6. Jak się poznaliście? cz.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Allison:

Ktoś mordował ludzi w twoim mieście. Rozdzieliłaś się z watahą i przeszukiwaliście las. Od lat był spokój. Nie pamiętałaś kiedy ostatnio coś podobnego się stało. Dlatego bardzo przejęłaś się tą sprawą. Chciałaś chronić swoją watahę, ale również mieszkańców miasteczka, w którym się wychowałaś.

Kolejne ciało. Młoda dziewczyna, nie miała nawet osiemnastu lat. Ukucnęłaś nad jej zwłokami. Dotknęłaś jej twarzy aby zamknąć jej wciąż otwarte oczy, które przesiąknięte były strachem. Byłaś wściekła. Kojarzyłaś ją z liceum gdy jeszcze uczęszczałaś do szkoły. Nagły szelest przykuł twoją uwagę.

— Nie ruszaj się.

Z pomiędzy drzew wyłoniła się dziewczyna. Celowała w ciebie z łuku. Jej ciemne włosy były spięte w niedbały kok. Była całkowicie opanowana przez co byłaś pod wrażeniem. Jej serce nie przyspieszyło nawet gdy wstałaś i ukazałaś swoje czerwone oczy. Najwyraźniej była dobrze zaznajomiona z takimi jak ty.

— Amerykanka.— oznajmiłaś. Jej francuski akcent był świetny, ale i tak wychwyciłaś że nie jest stąd.— Nie wiem jaki zwyczaj macie w Ameryce, ale u nas wypada się przedstawić zanim przystąpimy do walki. Jestem (t.i.) (t.n.).— schowałaś pazury, a oczy przestały się świecić.

— Allison Argent.

— Argent. Łowca.— stwierdziłaś.— Nakryłaś mnie na sytuacji niełatwej do wytłumaczenia, ale mogę cię zapewnić, że nie zabiłam tej dziewczyny. Może porozmawiamy?— zaproponowałaś z małym uśmiechem na ustach gdy zobaczyłaś jak spomiędzy drzew wychodzą członkowie twojej watahy.

— Chyba nie mam wyjścia.

Lydia:

Mieszkałaś w lofcie Derek'a. Niedawno pojawiłaś się w mieście i nie miałaś jeszcze okazji poznać nikogo z przyjaciół brata czy jego znajomych. Peter tylko zdawkowo ci o nich opowiedział. Najbardziej zainteresowała cię banshee. Trochę słyszałaś o zdolnościach takiej istoty, ale nigdy nie miałaś okazji spotkać kogoś takiego na żywo. Dlatego gdy wuj czekał na gości, postanowiłaś dołączyć do niego.

Do loftu weszły dwie nastolatki. Twoją uwagę od razu przykuła dziewczyna o miedzianych włosach. Uśmiechnęłaś się do niej, choć ona zbyła cię. Zwróciła się do Peter'a. Mężczyzna nawet nie pofatygował się by cię przedstawić, od razu przeszedł do konkretów. Za pomoc w poinstruowaniu jej jak jej moce działają, chciał by dziewczyna wydobyła jego zapominanie wspomnienie z pazurów twojej matki.

Z boku przyglądałaś się gdy Lydia próbowała odzyskać wspomnienie Peter'a. Udało jej się, co jeszcze bardziej ci zaimponowało.

— Twoje zdolności są niezwykłe.— odezwałaś się gdy nastolatki zamierzały opuścić loft twojego brata.

— Są przerażające.— powiedziała rudowłosa. Brunetka spojrzała na nią jakby niemo prosiła by już stąd iść.

— Tylko gdy nie wiesz na co cię stać. Gdy je poznasz, na pewno zmienisz zdanie.

— Kim jesteś?

— Kate Argent nie postarała się aż tak bardzo przy wyplenieniu Hale'ów.— oznajmiłaś posyłając brunetce krótkie spojrzenie, po czym twój wzrok ponownie spoczął na rudowłosej.— (t.i.) Hale. A ty?

— Lydia Martin.

Malia:

Weszłaś do budynku w pośpiechu. Zaspałaś, choć jakimś cudem udało ci się zdążył przed dzwonkiem na pierwszą lekcję. Prawie biegłaś starając się jakoś wyminąć napotykane na drodze osoby. Gdy wyleciałaś zza zakrętu nieudolnie wpadłaś na kogoś. Obie upadłyście.

— Cholera. Przepraszam.— odezwałaś się, szybko wstając. Wyciągnęłaś dłoń ku nieznajomej. Dziewczyna niezbyt chętnie przyjęła twoją dłoń. Pomogłaś jej wstać.

— Z niezłym impetem we mnie wbiegłaś.— stwierdziła szatynka lekko otrzepując swoje ubranie.

— Z impetem godnym futbolisty, jak to mawia moja siostra.— oznajmiłaś żartobliwym tonem.— Niezły ze mnie taran.

— Poczułam to.

Zadzwonił dzwonek. Westchnęłaś po czym wyminęłaś nieznajomą by udać się do klasy.

— Hej. Zgubiłaś coś!

Obróciłaś się w idealnym momencie gdy szatynka rzuciła ci twoją szkolną legitymację, która wypadła ci przy zderzeniu z dziewczyną.

— Dzięki. Jak ci na imię?

— Malia. Uważaj na kogo wbiegasz (t.i.).

Szatynka posłała ci mały uśmiech po czym odeszła. Przez chwilę stałaś skołowana zastanawiając się skąd zna twoje imię, ale później zerknęłaś na przedmiot w dłoni. Najwyraźniej przeczytała jak nazywasz się z legitymacji.

Kira:

Gdy pierwszy raz spotkałaś Kire, trzymałaś się z dala. Jej duch lisa był silny i nieprzewidywalny, a wiedziałaś że twoje siostry zamierzały to wykorzystać. Dziewczyna wydawała się być sympatyczna. Dlatego gdy została ranna podczas testu, postanowiłaś jej pomóc. Przyniosłaś specjalną maść by posmarować jej obrażenie aby mogły szybciej się zagoić.

— Dziękuje.— uśmiechnęła się do ciebie, choć nie odezwałaś się wcześniej do niej ani słowem. Brunetka przyglądała ci się z zaciekawieniem.— Jak ci na imię?

— (t.i.).— mruknęłaś. Dziewczyna skrzywiła się gdy rozmasowałaś maść na jej ranie. Cofnęłaś rękę by wziąć więcej maści z miseczki, a następnym razem bardziej delikatnie nałożyłaś kolejną warstwę.

— Jestem Kira. Miło cię poznać.

Nie odpowiedziałaś, ale gdy jej usta rozciągnęły się w przyjaznym uśmiechu, mimowolnie odwzajemniłaś ten gest.

Kate:

Nie spodziewałaś się że ktoś obcy pojawi się w świątyni. A tym bardziej nie spodziewałaś się innego jagurołaka. Obserwowałaś ją z ukrycia, ale kobieta wyczuwała twoją obecność. Było widać po niej od razu że od niedawna jest jagurołakiem.

— Wiem że tu jesteś! Pokaż się!— wykrzykiwała zła. Wyczuwałaś jej niepokój.

Wyłoniłaś się z swojej kryjówki. Berserkowie byli ukryci, czekali na jedno twoje słowo, ale nie chciałaś by nieznajoma bardziej się zdenerwowała.

— Kim jesteś?!

Spokojnym krokiem obeszłaś ją. Brak odpowiedzi z twojej strony musiał ją jeszcze bardziej zdenerwować ponieważ blondynka rzuciła się z pazurami w twoją stronę. Z gracją uniknęłaś jej ciosu. Atakowała chaotycznie, co tylko ułatwiło ci sprawę. W zaledwie parę sekund obezwładniłaś ją. Powaliłaś ją na ziemię i przycisnęłaś kolano do jej szyi. Twoja twarz przybrała wygląd jaguara. Syknęłaś ukazując kły. Kobieta była zaskoczona. Twoja twarz wróciła do ludzkiej formy, a po chwili zeszłaś z nieznajomej.

— Jesteś taka jak ja.— oznajmiła zafascynowana. Podniosła się z podłogi.

— Zgadza się. Nazywam się (t.i.).

— Kate Argent.— przedstawiła się posyłając ci zalotny uśmiech.

Hayden:

Pracowałaś w centrum handlowym. Sprzedawałaś koktajle mleczne. Chciałaś zarabiać aby odciążyć finansowo brata. Nie układało wam się najlepiej.

Znudzona stałaś przy kasie. Mogłaś jedynie z boku przyglądać się jak młodzi ludzie beztrosko wydawali pieniądze i dobrze się bawili. Rozmawiali o tak banalnych rzeczach, które według nich były dla nich jak koniec świata. Dramaturgia nastolatków. Gdyby choć raz zmierzyli się z problemami świata nadprzyrodzonego, to może nie narzekali by że nie mają najnowszego telefonu albo że jakaś dziewczyna ma ten sam ciuch.

— Hej.

Skrzywiłaś się gdy jakaś dziewczyna stanęła przed ladą. Używałaś swojego nadludzkiego słuchu by podsłuchiwać rozmowy innych przez co przywitanie się nieznajomej rozbrzmiało w twoich uszach znacznie głośniej niż powinno.

— Witamy w Słodkiej dolinie, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Co mogę pani podać?— powiedziałaś swoim monotonnym głosem. Od powtarzania tych samych słów, zaczęły ci się śnić z tym koszmary. Musiałaś zwracać się zwrotem grzecznościowym do każdego klienta, nie ważne czy był od ciebie młodszy czy w tym samym wieku.

Brunetka zamilkła, a jej uśmiech przygasł.

— Nie musisz się śpieszyć. Masz czas.— oznajmiłaś swobodnie. Nie było kolejki więc nie ponaglałaś dziewczyny.

— Chyba jeszcze się zastanowię.— mruknęła po czym odwróciła się na pięcie i odeszła. Usiadła przy stoliku gdzie siedział ciemnoskóry nastolatek w towarzystwie innego chłopaka. Nieznajoma zakryła twarz dłońmi, a chłopacy zaczęli coś do niej mówić.

Zaciekawiona postanowiłaś podsłuchać ich rozmowę.

Dałam ciała.— mruknęła brunetka.

Nic się nie stało, za drugim razem dasz radę Hayden.

Jej przyjaciele próbowali ją pocieszyć. Dziewczyna chciała wziąć od ciebie numer, ale speszyła się i spanikowała.

Uśmiechnęłaś się pod nosem. Postanowiłaś zrobić trzy czekoladowe koktajle na swój koszt po czym z gotowymi napojami podeszłaś do stolika gdzie siedziała brunetka.

— Niczego nie zamawialiśmy.— odezwał się ciemnoskóry gdy postawiłaś napoje na ich stoliku.

— To na koszt firmy. Jestem (t.i.).— uśmiechnęłaś się do brunetki. Włożyłaś pod kubek kawałek kartki z swoim numerem po czym puszczając jej oczko odeszłaś od stolika.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro