23. Wyznanie miłości cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Liam: 

Byliście w kinie na randce, choć nie padło to określenia ani z twoich ust ani z jego. Było to trochę skomplikowane. Od waszego pierwszego pocałunku na boisku niewiele się zmieniło dlatego zastanawiałaś się czy w ogóle wasze spotkania były umawianiem się jak chłopak z dziewczyną. Było trochę przytulasów i trzymania się za rękę, ale to robią nawet przyjaciele.

Stałaś przy wejściu do sali czekając aż zaczną wpuszczać was na film. Liam poszedł po przekąski. Wtedy jakiś chłopak podszedł do ciebie i zaczął zagadywać. Ewidentnie z tobą flirtował. Bycie adorowaną było miłym uczuciem, ale miałaś już kogoś kto zawrócił ci w głowie. Dlatego sprawiłaś chłopaka. Nie wiedziałaś jednak że przez cały czas gdy rozmawiałaś z nieznajomym, Liam wam się przyglądał. Podszedł dopiero gdy tamten chłopak odszedł.

— On cię podrywał.— burknął Liam. Wzięłaś od niego porcję popcornu.

— Owszem.— mruknęłaś. Atmosfera zrobiła się dziwna. Niezręcznie przestąpiłaś z nogi na nogę z niecierpliwością czekając aż będzie można wejść do sali. Wyczułaś zdenerwowanie Dunbur'a, choć nawet nie musiałaś na niego spojrzeć.— Skomplementował mnie więcej razy w przeciągu naszej krótkiej rozmowy niż ty odkąd pocałowałam cię na boisku. 

— Dałaś mu swój numer?— zapytał ściszonym tonem przez co ledwo go usłyszałaś. Zerknęłaś na niego kątem oka. Czerwień zalała jego policzki, a jego zdenerwowanie wzrosło.

— Nie. A powinnam była?

— Chyba nie.— mruknął z spuszczoną głową. 

— Chyba?— powiedziałaś z złością i spojrzałaś na chłopaka.— Czym my w ogóle jesteśmy Liam?

— Nie wiem.

— Nie wiesz?— parsknęłaś. Wcześniej nie przeszkadzało ci jego dziecinne zachowanie, ale teraz to była przesada. Nie potrafił się zdecydować czy o co mu chodziło?— Nie da się takich rzeczy nie wiedzieć. Albo kogoś lubisz albo nie. Albo kogoś kochasz albo nie. Jesteśmy tylko przyjaciółmi czy chodzimy ze sobą? Mógłbyś chociaż na mnie spojrzeć jak do ciebie mówię!— starałaś się być spokojna, ale gdy Liam stał z spuszczoną głową co wyglądało jakby cię nie słuchał, wybuchłaś, a to przykuło uwagę kilku osób. Zawstydziłaś się bo nie chciałaś rozbić sceny. Westchnęłaś zirytowana gdy Liam nic nie powiedział. Wyminęłaś go i zamierzałaś odejść, ale chłopak złapał cię za rękę zatrzymując.

— Ja... — uciął patrząc ci w oczy. Byłaś zirytowana, ale postanowiłaś wczuć się w jego emocje aby chociaż trochę zrozumieć jego zachowanie. Był zdenerwowany, ale wynikało to z zawstydzenia i skrępowania.— Jestem idiotą.— jego policzki płonęły czerwienią. Puścił twoją dłoń i nerwowo zaczął bawić się brzegiem swojej koszulki. Spuścił wzrok, ale po chwili znowu spojrzał ci w oczy. Toczył jakiś wewnętrzy konflikt.— Kocham cię! Bądź moją dziewczyną!— wykrzyczał ci w twarz.

To było cholernie krępujące i zawstydzające. Ludzie przyglądali się wam jakby czekali na rozwój wydarzeń. Spojrzałaś na Liam'a, którego serce bardzo szybko waliło, przez co twoje zaczęło bić tak samo.

— Ja... też cię kocham. I chciałabym być twoją dziewczyną!— oznajmiłaś na jednym tchu.

Kilka osób zaczęło bić brawo, co tylko spotęgowało wasze zawstydzenie. To była najbardziej cringowa sytuacja jaka kiedykolwiek wam się przytrafiła.

Peter: 

Siedziałaś z Melissą na kanapie. Trzymałaś w dłoni kubek z herbatą. Ciemnowłosa posyłała ci łagodny uśmiech.

— Nie patrz tak na mnie.— mruknęłaś. Wypytywała cię o to co łączy cię z Peter'em. Spotykaliście się od pewnego czasu. Wydawało się że jest między wami dobrze, wasza relacja rozkwitała, ale nadal nie padły te ważne słowa, przez co zaczęłaś zastanawiać się czy aby na pewno on traktuje cię poważnie.

Peter wszedł do mieszkania. Miał dorobiony klucz z czego nie zdawałaś sobie sprawy. Stanął w korytarza gdy usłyszał rozmowę. Pozostał niezauważony aby podsłuchać o czym rozmawiasz z siostrą.

— Po prostu powiedz co czujesz.— powiedziała Melissa, na co ty westchnęłaś. Zapatrzyłaś się w dno kubka.

— Kocham go.— wyjawiłaś. Spojrzałaś na siostrę, na której twarzy zagościł szeroki uśmiech.

— Gdy przyjdzie powiedz mu to samo.

— To nie takie proste.

— Moim zdaniem jest proste.— do salonu wszedł Peter. Gwałtownie wstałaś z kanapy prawie upuszczając przy tym kubek, który trzymałaś w dłoni. Odstawiłaś przedmiot na stolik kawowy. 

— Czy ty słyszałeś... — zawstydzona nie dokończyłaś, ale po uśmieszku mężczyzny byłaś pewna że słyszał o czym rozmawiałaś z siostrą.

— Tak. To było do przewidzenia choć dziwi mnie że tak długo zwlekałaś z przyznaniem się że mnie kochasz.— na jego twarzy gościł zarozumiały i dumny uśmieszek. Chwyciłaś poduszkę z kanapy i rzuciłaś nią w niego, ale mężczyzna zdążył się uchylić. 

Isaac: 

Nocował u ciebie. Miło spędziliście wieczór. Obejrzeliście film, powygłupialiście się, zjedliście dobre jedzenie. Twoich rodziców ani brata nie było w domu więc nie krępowaliście się aby okazywać sobie nawzajem czułości.

Isaac przyglądał ci się jak wtulałaś się w jego ramię. Delikatnie gładził cię po włosach jakby bał się że cię obudzi. Patrząc na ciebie czuł się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Nie mógł pojąć jak taka wspaniała dziewczyna mogła go wybrać. Otworzył się przed tobą. Był pewny że gdy poznasz jego przeszłość, odejdziesz, ale tego nie zrobiłaś, co tylko wzmocniło uczucie jakim cię darzył od prawie samego początku gdy się poznaliście.

— Nie masz pojęcia jak bardzo cię kocham.— szepnął delikatnie gładząc twoje włosy. Przyglądał ci się z czystą miłością w oczach. Złożył czuły pocałunek na twoim czole. Był pewny że śpisz, ale gdy twoje usta rozciągnęły się w uśmiechu, jego serce przyspieszyło. Spanikował. 

Powoli otworzyłaś oczy. Isaac podciągnął się do pozycji siedzącej i odwrócił wzrok. Ty również usiadłaś. Przytuliłaś się do niego.

— Przepraszam.— szepnął ledwo słyszalnie. Ojciec wpajał mu że nikt nigdy nie pokocha go na prawdę. Dlatego nie potrafił powiedzieć ci o swoich uczuciach prosto w twarz ponieważ bał się odrzucenia.

— Nie masz za co.— wtuliłaś się w jego ramię.— Też cię kocham Isaac. 

Chłopak spojrzał na ciebie niedowierzając w twoje słowa. 

— Kocham cię.— powtórzyłaś z uśmiechem na ustach. Dostrzegłaś łzy w jego oczach. Dotknęłaś dłonią jego policzka i delikatnie pogładziłaś skórę kciukiem.— Kocham cię.— miałaś zamiar powtarzać to tak długo, aż w końcu uwierzy w to.

Brett: 

Zżerała cię zazdrość, choć usilnie starałaś się zapanować nad tym. Brett był bardzo atrakcyjnym chłopakiem i nie dziwiłaś się że często ktoś go podrywał. Bolało cię jednak to że chłopak lubił być w centrum uwagi. Cieszył się z komplementów i nie tylko, choć zwykle był stonowany w odpowiadaniu na czyjś flirt. Miałaś bardzo niską samoocenę więc widok Brett'a z kimś innym, wpływało na twoją psychikę. Z trudem przychodziło ci trzymanie się racjonalnego myślenia, zwłaszcza że wiele osób nie wiedziało że chodzicie ze sobą. Brett nie był zbyt chętny do okazywana publicznie czułości, co w jego przypadku było dziwne. Zwykle nic go nie krępowało, a to sprawiało że zaczęłaś zastanawiać się czy wasz związek jest dla niego ważny czy może traktował to jako zabawę.

Czułaś jak łzy napływają ci do oczu gdy widziałaś jak jakaś blondwłosa dziewczyna podrywała Brett'a. Chłopak uśmiechał się do niej, a ona bez skrupułów zaczęła dotykać jego bicepsów. Nawet nie próbował jej powstrzymać. To było dla ciebie całkowite przegięcie. Czułaś się jak nic nie warty śmieć. Zamknęłaś swoją szafkę po czym skierowałaś się w kierunku swojego chłopaka. Miałaś dość tego jak się zachowywał, a wcześniejsze mówienie mu że ci się to nie podoba, nie wniosło żadnych rezultatów dlatego uznałaś że was związek nie ma sensu. Stanęłaś obok Brett'a i dziewczyny, z którą rozmawiał. 

— Chcesz czegoś?— odezwała się nieprzyjemnie blondynka, tym samym Brett również cię zauważył. Przezwyciężyłaś swój ból, który rozrywał ci serce. Zdjęłaś srebrną bransoletkę, którą dostałaś od Brett'a na waszą miesiącznicę, po czym rzuciłaś przedmiot w klatkę piersiową chłopaka. Chłopak zdezorientowany złapał bransoletkę.— To koniec.— oznajmiłaś patrząc mu w oczy po czym od razu się odwróciłaś. Łzy napływały ci do oczu, ale nie chciałaś im pokazać jak płaczesz. Szybkim krokiem uciekłaś od nich. Wyszłaś z szkoły i uciekłaś pod trybuny gdzie często się chowałaś gdy miałaś trudne chwilę. Usiadłaś i skuliłaś się, wtedy pozwoliłaś sobie na płacz.

Usłyszałaś jak ktoś wchodzi pod trybuny. Chowałaś twarz między klatką piersiową, a podciągniętymi kolanami, ale i tak wiedziałaś kto obok ciebie usiadł. Wiedział że zawsze się tu chowasz.

— Przepraszam (T.I.). Przepraszam że byłem takim dupkiem. Przepraszam że przeze mnie cierpiałaś. Zrozumiem jeśli będziesz chciała to zakończyć. Nie byłem przedtem w żadnym poważnym związku i może dlatego nie potrafiłem być dla ciebie idealnym chłopakiem. Ale jeśli dasz mi szansę, naprawię to. Będę chłopakiem, na którego zasługujesz. Kocham cię (T.I.). Nie chcę cię stracić.

Uniosłaś głowę. Brett patrzył przed siebie, ale dostrzegłaś w jego oczach zbierające się łzy, mocno zaciskał szczękę, walczył aby nie uronić ani łzy. Nigdy nie widziałaś go tak poważnego i bliskiego załamania. Zawsze był wesoły i wyluzowany jakby nic go nie obchodziło. A jednak siedział tu i był bliski rozpłakaniu się.

— Ja też cię kocham.— szepnęłaś. Położyłaś dłoń na jego dłoni, którą trzymał na ziemi. Chciałaś dać mu szansę, chciałaś wierzyć że tym razem będzie inaczej. Brett spojrzał na ciebie. Przytuliłaś się do niego, a on objął cię, mocno do siebie przyciągając jakby bał się że zaraz znikniesz.

Gabe: 

Monroe potrafiła namieszać każdemu w głowie. Tworzyła armię łowców, nie zważając czy robi z nastolatków morderców. Jednak niektórzy z czasem zrozumieli kto tak na prawdę był zły, ale Monroe tak łatwo nie chciała się poddać. Dlatego byłaś w męskiej szkolnej szatni wpatrując się w plecy Gabe'a, który pakował rzeczy do sportowej torby. Słyszałaś że podobno miał uczestniczysz w polowaniu w pełnię, która miała być jutro. Byłaś zarazem wściekła jak i zawiedziona. Sądziłaś że chłopak skończył z Monroe, ale najwyraźniej się myliłaś.

— Nie możesz tego zrobić.— odezwałaś się spokojnym tonem. Chciałaś przemówić mu do rozsądku, ale bez zbędnych kłótni i krzyków.

— Sam podejmuje o sobie decyzję.— powiedział chłodno. Wciąż stał do ciebie plecami i pakował swoje rzeczy.

— Robisz błąd. Monroe nagadała ci bzdur. Jest pełna nienawiści i wykorzystuje takich jak ty. Nie możesz tego zrobić.

— Nie martw się o przyjaciół. Jeśli nie staną mi na drodze, to nie zabiję ich.— jego ton był oziębły przez co poczułaś jak do oczy napływają ci łzy, ale nie pozwoliłaś żadnej spłynąć.

— Nie martwię się tylko o nich, ale o ciebie również. Może nawet bardziej.— drugie zdanie powiedziałaś trochę ściszonym głosem. Zależało ci na Gabe i to bardzo. Zauważyłaś że chłopak spiął się.— Nie chcę żebyś został ranny.— zaczęłaś się do niego zbliżać.— Nie chcę żebyś umarł.— stanęłaś za nim i delikatnie wzięłaś go za dłoń. Chłopak w końcu spojrzał na ciebie.— Nie chcę żeby zrobiła z ciebie mordercę.

— Już nim jestem.

Dostrzegłaś w jego oczach ból. Żałował tego co zrobił i nie mógł tego naprawić.

— Nie dla mnie.— mocniej ścisnęłaś jego dłoń jakbyś bała się że ci ucieknie. Uśmiechnęłaś się lekko do niego.— Proszę Gabe... nie podążaj za nią bo wtedy nie pójdę za tobą. Kocham cię i nie chcę cię stracić.— wyznałaś z szaleńczo bijącym sercem. Odwróciłaś wzrok, ale po chwili Gabe ujął twój podbródek i przekręcił twoją głowę abyś na niego spojrzała. Pochylił się ku tobie i złożył czuły pocałunek na twoich wargach.

— Dobrze. Nie stracisz mnie. Kocham cię (T.I.).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro