Smoczątko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 – Smok! Moja córka potrzebuje smoka!

Jaehaerys był wściekły na siebie, że wpadł na to tak późno. Dopiero teraz, przed świtem. Maester skłonił głowę i szybko ruszył do swoich komnat, by wysłać kruki na Smoczą Skałę, a on potarł twarz dłonią i warknął z bezsilności. Jak? Jak to mogło się stać? Jakim cudem Daenerys mogła zachorować? Jak? Przecież była Targaryenem. On i Alysanne byli Targaryenami z obu stron. Ich córka miała w sobie oczyszczającą, gorącą smoczą krew, więc dlaczego trzęsła się z zimna jak inne dzieci? Dlaczego bogowie zesłali chorobę akurat na ich małą księżniczkę? Dlaczego? Czym drżączka różniła się od innych chorób, na które byli odporni? Czym?

Przeszedł do komnaty, gdzie leżała. Daenerys była opatulona stertą futer, pod którymi nie było widać jej drobnej sylwetki. Alysanne siedziała przy niej, trzymając jej drżącą dłoń. Nie podniosła na niego wzroku, jedynie cały czas wpatrywała się w twarz ich córki. Jaehaerys poczuł ściśnięcie w sercu na widok cierpienia jego żony. Dlaczego bogowie każecie jej przez to przechodzić? Czy strata Aegona nie była wystarczająca? Alysanne była jego jedyną towarzyszką z czasów, gdy byli zakładnikami babki Visenyi. Była jego młodszą siostrzyczką, która z czasem wyrosła na najpiękniejszą i najmądrzejszą dziewczynę, jaką znał. Była jego ukochaną, jego Alysanne.

Daenerys musiała usłyszeć jego kroki, bo podniosła powieki i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.

– Tato?

– Słucham, kochanie – szepnął, przysiadając obok niej. – Wiesz, że już za chwilę będziesz mieć smoka?

– Naprawdę? – Nawet pomimo choroby, Daenerys miała wesoły głos. – Takiego prawdziwego?

– Prawdziwego. – Pocałował ją w czoło. Było lodowate. – Małego jak ty. Gdy dorośnie, będziesz mogła na nim latać.

– A zanim do tego dojdzie, będziesz mogła latać ze mną na Srebrnoskrzydłej – powiedziała cicho Alysanne. – Tak jak zawsze chciałaś.

Twarz Daenerys drżała, gdy jego córka pokiwała głową.

– A jak będę mieć smoka... – szepnęła. – To nie będzie mi tak zimno?

– Nie, mała smocza księżniczko. Nie będzie.

Co jeszcze można zrobić, by wyzdrowiała? Opiekowało się nią teraz dziesięć maestrów. Co chwile kąpano ją w gorącej wodzie, w komnacie cały czas palił się ogień. Daenerys miała robione okłady, karmiono ją gorącymi zupami, Alysanne dawała jej do picia herbatkę z pokrzywy słodzoną miodem. Wezwaliśmy nawet do niej mamkę, bo ktoś powiedział, że mleko matki leczy drżączkę. Co można jeszcze zrobić?

Do komnaty wszedł jeden z maestrów. Skłonił się na ich widok i powiedział spokojnym głosem.

– Czas na kolejną kąpiel, księżniczko.

Daenerys nagle pokiwała głową i skryła się głębiej pod futrami.

– Nie chcę – szepnęła. – Zimno mi.

– Kochanie, dzięki tym kąpielom z czasem będzie ci cieplej – powiedziała Alysanne, uśmiechając się. Jaeherys widział z jakim trudem przyszedł jej ten uśmiech.

– Nie chcę! – szepnęła trochę głośniej Daenerys. Zaraz potem jej głos opadł. – Nie, nie, nie!

– Dobrze, poczekamy z tym – powiedział w końcu Jaehaerys. – Może pod tymi futrami zrobi jej się cieplej. Dołóżcie drewna do kominka. Ogień przygasł.

On zaczynał się powoli pocić w swoim stroju, ale nie zwracał na to uwagi. Gdy w komnacie zrobiło się trochę cieplej, Daenerys przymknęła oczy. Dobrze, może jeśli zaśnie, będzie się czuła lepiej. Nastąpiła długa chwila ciszy. By ją przerwać, chciał coś powiedzieć, ale wtedy powietrze przeciął krzyk Alysanne:

– Nie!

– Alysanne? – Odwrócił się od leżącej córki i spojrzał na żonę siedzącą naprzeciwko.

Alysanne zasłaniała usta ręką, drugą ściskając dłoń Daenerys. Ręka jego córki przestało drżeć. Była po prostu zimna. Gwałtownie odrzucił futra na bok. Daenerys nie oddychała.

Gdy inni maestrzy zobaczyli, jak Alysanne mocno drży w jego ramionach, początkowo byli pewni, że i ona zachorowała. Jaehaerys zignorował ich słowa. Zacisnął zęby i zaprowadził żonę do swoich komnat, które w porównaniu z pokojem, gdzie była Daenerys, wydawały się bardzo chłodne. Alysanne opadła na łóżko i skuliła się, płacząc głośniej, a on pogładził jej włosy.

– Wasza Wysokość?

Podniósł zmęczony głos na Bartha. Młody septon stał w drzwiach komnaty i sądząc po wyrazie jego twarzy, wiedział już co się stało. Jaehaerys podniósł się z łóżka.

– Czy możesz posłać po makowe mleko?

Septon wyjął ze swojej szaty małą butelkę.

– Myślałem, że może się przydać.

Kiwnął głową. Nalał makowego mleka do kielicha, a następnie podszedł do łóżka. Alysanne cały czas leżała z zamkniętymi oczami, płacząc tak, że serce ściskało mu się z każdym dźwiękiem. Pomógł jej usiąść i podtrzymując kielich, upewnił się, by wypiła cały. Usiadł następnie koło niej i poczekał, aż zasnęła. Gdy wstał, Barth podszedł do niego i zapytał cicho.

– Czy przynieść makowego mleka również dla ciebie, Wasza Wysokość?

– Nie. – Pokręcił głową. – Idę do Vermithora.

Barth nie próbował go powstrzymać. Idąc korytarzami Warowni Maegora, Jaehaerys kątem oka dostrzegał szczurołapów, krążących po korytarzach. Zatrudniłem ponad setkę nowych, gdy dowiedziałem się o chorobie Daenerys. Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej?

Vermithor spał spętany łańcuchami na dziedzińcu. Gdy Jaeherys podszedł bliżej, smok uniósł łeb i zamruczał. Król bez słowa dotknął jego skrzydła i westchnął. Był tak bardzo zmęczony. Jego wierzchowiec bez sprzeciwu dał sobie zrzucić łańcuch z nogi i następnie opuścił skrzydło, by dać sobie założyć siodło. Nie zasyczał nawet przy zapinaniu ogromnego popręgu, zamiast tego stał w bezruchu. Jaehaerys przywiązał nogi łańcuchami do siodła i złapał za dwa z wielu rogów na grzebieniu szyjnym smoka.

– Smocza Skała. Leć.

Smok wykonał jego polecenie. Leciał szybko i pewnie, razem z chmurami, czasem wykorzystując podmuchy wiatru, a czasem z nimi walcząc. Po paru godzinach, gdy dotarli na miejsce, bez sprzeciwu wylądował na dziedzińcu Smoczej Skały. Gdy Jaehaerys zaczął z niego schodzić, zobaczył podbiegających strażników.

– Panie, właśnie dostaliśmy kruka. Nie martw się, Smoczy Stróże już szykują smoczątko do podróży. Będziesz mógł je zabrać dla księżniczki.

Ból, złość, tęsknota... to wszystko stawało się za silne. Jaehaerys odetchnął, a następnie powiedział ciężkim głosem.

– Smoczątko nie będzie jednak potrzebne.  

~*~

Scena „Mamo, zimno mi" jest jedną z najsmutniejszych w „Ogniu i krwi". Bez dyskusji, bo nie ma o czym :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro