrubek żadnego narzędzia zbrodni? – zapytał z nadzieją w głosie, na co Minho zaśmiał się serdecznie.

- Sam wymyśliłeś tę zabawę, Taeminnie, a teraz nie stosujesz się do jej niepisanych zasad... - oznajmił starszy cierpliwym tonem.

- Zasad? – Taemin uniósł jedną brew.

- W tego typu grach najwięcej frajdy daje planowanie kolejnego ruchu. – Minho uśmiechnął się, widząc jak Taemin przeklina pod nosem. Młodszy nie cierpiał, kiedy przyjaciel go w czymś ubiegał. – Ważna jest też cierpliwość – dodał Choi, wracając wzrokiem do swoich porozkręcanych mechanizmów, zaścielających całe wielkie biurko.

- Nie cierpię cierpliwości – burknął Taemin, teraz już zupełnie niezadowolony z toru, jakim potoczyła się rozmowa.

- Cierpliwość to niezbędna tortura. Bez niej efekt pracy nie byłby tak satysfakcjonujący. – Starszy poprawił metalowy element w swoich dłoniach, i ze skupieniem umieścił go w odpowiednim miejscu delikatnego mechanizmu. Taemin obserwował to z mieszanką irytacji i zazdrości. W kwestii cierpliwości z pewnością musiał oddać przyjacielowi zwycięstwo. A młodszy nienawidził przegrywać. Zwłaszcza w grze, którą sam zaproponował. O nie, o żadnej porażce nie było mowy. Choi chciał powolną, przemyślaną rozgrywkę, i takową dostanie. Jeszcze pożałuje momentu, w którym zmusił Taemina do opracowania strategii z prawdziwego zdarzenia.

- Masz rację, hyung – powiedział młodszy, przywołując na twarz najmilszy uśmiech, na jaki było go stać. Minho uniósł wzrok znad stołu, zaalarmowany tą nagłą zmianą w postawie przyjaciela.

- Naprawdę tak sądzisz? – W jego głosie zabrzmiało powątpiewanie. Jakąkolwiek technikę wymyślił Taemin, on nie zamierzał się na nią tak łatwo nabrać.

- Nie – odparł młodszy dobitnie. – Ale i tak przystanę na twoje warunki. Może wyniknie z tego coś ciekawego. – Diabelski błysk, który mignął w jego ciemnych oczach wywołał dreszcz na plecach starszego. Ten jednak nie dał po sobie poznać, jak bardzo spodobał mu się niebezpieczny ton wypowiedzi przyjaciela. Zamiast tego posłał mu nieco pobłażliwy uśmiech, po czym wrócił do swojej pracy.

Taemin zmarszczył nos, poirytowany tą lekceważącą postawą, i zsunął się z kanapy. Przeciągnął się leniwie, tłumiąc ziewnięcie, po czym powolnym krokiem podszedł do biurka za którym siedział jego przyjaciel. Ledwie zamaskował czuły uśmiech, przyglądając się z bliska tym wszystkim kółkom, śrubkom i nakrętkom zapełniającym drewniany blat. Choć zazwyczaj się do tego nie przyznawał, naprawdę podziwiał sposób, w jaki Minho potrafił zrobić coś, z niczego, za pomocą ledwie kilku niepozornych elementów. Taemin był pewien, że gdyby sam spróbował choćby dotknąć któregokolwiek z delikatnych mechanizmów, ten zapewne natychmiastowo rozleciałby mu się w dłoniach. Tak było od zawsze. Chłopaka cechowała impulsywność, wybuchowość i zdecydowanie zbyt duża ilość energii, która nie pozwalała mu usiedzieć w miejscu, która gnała go ku wiecznemu szukaniu zajęcia. Może właśnie dlatego w takim stopniu fascynowało go to skupienie, ta statyczność w postawie przyjaciela. Minho potrafił godzinami przesiadywać w swoim królestwie śrubek i nakrętek, w którym maleńkie mechanizmy tykały cichutko, niczym istotki o metalowych sercach, zdolne działać jedynie dzięki życiu, które ich twórca w nie tchnął. Choi nie był jednak litościwym i miłosiernym władcą, Taemin doskonale o tym wiedział. Raz podarowane życie z równą łatwością potrafił odebrać. Młodszy ze szczególnym zamiłowaniem obserwował te niepozorne akty okrucieństwa, kiedy jedno dźgnięcie śrubokrętem potrafiło zatrzymać natarczywe tykanie raz na zawsze. Było coś ujmującego w owych ciemnych oczach, kiedy ich właściciel rozporządzał swoim małym światem, nad którym miał absolutne panowanie.

Tak.

Choi Minho uwielbiał kontrolę.

Taemin uśmiechnął się pod nosem, odnotowując tę uwagę w pamięci. Zamierzał wykorzystać swoją wiedzę później. Opracowywanie strategii wcale nie musiało być takie nudne i męczące, jak mu się z początku wydawało. Ten prosty wniosek wprawił go w niebywałą ekscytację, którą to jednak z niejakim trudem skrył za znudzonym wyrazem twarzy, nie chcąc dać Minho sygnału, że coś się zmieniło. Chłopak odgarnął jasne włosy z oczu, i leniwym gestem wsparł się o blat stołu.

- Co robisz, hyung? – zapytał, niby to obojętnym tonem, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z twarzy przyjaciela, i z satysfakcją dostrzegając na niej nieznaczne rozproszenie.

- To ja powinienem zadać to pytanie. – Minho zmarszczył brwi, przekręcając jakiś wyjątkowo oporny element we wnętrzu mechanizmu. – Robię to, co zwykle. To ty zachowujesz się inaczej... - oznajmił, uśmiechając się z rozbawieniem, ale w dalszym ciągu nie zaszczycając kolegi choćby jednym spojrzeniem. Taemin napuszył się na tę uwagę, niezadowolony z faktu, że został tak szybko zdemaskowany. Nie zdziwiło go to jednak zbytnio – był naprawdę kiepskim aktorem.

- Knuję – odparł w końcu z prostotą, tym razem zmuszając przyjaciela do uniesienia wzroku znad stołu.

- Knujesz? – Zaskoczenie na twarzy Minho trwało tylko przez krótką chwilę, zaraz potem zatuszowane rozczulonym uśmiechem. Taeminowi zdecydowanie się to nie spodobało. Podobnież jak błysk rozbawienia w ciemnych oczach. Jako że Lee był wiecznie skupiony na swojej przemożnej potrzebie wypełnienia czymś życiowej nudy, rzadko zdarzało mu się poświęcać dłuższe chwile na obserwację przyjaciela. Teraz jednak, Minho był jego rywalem. A Taemin doskonale wiedział, że gruntowne poznanie wroga to pierwszy krok do sukcesu. Zamierzał zrobić ten krok z wielkim rozmachem. Wskazówki, które w obecnej chwili zbierał, były jednak co najmniej irytujące. Bo oto on, Lee Taemin, właśnie otwarcie przyznał, że knuje złowieszczy plan, który zapewni mu zwycięstwo, a w odpowiedzi otrzymał jedynie pobłażliwe spojrzenie i nieco kpiący uśmieszek! Czy Minho naprawdę tak nisko go cenił? A może był przekonany, że ma swojego młodszego przyjaciela pod kontrolą?

Blondyn zacisnął zęby i wbił w Minho spojrzenie zmrużonych groźnie oczu. Chciał strategicznej rozgrywki, to będzie ją miał. Na własnej skórze przekona się, że nie powinien lekceważyć Lee Taemina.

- Tak, knuję – oznajmił lekkim tonem, posyłając przyjacielowi wyzywający uśmiech. Minho zerknął nań przelotnie, nieco zaniepokojony tym nietypowym zachowaniem. Coś nowego ewidentnie kłębiło się w głowie młodszego, coś lśniło w jego oczach, coś czaiło się w uśmiechu. Zazwyczaj Choi był w stanie bez problemu odgadnąć myśli przyjaciela. Taemin był jak czyste płótno, raz po raz barwione gwałtownymi rozbryzgami farb, które mieszały się ze sobą, nakładały, miksowały, tworząc niepowtarzalny obraz, który Minho zawsze potrafił niemal bezbłędnie zinterpretować. Patrząc teraz w oczy przyjaciela, chłopak nie widział jednak nic, poza nieco groźnym błyskiem, przez który automatycznie się spiął. Nie cierpiał tracić panowania nad sytuacją.

- A co takiego? – zapytał w końcu, po równo trzech sekundach zerkania, na powrót zajmując się swoją pracą. Nie zamierzał tak łatwo dać się wyprowadzić z równowagi. Cokolwiek Taemin wymyślił, gra właśnie zaczynała się robić poważna, Minho czuł to wyraźnie, bo atmosfera rozleniwienia i zniecierpliwienia, którą młodszy roztaczał wokół siebie jeszcze pięć minut temu, naraz zniknęła bezpowrotnie, zastąpiona brzemienną w myśli ciszą.

- Jak cię zabić, oczywiście – odparł Taemin aroganckim tonem, jakby to była zupełna oczywistość. Następnie wsparł brodę na dłoni, drugą ręką sięgając po jedną z leżących luzem śrubek, i zaczynając się nią bawić.

- W takim razie trzymam kciuki – rzucił Minho ze śmiechem, powoli odzyskując spokój ducha na widok nieco wydętych w niezadowoleniu policzków, i tej znajomej potrzeby ruchu, którą tym razem młodszy objawiał poprzez przerzucanie śrubki między palcami. Wcześniejszy wybryk był prawdopodobnie niczym więcej, jak brawurową próbą zrobienia na Minho groźnego wrażenia. Zadziwiające, że niemal się nabrał. Nie zamierzał jednak powtórzyć tego błędu. Zwłaszcza, że zabawa robiła się coraz ciekawsza. Kto jak kto, ale Choi Minho nigdy nie opuściłby takiej rozgrywki jako pierwszy. Przegrana nie miała racji bytu.

- Opracowywanie strategii to naprawdę świetny pomysł – odezwał się Taemin w zamyśleniu, teraz bawiąc się już nie jedną, a pięcioma śrubkami. Minho uniósł brew, zastanawiając się, czy to dalszy ciąg zmyślnej próby zastraszenia go. Starszy zaśmiał się w duchu. No bo jak mógłby bać się tego uroczego chłopaka, o lśniących niewinnie oczach i wydętych marudnie ustach? Znał swojego przyjaciela na wylot. Potrafił przewidzieć każdy jego ruch. Daremne starania Taemina były doprawdy rozczulające.

Do momentu, w którym ten ponownie uniósł wzrok.

Minho mimowolnie wziął głębszy wdech pod wpływem intensywności tego spojrzenia. Było, ni mniej ni więcej, intrygujące.

- Zamierzam znaleźć twój słaby punkt, hyung – oznajmił młodszy prostolinijnie, pewnym siebie tonem. – A kiedy go znajdę, uderzę właśnie tam, gdzie zaboli najmocniej. – Taemin przekrzywił głowę i uśmiechnął się uroczo, wyglądając przy tym jak szczeniaczek. – Myślę, że to dobra strategia, nie sądzisz? Bądź dumny.

Starszy na moment zastygł w bezruchu, niezdolny zachować całkowitej obojętności wobec postawy przyjaciela. I nie chodziło tu bynajmniej o pewność siebie, czy determinację w dążeniu do wygranej. Taemin nie byłby sobą bez tej krztyny arogancji, czającej się za niewinnym uśmiechem, albo tej woli rywalizacji, uwidaczniającej się jedynie w zmarszczeniu brwi. Żadna nowość. Tylko oczy się zmieniły. Były ciemne, tajemnicze, nieprzeniknione. Pociągające. Minho nie miał pojęcia, czy paraliżujący dreszcz, który przebiegł mu po plecach to dobry znak, czy wręcz przeciwnie – najgorszy omen w jego dotychczasowym życiu. Cały ten ogrom myśli i spostrzeżeń zamknął jednak w pojedynczym, i tak nazbyt już nerwowym odchrząknięciu, po którym to zaśmiał się serdecznie.

- To może być trudne – rzucił rozbawionym tonem, mając nadzieję złamać w ten sposób to dziwne spojrzenie, które wprawiało go w niezbyt komfortowy stan. Być może faktycznie nie docenił swojego przeciwnika. Ten chłopak naprawdę rozpoczął grę na poważnie.

- Dlaczego? – Młodszy uniósł jedną brew, wpatrując się w przyjaciela z powątpiewaniem.

Minho westchnął ciężko i ostatecznie porzucił swoją pracę. Tym razem rozkręcany przez niego mechanizm okazał się być nad wyraz oporny. Zupełnie jakby nie chciał pozwolić, by uporczywe tykanie jego metalowego serca ustało raz na zawsze. Choi postanowił rozprawić się z nim później. W danej chwili miał znacznie poważniejszego przeciwnika do zwalczenia. Wsparł obie dłonie na blacie i pochylił się w stronę Taemina, przywołując na usta najbardziej zuchwały uśmieszek, na jaki było go w danej chwili stać.

- Ja nie mam słabych punktów, Taeminnie – oznajmił poważnym, dobitnym tonem, zupełnie jakby stwierdzał oczywistość. I przez krótki moment naprawdę wierzył swoim własnym słowom. A potem Taemin niespodziewanie złapał go za kołnierz i przyciągnął bliżej, paraliżując skórę jego twarzy swoim gorącym oddechem.

- Pozwól, że sam się o tym przekonam – szepnął mu na ucho, wypowiadając te słowa niebezpiecznie niskim tonem, który tylko wzmógł dreszcz, biegnący po kręgosłupie starszego. Minho z trudem przełknął ślinę, kiedy przyjaciel odsunął się od niego, i poklepał go po ramieniu pokrzepiająco. – Tobie również życzę udanego knucia, hyung – oznajmił pogodnie, na powrót zmieniając się w tego uroczego, jasnowłosego aniołka, który każdego był w stanie zwieść. I tylko jego oczy zachowały w sobie przytłumione rozbłyski światła. Zapowiedź kłopotów.

Minho nigdy by nie pomyślał, że obudzenie w Taeminie duszy stratega będzie tak ryzykownym posunięciem. Jego serce wciąż biło nieco zbyt szybko, a nagła dawka adrenaliny dopiero zaczynała ustępować. Choi nie zamierzał na te symptomy narzekać. Na krótki moment świat nabrał kolorów, kształty się wyostrzyły, a czas przestał wlec się irytująco powoli. Na krótki moment uporczywa nuda umilkła, zagłuszona szumem chaotycznych myśli. Na krótki moment życie stało się ciekawe.

Minho uśmiechnął się pod nosem, z nową siłą wbijając śrubokręt prosto między wciąż cicho tykające trybiki. Zgrzytliwa pieśń mechanicznego serca ustała.

Grę czas rozpocząć.

~*~

Jestem~! Wiem, że nie minęły jeszcze umówione dwa tygodnie, ale chyba i tak będę publikować raczej w weekendy, niż w połowie tygodnia, dlatego przybywam dzisiaj. Muszę Wam powiedzieć, że byłam niesamowicie mile zaskoczona reakcją na prolog! Tyle zaciekawionych dusz się znalazło, że nie wiem jak dziękować ;__; To dla mnie naprawdę wiele znaczy, cieszę się, że jesteście <3 Pierwszy rozdział trochę dokładniej zarysowuje, co też ten Taemin wymyślił jako nową zabawę ^^ Proszę, nie bierzcie tego wszystkiego zbyt na poważnie, bo tak jak mówiłam - to czarny humor i groteska! 

No i ważne ostrzeżenie odnośnie całego opowiadania... NIE PRÓBUJCIE TEGO W DOMU! xD

Btw. dokładnie dzisiaj wybiło mi na wattpadzie 200 obserwatorów! Dziękuję wszystkim, którzy tu ze mną są <333

Do napisania~!
Shizu ~~<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro