40. Zabawna/żenująca sytuacja cz.2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Allison: 

Byłyście w lesie i tropiłyście wilkołaka, który niedawno pojawił się w mieście i zabił dwoje ludzi.

Szłaś tuż obok Allison. Objęłaś ją delikatnie ramieniem wokół tali trochę do siebie przyciągając przez co dziewczyna zwolniła kroku. Nie potrafiłaś się skupić więc postanowiłaś trochę porozpraszać swoją dziewczynę.

— (T.I.). Przestań... — westchnęła i zerknęła na ciebie.— Musimy być skupione. Mój tata porozstawiał pułapki i w każdej chwili możemy w jakąś wejść.

— Na pewno nic się nie stanie... — uśmiechnęłaś się i spojrzałaś na jej usta. Byłyście skupione na sobie przez co nie zauważyłyście że w tym samym czasie nadepnęłyście na linkę ukrytą pośród liści. Ten sam sznurek okręcił się wokół twojej kostki oraz kostki Allison i zacisnął się. Sekundę później zostałyście pociągnięte gwałtownie do góry i zawisłyście do góry nogami. Zderzyłyście się plecami.

— I widzisz co narobiłaś?— odezwała się zła Allison. Trochę się szarpałyście, obie niezadowolone że tak łatwo wpadłyście w pułapkę. Argent szturchnęła cię łokciem gdy próbowała sięgnąć po nóż w kieszeni, ale niestety przedmiot wyślizgnął się z jej rąk i upadł na ziemię. Dziewczyna westchnęła podirytowana.

— Nic nie poradzę że jesteś tak piękna że mnie rozpraszasz.— mruknęłaś wiedząc że to twoja wina.

— Gdy pozwoliłem wam iść ze mną, nie oczekiwałem tego...

Spośród drzew wyszedł Chris. Mężczyzna pokręcił głową z politowaniem gdy na was patrzył.

Lydia:

Jadłaś kolację w domu Martin'ów, w towarzystwie Lydii i jej mamy. Było w miarę przyjemnie, choć można było poczuć lekką niezręczność. Pani Martin zaprosiła cię na kolację. Skoro jej córce na tobie zależało, to chciała bliżej cię poznać. We trzy siedziałyście przy okrągłym stole. Dźwięk sztućców ocierających się o talerz był głównym dźwiękiem w pomieszczeniu.

— Mamusi podasz mi proszę sól?— odezwała się Lydia. Solniczka znajdowała się między tobą, a Panią Martin.

Nie masz pojęcia co ci strzeliło do głowy. Ty i Lydia miałyście swoje fetysze, a niedawno zaczęłyście zwracać się do siebie podczas waszych igraszek inaczej niż zwykle. Może przez to twój mózg nie zdążył przeanalizować sytuacji zanim twoje usta się otworzyły.

— Oczywiście skarbie.— powiedziałaś w tym samym czasie identycznie zdanie co mama Lydii i obie sięgnęłyście po solniczkę.

Szybko cofnęłaś rękę gdy zdałaś sobie sprawę z tego co powiedziałaś. Pani Martin posłała ci zmieszane spojrzenie, a później zerknęła na córkę. Policzki Lydii przybrały czerwonego odcienia. A uderzenie widelca o talerz, który upuściła mama rudowłosej przeciął niezręczną ciszę.

Nie byłaś pewna co zrobić dalej. Uciekać czy zacząć się tłumaczyć.

Malia:

Byłyście u niej w domu. Zamierzałyście wspólnie coś ugotować, choć obie byłyście w tym kiepskie. Chciałyście zrobić sobie romantyczną kolację, ale niestety nie wszystko poszło według planu.

Stałaś przy kuchence i podsmażałaś kawałki kurczaka na patelni. Malia przytulała cię od tyłu i opierała podbródek na twoim ramieniu. Dziewczyna westchnęła znudzona.

— Zróbmy coś innego.— mruknęła.

— Daj mi przynajmniej to skończyć.

— Nie.

Zanim zareagowałaś twoja dziewczyna obróciła cię po czym wpiła się w twoje wargi. Odciągnęła cię od kuchenki po czym złapała pod uda i pomogła ci usiąść na blacie wysepki kuchennej. Z początku chciałaś wrócić do robienia jedzenia, ale szybko o tym zapomniałaś gdy Malia zaczęła obcałowywać twoją szyję. Zassała skórę w twoim czułym miejscu. Dobrze wiedziała jak odwrócić twoją uwagę. Jednak tyle nie wystarczało dla Malii. Dziewczyna ściągnęła z ciebie bluzkę i odrzuciła ją za siebie. Pech chciał że trafiła prosto w patelnie. Ogień z palnika szybko podpalił ubranie, a chwilę później bluzka stanęła w ogniu. Dym szybko zaczął się rozprzestrzeniać przez co po chwili włączył się alarm przeciwpożarowy.

Gwałtownie oderwałyście się od siebie. Spanikowane spojrzałyście na kuchenkę gdzie palił się ogień. Malia podbiegła do ściany gdzie widziała gaśnica. Dziewczyna nie wiedziała jak jej użyć więc ty to zrobiłaś. Po paru chwilach biała piana pokrywała całą kuchenkę.

Ogień był ugaszony, ale czarne ślady opalenia zostały. Teraz było pytanie jak Malia miała wytłumaczyć to tacie.

Kira:

Czekałaś na nią w samochodzie. Dziewczyna poszła do sklepu, ale ty wolałaś zostać. Nie miałaś dziś nastroju na zakupy. 

Trochę potrwało zanim Kira postanowiła wrócić. Siedziałaś znużona i prawie przysypiałaś gdy twoją uwagę przykuła sytuacja przed twoim samochodem. Na przeciwko na parkingu stał taki sam samochód co twój, ten sam kolor i podobny rocznik. Kira była zapatrzona w telefon i niosła dużą torbę z zakupami. Czarnowłosa otworzyła drzwi od strony pasażera po czym po prostu wsiadła.

Szybko wysiadłaś z swojego samochodu. W tym czasie Kira zawstydzona wyskoczyła z obcego pojazdu. Spanikowana i zdezorientowana rozejrzała się, a gdy wasze spojrzenia się skrzyżowały dziewczyna podbiegła do ciebie.

— Co za wstyd.— mruknęła zażenowana chowając się w twoich ramionach. Nie potrafiłaś się powstrzymać, zachichotałaś rozbawiona.— Nie śmiej się ze mnie.— burknęła, a po chwili wyswobodziła się z twoich objęć. Na jej twarzy malował się mocny rumieniec. Odwróciła wzrok nie chcąc spojrzeć ci w oczy.

— Nawet nie wiesz ile osób miewa taką wpadkę.— powiedziałaś aby ją pocieszyć. Po chwili Kira uśmiechnęła się do ciebie.— Jedźmy do domu.

Przytaknęła głową po czym obie wsiadłyście do TWOJEGO samochodu.

Kate:

Czekałaś na nią w barze. Zapóźniała się. Zdążyłaś już wypić jednego drinka przez co chciało ci się siku. Odeszła od baru i udałaś się do łazienki. 

Kate weszła do baru. Rozejrzała się po wnętrzu, a wtedy jej wzrok zatrzymał się na kobiecie siedzącej samotnie przy barze. Od tyłu była bardzo podobna do ciebie. Te same włosy, figura. Podeszła do nieznajomej i od tyłu przytuliła ją.

— Wybacz spóźnienie skarbie.— szepnęła przy uchu kobiety łapiąc za jej piersi, które lekko ścisnęła.

— Co ty wyprawiasz Kate?— zapytałaś zdezorientowana gdy wracałaś z łazienki. Blondynka od razu odskoczyła od nieznajomej gdy cię usłyszała. Kate spojrzała na ciebie zdezorientowana.

— Myślałam...

— Najpierw postawi mi drinka kochaniutka zanim przejdziemy do macanek.— odezwała się kobieta, którą pomyliła z tobą. Nieznajoma puściła jej oczko.

— Ma już dziewczynę.— powiedziałaś zła po czym złapałaś Kate za rękę i odciągnęłaś od baru.— Nawet nie waż się powiedzieć że ma fajne cycki.— odezwałaś się przeczuwając że blondynka zamierzała palnąć jakiś głupi komentarz.

Kate zamknęła wargi, ale po chwili ciszy i tak się odezwała.

— Ty masz lepsze.

Hayden:

Siedziałyście w salonie w jej domu. Z początku leżałyście i oglądałyście coś w telewizji, ale nudziło się wam. Żeby się trochę rozerwać wszczęłyście małą bitwę na poduszki. Walka była zacięta. Rzucałyście w siebie ozdobnymi poduszkami z kanapy. Było zabawnie, choć po paru minutach wasza rywalizacja wzrosła. Co zwiastowało kłopoty.

Skoczyłaś za kanapę w idealnym momencie chroniąc się przed oberwaniem poduszką. Wychyliłaś się zza mebla biorąc poduszkę po czym rzuciłaś nią w kierunku Hayden. Dziewczyna akurat przebiegała przy komodzie. Nie trafiłaś jej, ale za to coś innego co stało na komodzie.

Poduszka zrzuciła przedmiot na podłogę, ale na szczęście na miękki dywan. Niestety przedmiot, który okazał się być urną pogrzebową babci Hayden, otworzył się. Wieko od urny odpadło, tym samym wysypując zawartość przedmiotu na puchaty dywan.

Obie zbladłyście.

— O boże.— zakryłaś usta dłonią. Spojrzałyście na siebie po czym obie w tym samym czasie podeszłyście do urny. Hayden podniosła przedmiot.— Przepraszam...

— W porządku... — mruknęła, nie miała do ciebie urazy, przecież to był tylko wypadek.— Po prostu musimy włożyć prochy z powrotem.— powiedziała poddenerwowana.

Tyle ile mogłyście, włożyłyście prochy jej babci do urny, ale niestety trochę wniknęło w jasny puchaty dywan tworząc jasną szarą plamę.

— Może to odkurzymy?— zaproponowałaś. Hayden spojrzała na ciebie marszcząc brwi.

— Chcesz odkurzyć moją babcię?

— Nie, ale musimy pozbyć się jakoś dowodów zanim twoja siostra wróci.

— Może tego nie zauważy.

— Zauważę.

W progu wejściu do salonu stanęła siostra Hayden. Obie spojrzałyście na kobietę. Ta rozmowa nie mogła skończyć się dobrze.

Cora:

Odrabiałaś lekcję w swoim pokoju, ale musiałaś na chwilę wyjść do łazienki dlatego zostawiłaś otwarte drzwi do pokoju. W tym czasie Cora pojawiła się pod twoim domem. Dziewczyna rzuciła małym kamyczkiem w twoje okno. To zawsze był dla ciebie sygnał żebyś ją wpuściła. Nie było cię więc dziewczyna ponowiła rzut, a później znowu. Wtedy Stiles przechodził obok twojego pokoju i usłyszał stuknięcie. Zainteresowany wszedł do środka i podszedł do okna.

Cora była wściekła. Nie panując nad sobą wzięła trochę większy kamyczek. W tym samym czasie Stiles otworzył okno i wyjrzał na zewnątrz. Pech chciał że Cora trafiła go prosto w czoło. Twój brat krzyknął z bólu i upadł do tyłu.

Wróciłaś do pokoju i zastałaś leżącego na podłodze Stiles'a, który trzymał się za czoło. Skołowana spojrzałaś na otwarte okno, w którym po chwili pojawiła się Cora.

— Co się stało?— zapytałaś zdezorientowana.

— Rzuciła we mnie kamieniem.— wymamrotał Stiles wciąż wijąc się z bólu na podłodze.

— Nie jęcz jak dziecko. To był tylko mały kamyk.— odezwała się Cora.

— Czemu każdy z Hale'ów jest taki wredny?— burknął twój brat powoli podnosząc się z podłogi. Na środku czoła zaczął powoli formować się fioletowy guz.— Jak to wygląda?— zwrócił się do ciebie pokazując swoje czoło.

Skrzywiłaś się nie kryjąc zniesmaczenia.

— Jest dobrze. Prawie nie widać.— wysiliłaś się na uśmiech aby ukryć kłamstwo. Spojrzałaś na swoją dziewczynę karcącym wzrokiem, ale ona jedynie wzruszyła ramionami. 

Erica:

Byłyście w twoim pokoju. Siedziałyście na brzegu łózka i całowałyście się. Atmosfera była gorąca i obie wiedziałyście do czego to zmierza. Erica zaczęła obcałowywać twoją szyję zjeżdżając niżej. Blondynka zeszła z łóżka i uklęknęła przed tobą. Uśmiechnęła się do ciebie kusząco po czym rozpięła twoje jeansy. Pomogłaś jej zdjąć z siebie spodnie, które wylądowały gdzieś za nią na podłodze. Blondynka odsłoniła brzeg twojej bluzki i zaczęła składać pocałunku na twoim odsłoniętym brzuchu. Położyłaś się na plecach przymykając powieki, a twoja dłoń spoczęła na jej głowie. Wplotłaś palce w jej włosy. Mruknęłaś cicho gdy blondynka delikatnie potarła kciukiem materiał twoich majtek przy wrażliwym miejscu. Erica zachichotała zadowolona i bardziej rozepchnęła twoje nogi. Doszłoby do więcej gdyby do twojego pokoju bez pukania nie wszedł twój młodszy brat. 

— (T.I.) czy... — Liam zastygł w bezruchu, rozszerzył oczy w szoku.

Podniosłaś gwałtownie głowę i spojrzałaś na niego. Twoja twarz przybrała kolor dojrzałego pomidora, podobnie jak jego.

— Wynocha!— rzuciłaś w jego głowę poduszką. Chłopak szybko się ogarną po czym krzycząc przeprosiny wybiegł z twojego pokoju zamykając za sobą oczywiście drzwi.

Zażenowana spojrzałaś na Erice, która nie wyglądała na zawstydzoną, tylko chichotała pod nosem, za co dostała od ciebie poduszką w twarz.

Dobrze że dziewczyna nie zdążyła zdjąć ci majtek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro