Runda 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Taemin ułożył się na brzuchu na podłodze, palcem stukając w szybkę ustawionego tam terrarium. Siedzące za szkłem, brudnozielone stworzenie odpowiedziało mu pełnym wyższości spojrzeniem.

- Nie patrz tak na mnie, panie ropuchu – mruknął Taemin, zwracając się do płaza wyjątkowo oficjalnie, jako że nie zdążył mu jeszcze nadać żadnego imienia. Złapał owego kapryśnego osobnika tego samego ranka w stawie, ale w dalszym ciągu nie potrafił dopasować mu odpowiedniej godności. Żadne z przychodzących mu do głowy imion nie wydawało się być tym właściwym. Fakt, że ropuch cały czas mierzył go dumnym, pobłażliwym spojrzeniem, wcale nie ułatwiał sprawy. Kogoś mu ten nieco kpiący wzrok przypominał. Kogoś o równie wielkich, a w dodatku jeszcze paskudniejszych oczach. Kogoś, kto lubił z podobnym opanowaniem i niewzruszonością obserwować jego działania...

- Nie nazwę cię Minho, panie ropuchu, nie ma mowy – burknął chłopak, w dalszym ciągu prowadząc swoją jednostronną rozmowę z nowym pupilem. – Dwóch Minho pod jednym dachem... tego bym chyba nie zniósł – dodał na swoje usprawiedliwienie, widząc, że ropuch nie jest zbyt zadowolony z jego decyzji. – Chociaż dzisiaj czuję się, jakbym był w domu całkiem sam...

Taemin przekręcił się z brzucha na plecy, wzrok wbijając w sufit. Kwestia bezimiennej, kapryśnej ropuchy nagle straciła na znaczeniu. Chłopak postanowił zająć się jej sprawą później. Obecnie miał znacznie pilniejsze zagadnienia do rozgryzienia. Jak na przykład – gdzie się podział Minho?

Chłopak zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem przypadł do okna, w nadziei, że tym razem uda mu się namierzyć przyjaciela gdzieś w przylegającym do domostwa ogrodzie. Zastał jednak tę samą pustkę, co przez cały dzień. Westchnął ciężko, i z powrotem rzucił się na drewnianą podłogę, przy okazji nieumyślnie strasząc zamkniętą w terrarium ropuchę. Smutne spojrzenie swoich ciemnych oczu ponownie wbił w biel sklepienia.

Nudził się.

Tak niewyobrażalnie bardzo, okropnie mocno, szalenie dotkliwie się nudził. To było wręcz obezwładniające. Potrzebował zajęcia, żeby nie zwariować. Potrzebował czegoś, co byłoby w stanie go zaabsorbować.

Potrzebował Minho.

A ten, jak na złość, od rana nie pojawił się ani razu. Nie było go nawet na śniadaniu. Kiedy Taemin o świcie zbiegł po schodach, i z szerokim uśmiechem wpadł do kuchni, mając nadzieję powitać przyjaciela za pomocą swojego nowego kija baseballowego, spotkało go gorzkie rozczarowanie. Bo choć stół został zastawiony przygotowanym posiłkiem, a zaparzona do dzbanka herbata wciąż była gorąca, to nikt na Taemina nie czekał. Sam ten fakt sprawił, że chłopak na resztę dnia stracił apetyt, i ogólnie jakiekolwiek zainteresowanie jedzeniem. Spożywanie posiłku samemu było po prostu zbyt nudne. Dlatego po wypiciu herbaty (tej przyjemności nie potrafił sobie odmówić), Taemin czym prędzej udał się na poszukiwania przyjaciela. Bezskutecznie. Od rana, aż do teraz, chłopak przemierzył cały teren posiadłości dokładnie czterdzieści dwa razy. Czterdzieści dwa! A każdy tak samo nużący! Taemin wyklinał Minho na głos w najzmyślniejsze sposoby, ale żadna z tych gróźb czy obelg nie otrzymała odpowiedzi. Młodszemu było wręcz smutno na myśl, że wszystkie się zmarnują. Nie zamierzał wypowiadać ich po raz drugi. Nie lubił się powtarzać.

Zdemotywowany do granic możliwości, wylądował we własnym pokoju, na zmianę turlając się po podłodze, i rozmawiając z nadętą ropuchą, do której imię hyunga chyba faktycznie pasowało.

Taemin z frustracją wyrzucił ręce w powietrze, po czym ponownie zerwał się na równe nogi, i zaczął niespokojnie krążyć po pokoju. Przez pierwsze godziny tego samotnego dnia starał się zachowywać cicho, tak żeby być w stanie usłyszeć dobiegające z jakiegoś tajemnego zakamarka domu dźwięki zdradzające obecność Minho. Przekonał się jednak, że to nieskuteczne. Jeśli jego przyjaciel nie chciał być widziany i słyszany, to nie był. Taeminowi zrobiło się naprawdę przykro z tego powodu.

Chłopak zatrzymał się pośrodku pokoju i przygryzł wargę nerwowo. Poprzedniego dnia tak świetnie się bawili. Dlaczego dzisiaj przyjaciel go unikał? Nie zjawił się nawet na śniadaniu. Normalnie Minho nigdy nie omijał ich wspólnych posiłków, bo miał dziwną potrzebę pilnowania, czy Taemin zjadł tyle, ile powinien. Młodszy zupełnie nie rozumiał tego kaprysu, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił spędzać z przyjacielem czas. Dzisiaj jednak jego parszywy hyung przepadł, jak kamień w wodę, i chłopak czuł się w pewien sposób oszukany. Przecież mieli kontynuować taeminową grę! Chowanie się przez pół dnia to naprawdę mało zajmujące posunięcie. Taemin miał świadomość, że metody Minho różnią się od jego własnych. Starszy działał powoli, ale w bardziej rozplanowany sposób. Młodszemu to nie przeszkadzało, naprawdę. Dobrze wiedział, że Minho prawdopodobnie od rana zajęty jest knuciem i tak naprawdę wręcz nie mógł się doczekać, aż zobaczy i doświadczy efektów jego planu. Tylko dlaczego, u licha, musiał knuć w ukryciu?! Tego jednego Taemin zrozumieć nie potrafił.

Sfrustrowany chłopak wymamrotał kilka burkliwych wyzwisk, i już zamierzał ponownie rzucić się na podłogę, żeby zapytać o radę Żabola (nie miał póki co serca nazywać go tak, jak swojego zdradliwego przyjaciela), ale w ostatniej chwili jego wzrok padł na ustawione w kącie pokoju lustro, o którego istnieniu przeważnie zapominał. Taemin przekrzywił głowę, nagle zaintrygowany.

Spoglądała na niego para jego własnych, porażająco ciemnych oczu, kontrastujących z jasnymi włosami, które stwarzały pozory niewinności. Taemin głęboko się zamyślił. Czy to właśnie ten widok tak się Minho podobał? Czy to ta twarz, to spojrzenie? A może coś więcej? Teraz, kiedy Taemin zdążył się już przekonać, jak wielce skuteczna jest jego tajna broń, odkrył w sobie nową ciekawość. Chciał wiedzieć, co sprawia, że ma tak wielką władzę nad swoim przeważnie niewzruszonym hyungiem. Chciał odkryć, co jeszcze może zrobić, żeby ten wpływ pogłębić. Te pragnienia były całkiem zrozumiałe, w końcu od ich spełnienia zależało powodzenie w całej grze. Tym razem jednak, Taemin poczuł, że jest coś jeszcze, czego by sobie życzył. Coś, co niekoniecznie miało związek z całą tą zmyślną zabawą.

Taemin chciał, żeby Minho znów spojrzał na niego w taki sposób. W sposób dziwny, w sposób elektryzujący, w sposób niebezpieczny. Młodszy nie miał pojęcia, dlaczego tak mu na tym zależy. Po prostu potrzebował jeszcze raz wywołać w przyjacielu tę gorączkę, jeszcze raz rozbudzić w jego oczach groźny błysk, który sprawiał, że taeminowe serce również przyspieszało. Kiedy Minho patrzył na niego w ten sposób, chłopak na moment zapominał, jak nudna jest ludzka egzystencja. Chciał, potrzebował, musiał znów się tak poczuć.

Ale jedynej osoby, która potrafiła wprawić go w ten stan, nigdzie nie było. Unikała go, jak tylko mogła. Czyżby Choi Minho bał się swojego niewinnego, młodszego przyjaciela?

Taemin przekrzywił głowę i uśmiechnął się diabelsko do swojego własnego odbicia. Takie tłumaczenie sytuacji mu się podobało. Zimnokrwisty Choi Minho bał się ognia, który budził w nim Lee Taemin. Bo pod jego wpływem dosłownie wszystko wymykało się spod kontroli.

Chłopak, zadowolony z wysnutych wniosków, uśmiechnął się do własnego odbicia w lustrze, po czym przeczesał włosy palcami, tak żeby wdzięczniej się układały. Jego dłoń zbłądziła na kołnierzyk koszuli, i po chwili namysłu rozpiął dwa pierwsze guziki, nieznacznie rozchylając materiał. Wyeksponowana w ten sposób szyja oraz odsłonięty fragment obojczyków miały na celu stanowić kolejną pułapkę dla Minho, który z pewnością dostrzeże te drobne zabiegi. Cechująca go spostrzegawczość, którą od zawsze tak się chwalił, tym razem mogła okazać się jego przekleństwem. Taemin był z siebie dumny.

Z nową werwą okręcił się na pięcie, i jeszcze raz zapobiegawczo zerknął przez okno. Napotkany przez niego, nudny krajobraz nie zdołał go jednak tym razem zniechęcić. Zwrócił rozentuzjazmowane spojrzenie w stronę obserwującej go z dezaprobatą ropuchy i uśmiechnął się pogodnie.

- Czas na rundę drugą, Żabolu – oznajmił radośnie, po czym postukał palcem w szybkę terrarium, sprawiając, że zamknięte za nią stworzenie wydało się jeszcze bardziej zdegustowane. – Życz mi szczęścia – dodał Taemin, niezrażony tym jawnym brakiem wsparcia ze strony swojego pupila. Następnie błyskawicznie zerwał się na równe nogi, i sekundę później był już przy drzwiach.

Nadszedł czas konfrontacji.

~*~

Taemin hałaśliwie zeskakiwał po dwa schodki naraz. Nigdy nie zachowywał się szczególnie dyskretnie, ale tym razem naumyślnie zadbał o to, żeby jego kroki było słychać z najdalszych zakamarków posiadłości. Chciał, żeby wreszcie doszło do starcia, dlatego wybrał najlepsze rozwiązanie, jakie przyszło mu do głowy – wystawił się na widok. Po hałaśliwym, powolnym zejściu głównymi schodami, równie leniwym i pełnym ociągania krokiem zaczął przemierzać korytarz. Próbował tego już wcześniej, ale z jakichś powodów był pewien, że tym razem poskutkuje. Bądź co bądź, dochodziła już pora obiadu! Minho mógł opuścić śniadanie, ale młodszy nie wierzył, że byłby gotów zaniechać również najważniejszego posiłku dnia. Gra grą, wszystko jednak ma swoje granice. Przyjaciel nie zostawiłby Taemina na pastwę burczącego brzucha. Dlatego chłopak był pewny, że hyung spróbuje go zabić jeszcze przed obiadem.

Swoją mozolną i pełną maskowanego oczekiwania wędrówkę Taemin zakończył w salonie. Stanąwszy w progu, w pierwszej chwili zadarł głowę do góry, wzrokiem lustrując pokaźną, pajęczą posiadłość, która rozrosła się tuż pod sufitem. Z jakiegoś powodu chłopak w dalszym ciągu nie pozbył się rezydującego tam Endymiona. To nie tak, że się do niego przywiązał. W dalszym ciągu uważał tego pająka za darmozjada i marnotrawcę fascynującego daru. Endymion nie przestał być nudny. To życie Taemina stało się nieco ciekawsze. Owa zmiana była drobna, ale na tyle znacząca, że chłopak nie czuł już potrzeby zapełniania wolnego czasu mordowaniem przypadkowego pająka. Zresztą, miał kogoś innego do zamordowania. Kogoś znacznie bardziej wartego zachodu, niż Endymion.

Kierowany tą myślą, Taemin oderwał wzrok od pajęczyn pod sufitem, i ze skupieniem rozejrzał się po salonie. Był pusty. Nikt nie czekał na niego na starej sofie, nikt nie zasiadał przy masywnym stole, nikt nie spoglądał przez wielkie okna. Cisza była bezbarwna i dotkliwa, nie przerywana skrzypieniem podłogi, ani dźwiękiem kółek zębatych. Taemin zrobił naburmuszoną minę. W salonie panował jeden, wielki, frustrujący i przygnębiający brak Minho.

Chłopak westchnął ciężko, i już miał ruszyć na dalsze poszukiwania (naprawdę robił się głodny, miał szczerą nadzieję, że hyung go nakarmi, albo zabije – jedno z dwóch), kiedy jego wzrok padł na stojącą przy ścianie etażerkę. Taemin zmrużył oczy, a jego czujność wzrosła. Na niepozornym mebelku pojawiło się coś, czego wcześniej zdecydowanie tam nie było. Chłopak rozejrzał się wokół, szukając wzrokiem kryjącego się gdzieś w kącie Minho z tasakiem, bądź rewolwerem, ale nic takiego nie dostrzegł. W końcu wzruszył ramionami, dochodząc do wniosku, że jeśli nie da się złapać na przygotowaną dlań przynętę, to hyung nigdy nie wyjdzie z ukrycia. Dlatego bez dalszego zwlekania przemierzył dzielącą go od etażerki odległość, i przyjrzał się stojącemu na niej przedmiotowi. Na jego ustach pojawił się czuły uśmiech.

Bo hyung przygotował naprawdę piękną przynętę.

Na etażerce stała pozytywka. I to nie zwyczajna pozytywka. Taemin nie potrafił powstrzymać rozczulenia, widząc zaprojektowane przez Minho cudo. Na eleganckiej, drewnianej podstawce umocował on drobną, jasnowłosą laleczkę, stojącą przed szubienicą. Taemin z zachwytem wyciągnął dłoń, najpierw delikatnie głaszcząc palcem główkę pozytywkowej postaci, a potem chwytając maleńką korbkę zamontowaną z boku urządzenia. Był świadom, że przekręcenie jej najprawdopodobniej uruchomi cały ukryty mechanizm, który miał na celu go zabić. Nie potrafił się tym jednak zbytnio przejąć. Dobrze wiedział, że Minho nie dokończy swojego ruchu, póki nie zobaczy reakcji na przygotowany przez siebie prezent. A był on, doprawdy, najładniejszą rzeczą, jaką Taemin kiedykolwiek od przyjaciela otrzymał.

Dlatego też bez wahania przekręcił korbkę, zgodnie z oczekiwaniami słysząc podejrzane kliknięcie gdzieś za swoimi plecami. Zignorował to jednak, roziskrzonymi oczami obserwując uruchomioną pozytywkę. Pokój wypełniła dźwięczna melodia menueta, w rytm którego laleczka zaczęła przesuwać się w kierunku szubienicy, wdzięcznie przy tym wirując. Taemin nie potrafił oderwać wzroku od tego małego dzieła sztuki, które hyung skonstruował specjalnie dla niego. Pozytywkowa laleczka wykonała kilka okrążeń, z każdym tylko wzmagając oczekiwanie na finał. Wreszcie zatrzymała się tuż przed szubienicą, w rytm żywej melodii pochylając swoje mechaniczne ciałko, zmierzając na spotkanie z ostrzem. Taemin zagryzł wargę i wbił paznokcie w dłonie, w napięciu czekając na finał miniaturowego spektaklu. Menuet dotarł do kulminacyjnego, najbardziej skocznego momentu, i wreszcie ostrze runęło w dół, gładko odcinając jasnowłosą głowę laleczki, która spadła na blat etażerki, po czym potoczyła się ku jej krawędzi, prosto w dłonie zachwyconego chłopaka.

- I jak ci się podoba mój mały prezent? – Za plecami Taemina odezwał się znajomy głos, na dźwięk którego chłopak pozwolił sobie na nieznaczny uśmiech. Szybko jednak zdusił go w sobie, nie chcąc dawać przyjacielowi zbytniej satysfakcji. Celowo nie zerknął nawet w stronę hyunga, skupiając się na obracaniu głowy laleczki w dłoniach.

- Cóż, ma trochę za małe oczy i zdecydowanie zbyt potargane włosy... - stwierdził krytycznym tonem, z udawanym skupieniem wpatrując się we własną, miniaturową podobiznę. Wbrew jego ostrym słowom, była wykonana z szaloną wręcz precyzją, a sam chłopak był nią urzeczony. Hyung nie bawił się jedynie w mechanizmy. Kiedy chciał, potrafił być też artystą. Taemin dobrze o tym wiedział, nawet jeśli tak rzadko miał okazję ujrzeć tę stronę przyjaciela. Wymyślona przez młodszego gra otwierała przed nimi tyle perspektyw, że chłopak szczerze żałował tak późnego wpadnięcia na ten pomysł. Ileż tygodni i miesięcy nudy by im obu oszczędził, gdyby zaproponował tę zabawę wcześniej!

- Jeśli chcesz, mogę trochę potargać też twoje włosy, żeby wygląd laleczki bardziej pasował do pierwowzoru... - zaproponował Minho, sprawiając, że Taemin zaniechał taktyki udawanego zobojętnienia, i spojrzał na przyjaciela zaciekawionym wzrokiem.

- Niby jak zamierzasz tego dokonać? – rzucił w stronę Minho, który obecnie stał w progu pokoju, nonszalancko wsparty ramieniem o framugę drzwi. W jego ciemnych oczach lśniła żywa ekscytacja, na widok której Taemin poczuł gęsią skórkę na przedramionach. Nadchodził moment starcia, młodszy czuł to w dzielącym ich powietrzu, coraz cięższym wraz z każdym kolejnym oddechem. Atmosfera napinała się między nimi niczym pajęcza nić i Taemin był pewien, że lada chwila sprawy wreszcie przybiorą ciekawy obrót. Miał świadomość, że hyung już dawno zaczął swój ruch w tej rundzie, i teraz jedynie z satysfakcją obserwował samoistnie wypełniający się plan jego autorstwa. Taemin wręcz nie mógł się doczekać, żeby zrozumieć, co przyjaciel dla niego przygotował. Chcąc przyspieszyć rozwój zdarzeń, posłał starszemu arogancki uśmiech. – Jeśli mnie pamięć nie myli, ostatnim razem to ja szarpałem cię za włosy, a ty nawet nie protestowałeś. – Taemin celowo przygryzł wargę i rzucił przyjacielowi niepoprawne spojrzenie. – Podobało ci się... - stwierdził zuchwale, obserwując, jak oczy Minho ciemnieją na te słowa, zdradzając ponownie zachwianą kontrolę. Taemin przyrzekł sobie w duchu, że pewnego dnia doprowadzi do jej całkowitego zawalenia. Póki co musiał się jednak zadowolić jedynie wyrazem oczu, bo twarz Minho pozostała spokojna, a on sam nawet nie drgnął, wciąż obserwując przyjaciela z daleka. Taeminowi nie podobał się ten dystans. Chciał podejść bliżej. Chciał torturować przyjaciela swoim dotykiem. Chciał swoją obecnością znów sprawić, że w spojrzeniu hyunga błyśnie obłęd. Kierowany tym impulsem, wcisnął głowę laleczki do kieszeni spodni, i rzucił Minho wyzywające spojrzenie. – Mogę to potwó...

- Na twoim miejscu bym się nie ruszał – wszedł mu w słowo starszy, przekrzywiając lekko głowę, niczym drapieżnik obserwujący swoją ofiarę, i posyłając mu pogodny uśmiech. Taemin posłusznie zastygł, automatycznie spinając wszystkie mięśnie. Jego serce przyspieszyło tempa, a wzrok zaczął pospiesznie prześlizgać się między rozradowaną twarzą Minho, a całą resztą otoczenia, próbując przewidzieć, skąd nadejdzie zagrożenie. Nic się jednak nie wydarzyło. Chłopak zmrużył oczy i zerknął na przyjaciela pytająco. Starszy zrobił rozczuloną minę. – Naprawdę przegapiłeś dalszą część mojego prezentu? – rzucił, udając urażonego, ale nie potrafiąc do końca zamaskować rozbawienia w swoim głosie. – Endymion zapewne właśnie się z ciebie śmieje... - dodał przekornie, na co wzrok Taemina natychmiastowo powędrował w górę, ku zwiewnej posiadłości tuż pod sufitem.

I wtedy to zauważył.

Spoglądając na pokój pod innym kątem, dostrzegł przygotowany przez Minho prezent. Dziesiątki ledwo widocznych, niby-pajęczych nici rozciągały się po pomieszczeniu, gdzieniegdzie nieznacznie lśniąc pod wpływem wpadającej przez niedokładnie zasuniętą zasłonę stróżki światła słonecznego. Gdyby nie ten efekt, przecinające pomieszczenie żyłki prawdopodobnie w ogóle nie byłyby widoczne. Taemin nie miał pojęcia, z czego były zrobione, ale za ich sprawą cały salon zmienił się w jedną, wielką pajęczą pułapkę, którą on sam uruchomił przekręcając korbkę pozytywki. Minho był pająkiem. Taemin jego ofiarą. I młodszy skłamałby, gdyby powiedział, że mu się to nie podobało.

Pospiesznie oceniwszy sytuację oraz swoje szanse na wykorzystanie jej przeciwko twórcy planu, Taemin posłał Minho harde spojrzenie.

- Niby dlaczego miałbym się nie ruszać? – zapytał lekceważącym tonem, choć tak naprawdę ta wiedza była mu potrzeba, do zrozumienia zamysłu przyjaciela. Minho uśmiechnął się promiennie, wręcz paląc się do wyjaśnień.

- Bo może cię spotkać ten sam los, co rozczochranego Taemina w twojej kieszeni – wyjaśnił z dumą, zerkając znacząco na zdobiącą pozytywkę szubienicę. – To nie są zwykłe nici. Wykonano je ze specjalnego tworzywa. Jeden ruch, a taka niepozorna żyłka przetnie twoją skórę, dwa ruchy, a skróci cię o głowę. Radziłbym uważać. Śmiem twierdzić, że jestem jednak sprytniejszy i mniej nudny od twojego Endymiona. – Minho już dawno nie był tak szalenie usatysfakcjonowany swoją pracą, jak w tym właśnie momencie. Składanie i rozkładanie zegarków było dobrą opcją na zabicie czasu. Teraz jednak, czas naprawdę był w rękach Minho. I to nie jego własny czas. Starszy dzierżył w dłoniach życie Taemina. Ta zabawa robiła się coraz bardziej ekscytująca.

Młodszy zesztywniał, naraz przytłoczony swoim unieruchomieniem. Jego serce uderzało o żebra, pompując krew w żyły, ożywiając kończyny, nakazując ruch, bieg, ucieczkę, bądź atak. Chłopak nie mógł jednak nawet drgnąć. Pospiesznie przekalkulował w głowie opcję wyciągnięcia przed siebie dłoni i przetestowania przygotowanej przez Minho zasadzki. Nie mógł mieć jednak pewności, jak ostre okażą się być zamykające go w ciasnym kręgu, pajęcze nici. Nie chciał stracić dłoni w tak głupi sposób – były mu jeszcze potrzebne. Po chwili gorączkowych rozmyślań, spojrzał na Minho, przybierając zuchwałą minę.

- Twój plan nie ma sensu – oznajmił, siląc się na beznamiętny ton głosu. – Mogę równie dobrze stać tu w nieskończoność, a ty umrzesz z nudów, obserwując mnie. Niby co ma zmusić mnie do ruchu?

- Twoje własne ciało. – Minho mrugnął do Taemina, a na widok jego zaskoczonej miny, roześmiał się serdecznie. Doskonale wiedział, że dla jego młodszego przyjaciela pozostanie w bezruchu przez choćby pięć minut, jest zadaniem niebywale trudnym do wykonania. Jak zachowa się, kiedy przyjdzie mu zapanować nad swoim ciałem? Minho był ciekaw. No i bawił się wyśmienicie. Jego start w tej grze może nie był zbyt efektowny, bo dał się temu małemu gagatkowi podejść i przechytrzyć. Nie zamierzał jednak dopuścić do podobniej sytuacji po raz drugi. Z Choi Minho się nie zadziera, czas żeby Taemin przekonał się o tym na własnej skórze. Dosłownie.

Młodszy zacisnął zęby, uświadamiając sobie, że jego przyjaciel ma rację. Już teraz dłonie wręcz paliły go od bezruchu, więc zaczął nerwowo skubać brzeg ubrania. Czuł, jakby nogi wrosły mu w podłogę, a każda komórka ciała wręcz rwała się do biegu. Nie wytrzymałby w tym stanie choćby piętnastu minut, a co dopiero kilku godzin. W duchu przeklął Choi Minho i fakt, że przyjaciel zna go zdecydowanie zbyt dobrze. Na tyle dobrze, że odkrył jego słaby punkt. Taemin szczerze go za to nienawidził. Nie zamierzał jednak przegrać, co to, to nie. W końcu on też miał swoją tajną broń. Ta ich mała rywalizacja robiła się coraz bardziej absorbująca.

- Hyuuuung - odezwał się Taemin, robiąc uroczą minę. Spojrzenie Minho stwardniało.

- Nic u mnie nie wyprosisz, nawet o tym nie myśl – mruknął ostrzegawczym tonem, stanowczo marszcząc brwi. Młodszy wydął policzki, niezadowolony.

- Nie zamierzam cię błagać o litość – oznajmił buntowniczo. – Chciałem tylko o coś zapytać... - Na te słowa w oczach Minho błysnęła ciekawość.

- Zapytać? – Starszy uniósł jedną brew.

- Tak, zapytać. – Taemin przybrał poważną minę i wbił w przyjaciela intensywne spojrzenie swoich ciemnych oczu. – Jesteś pewien, że chcesz mnie zabić w ten sposób?

- Co to w ogóle za pytanie? – zdziwił się Minho. – Pracowałem nad tym planem przez kilka dni, oczywiście, że chcę cię zabić w ten sposób! – zapewnił gorliwie, nie rozumiejąc, do czego zmierza jego przyjaciel. Młodszy wywrócił oczami, zniecierpliwiony.

- A nie wolałbyś na przykład... - chłopak przygryzł wargę, zerkając na przyjaciela z diabelskim błyskiem w oku - ...zrobić tego własnoręcznie?

Na te słowa, zgodnie z oczekiwaniami, oczy Minho przybrały nieco ciemniejszą, nieco bardziej niebezpieczną barwę, którą Taemin tak lubił obserwować. Prowokowanie starszego powoli pięło się na liście jego ulubionych sposobów zaradzenia nudzie. Zdążyło przebić już kilka dotąd czołowych czynności, takich jak gonienie Eugeniusza po piwnicach, strzelanie z pistoletu do ważek i motyli, czy rozsypywanie pinezek na ulicach miasteczka. Taemin nie mógł wyjść z szoku, jak wiele tracił przez te wszystkie lata, nie praktykując takiego sposobu spędzania wolnego czasu. Najwyższa pora to nadrobić.

Kiedy tak jednak patrzył w oczy przyjaciela, dostrzegł coś podejrzanego. Reakcja na jego propozycję powinna być znacznie silniejsza niż ta, którą otrzymał. Bo choć owszem, wzrok Minho znów był nieco zbyt gorący, nieco zbyt chaotyczny, to chłopak nie zrobił nic, co wskazywałoby na zaskoczenie słowami Taemina. Młodszy zmrużył podejrzliwie oczy. Minho chciał zabić go własnoręcznie, to było wyraźnie widoczne. Chciał, a mimo to nie interweniował, wciąż wspierając się o swoją framugę, wciąż obserwując działania przyjaciela. Biernie. Zupełnie jakby...

- Blefujesz! – rzucił oskarżycielsko, na co Minho z rozbawieniem uniósł brwi.

- Ja? Gdzieżbym śmiał! – odparł starszy, a wstrzymywane wcześniej, psotne iskierki, na dobre rozmigotały się w jego oczach.

- Hyuuuung. – Taemin zrobił urażoną, naburmuszoną minę, która tylko dodała mu uroku, po czym ostrożnie poruszył ręką, wysuwając do przodu mały palec (wydał mu się najmniej potrzebny w całej dłoni). Chłopak wstrzymał powietrze, a następnie w napięciu zbliżył rękę do najbliższej widocznej nici. Koniuszek jego palca natrafił na śliskie tworzywo i... nic się nie stało. Taemin chwycił żyłkę dłoń i mocno szarpnął. Nić ustąpiła i zerwała się. Chłopak przez chwilę spoglądał na nią w milczeniu, po czym uniósł na Minho wściekłe spojrzenie.

Sekundę później zaatakował.

Mogąc się wreszcie ruszyć, rzucił się biegiem przez pomieszczenie, zrywając kolejne rozsnute między ścianami nici, niszcząc misternie utkaną, oszukańczą pajęczynę i szarżując prosto na jej twórcę. Niewzruszoność Minho tylko dodatkowo Taemina rozjuszyła. Znów dostrzegł w jego oczach ten znienawidzony pobłażliwy błysk. Starszy go wykiwał, a teraz bezczelnie się z tego naigrywał. Taemin zamierzał zadbać o to, żeby zemsta był krwawa.

Minho ze stoickim spokojem obserwował, jak jego przyjaciel plącze się w kolejnych linkach, które wbrew jego woli oplatają ręce i nogi, utrudniając agresywny bieg przez pokój. Starszy nie był w stanie powstrzymać rozbawionego uśmiechu. Taemin wyglądał uroczo, pałając żądzą mordu, i potykając się o oplatające go nici jednocześnie. I choć młodszy byłby go w tej chwili gotów zamordować z zimną krwią, Minho nie przejmował się tym bezpośrednim atakiem. Bo wszystko szło zgodnie z planem.

Taemin z wściekłością zerwał ostatnią zagradzającą mu drogę żyłkę i rzucił się na przyjaciela. Nie zdążył jednak wbić paznokci w jego twarz, tak jak planował, bo starszy podłożył mu nogę i chłopak mimowolnie runął na podłogę, zaplątany w dziesiątki nici, niczym ofiara w pajęczej sieci. Chwilę potem poczuł przygniatający go ciężar, kiedy Minho przygwoździł go do posadzki swoim ciałem. Ręce Taemina zostały unieruchomione po obu stronach jego głowy, a nogi sparaliżowane przez siedzącego nań przyjaciela. Po kilku chwilach bezsensownej szamotaniny, młodszy zastygł w bezruchu, świadom, że w ten sposób nic nie zdziała. Minho zawisł tuż nad jego twarzą. Jego oczy były elektryzująco ciemne, a uśmiech odrobinę szalony. Taemin poczuł, że jego serce gwałtownie przyspiesza. Ten rodzaj skrępowania był znacznie bardziej ekscytujący, niż taki, jakiego miał okazję doświadczyć chwilę temu. Bo po całym dniu nudy, Minho wreszcie znów patrzył na niego w taki sposób. Taemin posłał przyjacielowi krzywy uśmiech.

- Wiedziałem, że wolisz to zrobić własnoręcznie – mruknął z aprobatą, na co Minho mocniej zacisnął dłonie na jego nadgarstkach.

- Oczywiście. – Starszy nie odrywał intensywnego spojrzenia od twarzy przyjaciela. – Nie pozwoliłbym jakimś głupim niciom pociąć cię na kawałeczki. Sam zrobię to dużo ładniej – stwierdził dziwnie miękkim tonem, a czułość tych słów nieco utrudniła Taeminowi oddychanie. Minho potrafił być niezwykle czarujący.

- Więc zasługuję na ładne rozczłonkowanie? – zapytał z rozbawieniem, unosząc jedną brew. Minho skwapliwie pokiwał głową.

- Naturalnie, że tak. – Chłopak skrępował oba nadgarstki Taemina jedną dłonią, drugą zaś delikatnie przesunął po jego policzku. – Pomyśl tylko, jak pięknie wyglądałbyś w szklanych gablotkach. – Palcem wskazującym przesunął po skroni młodszego, po jego żuchwie, docierając aż do szyi. Tam jego wzrok zatrzymał się na dłuższy moment. Taemin uśmiechnął się z satysfakcją. Zgodnie z oczekiwaniami, hyung dał się złapać na jego drobny zabieg odwracania uwagi. Młodszy postanowił wykorzystać tę okazję.

- To bardzo urocze, co mówisz... - zaczął powoli, niecodziennie niskim głosem, jednocześnie bardzo ostrożnie próbując wyzwolić jedną z zaplątanych w żyłki nóg. Zamierzał rozproszyć Minho na tyle, żeby starszy przeoczył jego brawurową próbę odzyskania panowania nad sytuacją. – Ale może by tak rozczłonkować mnie kiedy indziej? – rzucił lekkim tonem, zupełnie jakby proponował zmianę terminu pikniku w parku. Minho oderwał wzrok od widocznych zza kołnierzyka obojczyków przyjaciela i zaśmiał się cicho.

- A dlaczegóż to? – zapytał rozbawiony, świadom, że młodszy gra na zwłokę. W odpowiedzi Taemin zrobił urażoną minę.

- Muszę wyglądać wyjątkowo ładnie, jeśli mam trafić do szklanych gablotek – oznajmił z powagą, pełnym nagany tonem, zupełnie jakby strofował Minho za brak zrozumienia dla tak oczywistej sprawy. – Zróbmy to kiedy indziej.

- Ależ, wyglądasz zjawiskowo – odparł starszy, wciąż nie spuszczając z rozbawionego tonu. – A z pomocą tego... - w jego dłoni nie wiadomo kiedy pojawił się nóż, którego ostrze drapieżnie błysnęło w świetle - ...upiększę cię jeszcze bardziej – obiecał szeptem, tępą krawędzią ostrza przesuwając po taeminowym policzku. Młodszy zadrżał, czując chłód na skórze. Cała ta sytuacja przybierała zaskakujący obrót. Bo nigdy wcześniej nie sądził, że jego hyung potrafi być taki pociągający.

- Więc jednak nie jestem wystarczająco piękny? – rzucił na poczekaniu, usiłując nie stracić skupienia na wyswobadzaniu nóg. Minho uśmiechnął się przekornie.

- Bardzo piękny. Piękny kombinator, który właśnie usiłuje znokautować swojego hyunga kolanem – powiedział z rozbawieniem, na co Taemin zaprzestał swoich wcale-nie-tak-dyskretnych prób i zrobił naburmuszoną minę. Po chwili namysłu jego spojrzenie przybrało jednak stanowczy wyraz, na widok którego Minho uniósł jedną brew w niemym pytaniu.

- Dobrze, hyung – odezwał się młodszy rzeczowym tonem. – Ty bardzo chcesz mnie w tej chwili poszatkować na ładne kawałki, ale ja bardzo nie mam na to dzisiaj nastroju. Więc zrobimy tak... – Taemin rzucił przyjacielowi profesjonalne, wręcz biznesowe spojrzenie, zupełnie jakby chciał dobić z nim targu. Nie mijało się to zbytnio z prawdą. – Masz w tej chwili przewagę, więc uznajmy, że wygrałeś tę rundę...

- Ale...? – podsunął Minho, widząc, że młodszy do czegoś konkretnego zmierza. W innym wypadku nie oddałby mu tak łatwo zwycięstwa. Dobrze wiedział, że zamiast z przyjacielem negocjować, mógł po prostu sięgnąć po należne mu pierwsze miejsce w tej grze. Kombinujący Taemin był jednak zbyt rozczulającym widokiem, żeby tak łatwo go sobie darować.

- Ale... - Taemin przybrał najbardziej zdecydowaną minę, na jaką było go stać. – Puścisz mnie wolno – zażądał prostolinijnie, wywołując wybuch gromkiego śmiechu u siedzącego na nim chłopaka.

- Niby dlaczego miałbym się na to zgodzić? – zapytał, szczerze ciekaw, co takiego Taemin wymyśli, żeby nie przegrać swojej własnej gry już w trakcie drugiej rundy. W oczach młodszego zaigrały podejrzane ogniki.

- Powiedzmy, że twój dzisiejszy popis mnie do czegoś zainspirował... - mruknął tajemniczym tonem, po czym mrugnął do przyjaciela, żeby dodatkowo go rozproszyć. – Ale jeśli chcesz zobaczyć, do czego, muszę dożyć następnej rundy... - dodał, posyłając Minho obiecujące spojrzenie. Starszy przez chwilę spoglądał na niego w milczeniu, kalkulując w głowie wszystkie za i przeciw. Dotąd skupiał się jedynie na potrzebie odbudowania nadszarpniętej w pierwszej rundzie dumy. Teraz, kiedy to już osiągnął, zaczął się wahać. Myśl o ponownym oddaniu Taeminowi możliwości działania była ekscytująca. Nie mówiąc już o jego obietnicy ciekawej rozgrywki. Niezależnie od tego czy blefował, czy nie, jego słowa zdołały starszego zaintrygować. A Choi Minho uwielbiał intrygujące rzeczy.

Dlatego po dłuższej chwili namysłu, po raz ostatni przesunął ostrzem noża po policzku Taemina, tym razem pozostawiając na nim krótką, szkarłatną szramę. Młodszy przygryzł wargę, żeby nie syknąć z bólu.

- Jeden jeden – szepnął mu Minho na ucho, puszczając jego nadgarstki. – Następnym razem nie będzie taryfy ulgowej – dodał, czule przesuwając kciukiem po płytkim nacięciu na policzku przyjaciela. Nie odrywając wzroku od płonących dziwnym, czarnym ogniem oczu Taemina, oblizał palec, po czym wstał, uwalniając młodszego spod swojego ciężaru. Okręcił nóż w dłoni i uśmiechnął się z satysfakcją. – Umieram z głodu – stwierdził lekkim, pogodnym tonem. – Chyba najwyższy czas na obiad – dodał, po czym zniknął w korytarzu, pozostawiając leżącego na podłodze Taemina samemu sobie.

Młodszy jeszcze przez dobrą minutę nawet nie drgnął, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w sufit. Czuł sunącą mu po policzku, kapiącą ze świeżej rany krew, ale nie zwracał na to uwagi. Bo od tej krwi dużo gorętsze było zupełnie nowe, zupełnie nieoczekiwane poruszenie w jego piersi. Taemin uniósł zdrętwiałą dłoń i zacisnął ją na materiale swojej koszuli, w miejscu, w którym żar był najdotkliwszy. Tuż nad sercem.

Chłopak przymknął powieki i powoli wypuścił powietrze z płuc, stopniowo przyswajając nowe odkrycie.

Fakt, że nie on jeden miał w tej grze kontrolę nad swoim przeciwnikiem.

~*~

Hm... xD Chłopcy nieco poszaleli w tej rundzie! To strasznie dziwne uczucie, bo... jestem z tego rozdziału zadowolona. Rzadko mi się to zdarza! Więc nie jestem pewna, czy to dobry znak, czy wręcz przeciwnie xD Tym dziwniejsza jest sama treść, szczerze się zastanawiam, czy to właśnie ten moment, kiedy część z Was ucieka z krzykiem, głosząc światu, że Shizu zwariowała. Ale to jak zwykle ICH wina, nie moja! Zarazili mnie swoim obłędem. Rozdział ten dedykuję Madzi, jako naczelnej fance barwionego szkarłatem nożyka. A Wam wszystkim jak zwykle dziękuję za entuzjazm, za miłość, za krztynę wspólnie przeżywanego szaleństwa! Czynicie Tellkę stokroć bardziej ekscytującym przeżyciem <3

Do napisania! ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro