Sponsor

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czyli nie wiem skąd, nie wiem dlaczego, ale w weekend wpadłam na pomysł napisania Sugar Daddy AU z shipem Maron/Daenerys i poszłam za ciosem. Teraz wstawiam przetłumaczoną i trochę podkręconą wersję tego dziwnego opka, więc zapraszam do czytania XD.

~*~

Daenerys nie do końca wiedziała, jak znalazła się w tej sytuacji. Być może jej życie nigdy nie było wspaniałe, ale wystarczająco znośne. Teraz jednak...

Teraz siedziała przed obcym człowiekiem, w swojej czarnej sukience kupionej na promocji za dwadzieścia złotych smoków, która wydawała się być wręcz uboga w tym luksusowym miejscu. Ze ściśniętymi nogami poruszyła się nerwowo, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Myślała, że ​​zrobiła to wystarczająco dyskretnie, ale oczywiście nie udało jej się, bo on spojrzał na nią.

– Wszystko w porządku? – zapytał, patrząc na jej twarz.

Cóż, przynajmniej wie, jak się zachować. Ostatni przez całą randkę wpatrywał się w jej biust, a poprzedni zapytał ją, czy nie ma nic przeciwko temu, że ma żonę.

– Tak. – Jej głos był ochrypły, więc oczyściła gardło i powiedziała głośniej. – Tak, wszystko w porządku, dziękuję.

Maron Martell skinął głową i pociągnął łyk whisky – oczywiście pije whisky – podczas gdy ona sięgnęła po swój kieliszek czerwonego arborskiego i wypiła go powoli. Przerażało ją to, że to faktycznie było czerwone arborskie, a nie jakaś marna imitacja, którą czasem kupowała w supermarkecie. Jak ja w ogóle się tu znalazłam?, zapytała samą siebie, rozglądając się dookoła. Nie było tu zbyt wielu par, a te, które rozmawiały, mówiły ściszonymi głosami. Wokół roznosiła się tylko cicha klasyczna muzyka i cichy brzęk sztućców.

– Czy już wiesz, co chciałabyś zamówić?

Daenerys zerknęła na leżące przed nią menu i potrząsnęła głową. Większości z tych potraw nie znała, a nawet miała problem z ich wyobrażeniem.Okoń morski z tortellini z krewetkami, purée z kopru włoskiego i sosem z białego wina, co to w ogóle znaczy? Co tam kurwa jest? Przeczytała cenę i poczuła się tak, jakby miała dostać zawału. Ponad sto złotych smoków?! Nie chciała myśleć, jak głupio musi wyglądać w tej chwili.

– Cóż, właściwie nie – odpowiedziała po chwili milczenia. – Trudno... zdecydować.

Uśmiechnął się pod nosem, a Daenerys poczuła falę zakłopotania płynącą w jej żyłach. Maron pewnie też to zauważył, bo przestał i spojrzał na nią ze zrozumieniem.

– Przepraszam. Proszę, nie wstydź się. Szczerze mówiąc, ja też wolę czytelniejsze menu.

Oczywiście wiedziała, że ​​prawdopodobnie nie mówił poważnie i po prostu próbował ją pocieszyć, ale te słowa i tak były przyjemne.

– Dobrze wiedzieć. – Znów się poruszyła. – Ale... no cóż, może lepiej wiesz, czy coś jest dobre, czy nie. Poleciłbyś coś?

Podniósł ręce.

– Owszem, próbowałem niektórych z tych potraw, ale chcę, żeby to był twój wybór. Może wybierz jedną z nich, a ja ci powiem, czy ją polecam, czy nie?

Daenerys posłała mu lekki uśmiech.

– Hmmm, dobrze. Może to? – Wskazała na danie, które przed chwilą zwróciło jej uwagę, ale zanim ostatnie słowo opuściło jej usta, ponownie spojrzała na cenę. – O kur... to znaczy przepraszam, jeśli to za dużo...

Maron potrząsnął głową.

– Nie martw się, wszystko w porządku. Zapłacę za wszystko.

Tak, jestem pewna, że to zrobisz. W końcu to był pieprzony Maron Martell, właściciel marki Nymeros Martell. Produkowali wspaniałe ubrania, które wisiały na manekinach w sąsiedztwie rzeczy z Lann Lannister czy High Tyrell. Były naprawdę piękne i wyglądały jak wyjęte z kart magazynów... i były też z dwadzieścia razy droższe niż sukienka, którą miała na sobie. Co najmniej.

Początkowo Daenerys była zszokowana, kiedy zrozumiała, z kim pisze. Natychmiast wygooglowała jego nazwisko, spojrzała na zdjęcia i poczuła, jak na samą myśl pójścia z tym człowiekiem na randkę oblewa ją zimny pot. Przez sekundę myślała nawet o odwołaniu całego spotkania i zapomnieniu o tym, ale dobrze wiedziała, że ​​nie ma innego wyjścia. To musiał być on albo któryś z tych ostatnich kretynów, a tego dla własnej godności chciałaby uniknąć.

– Tak, dzięki.

Uśmiechnął się do niej i przez chwilę pożałowała swojego zachowania. To nie była jego wina, że ​​znalazła się w tak beznadziejnej sytuacji, a na razie był dla niej tylko miły. Oczywiście mogło być to fałszywe, tylko po to, żeby łatwiej było ją kontrolować, więc trzymała się na baczności.

Kiedy usłyszeli zbliżającego się kelnera, po cichu zamówili swoje dania i patrzyli, jak odchodzi. Znów zapadła niezręczna cisza. Daenerys przeczesała palcami swoje srebrne włosy i zobaczyła, jak Maron patrzy na nie przez dłuższą chwilę. Kiedy zrozumiał, że zauważyła jego zainteresowanie, odchrząknął.

– Więc... może powiemy sobie więcej o sobie.

Wzruszyła ramionami.

– Jasne. Chcesz zacząć?

– Jesteś z Valyrii?

Nie, z Marsa.

– Moi dziadkowie byli. – Zaczęła bawić się swoimi końcówkami. – Przeprowadzili się tutaj i... no cóż, życie się potoczyło, a my zostaliśmy. Osobiście nigdy tam nie byłam.

Maron skinął głową.

– A ty jesteś z...? – Daenerys sięgnęła po wino.

– Dorne. Konkretnie ze Słonecznej Włóczni.

Nagle poczuła się nieswojo. To nie może być prawda. Kurwa, to nie może być prawda. Przez chwilę myślała, że ​​Maron nie dostrzeże jej poruszenia, ale oczywiście zauważył.

– Daenerys? Wszystko w porządku?

– Tak. – Potarła ramiona i odwróciła wzrok. – Żona mojego brata też stamtąd pochodzi. Właściwie... Mieszkałam tam przez jakiś czas.

Jego oczy błysnęły.

Naprawdę?

– Tak. W dzielnicy Sandship. - Był to obsza tak samo wyglądających starych, małych domków, bardzo nudnych i spokojnych. Czasem o nich myślała, ale nigdy na długo. Zawsze czuła się tam obca, a swój pobyt tam traktowała jako wygnanie.

– Mam dom w Wodnych Ogrodach. Dorastałem tam – wyjaśnił. – Na drugim końcu miasta, może kojarzysz.

– Tak, wiem. – Oczywiście mieszkał w tej bogatej dzielnicy, z parkami i fontannami, w cieniu starego pałacu z różowego marmuru, prawdopodobnie w wielkim, jasnym domu z dużymi oknami i ogrodem z basenem, tylko dla siebie. Może nawet mijałam jego dom, nie wiedząc, że to jego. - Byłam tam cztery lata temu, kiedy mieliśmy wycieczkę z liceum.

Maron oparł się o krzesło, marszcząc brwi.

– Liceum... Ile ty masz lat?

– Dwadzieścia. A ty?

Widziała, jak mruga i próbuje ukryć szok, ale przejrzała to.

– Cóż... dodaj do tego piętnaście.

– Och.

A więc trzydzieści pięć. Mogło być lepiej, mogło być gorzej. Przynajmniej jest młodszy od Daerona, pomyślała. A Daeron nie jest stary. Kiedy spojrzała na Marona, wydawał się nieco zawstydzony.

– Mam nadzieję, że to nie problem.

Oczywiście, że nie, ty pierdolony zboczeńcu, chciała odpowiedzieć, ale ugryzła się w język. Nie znała go dobrze, ale na to nie zasługiwał. Przynajmniej nie teraz. Nie powiedziałam tego ani Aegorowi, ani Quentynowi i jemu też nie powiem.

– Nie, nie, wszystko w porządku. Nie wiem, dlaczego nie dodałam swojego wieku na profilu.

– Zdarza się. – Delikatnie zastukał w stół. – A co z twoją rodziną, jeśli mogę spytać?

– Mam starszego brata, młodszą siostrę i czwórkę bratanków. – A także w chuj dużo przyrodniego rodzeństwa, bo jestem córką swojego ojca. – Mój brat, Daeron, pracuje w firmie IT, a Alysanne ma dopiero dziesięć lat, więc jeszcze siedzi w podstawówce.

– A twoi rodzice?

Mogła odmówić, ale na razie ich rozmowa szła dobrze i może mogłaby powiedzieć mu coś bezpiecznie, nie wchodząc zbyt głęboko. Wzięła oddech, spojrzała w jego ciemne oczy i zaczęła mówić.

– Moi rodzice zmarli dziesięć lat temu. Mieszkaliśmy tutaj, w Królewskiej Przystani. Mój starszy brat przejął opiekę nad moją młodszą siostrą i mną, i przeprowadziliśmy się z nim do Dorne. Mieszkałam z nimi przez dziewięć lat. Ukończyłam tam liceum, ale potem dostałam się na Uniwersytet Królewskiej Przystani i wróciłam, by studiować na ekonomię. Tak, zabawne, wiem. Daeron... pomaga mi, kiedy może, Myriah też to robi, ale mają czwórkę własnych dzieci, wszystkie w moim wieku, i do tego opiekują się Alysanne. Trudno jest utrzymać tak dużą rodzinę i wszystkim zapłacić za studia, a Daeron już i tak zapracowuje się na śmierć. Ja za to nie chcę być ciężarem i wiem, że on czuje z tego powodu ulgę, choć nigdy się do tego nie przyzna. Nasz ojciec... – Uważaj, Daenerys, uważaj. – Zostawił po sobie trochę długów. Bardzo dużych. Nigdy mi tego nie powiedzieli, ale czuję ich oczekiwania, że gdy zacznę lepiej zarabiać, pomogę im w spłacaniu. – Dwieście tysięcy złotych smoków do spłaty w trzy lata, dwieście tysięcy złotych smoków. – Mieszkam tu z moją przyrodnią siostrą Shierą. Dzielimy małe mieszkanie. Oczywiście obie pracujemy, ale życie w stolicy jest drogie, i czasami jest ciężko. – Umilkła na chwilę. - I może tego nie rozumiesz, ale czasami nawet praca nie gwarantuje życia na wysokim poziomie.

Spojrzenie Marona zmiękło i miała ochotę krzyczeć na siebie. Idiotko, po co mu to mówiłaś? Dlaczego? To nie twój terapeuta! Miałaś go zabawiać, a nie opowiadać o smutkach swojego żałosnego życia.

– Zaufaj mi, rozumiem. Ale proszę, miej nadzieję. Teraz będę ci płacić co miesiąc i może to trochę poprawi twój budżet. Wciąż jesteś młoda, Daenerys, i masz przed sobą całe życie. Na przykład możesz zmienić zdanie i studiować coś innego lub znaleźć sobie chłopaka...

Chłopak. Przypomniała sobie, co łączyło się z tym słowem i poczuła, że ​​blednie.

– To się szybko nie zdarzy – odpowiedziała szybko.

– Dlaczego?

– Nie mam na to czasu. – To było gładkie, małe kłamstewko, coś niewinnego częściowo powiązanego z prawdą.

Maron posłał jej kolejny zakłopotany uśmiech i przeczesał palcami swoje ciemne włosy.

– Cóż, to nie jest niezwykłe zmartwienie. To dość powszechne w twoim wieku...

Przerwał, kiedy podniosła rękę.

– Przepraszam, ale mnie nie zrozumiałeś. – Wzięła oddech. – Studiuję ekonomię i pracuję na dwa etaty, a czasem wciąż brakuje mi pieniędzy. Szczerze mówiąc, chyba powinnam znaleźć sobie i trzecią pracę, ale wtedy już sama nie wiem, kiedy będę spać i jeść. Zawsze mogłabym zatrudnić się na nockę na strzeżonym parkingu w Zapchlonym Tyłku, ale...

– To nie wchodzi w grę – odezwał się nagle Maron ostro.

– Mogłabym to zrobić, gdybym musiała – powiedziała stanowczo. – I zrobiłabym to.

Pochylił się do przodu i musiała przyznać, że wyglądał bardzo poważnie.

– Ile pieniędzy potrzebujesz, Daenerys?

Przez chwilę bawiła się palcami. To było pytanie, które najbardziej ją przerażało. Skąd miałaby wiedzieć? To nie tak, że robiła to wcześniej. Randki z Aegorem i Quentynem skończyły się dużo wcześniej.

Widząc jej zmieszanie, Maron położył łokcie na stole i odezwał się cicho.

– Nie bój się. Możesz mówić swobodnie.

Daenerys opuściła wzrok.

– Obecnie zarabiam około trzech tysięcy ośmiuset złotych smoków, w słabiej płatnej pracy dają mi tysiąc czterysta – powiedziała cicho. Tak naprawdę gdyby miała zarabiać zgodnie z przepisami wyszłoby jej trzysta więcej, ale jej szef był innego zdania, a ona zbyt potrzebowała tych pieniędzy. – Więc wszystko, dzięki czemu przekroczę granicę czterech tysięcy, będzie mile widziane.

Spokojnie skinął głową.

– Masz stypendium?

Przez jej ciało przeszła kolejna fala zażenowania.

– Nie. Na pierwszym semestrze miałam, a na drugim dostałam częściowe, ale teraz... No cóż, trudno mieć świetne stopnie, kiedy pracuje się na dwóch etatach w tym samym czasie. I najwyraźniej jestem zbyt bogata, żeby dostać socjalne, więc muszę zapłacić trzydzieści osiem tysięcy złotych smoków przed rozpoczęciem semestru. I to już z policzoną zniżką...

– W porządku. – Wziął kolejny łyk whisky.

Czekaj, co? Musiała się przesłyszeć. To się nie działo naprawdę.

– Zapłacę to za ciebie. Poza tym, o ile będę jedynym mężczyzną, z którym masz taki układ, będę ci płacił cztery tysiące złotych smoków miesięcznie. To pozwoli ci rzucić jedną z twoich prac, i też odłożyć coś dla rodziny. Jeśli chcesz mieć dobry dyplom, potrzebujesz czasu na naukę, a nie będziesz miał tego czasu zapracowując się na śmierć.

– Co... co? Cztery tysiące złotych smoków? – wymamrotała. – To już jest z wliczonym seksem, prawda? – Musi być. Nie może być inaczej. To po prostu niemożliwe. Pewnie ma jakieś porąbane fetysze, to dlatego rzuca z góry taką sumę.

– Nie, chyba że chcesz inaczej. – Jego oczy ciągle spoczywały na jej twarzy.

Poczuła, że się rumieni.

– Nie, przepraszam, ale nie.

– W porządku.

Na szczęście nie musieli ciągnąć tego tematu, bo kelner w końcu przyszedł z ich jedzeniem. Daenerys milczała podczas posiłku. Wciąż potrzebowała czasu, żeby to wszystko zrozumieć. Wciąż ciężko było jej uwierzyć, że ​​dostała wszystko, czego chciała.

Po pierwsze, jej czesne zostanie opłacone.

Po drugie, będzie dostawać cztery tysiące złotych smoków miesięcznie.

I wreszcie, nie odstraszyła go.

Jeszcze.

– Mam nadzieję, że jedzenie odpowiada twojemu gustowi – ​​powiedział, zanim wytarł usta serwetką.

– Żartujesz sobie? – Wzięła ostatni kęs i przełknęła. – To było przepyszne.

Maron uśmiechnął się do niej, a ona poczuła dziwne ciepło narastające w jej piersi.

– Może w takim razie będziemy tu częściej przychodzić.

Będziemy. On naprawdę chce się ze mną częściej widzieć? Cały czas tego nie pojmowała.

– Byłoby wspaniale. – Nagle jednak znów poczuła się nieswojo. – Oczywiście, ciebie też mogę gdzieś zaprosić. Może nie w takie miejsce, ale na jakąś pizzę...

Przestała, kiedy zobaczyła, jak Maron się uśmiecha, i poczuła, że ​​znów się rumieni.

– Cholera... to znaczy, przepraszam, nie powinnam, przecież to tak nie działa, prze...

– Daenerys, przestań. – Nagle dotknął jej dłoni. – Chcę tylko, byś pamiętała: kiedy jesteś ze mną, za nic nie płacisz, w porządku?

Przez chwilę nie mogła jasno myśleć. Nie, kiedy dotykał jej dłoni. Ciepło w niej zaczęło się budzić. Kiedy zobaczył jej minę, uniósł lekko rękę, by dać jej szansę na powrót. Nie ruszyła się i lekko pokręciła głową, więc chwilę później jej dłoń znów była zakryta, a jego kciuk delikatnie gładził jej skórę.To pułapka, odezwał się ponownie jakiś głos w niej.To pułapka. Będzie miły i dobry, a potem cię zostawi i o tobie zapomni.

Znowu będę sama.

Znowu będę ciężarem.

Daenerys nie mogła oderwać wzroku od ich dłoni, więc kiedy mówiła, nie patrzyła mu w twarz.

– Ale przecież już wydałeś na mnie za dużo pieniędzy.

Kiedy w końcu na niego spojrzała, zauważyła, że ciągle się uśmiecha.

– Za dużo? Ale dopiero co zacząłem. – Zawahał się. – Daenerys, bądź ze sobą szczera. Chcesz tego układu? Naprawdę?

O kurwa. To dopiero jest pułapka.

Nie wiedziała. Nie znała tego faceta i chociaż wydawał się miły, nie wiedziała, czy kiedykolwiek przestanie się czuć jak gloryfikowana dziwka. Ponieważ to nią była, prawda? Dziwką dla swojego sponsora, żeby dotrzymywać mu towarzystwa i nie pozwolić mu czuć się samotnym, kiedy żył pełnią życia.

Nie wiedziała, czy te myśli były jednymi z tych natrętnych czy po prostu racjonalnych, ale postanowiła je odepchnąć na jakiś czas. Potrzebuję tych pieniędzy. Potrzebuję.

– Tak. – Teraz nie mogła odwrócić wzroku. Byłaby zgubiona, gdyby to zrobiła.

– Więc lepiej przyzwyczaj się do tego, że będziesz przeze mnie rozpieszczana.

Prawdopodobnie powinna była się do niego uśmiechnąć i nic nie mówić, ale nie mogła się powstrzymać i odezwała się ponownie. Na wszelki wypadek, by wyjaśnić wszelkie nieścisłości

– Proszę, nie bierz tego do siebie, ale muszę poprosić o jedną rzecz.

– Słucham.

– Proszę, powiedz mi, że nie kłamiesz. Że masz dobre intencje. Że... – Przełknęła ślinę i wyszeptała. – Że nie będę twoją kurwą. Proszę.

Daenerys nie wiedziała, jak zareagowałby inny mężczyzna, ale widziała, co zrobił Maron, i to było wystarczająco kojące – ponownie chwycił jej dłoń i mocno ją ścisnął, a kiedy odwzajemniła gest, zobaczyła coś obcego na jego twarzy.

– Nie tylko ci to powiem, ale też to pokażę – powiedział cicho. – I obiecuję, że nigdy nie potraktuję cię w ten sposób.

– Dobrze wiedzieć. – Skinęła głową, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Poza tym nie jestem tylko projektantem, ale i biznesmenem. – Uśmiechnął się lekko. – I nie obiecuję ci pieniędzy, których nie mogę wydać. Nie przejmuj się tym aż tak bardzo.

Teraz poczuła, że ​​ona też się uśmiecha.

– Cóż, to się raczej nie stanie.

– Ach, tak. W końcu studiujesz ekonomię. – Spojrzał na nią porozumiewawczo i puścił jej dłoń, by odchylić się do tyłu. – Może jesteś moją przyszłą konkurencją.

Daenerys przewróciła oczami.

– Tak, na pewno. Bardziej twoją przyszłą księgową.

– Zobaczymy.

Kiedy w końcu zapłacili, Maron przesunął dla niej krzesło i pomógł jej założyć płaszcz. Po wyjściu z restauracji, Daenerys objęła ją ramionami. Było już po 22:00 i temperatura była zdecydowanie niższa, niż gdy wychodziła z domu. Powinnam była to przewidzieć, pomyślała i zadrżała.

Maron musiał to zobaczyć, bo skinął głową w stronę parkingu.

– Jest późno i zimno. Może odwiozę cię do domu? Mam kierowcę.

Ta, oczywiście.

– Byłoby miło.

– Chodźmy więc.

Daenerys była totalnie niezorientowana, jeśli chodzi o samochody, więc chociaż nie wiedziała nawet jak się nazywał ten model, nie była ślepa na miękkie skórzane siedzenia i dotykową deskę rozdzielczą. Maron otworzył jej drzwi, a kiedy weszła do środka, sam zrobił to samo po drugiej stronie. Potem podała swój adres, a szofer skinął głową. Gdy jechali, w radiu leciała cicha muzyka, a oni powoli dojeżdżali do jej okolicy.

– Jesteśmy już niedaleko. – Zwróciła się w jego stronę.

Skinął głową i spojrzał na nią badawczo.

– Mam nadzieję, że ci się podobało.

Zerkając na chwilę w dół, znalazła jego dłoń i niepewnie ją ścisnęła.

– Tak. Było idealnie.

I naprawdę tak było. Przypominało jej to nawet jej ostatnią prawdziwą randkę, na której była trzy lata temu, nim wszystko jeszcze raz się posypało. Ile się wtedy śmiała i ile żartowała... i jak mało klnęła. Ale wtedy wszystko było inne. Wtedy jeszcze była z Daemonem.

Maron uśmiechnął się, a ona zobaczyła zadowolenie w jego oczach.

– Nie wiem, kiedy to powtórzymy, ale tak się na pewno stanie. Wyślę ci wiadomość z propozycją terminu, a jak będzie ci pasować, to znów się spotkamy.

– W porządku.

Kiedy byli już na miejscu, ponownie zwróciła się do niego.

– Ostatnie pytanie.

Maron uniósł brew.

– Tak?

– Nie masz żony, prawda?

Patrzył na nią przez chwilę, a potem się roześmiał.

– Że co?

Daenerys westchnęła i poczuła, jak ​​się uśmiecha.

– Cóż, pierwsze pytanie ostatniego faceta na naszej randce brzmiało, czy mam coś przeciwko temu, żeby miał żonę, i był naprawdę zaskoczony, kiedy powiedziałam, że tak. – Pokręciła głową. – Wiem, że to nie jest prawdziwy związek, ale mimo to zdrada mnie nie kręci.

Kiedy Maron znów się odezwał, brzmiał nieco melancholijnie.

– To dobrze. Mnie też nie.

Wyczuwając, że atmosfera się zmieniła, Daenerys odchrząknęła.

– Tak, w każdym razie. – Wzięła swoją torbę. – Jeszcze raz dziękuję za wszystko.

– Nie ma za co. - Uśmiechnął się do niej. – Do widzenia, Daenerys.

– Do widzenia, Maronie.

Wysiadła z samochodu i weszła do bloku, w którym mieszkała. Zobaczyła, że ​​samochód Marona odjechał dopiero po tym, jak zamknęła za sobą drzwi.

Kiedy Daenerys otworzyła drzwi do mieszkania, miała nadzieję, że Shiera skończyła już swoją... pracę. Niestety zaraz po wejściu usłyszała jakieś jęki, więc szybko zamknęła drzwi i chwyciła słuchawki, leżące na komodzie. Kochała swoją siostrę, ale zdecydowanie nie chciała słyszeć, jak nagrywa filmiki na swoje konto OnlyFans. Aby zająć sobie czas, w kuchni Daenerys rozpakowała popcorn i wrzuciła go do miski. W kapciach poszła do małego salonu i usiadła na kanapie, wybierając jakąś piosenkę do posłuchania na telefonie. Kiedy leżała, usłyszała, jak Shiera otwiera drzwi do swojego pokoju i wychodzi, by pewnie wziąć prysznic. Rzeczywiście, po kilku minutach usłyszała spadającą wodę, więc podgłośniła muzykę i na chwilę zamknęła oczy.

– O, już jesteś.

Daenerys uniosła słuchawki i spojrzała na Shierę, która wyszła z łazienki. Jej długie, srebrno-złote włosy były upięte w niedbały kok, a ona sama miała na sobie miękki szlafrok.

– Tak. Usłyszałam, że nagrywasz, więc dla własnego dobra puściłam sobie muzykę.

Shiera uśmiechnęła się.

– Zrozumiałe. Ale to nie było zwykłe nagranie, miałam prywatną sesję z klientem.

– Masz na myśli z incelem?

– Zwał jak zwał. – Shiera przewróciła oczami. – Zapłacił mi osiemset złotych smoków, za oglądanie jak pieprzę Baleriona, a to wiesz, jest dosyć ciężkie, bo...

Daenerys jęknęła, przypominając sobie najbardziej przerażający dzień mieszkania z Shierą, gdy kurier przywiózł im całe pudło z zabawkami, które jej siostra dostała na urodziny od swoich widzów. Niestety, pamiętała jak wyglądał Balerion w opakowaniu i zdecydowanie nie chciała wiedzieć, jakim cudem da się to ustrojstwo używać.

– Shiera, nie.

– Ale Balerion i tak jest lepszy od Caraxes...

– Zamknij się!

Jej młodsza siostra roześmiała się i usiadła obok niej po tym, jak Daenerys zrobiła jej miejsce.

– W każdym razie, jak tam twoja pierwsza i zdecydowanie ostatnia randka? – Wzięła garść popcornu do ręki. – I jak się nazywa ten biedak?

– Nie nazwałabym go biedakiem. – Daenerys wrzuciła popcorn do ust. – To był Maron Martell.

Shiera zamrugała.

– Co?

– Właśnie to. Byłam na randce z tym Maronem Martellem.

Znała Shierę całe życie i nie powinna być zdziwiona, ale jej reakcja... no cóż, na pewno była zaskakująca.

– Na pierdolonych Siedmiu! Żartujesz sobie ze mnie?!

– Cicho, może podsłuchują.

Shiera zerwała się na równe nogi.

Ty poszłaś na randkę z Maronem Martellem i nic mi nie powiedziałaś? Nie, czekaj. – Zamrugała. – Proszę, proszę nie mów mi tylko, że miałaś na sobie tę sukienkę.

– Miałam.

Shiera jęknęła i zakryła twarz.

– Siedem piekieł, Daenerys! Coś ty sobie, kurwa, myślałaś?! By spotkać się z właścicielem Nymeros Martell w tej tandetnej sukience?

– Shiera.

– Ale poważnie, Daenerys, dlaczego? Nie widzisz, jak żałośnie to wygląda? Gdzie wy w ogóle byliście? Na cmentarzu?!

Generalnie Daenerys uważała się za dość spokojną i cierpliwą osobę, ale dzisiaj... Dzisiaj miała dość.

– Ta tandetna sukienka kosztowała mnie dwadzieścia dwa złote smoki, a ponieważ zdecydowałam się ją kupić, musiałam przeżyć dwa dni za trzy złote smoki, które zostały mi na koncie. Trzy pieprzone złote smoki! Więc nie mów mi jak nędznie ta sukienka wygląda, bo ja o tym wiem, ale wiesz co? Mam to, kurwa, w dupie, bo tylko na to mnie stać!

– I tak zostanie do końca twojego życia, bo go wystraszyłaś!

Gdyby nie wydarzenia tego wieczoru, Daenerys pewnie jeszcze bardziej by się wściekła, ale słysząc słowa Shiery, tylko się uśmiechnęła.

– Nie zrobiłam tego.

Shiera zatrzymała się.

– Co?

– Nie odstraszyłam go. Obiecał mi już pieniądze i chce się ze mną znowu spotkać.

Tak jak poprzednio, zachowanie Shiery zmieniło się w ciągu sekundy. Zaczęła chichotać i ją przytuliła.

– Daenerys! To niesamowite!

Teraz też się uśmiechała.

– Tak, jest. – Przeczesała palcami włosy.. – Opłaci moje czesne, wyobrażasz to sobie? I będę dostawać cztery tysiące złotych smoków miesięcznie.

Szczęka Shiery opadła.

– Daenerys... – zaczęła powoli.

– Tak?

– Poznasz go ze mną?

Przewróciła oczami.

– Nie. Zaklepany.

– Ale jesteś pewna? Może nie wiem, jest dla ciebie za stary?

– Młodszy od Daerona, ujdzie. – Zjadła popcorn. – Odpuść sobie.

Shiera w końcu westchnęła.

– Dobra, dobra. Mam tylko nadzieję, że wiesz, że wygrałaś na loterii.

Pamiętając wszystko, co wydarzyło się tego dnia, jej rozmowę z Maronem, sposób, w jaki mogła opowiedzieć mu swoją historię, a on nie wydawał się być nią zdegustowany, i och, sposób, w jaki jej dotykał... dotknął tylko mojej ręki, ale jak – nie mogła się powstrzymać. Podniosła więc głowę i po raz pierwszy od wieków powiedziała z nadzieją:

– Tak. Wiesz co, chyba tak.

~*~

Oczywiście teraz mam pełno pomysłów związanych z tym AU, ale że trzeba mieć jakieś priorytety, to potraktujcie to jako one shot. Generalnie mam ostatnio jakąś fazę na Marenerys, więc może jeszcze coś z tym shipem w niedalekiej przyszłości się pojawi, choć no, niczego nie obiecuję XD.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro