XX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

------ Antonio pov ------

Dojechaliśmy do mojego nowego mieszkania. Nie było duże. Dwa pokoje, łazienka, kuchnia połączona z pokojem dziennym.

Urządzone było w miarę nowocześnie.

- Miałeś dostać to mieszkanie po skończeniu liceum, ale... - Ojciec uśmiechnął się do mnie.

- Dziękuję! - zawołałem szczęśliwy. Mój kochany tato spojrzał na zegarek.

- Musimy już jechać Lovino. - Stwierdził. - Za chwilę wasza matka, a moja żona będzie już w domu. - Mężczyzna zaśmiał się wesoło i podał rękę mojemu małemu pomidorkowi.

Reakcja Lovino zaskoczyła nas obojga. Chłopak natychmiastowo odskoczył od naszego ojca chowając się za mną.

- Nigdzie nie jadę! - zawołał obrażony.

Lovi jest bardzo skomplikowanym i zmiennym człowiekiem. Nie zawsze wiem dlaczego się obraża, albo dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób.

- Dobra... - usłyszałem głos naszego rodziciela. Po tonie jakim to powiedział można wywnioskować, że nad czymś się zastanawia. - To tu zostaniesz. Nie będzie ci przeszkadzał, prawda Antonio?

- Lovino nigdy mi nie przeszkadza. - stwierdziłem przytakując.

- Tylko pamiętajcie, że nie chcę być dziadkiem w tak młodym wieku! - zawołał uśmiechnięty stojąc przy drzwiach. Odłożył tam też jedną torbę, której wcześniej nie zauważyłem.

- Tato! - powiedziałem. - Przecież oboje jesteśmy chłopakami, więc to fizycznie niemożliwe... - Próbowałem jakoś wytłumaczyć, ale chyba jeszcze bardziej się pogrążyłem.

Spojrzałem na mojego kochanego braciszka, który nie był moim braciszkiem. Był cały czerwony jak dojrzały pomidor. Usłyszałem zamknięcie się drzwi. To znaczy, że jesteśmy sami. A ja mam plan i wiem już co zrobić, żeby Lovino ze mną zamieszkał na stałe.

------ Lovino pov ------

- Głodny jestem idioto! - zawołałem.

- Już idę do sklepu, a potem ugotuję ci co tylko będziesz chciał. - chłopak uśmiechnął się. Już wiem po kim on to ma, że jest taki wesoły.

- Idź już! - zawołałem wypychając go z mieszkania.

Wziąłem jedną z toreb Tośka i zacząłem wypakowywać ubrania. Nudy...! Myślałem, że znajdę coś ciekawego. Wyciągnąłem ciemnogranatową bluzę z kapturem. Akurat zrobiło mi się chłodniej bo okno było otwarte. Cóż, jestem zbyt leniwy żeby wstać i je zamknąć.

Złapałem bluzę za kaptur i zacząłem wdychać jej zapach. Albo raczej zapach Antka. Wtedy coś z niej wypadło. Był to bardzo gruby... album? Chyba album.  Otworzyłem go z zamiarem sprawdzenia co jest w środku i co to w ogóle jest.

- JAK MOGŁEŚ TY DEBILU TO ZROBIĆ!!! - zawołałem wiedząc, że chłopak i tak mnie nie usłyszy.




❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
Wróciłam, żyję, istnieję!

Jakie oni mają niedobre jedzenie w tym szpitalu... takie bez smaku xd

Przynajmniej pomidory były 🍅🍅

A tutaj rozdział, który miał być w niedzielę

Jak myślicie, co Tosiek zrobił?
Czym jest jego tajemniczy album?

To do następnego ❤❤🍅🍅🍅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro