XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

------ Lovino pov ------

- Więc - Usłyszałem nad uchem głos głupiego Toniego. - Powiesz mi wreszcie co cię tak męczy?

Super. Teraz będzie poświęcał swoją uwagę temu kurczakofilowi. Ugh... ja się tak staram, jestem dla niego miły, to znaczy milszy niż zazwyczaj, a ten dupek mnie ignoruje!

Spłoń w płomieniach Gilbert! To wszystko twoja wina. Idź sobie do tego kartofla, a nie! Przez ciebie nie mogę się nawet wygodnie wyspać!

Pfff~ czemu ten idiota musi zadawać się z takimi idiotami jak on? Jakby nie mógł znaleźć sobie mądrzejszych przyjeciół.

- ...i wtedy przyszedł ten... jak mu tam było... - Piwopijca zastanawiał się przez chwilę. - T... Torty. Albo nie, ale podobnie było... Tolys! Tak właśnie! Tolys. I nazwał MOJEGO Feliksa słoneczkiem. Rozumiesz to!? SŁONECZKIEM! - Gilbertowi zaczeły lecieć łzy z oczu. Chyba coś przegapiłem... - A... A jeśli oni są razem?

- Spokojnie Gilbi. - Mój braciszek stał się nagle poważniejszy. - Jestem pewien, że są tylko przyjaciółmi! Na pewno będziecie razem.

Acha. Czyli rozpłakał się z powodu jakiegoś chłopaka. Na świętą pastę, co się dzieje z tym światem... Ten "zaglibisty" Gilbert płacze z powodu nieodwzajemnionej miłość. Eh, aż mi go trochę szkoda. Ale i tak jego problemy miłosne nie powinny przeszkadzać mi i Tośkowi w wspólnym spędzaniu czasu. Tak.

Przygryzłem obojczyk Antoniego. Muszę jakoś zwrócić na siebie jego uwagę.

- Tosiek~ - mruknąłem kiedy to nie skutkowało. Nadal nic. Ignorował mnie rozmawiając, albo raczej pocieszając swojego przyjaciela.

Dobra! Koniec już mojego dobrego humoru! Limit wyczerpany. Foch Tosiek! Teraz będziesz musiał się postarać, albo już nie wrócę.

Wstałem z jego kolan i pobiegłem do naszej sypialni. Wyciągnąłem walizkę i zacząłem się pakować. Jeśli ma mnie dalej ignorować to się wyprowadzam. Ja przez niego tutaj cierpię, teraz jego kolej.

A mówił, że mnie kocha...

------ Antonio pov ------

- Tosiek! - usłyszałem moje imię wypowiadane przez przyjaciela. - Co jest z tobą nie tak?

- Chyba nie rozumiem... - mruknąłem wzruszając ramionami.

- Lovino sobie poszedł, a ty nawet nie zareagowałeś! - Gilbert nie był już załamany, teraz w jego głosie było słychać... zawziętość? - Nie zniszcz mi shipu idioto! Leć do niego!!! Już!!!

Pociągnął mnie za rękę w stronę sypialni.

- Ale... Gilbert... przecież ty... - Nie zdążyłem dokończyć zdania bo mój przyjaciel szybko mnie uciszył zakrywając mi usta dłonią.

- Tak, tak. Już mi lepiej. -Stwierdził albinos typowym dla siebie tonem.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do pokoju. Na podłodze zobaczyłem moje kochanie. Siedział tyłem do drzwi i pakował swoje ubrania do walizki. Ciekawe po co...

On chyba nie chce wrócić do rodziców..!? O nie! Nie pozwolę mu na to! Szybko podbiegłem do niego i przytuliłem go od tyłu wtulając głowę w jego ramię. Z moich oczu zaczęła spływać słona ciecz.

- Lovino... mi amor... - powiedziałem przez łzy. - zostań... proszę.

- Z..zostaw mnie idioto! - zawołał, ale nie wykonał żadnego ruchu.

Postanowiłem to wykorzystać. Obróciłem go przodem do mnie i przytuliłem najmocniej jak tylko mogłem.

- Lovino... - Łzy nadal ciekły z moich oczu.

- Czego płaczesz idioto!? - Fuknął.

Eh... mały, słodki, uroczy i miły Lovino zniknął. Teraz został tylko mały, słodki, uroczy i wkurzony Lovino. Tak łatwo zmienia nastrój...

- Bo sobie poszedłeś... - Pocałowałem go w szyję.

- Bo nie zwracałeś na mnie uwagi. - Stwierdził robiąc obrażoną minę i zakładając na siebie ręce. - Widzisz? To twoja wina, więc już nie płacz.

- Oj, kochanie... - zaśmiałem się.

------ Gilbert pov ------

Awww~ jak dobrze, że Tonio nie zamknął drzwi! Telefoniku!!! Befthykjurfvwdqcdqvybj~!!!! Wprowadzam się tu! Dla takich widoków jestem w stanie poświęcić moją miłość do Feliksa! Oczywiście tylko na chwilę, dopóki on sam nie przejrzy na oczy. Pfff~ Tosiek. Zjebałeś. Jak zawsze. Ugh... nie tak to się robi!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

Tadam!

Ogólnie to jest ten rozdział, bo w niedzielę nie było, a Yuukiś mi nie odpuści...xd

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro