Jak się godzicie? cz. 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tyler Hoechlin ~

W ekspresowym tempie przekalkulowałaś wydarzenia sprzed kilku sekund. Zachowałaś się jak skończona idiotka wywołując kłótnie o taką błahostke. Dopiero teraz stwierdziłaś, ze to co powiedziałaś Tylerowi nie miało żadnego sensu, nic dziwnego, że puściły mu nerwy. Jak poparzona, wybiegłaś za nim mając nadzieję, że jeszcze Go złapiesz.

- Tyler! Tyler, poczekaj! - krzyczałaś na całą ulicę
- Tak? - odwrócił się gwałtownie przez co wpadłaś na Niego
- Bo ja - mówiłas ze łzami w oczach - Proszę, wróć do domu. Ja już zjem te lody. To wszystko nie miało sensu, jestem głupia i tyle. Dziwię się, że tyle ze mną wytrzymujesz. Przeprszam, nie zostawiaj mnie. Bardzo mnie boli.
Chłopak słysząc to i widząc Twoje łzy, bez słowa podszedł otarł Twoje policzki, po czym każdy z nich ucałował i mocno przytulił.

Cody Christian ~

Siedziałaś w pokoju totalnie załamana zachowaniem chłopaka wypłakując się w poduszkę. Nie mogłaś uwierzyć w Jego słowa. On nie jest taki, nie mógłby... - pomyślałaś. A jednak. Od tamtego momentu minęły dwa tygodnie. Dwa najgorsze tygodnie w Twoim życiu. Wtedy właśnie dostałas telefon ze szpitala. Cody leży po operacji więzadeł, które naderwały mu się podczas treningu. Nie zrozumiałaś dobrze. Pomimo tego jakim dupkiem się okazał, ruszyłaś do szpitala. Obraz chłopaka sprawił, że do Twoich oczu podeszły łzy.
- Cody! - krzyknęłaś półszeptem podchodząc do łóżka i chwytając Go za rękę.
- Boże, Ty idioto. Jak ja Ciebie nienawidzę, słyszysz? Dlaczego mi to robisz - mówiłaś, a Twoje łzy powoli spływały po policzkach. Z bezsilności oparłaś głowę o materac. Po chwili na swojej dłoni poczułaś lekkie smyranie.
- Ponieważ...jestem idiotą, który jest szaleńczo w Tobie zakochany - wyszeptał. Ty tylko podniosłaś głowę, by móc spojrzeć mu w oczy. Ciszę przerwał On
- Przeprszam, tylko tyle mogę Ci powiedzieć. Prze... przeprszam. Pieprzę to. To wszystko. Całą tą produkcję. Ten film. Nie jest moim szczytem marzeń, Ty nim jesteś. I zawsze będziesz. Wybacz mi tylko, bym mógł Ci to udowodnić. - ucałował Twoją dłoń
- W porządku, tylko skończ z tymi dennymi tekstami, błagam. - odpowiedziałaś na co on się zaśmiał.

Dylan O'Brien ~

Dzwonek Twojej komórki rozchodził się po całym pokoju już od dobrej godziny. Byłaś potwornie zła na chłopaka, mimo że tak naprawdę nic strasznego się nie wydarzyło. Nie dla Ciebie. Jesteś typem małego zazdrośnika i nic dziwnego, że tak zareagowałaś. W sumie, komu by się to spodobało. Jeszcze bardziej zirytowana ciągłymi telefonami w końcu odebrałaś
- Czego?! - warknęłaś
- (t/i), Ty żyjesz - odetchnął z ulgą
- Taak, Ty też jak mniemam - przewróciłaś oczami
- Ouuu, więc to o to chodzi. Ja Ci wszystko wyjaśnie, tylko weź otwórz okno z łaski swej - zdziwiona podeszła do okna przez które chwilę potem wyparował Dylcio.
- Co Ty tu robisz?!
- Stoję? - spojrzałaś na niego z przymrużonymi oczami - A tak na serio, przyszedłem do kogoś komu powinienem poświęcić cała swoją uwagę dzisiejszego wieczoru. Nie wiem co ona tam robiła, nie chciałem robić cyrków przy wszystkich będąc dla niej opryskliwy. (T/i) zrozum. Ja nie chciałem nic złego, przeprszam.
- Na pewno? - odparłaś
- Na pewno
- No dobra, wybaczam - po reakcji chłopaka jednak dodałaś - ale i tak śpisz na kanapie.

~^~^~^~^~
Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle xD 🐺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro