XXII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


------ Antonio pov ------

Wszedłem do salonu, gdzie zobaczyłem mojego kochanego, słodkiego skarbusia. Siedział na podłodze plecami oparty o wersalkę.  Kolana miał zgięte, a na nich oparty był ten sam album, o który jeszcze dzisiaj się tak wściekał. Podszedłem do niego i zająłem miejsce obok.

- Skąd ty bierzesz te wszystkie zdjęcia idioto? - zapytał łagodnie, co bardzo mnie zaskoczyło.

- Wiesz... - podrapałem się po karku. - Zazwyczaj to sam je robię...

- Ale jakim cudem ci się to udaje? - dopytywał - To znaczy, czemu jeszcze tego nie zauważyłem?

- Nie mam pojęcia pomidorku. - wzruszyłem ramionami.

Przyglądałem się jak chłopak z wielką uwagą czyta moje wpisy. Mam nadzieję, że pominie strony z dni w których się... no, ten tego... uprawialiśmy miłość. Jednak nadzieja okazała się zgubna.

- ANTONIO!!!! TY POMIDOROWY DEBILU!!!! JAK MOGŁEŚ!!! A CO JAK KTOŚ BY TO ZOBACZYŁ!!??

- Spokojnie słońce ty moje najurodziwsze, najpiękniejszy kwiecie jaki wydała ziemia, proszę.. nie złość się tak na mnie. - przytuliłem się do niego mając nadzieję, że Loviś się na mnie nie pogniewa. - Kochanie, ukrywałem ten album, tak dobrze, że nikt nie miał prawa w ogóle wiedzieć o jego istnieniu.

- Na pewno...? - zapytał mój mały braciszek, a ja dostrzegłem łzy w jego oczach.

Podniosłem go, a z jego rąk wyciągnąłem album. Usiadłem na wersalce sadzając sobie Lovino na kolanach.

- Sh... kochanie, nie płacz. - Delikatnie pocałowałem jego policzek. - Coś się stało?

Chłopak nie odpowiedział, zamiast tego mocno się we mnie wtulił. Objąłem go w talii i zacząłem składać delikatne pocałunki na jego głowie.

- Boję się... - wyszeptał łamiącym się tonem.

- Czego pomidorku? - zapytałem przygryzając płatek jego ucha.

- Bo... skoro ty... i... no to ja... - Niewiele zrozumiałem z tej wypowiedzi, ale Lovino też niewiele powiedział.

- Loviś, kochanie moje, uspokój się i przestań płakać. - Otarłem kciukiem łzy spływające po jego twarzy. - No. Teraz możesz mi spokojnie wyjaśnić.

- Bo ja... boję się, że ci... że ci się znudzę. - Na policzkach mojego słoneczka pojawiły się rumieńce w kolorze dojrzałych pomidorów, na co on pochylił główkę.

- Pomidorku... - zaśmiałem się, a Lovino natychmiastowo podniósł głowę spoglądając na mnie. Jego wyraz twarzy wyrażał zdziwienie. - Nie masz się o co martwić. Ty mi się nigdy nie znudzisz.

- Na pewno...? - W jego głosie słychać było niepewność.

- Na pewno. - Potwierdziłem. - A wiesz dlaczego? - zapytałem, a mój mały braciszek pokręcił przecząco główką. - Bo bez ciebie życie jest jak muzyka bez dźwięku, okna bez widoku, kwiaty bez barw, słowa bez liter, zima bez śniegu, czekolada bez orzechów. Bo przy tobie szare dni nabieraja pięknych słonecznych barw. Bo jesteś moim słodziudkim pomidorkiem, moim tlenem, bez którego tak ciężko jest oddychać, moim całym światem, moim życiem, moją pierwszą myślą rano, gdy otwieram oczy i ostatnią przed snem, moją oazą na pustyni, moim ciepłym wiosennym wiatrem, który otula me serce, moim największym i najcenniejszym skarbem we wszechświecie, moim kochaniem. Bo jesteś moim małym Lovino. Bo kocham cię bardziej niż pomidory. I dlatego zawsze będę przy tobie, nigdy cię nie opuszczę i nigdy mi się nie znudzisz. Rozumiesz już pomidorku?

Chłopak pokiwał główką potwierdzając, że zrozumiał. Jego policzki były oblane dosyć mocnym rumieńcem. Objął moją szyję swoimi drobnymi rączkami, by niezauważalną chwilę później delikatne musnąć mój policzek swoimi miękkimi wargami. Uśmiechnąłem się na ten gest. Pierwszy raz w moim jakże długim życiu to Lovino mnie pocałował, a nie ja jego.

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Wysiliłam się i napisałam.
Rozdział ma 529 słów, czyli o jakiś 200 więcej niż poprzedni (yay!)

Stwierdziłam ostatnio, że muszę zacząć pisać trochę dłuższe rozdziały...

Na początku tej książki rozdziały miały około 1000-1500 słów...

Eh, zacznę od tych 529 i wrócę do pisania długich rozdziałów (a przynajmniej planuję wrócić xd)

Dziękuję za 💬 i ⭐

I do niedzieli 🍅🐤🍅🐤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro