Tattoo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień jak każdy inny, tak samo beznadziejny, jak poprzednie. Nie ma już na tym świecie nic, co by mnie cieszyło. Co mogłoby sprawić, bym się tak szczerze uśmiechnął. Bym był szczęśliwy.
Bez uczucia tej irytującej pustki w sercu.

Czym sobie na to zasłużyłem?

Zadaję sobie to pytanie codziennie przed lustrem, w którym widzę człowieka całkowicie wypranego z ciepłych uczuć, bez chęci do życia. Bez niczego.

A miałem wszystko.

Szczęśliwe dzieciństwo, kochającą rodzinę, prawdziwych przyjaciół i chłopaka, którego kochałem całym sobą.

Więc, gdzie to teraz jest?

Wszystko uleciało i to na moje własne życzenie. To ja odwróciłem się od wszystkich, których kochałem, nie mogłem już na nich patrzeć. Wszyscy przypominali mi Ciebie.
To była głupia nastoletnia miłość. Było tak jak w tych wszystkich filmach romantycznych. Ja jako główny bohater, wysportowany, przystojny i najbardziej popularny chłopak w szkole i Ty, jako postać drugoplanowa. Jednak nadająca cały sens całej produkcji filmowej. Mała szara myszka z idealnymi ocenami, czerwonym świadectwem i idealną, nienadszarpniętą reputacją. Zakochaliśmy się w sobie bez pamięci, nic nas więcej nie obchodziło.

Byłem tylko ja i Ty.

Tylko dlaczego mnie, nikt nie uprzedził, że będzie to tragedią?

Dlaczego to nie mogła być tylko głupia nastoletnia miłość?

Ciebie teraz nie ma, a ja dalej tak cholernie i boleśnie Cię kocham. Nie mogę przestać, choć tak bardzo tego pragnę.

Dlatego nie zabrałeś tej miłości ze sobą? Dlaczego?

Mnie ona już nie jest potrzebna. Stwarza mi tylko bezlitosny ból.
Zrujnowałeś mi życie swoim odejściem. Wiem, że jesteś tego świadomy.
Każdy dzień uświadamia mi, jak bardzo mi Ciebie brakuje, jak bardzo Cię kocham. Przeżywam katusze, gdy nie ma Cię obok mnie. Moja egzystencja jest dla mnie niczym tortury.

Każdy oddech.. Każde bicie serca.. Każdy dotyk.. Tak potwornie boli..

Dlaczego mi to zrobiłeś?


~*~


 -Chanyeol, słuchasz Ty mnie?! 

Z moich rozmyślań jak zwykłe wyrwał mnie Jongin. Każdego dnia słuchałem tego człowieka. Jest młodszy ode mnie o jakieś pięć lat, choć czasem zachowuję się, jakby był co najmniej dzieckiem z przedszkola. Pracował ze mną w magazynie w jakiejś firmie logistycznej.

Czy to źle, że nie obchodzi mnie kompletnie nic na temat tej firmy? Nazwa tego przedsiębiorstwa nie była trudna, bo zaledwie trzy literki tworzące napis EXO. Nie wiedziałem od czego, był to skrót, nie interesowało mnie to.

Ta firma i tak nie była moją przyszłością.

Z takim podejściem i zaangażowaniem, to ja nie rozumiem, dlaczego jeszcze nie dostałem plakietki pracownika roku. 

  Gdy Kai, bo tak do niego mówią (nadali mu tę ksywkę już pierwszego dnia pracy, ale nie znam konkretów) w końcu się zniecierpliwił i mną potrząsnął, zrezygnowany spojrzałem na niego. Podziwiałem upór tego człowieka. Każdy w firmie wie, że nie chce towarzystwa, że jestem samotnikiem. Zraziłem do siebie każdego, tylko nie jego. On pozostał i każdego dnia próbuje nawiązać, ze mną jakikolwiek kontakt. Nie widziałem w tym sensu, ale też osobiście nic mu nie powiedziałem. Był w sumie jedyną osobą, z którą o czymkolwiek rozmawiam.

Znaczy, pozostał mi jeszcze mój przyjaciel Sehun, jednak i on miał już dość mojego zachowania. Nie dziwiłem się, ja sam siebie miałem dość.

– O co chodzi? 

Zapytałem na pozór miłym tonem, jednak każdy zdawał sobie sprawę, że jest on wymuszony. Tylko na tyle w danej chwili było mnie stać.

-Jesteś dziś jeszcze gorszy niż zazwyczaj, co się stało?

-Nic specjalnego, odpuść.

Widziałem, jak próbuje dalej ciągnąć tę bezsensowną rozmowę, jednak ja jej nie chciałem. Nie potrzebowałem nikogo, by się wygadać. Wszystko dusiłem w sobie i było mi tak dobrze. Choć słowo dobrze tu jak najbardziej nie pasuje. Czułem się fatalnie, tak beznadziejnie, jak nigdy. Jednak nikt o tym nie musiał wiedzieć. Nie potrzebuje ich litości.  

Nie potrzebuje już nikogo.

Jedynie czego potrzebuję to ukojenia.

Nie ma sensu mówić, że potrzebuje Ciebie, bo wiem, że jakkolwiek bym się nie starał, to do mnie nie wrócisz.

– Chanyeol, wyglądasz gorzej niż wczoraj, martwię się.

– To przestań.

Widziałem jak kręci głową. To był znak, że rezygnuję z jakiejkolwiek próby dalszej rozmowy.
Było mi to na rękę. Przecież nie powiem mu, że miłość mojego życia, która opuściła mnie trzy lat temu, ma dziś urodziny. Jedynie co, by zrobił, to wyśmiał mnie.
Gdy upewniłem się, że zrezygnował całkowicie, odwróciłem się do niego plecami i rozpocząłem moją pracę, którą mi przerwał.

– Mogę Ci zadać jedno pytanie?

Tak, Jongin był strasznie upartym człowiekiem. Czy on nie miał żadnego zajęcia? Tutaj nie ma się nawet chwili na odpoczynek. Właśnie dlatego wybrałem to stanowisko, by nie mieć czasu na myślenie, by pochłonęła cały mój czas.

Bym nie myślał o Nim.

-Nie.

Byłem już trochę zirytowany. Mój ton głosu doskonale go o tym poinformował. Był tak zimny, jak moje serce.

– Zawsze się zastanawiałem, co znaczy ten tatuaż u Ciebie na nadgarstku? Podoba mi się. Ma jakieś specjalne znaczenie?  

Czasem myślałem, że mówię do ściany. Kai był wyjątkowo upierdliwym człowiekiem. Niekiedy naprawdę miałem ochotę go trzepnąć raz, a porządnie, by więcej nie zawracał mi głowy.
Gdy dotarły do mnie jego słowa, automatycznie mój wzrok powodował na nadgarstek. Był na nim tatuaż, który jest symbolem mojej miłości do Niego.

Zawsze, gdy na niego patrzyłem, przypominał mi się jego piękny uśmiech.

Chciałbym ujrzeć go ponownie.

Nawet gdyby był to już ten ostatni raz.

Mimo wszystko uśmiechnąłem się pod nosem. Może już nie byliśmy razem, jednak te wszystkie wspomnienia, jakie z Nim mam, były najcenniejszym skarbem w moim życiu.

Ciągle mam w pamięci każdą wspólną chwilę spędzoną razem.


~*~


  Szedłem szkolnym korytarzem, zadowolony, że udało mi się zaliczyć ten przeklęty przedmiot, jakim była matematyka. Nigdy jej nie rozumiałem i chyba nigdy nie zrozumiem. Jednak mało mnie to obchodziło. Szkoła dla mnie była jedynie miejscem spotkań z moimi przyjaciółmi. Nie obchodziło mnie nic innego, nie myślałem o mojej przyszłości, gdyż żyłem teraźniejszością i tak było mi dobrze.

Kierowałem się do mojej paczki. Nie wyobrażałem sobie życia bez nich. Byli dla mnie najważniejsi. Gdy w końcu ich znalazłem, podbiegłem do nich szybko. Od razu wyczaili, co się stało.

-Ktoś tu w końcu przezwyciężył walkę z nauczycielką i zdał matematykę! Gratuluję stary!

Pierwszy odezwał się Chen. Był on nazywany w szkole modelem, ponieważ zawsze i wszędzie wyglądał świetnie. Podejrzewam, że gdyby założył na siebie worek na śmieci, to i tak byłby okrzyknięty najbardziej stylowo ubranym w całej szkole.  

  – A żebyś wiedział! Ludzie, którzy rozumieją matematykę, są podejrzani! Nie ufam takim.

Cały czas się uśmiechnąłem, byłem z siebie naprawdę dumny. Taki wyczyn to dla mnie cud. Jest taki stereotyp mówiący, że sportowcy to półgłówki. Może nie byłem jakimś kompletnym głupkiem, ale nie należałem też do najmądrzejszych. Jako kapitan drużyny koszykarskiej, nie miałem czasu na naukę.

– To może teraz w ramach zwycięstwa, małe wagary? Pójdziemy na jakieś piwko czy dwa?

Chłopak, który to powiedział, nazywał się Lay. Zawsze był chętny do imprezowania, przez co nie sypiał w nocy. Wory pod oczami mówiły same za siebie. Jednak o dziwo, nie odejmowały mu urody. Dalej był uważany za nieźle ciacho w szkole.

-Wybacz Lay, ale nie po to zdawałem matmę, by teraz użerać się jeszcze z koreańskim.

To nie tak, że nauka jakoś opornie wchodziła mi do głowy, ja po prostu nie przykładałem do niej żadnej wagi. Nie chciało mi się uczyć i z tego właśnie powodu musiałem wszystko na ostatnią chwilę zaliczać.

Jak na razie to skutkowało.  

 – Chanyeol ma rację Lay, na lekcję byś poszedł, a nie znowu wagary. Jeśli dalej tak będzie, to wywalą Cię ze szkoły.

Kto jak kto, ale Suho zawsze potrafił przekonać Laya do wszystkiego. Nigdy nie zastanawiałem się dlaczego, po prostu uznałem, że tak właśnie ma być. Dopiero po kilku miesiącach okazało się, że oni po prostu najzwyczajniej w świecie są w sobie zakochani. Do dziś pamiętam dzień, w którym oznajmiali nam, że są razem.

Najdziwniejsze jest to, że ja jako jedyny z naszej paczki tego nie zauważyłem.

-Dobra ja lecę, Xiu na mnie czeka! Pa!

Na przestrzeni lat dotarło do mnie, że moja paczka to była banda homosiów. Suho i Lay, dwa przeciwieństwa. Jeden z nich, był nadopiekuńczym miłośnikiem spokoju, a drugi wiecznie imprezowym chłopakiem, lubiący wszystko, co miało procenty. Chen i Xiumin to była inna historia. Oni odkąd pamiętam byli razem. Byli idealną parą, umiejącą sobie z wszystkim poradzić. Sehun musiał się za to namęczyć. Latał za Luhanem, dobre pół roku, zanim ten zgodził się na pierwszą randkę. Jednak jak on to zawsze twierdził: mógłbym i wieczność czekać na niego, bo każda spędzona z nim chwila, była warta całego złota świata.  

Tego dnia w szkole zrobili próbę przeciw pożarową. Ewakuowali całą szkołę, by uczyć nas, jak zachować się w razie wypadku. Co dla mnie, było to kompletnie zbędne, gdyż od podstawówki nas do tego przygotowywali, więc w szkole średniej było to już tylko marnowaniem czasu.

Ale jaki uczeń nie cieszyłby się z tego, że nie ma lekcji?


Żaden, a przynajmniej tak myślałem, dopóki nie spotkałem Jego.

Gdy jak dobry uczeń ewakuowałem się z resztą szkoły, przechodziłem właśnie koło sali od tej przeklętej matematyki. Drzwi były uchylone, więc z ciekawości zajrzałem do środka. Do tej pory nie wiem, co mną wtedy kierowało. Jednak wiem na pewno, że to było najlepsze, co mnie w życiu spotkało.

To było moje przeznaczenie.

W klasie siedział jakiś chłopak.

Wtedy spotkałem go po raz pierwszy.

Ja jako człowiek towarzyski i lubiany nigdy nie miałem problemu, by zagadać do nieznajomego. Lubiłem poznawać nowych ludzi. Fascynowałem się nimi. Każdy z nich miał w sobie coś pięknego.  

Ty byłeś cały piękny. 

  Wszedłem powoli do klasy. To, co w niej zobaczyłem, zaskoczyło mnie, a jednocześnie rozśmieszyło. Bardziej jednak to drugie, bo zacząłem śmiać się tak głośno, że aż się wystraszyłeś.

– Ty...

-I z czego się śmiejesz?

Nigdy nie zapomnę tonu głosu, jakiego do mnie wtedy użyłeś. Był taki poważny, taki zimny z nutką wahania.
To właśnie po nim, zawsze byłem w stanie stwierdzić, co czujesz w danym momencie. Nie potrafiłeś tego kontrolować. On Cię zdradzał za każdym razem. Gdybym wiedział to wcześniej, to wiedziałbym, że w tym momencie byłeś po prostu zakłopotany moim towarzystwem.

To był Twój taki system obronny.

Nigdy bym nie pomyślał, że znajdę osobę, która tak bardzo pragnęła się uczyć. Wolałeś siedzieć podczas tej próby w sali i przepisywać z tablicy przykłady, niż wyjść na godzinę ze szkoły i odpuścić sobie tę jedną lekcję. Dla Ciebie nauka była najważniejsza.

– Co tu tutaj robisz? Trwa ewakuacja.

– Brawo, geniuszu.

Już wtedy mną zawładnąłeś. Twój głos był czymś, co chciałem słuchać całymi dniami. W oczach zawsze pojawiały się te piękne iskierki, które dodawały ci tego uroku. Były takie hipnotyzujące. Uwielbiałem wpatrywać się w nie. Były moją oazą. Zawsze, gdy źle się czułem czy miałem jakieś problem, pragnąłem zatopić się w nich.

Mimo wszystkich swoich wad byłeś dla mnie idealny. 
 

– Jestem Chanyeol. A ty?

– Wiem kim jesteś.

Nie przedstawiłeś mi się wtedy, a to uraziło to moją dumę.


~*~


  Znaliśmy się już miesiąc, a Ty nadal mi nie odpowiedziałeś na głupie cześć. Myślałem, że to dlatego, że nie chciałeś mnie znać, gdyż nawet w połowie nie byłem tak mądry, jak Ty.

Więc przyłożyłem się do nauki.

Stopniowo szło mi coraz lepiej.

Chyba dostrzegłeś wtedy moje starania, nie?

Cały czas mam przed oczami jak pierwszy raz zobaczyłeś, że wystartowałem w konkursie matematycznym.

Byłeś wtedy taki zaskoczony. Dostrzegłem w Twoich oczach podziw. Specjalnie usiadłem obok Ciebie.

Chciałem być jak najbliżej.

– Jak zdobędę przynajmniej połowę punktów, to umówisz się ze mną.

Nie pytałem, ja to stwierdziłem. Zawsze dostawałem, to czego chciałem.

A chciałem Ciebie.  

Nie odpowiedziałeś mi, a jedyna Twoja reakcja to były te czerwone poliki.

Te cholernie urocze i seksowne czerwone poliki!

Ten widok zakłócił mój system kontaktowania.

Nie byłem nawet pewny, czy dobrze się podpisałem.

Wyniki tego konkursu były po tygodniu. To był najdłuższy czas w moim życiu. Pierwszy raz czegoś tak bardzo wyczekiwałem. W dzień wyników wstałem nawet szybciej z łóżka i od razu popędziłem do szkoły. Co było całkowicie bez sensu, gdyż wyniki i tak były po południu.

Co Ty ze mną robiłeś?  

Niestety, nie dostałem połowy punktów. Jednak matematyka to dalej nie moja liga, lecz tak szybko się nie poddałem. Nie byłbym Parkiem Chanyeolem, gdyby tak szybko zrezygnował.
Od razu po odczytaniu wyników poszedłem Cię szukać. Nie było trudno Cię znaleźć, gdyż zawsze w tym samym miejscu spędzałeś przerwy. Było tam wyjątkowo cicho. Mogłeś się spokojnie uczyć.

Gdy w końcu dotarłem do celu, jak zwykle nos miałeś w książkach. Wyglądałeś wtedy tak niezwykle, książki dodawały Ci powagi.

Wyglądałeś jak grecki bóg.

-Hej, widziałeś wyniki? To jak, umówisz się, ze mną?

– Z tego, co pamiętam, to nie zdobyłeś nawet piętnastu punktów.

Odparłeś, nawet na mnie nie patrząc. Jednak to nie powstrzymało uśmiechu na mojej twarzy.

-Czyli zaglądałeś za mną? I co zawiedziony?

– Raczej szczęśliwy. Szybciej sobie pójdziesz.

– Jak zwykle udajesz niedostępnego.

– Nie udaję. Dla Ciebie to za wysokie progi.

– To zdradź mi, chociaż jak masz na imię.  

Mogłem dowiedzieć się tego w każdej chwili. Jednak wolałem, byś sam mi się przedstawił. Taki upatrzyłem sobie cel w życiu. Widziałem, że byłeś tym zaskoczony, ale mnie to akurat nie interesowało.

Chciałem poznać Twoje imię z Twoich ust.

– Byun Baekhyun.


~*~


  Od tamtego czasu, było już tylko lepiej. Doceniłeś moje starania i w końcu po upływie następnego miesiąca zgodziłeś się poświęcić dla mnie godzinę na randkę. Choć wypierałeś się tego, ja jednak wiedziałem swoje. To było oczywiste, że Ci się podobam.

Twoje rumieńce spowodowane moim towarzystwem, zdradzały Cię.

Strasznie się stresowałem, że miałem tak mało czasu, więc początek nie wyglądał najlepiej. W końcu, gdy straciłeś cierpliwość i zagroziłeś, że jeśli jeszcze raz zmuszę Cię do biegania, to wyjdziesz szybciej, niż planowałeś, uspokoiłem się.

Gdy szliśmy parkiem, by trochę ochłonąć, zauważyłeś, jak biedny pisklak zleciał z gniazda. Podszedłeś i odłożyłeś go na miejsce.

Wtedy po raz pierwszy byłem świadkiem Twojego uśmiechu. Był to najwspanialszy widok na świecie. Twój uśmiech nie dorównywał niczemu, był jaśniejszy niż słońce, piękniejszy niż gwiazdy.

Był po prostu idealny.

Niósł ze sobą nadzieję.

Ten widok wyrył się w mojej głowie, po dziś dzień.

Podczas oglądania Ciebie, w międzyczasie do głowy wpadł mi szalony pomysł. Szybko zabrałem Cię do wyjścia z parku i kierowałem się do centrum. Nie wiedziałeś, co się dzieje i znowu byłeś zdenerwowany, że zmusiłem Cię do biegu. Mimo wszystko wiedziałem, że jesteś szczęśliwy. Twoje iskierki ekscytacji w oczach mi to mówiły.

Gdy byliśmy na miejscu, dotarło do Ciebie, co się dzieję. Mój uśmiech tylko potwierdzał Twoje przemyślenia.

– Chcesz sobie zrobić tatuaż?

– Tak.  

Złapałem Cię za rękę i wszedłem do salonu, ciągnąc Cię za sobą. Nikogo wtedy nie było, więc przyjęli mnie bez kolejki.

– Proszę podać wzór oraz miejsce.

Dotarło do mnie, że wchodząc do salonu, nie wszystko do końca przemyślałem. To był taki mój spontan. Nie myślałem o niczym innym. Coś mi mówiło, bym zrobił ten tatuaż.

Zawsze najpierw działałem, potem myślałem.

Od tego zawsze byłeś Ty.

– Chanyeol, co Ty planujesz?

– Wiem!

To był najlepszy pomysł, na jaki w całym moim życiu wpadłem.

Po tym wszystkim cały czas milczałeś. Martwiłem się, że czas spędzony ze mną, może być dla Ciebie bezwartościowy. Sama myśl o tym bolała niesamowicie.

– Baekkie, co się stało?

– Po co to wszystko?

Wiedziałem, że pyta o ten tatuaż.

Zdecydowałem się na ptaka na nadgarstku. Może nie był to jakiś oryginalny pomysł, ale dla mnie był najbardziej odpowiedni do przekazu, jaki ze sobą niósł.

– Nadzieja na lepsze jutro.

- Co? Z tym Ci się kojarzy ptak?

– Mój mały słodki Baekkie, ptak kojarzy mi się z Twoim uśmiechem.

A twój uśmiech z nadzieją.


– Nie rozumiem Cię, Chanyeol.  


~*~


Byłem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, gdy w końcu zgodziłeś się na związek ze mną. Do szczęścia, wtedy nie było już mi nic potrzebne.

Byłeś Ty i ja.

Nigdy nie zapomnę Twoich słodkich, miękkich ust, które tak nieśmiało mnie całowały. Smakowały maliną, którą tak uwielbiałeś. Czasem byłem nawet zazdrosny, gdy wybierałeś ten przeklęty owoc, niż to bym Cię pocałował.

Zawsze twierdziłeś, że jestem niewyżytą bestią.

To była Twoja wina, że taki byłem.

Do tej pory czuje smak Twoich cudownych ust. Twój delikatny dotyk na moim ciele i ten intensywny słodki zapach, który działał na mnie mocniej, niż na narkomana jego dzienna dawka narkotyku.

Byłeś moim uzależnieniem.

Nawet oddychanie szlo mi ciężko, gdy nie było Cię blisko mnie.

Nasze pierwsze zbliżenie, to był Twój pierwszy raz. Byłem dumny z siebie, że oddałeś mi coś tak cennego. Że byłeś w stanie mi tak zaufać. Pragnąłem Cię, jeszcze bardziej. Chciałem, aby było Ci tak przyjemnie, jak nigdy. Byś zapamiętał to do końca życia.

Wtedy moim jedynym życzeniem było tylko to, żeby być zarazem Twoim pierwszym, jak i ostatnim kochankiem, chłopakiem, miłością. Nie dopuszczałem do siebie myśli, by ktoś inny miałby Cię tak dotykać.

Tak kochać, jak ja.

Byłeś tylko mój.


~*~ 


Oczywiście jak w każdym związku przychodzą chwilę trudne. Żałuję, każdej tej bezsensownej, kłótni z Tobą Baekhyun. Mimo tego, że wiedziałem, jak bardzo mnie kochasz, zwątpiłem w to. Tego żałuję najbardziej. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Byłem zwykłym egoistycznym dupkiem, który myślał jedynie o swoich problemach.

Oskarżyłem Cię o zaniedbanie naszego związku, gdzie to ja od tygodni latałem z chłopakami na imprezy.

Nie wiem, co sobie wtedy myślałem. Od pewnego czasu czułem monotonie. Brakowało mi tych twoich czułości. Wspólnych wypadów na miasto.

Miałeś problemy, a ja tego nie zauważyłem.

Do tej pory pluje sobie w twarz.

Gdybym mógł cofnąć czas, wrócił do tego cholernego dnia, gdzie pierwszy raz na Ciebie nakrzyczałem. To było najgorsze, co mogłem zrobić.

Byłem idiotą. Wrednym egoistycznym dupkiem.

Najgorszym chłopakiem na świecie.

Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? Dlaczego to przede mną ukrywałeś?  

 W momencie, gdy powinienem być z Tobą. W momencie gdzie potrzebowałeś mnie najbardziej, gdzie potrzebowałeś mojej bliskości.. Mojej miłości.. Mnie nie było.

Byłeś z tym całkowicie sam.

Zawiodłem Cię.

Moje serce pękło, gdy zobaczyłem Twoje łzy.

Płakałeś przeze mnie.

To było niewybaczalne.

A Ty mi wybaczyłeś i to po moim jednym głupim przepraszam.

Jednak ja dla siebie nie bylem tak łaskawy. Znienawidziłem siebie za to.

I po dziś dzień siebie nienawidzę.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem. Nie bylem niczego świadomy. Z tego wszystkiego, to było najgorsze.

Ta niewiedza.  

Dokładnie tydzień po tej kłótni wylądowałeś w szpitalu.

Byłem tak głupi i tak naiwny. Nie spostrzegłem, co się dzieje. Za bardzo byłem zapatrzony w moje głupie plany na przyszłość, a nie dostrzegłem teraźniejszości. Gdy Ci o nich opowiadałem, cieszyłeś się razem ze mną, a nawet podrzucałeś pomysły, co moglibyśmy robić razem.

Wyglądałeś na naprawdę szczęśliwego
.

To mnie zmyliło. Nie zauważyłem nic.

Znowu.

Byłem beznadziejnym chłopakiem, a mimo to Ty mnie kochałeś. Nie zasłużyłem sobie na Twoją miłość. Na Twój cenny czas.

Żyłem sobie w moim urojonym szczęśliwym związku, niczego nieświadomy.

A Ty cierpiałeś.

Gdy dojechałem do szpitala, było już za późno. Dowiedziałem się na miejscu, że od trzech miesięcy cierpiałeś.
Miałeś raka złośliwego z przerzutami.

Trzy miesiące! Trzy pieprzone miesiące miałeś na to, by mi to powiedzieć!

Żyłem w niewiedzy.

Nic nie zauważyłem.

A ty byłeś z tym sam przez trzy miesiące!  

Jak oparzony wbiegłem do sali, w której leżałeś.

Byłeś tam.

Leżałeś bez ruchu. Bałem się podejść bliżej.

Ciągle nie docierało do mnie, że Ciebie już ze mną nie było.

To był jak najgorszy koszmar.

Gdy w końcu się przełamałem i podszedłem do Ciebie. Już nie miałeś takiego zdrowego odcieniu skóry.

Byleś cały siny
.

Gdy dotknąłem Twojej ręki, dotarło do mnie, że już nigdy nie zobaczę twojego pięknego uśmiechu.

Umarła moja nadzieja.


Nigdy już nie spojrzę w Twoje pełne miłości oczy.

Nigdy już nie usłyszę Twojego pięknego głosu.

Nie przypuszczałem, że ostatni raz jak Cię dotknę, będzie to w takich okolicznościach.

Że będziesz zimny, siny i sztywny.

Cały mój świat zawalił się w jednej chwili.

Moje serce umarło razem z Tobą!

Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz tak bardzo płakałem, jak tamtego dnia.  

 Znienawidziłem Cię.

Nie dałeś mi możliwości pożegnania się z Tobą. Byłem zły na ciebie, że to przede mną ukrywałeś. Może coś się dało zrobić? Może moja pomoc, by jakoś Ci pomogła?

Byłem tak cholernie zły na ciebie.

Najbardziej jednak nienawidziłem siebie, że pozwoliłem Ci umrzeć.

To będzie moje piętno do końca życia.

Mój niewybaczalny grzech.
  


~*~


-Ej, Chanyeol! Ziemia do Chanyeola!

Ze wspomnień wybudził mnie Kai. Ten jeden raz w życiu byłem mu naprawdę wdzięczny. Widok martwego ciała Baekhyuna, nawet jeśli to było jedynie we wspomnieniach, było czymś okropnym. Wystarczająco, że to wszystko nawiedzało mnie co noc w snach przez ostatnie miesiące. Tutaj w pracy nie musi.

-Płaczesz?

Dopiero teraz zauważyłem, że po moim policzku spływa łza.

Tak samo samotna, jak Baekkie.

Szybko ją otarłem i spojrzałem na zegarek. Zostało mi pół godziny do końca zmiany.

Spojrzałem jeszcze raz na mój tatuaż, mimowolnie się uśmiechnąłem.

Wiedziałem, co muszę zrobić.

Planowałem to już bardzo długo, w sumie to od samego początku.

-Nadzieja na lepsze jutro.

–Co?

- To właśnie znaczy ten tatuaż.

-To do ciebie nie pasuje. Jesteś zbyt pusty emocjonalnie, aby...

Już nie czekałem na jego dalszą wypowiedź. Rzuciłem wszystko i wybiegłem z firmy. Musiałem iść do domu się przebrać i zabrać ze sobą wszystko to, co będzie mi potrzebne.

Dziś były jego urodziny, a ja musiałem dać mu prezent.

W drodze na cmentarz kupiłem znicz i jedną różę, którą zawsze ode mnie dostawał. To była już tradycja.
Na tym cmentarzu przesiadywałem każdą wolną chwilę. Byłem tu częściej niż w domu. Nie musiałem nawet patrzeć na drogę, doszedłbym tu i nawet z zawiązanymi oczami.

Wpatrywałem się w uśmiechnięte zdjęcie Baekkiego.

Był taki piękny. Przewyższał w tym wszystkich. Do tej pory nie spotkałem nikogo tak cudownego, jak On.

Nasz związek trwał dokładnie dwa lata, dwieście trzydzieści pięć dni, szesnaście godzin i pięćdziesiąt osiem minut.

I był to najlepszy okres w moim życiu.

Zapaliłem znicz. Położyłem róże i sięgnąłem do kieszeni, by po raz kolejny przeczytać list zostawiony dla mnie od Ciebie.

Nawet na łonie śmierci o mnie myślałeś.  


Drogi Channie.

Jak to czytasz, to mnie prawdopodobnie już nie ma wśród żywych. Wybacz, że żegnam się w taki sposób, ale nie potrafiłem Ci o tym powiedzieć inaczej.

Za bardzo kocham Twój uśmiech, by go niszczyć.

Twój piękny uśmiech, niesie ze sobą nadzieję, a ja jej potrzebowałem.

Chciałem jak najwięcej czasu spędzić z Tobą.

Dbaj o siebie kochanie!

Zabawne mimo naszego ponad dwuletniego związku, byłem zbyt nieśmiały, by tak do Ciebie mówić, a teraz piszę to z taką łatwością.

Przysparzałeś mi dużo problemów. Nawet nie wiesz, jak bardzo będzie mi tego brakować!

Tak jak Twoich pocałunków, które, tak kochałem.

Twoich ramion, w których czułem się tak bezpiecznie.

Twoich oczy, w których tonąłem.

Wybacz mi, że nie byłem idealnym chłopakiem, ale się starałem. Zawsze byłeś i będziesz najważniejszy w moim życiu.

Bądź szczęśliwy Channie!

Tak bardzo Cię kocham!

Twój Baekhyun.


Za każdym razem, gdy czytałem ten list, ryczałem jak dziecko.

Jednak nie dziś.

Dziś jest inaczej.

Położyłem list pod moją zniczą. Usiadłem obok pomnika i wyciągnąłem z lewej kieszeni pudełeczko z dużą ilością tabletek.

Wsypałem wszystkie do ust i od razu połknąłem.

Już nic mnie nie interesowało. Życie bez Baekhyuna, nie miało sensu.

– Jak myślisz Baekkie? Jak długo czasu mi jeszcze zostało? To Ty byłeś głową w tym związku. Ty zawsze myślałeś za nas dwóch. To Ty zawsze mi we wszystkim pomagałeś. Wybacz mi, że nie potrafiłem się Tobą lepiej zająć. To wszystko moja wina.

Czułem dziwne skurcze mięśni i ból w żołądku. Wiedziałem, że to już mój koniec. Nie żałuję tego co zrobiłem. W końcu na to właśnie czekałem.

Chcę być z powrotem z moim Baekiem.

Chcę znów go zobaczyć. 

– Męczyłeś się trzy miesiące z rakiem, ja męczyłem się trzy lata bez Ciebie kochanie. Myślisz, że to odpowiednia kara dla mnie? 

Moje ciało stało się drętwe. Traciłem czucie w kończynach. Powoli sunąłem się na ziemię. 

Ostatkiem sił spojrzałem w niebo i uśmiechnąłem się słabo. 

To był mój koniec. 

-Jeszcze chwila, a będziemy razem Baekkie.



~~~~

To mój pierwszy taki One shot. Mam nadzieję, że wam się spodoba ^.^ 

Przepraszam, za wszelkie błędy! 

<3 <3 <3

Fighting!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro