Jak się godzicie? cz.1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan Sprayberry

Od Waszej kłótni minął niecały tydzień podczas, którego chłopak wydzwaniał do Ciebie po milion razy, nie mówiąc już o krzykach i błaganiach pod Twoim domem. W tej kwestii pozostawałaś nieugięta. Niech się trochę chłop namęczy. Szczerze, po jakimś czasie stwierdziłaś, ze zachowujesz się trochę jak małe dziecko. Zrobiło Ci się żal Go. Co poradzisz, ze taka Twoja natura. Po raz kolejny usłyszałaś dzwonek do drzwi. 

- (t/i)! Jak dobrze, że mogę Cię w końcu zobaczyć - wydyszał z gigantycznym bukietem róż jakikolwiek widziałaś. - Ja...naprawdę Cię przepraszam. Ja...- głos mu się lekko załamał. - Nie wiedziałem co robię, całe to życie małego, smarkatego buntownika sprawiło, że Ciebie zaniedbałem. Zaniedbałem mój prawdziwy świat...Ech, słuchaj...chciałbym Ci powiedzieć, ze bez względu co z tym zrobisz wiedz, ze Cię kocham i na dobry początek już rzuciłem te cholerne pety. A zamiast alkoholu to będzie Piccolo, ewentualnie dwa i tylko w Twoim towarzystwie. - po Jego jakże wzruszającej mowie, zachciało Ci się sikać ze śmiechu. Trzeba przyznać, ze przeprosiny w jego wydaniu są przeurocze. Trzymałaś Go jeszcze chwile w niepewności. A co tam, niech się trochę przestraszy. 

- Wybaczam, jełopie - odprałaś , a on uradowany wręczył Ci kwiaty po czym złączył Waasze usta w słodkim pocałunku. 

Daniel Sharman ~

Nie odzywałaś się do Daniela przez dobre dwa dni. Niby to nie jakaś tragedia, jednak w Waszym związku, wręcz przeciwnie. W międzyczasie rozmyślałaś nad tą całą sytuacją i stwierdziłaś, że zrąbałaś na całej linii. Mimo, że nie zawsze tak było, taki chłopak jak Daniel to skarb, a dla Ciebie i tak była ważniejsza praca. Dopiero teraz zauważyłaś jaka z Ciebie pracoholiczka. Bez zastanowienia chwyciłaś za telefon i wzięłaś sobie parę dni wolnego, a następnie migiem ruszyłaś do mieszkania blondyna.

- Co tu robisz? - zapytał na wejściu opierając się o framuge drzwi
- Daniel, ja... nawet nie wiem od czego zacząć. Jestem okropną dziewczyną, masz prawo być na mnie zły, ale chciałabym przeprosić Cię za tamto i za to co powiedziałam. Dobrze wiesz, ze to nie prawda. Nie chce zwalac tego na to, że zareagowałam pod wpływem chwili, ale jest mi naprawdę przykro.
Zrozumiałam swój błąd i nawet wzięłam sobie wolne by móc być tylko z Tobą... jeśli w ogóle jeszcze chcesz - wyszeptałaś, spuszczając głowę
- Ech, (t/i). Chodź tu do mnie - wyciągnął ręce by móc się zamknąć w żelaznym uścisku - Jasne, że chce skarbie - odpowiedział i ucałował czubek Twojej głowy.

Tyler Posey ~

Furia jaka Ciebie ogarniała była niewyobrażalna. Nigdy nie chciałaś się poczuć w ten sposób, nie chciałaś by ktoś kogo kochasz odwalił takie świństwo. Jednak stało się. Bolało niesamowicie, a czasu nie dało się cofnąć. Właśnie wychodziłaś że sklepu obładowana zakupami, kiedy usłyszałaś wołanie:

- Daj, pomogę Ci - zaoferował brunet
- Jas...nie trzeba. Poradzę sobie - odparłaś z pogardą widząc kogoś kogo najmniej chciałabyś w tym momencie oglądać
- (t/i), daj spokój. Pogadajmy
- Nie mamy o czym
- A ja właśnie myślę, że mamy - powiedział, chwytając Cię za rękę
- Przestań - wyszeptałaś ledwo powstrzymując łzy
- (t/i), przeprszam. Nie masz pojęcia jak bardzo tego żałuję. Niestety nie mam ma to dobrego usprawiedliwienia, ale to Ciebie kocham. Ona nic nie znaczyła...
- Nigdy nie mów, że chwilę z innymi kobietami są nie znaczące,bo i je w tym momencie obrażasz. Nie mogę, nie na chwilę obecną Tyler. Zostaw już mnie, proszę - odpowiedziałaś cała we łzach, po czym wsiadłaś do samochodu i odjechałaś z piskiem opon.

~^~^~^~^~
Taki smutaczek na koniec mi wyszedł :(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro