Scott oneshot i Theo

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czy przekroczyłam granicę? 

cz.2

Rozstania przeważnie bywają bolesne, szczególnie te gdy kochałeś tą osobę, a ona ciebie, a mimo to miłość nie wystarczyła by związek przetrwał ciężką próbę.

Mijały dni, a później tygodnie. (T.I.) nie skontaktowała się ani razu z Scott'em, on również nie próbował. Była pewna że jej nienawidzi więc odpuściła. Nie chciała by patrzył na nią jak na potwora.

Dziewczyna cierpiała. Odsunęła się od przyjaciół przez własne wątpliwości i negatywne myśli. Sądziła że poprą stronę Scott'a dlatego ograniczyła z nimi kontakt, a z czasem całkiem przestała z nimi rozmawiać czy spotykać się. Została sama, choć nie na długo. Nie spodziewała się że w jego ramionach znajdzie pocieszenie, że jako jedyny na prawdę ją zrozumie i nie będzie oceniać. Sam miał sporo na sumieniu więc nic dziwnego że wiedział jak się czuła.

Theo Raeken, ich dawny wróg, który z czasem stał się ich sprzymierzeńcem.

Niespodziewanie stanął na jej życiowej drodze. Pomógł jej, wysłuchał ją i wspierał, w przeciwieństwie do Scott'a, był przy niej gdy tego potrzebowała. Odwdzięczyła mu się pomagając znaleźć dach nad głową ponieważ Raeken był wcześniej bezdomny. Pomogli sobie na wzajem. Miało to być tylko jednorazowe, ale zaczęły się między nimi rozwijać uczucia. Oboje byli samotni. Potrzebowali kogoś bliskiego. A im więcej czasu razem spędzali, tym bardziej ich do siebie ciągnęło. (T.I.) nie sądziła że kiedykolwiek wybaczy mu to co zrobił, zwłaszcza że zabił Scott'a. Jej byłego już chłopaka. Wciąż go kochała, ale musiała ruszyć dalej.

(T.I.) stała przy swoim samochodzie zaparkowanym na pustym parkingu. Tylko dwie lampy stojące przy wjeździe były jedynym źródłem światła. Dookoła panowała ciemność. Niebo tej nocy było całkiem czarne, nawet księżyc nie potrafił przebić się przez gęste chmury.

Dziewczyna wpatrywała się w ekran telefonu gdzie widniał numer do Scott'a. Korciło ją by zadzwonić. By powiedzieć mu jak bardzo tęskni, że żałuje że z nim zerwała. Część jej żałośnie pragnęła by do niej wrócił. Ale gdyby mu na prawdę zależało, to nie wyszedłby tamtego wieczoru, zostałby i powiedział że razem jakoś sobie z tym poradzą. Uniosła kciuk gdy przez moment pozwoliła sobie na słabość. Prawie nacisnęła zieloną słuchawkę, ale silnik wjeżdżającego na parking samochodu, otrzeźwił ją. Scott już jej nie kocha. Musiała to w końcu zaakceptować. Schowała telefon do kieszeni, a na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Theo poprosił ją o spotkanie twierdząc że chce zabrać ją w pewne miejsce. Nawet zażartował że jeśli chce, może uznać to za ich pierwszą oficjalną randkę. Dziewczyna poczuła motylki w brzuchy gdy zaczęła rozmyślać, co Raeken dla niej przygotował. Odwróciła się by zobaczyć jak pojazd parkuje niedaleko. Światła oślepiały ją przez co nie od razu poznała że to nie był samochód Theo. Sylwetka, która pojawiła się przed światłami też do niego nie należała.

Uśmiech (T.I.) zniknął w momencie gdy usłyszała dźwięk przeładowywanej broni. Nieznajomy wycelował w nią. I nim dziewczyna zdążyła coś zrobić. Padły strzały. Czuła jak kule przebijają jej ciało. Metaliczny posmak pojawił się w jej ustach. Spojrzała w dół. Widziała jak na jej bluzce pojawiają się dwie czerwone plamy. Upadła na kolana tracąc władzę w nogach. Ostatnie o czym pomyślała, to czy Scott'owi będzie jej żal gdy dowie się że umarła.

***

Na parking zajechał niebieski jeep. Stiles i Scott wysiedli z pojazdu. Noc rozświetlały światła policyjnych samochodów. Kilku funkcjonariuszy chodziło wokół rozwieszonej policyjnej taśmy, zawieszonej wokół miejsca zbrodni.

- Miałeś go nie brać.- szeryf Stilinski stanął przed dwójką nastolatków tym samym zagradzając im przejście. Mężczyzna spojrzał na swojego syna.

- Mówiłeś że to coś bardzo ważnego.- powiedział Stiles. Tata od razy do niego zadzwonił gdy ktoś anonimowo zgłosił przestępstwo. Na pierwszy rzut oka nie dotyczyło to niczego nadprzyrodzonego, ale gdy szeryf dotarł na miejsce i rozpoznał jeden z samochodów, które stały na parkingu, od razu zadzwonił do syna.

- To auto (T.I.).- odezwał się Scott. Chłopak minął szybko szeryfa po czym przeszedł pod policyjną taśmą. Jeden z funkcjonariuszy chciał go zatrzymać, ale Stilinski machnął do niego ręką by przepuścił McCall'a. Serce Scott'a waliło tak mocno jakby za moment miało wyrwać się z jego klatki piersiowej. Z trudem robił kolejne kroki gdy poczuł krew. Plama bordowej cieszy wystała zza samochodu (T.I.). Chłopak powoli obszedł pojazd aby stanąć twarzą w twarz z tym co tu się stało. Nie był pewien czego bał się bardziej, że zobaczy jej ciało w czarnym worku czy tego że kolejny raz kogoś zabiła. Wstrzymał oddech gdy stanął za samochodem. Dopiero po chwili wypuścił powietrze gdy doszło do niego że nie było tu żadnego ciała. Jedynie duża plama krwi prowadząca gdzieś. Podążył za kroplami bordowej cieczy na asfalcie. Musiał wyjść poza taśmę policyjną, a tym ślad nagle się urwał. Jakby osoba która była ranna nagle wyparowała.

- Rannego zabrali do szpitala.- szeryf podszedł do Scott'a. Chłopak spojrzał na niego lekko zdezorientowany.- Ktoś zadzwonił anonimowo mówiąc o rannym mężczyźnie na parkingu. Ktoś mu nieźle przyłożył, ale nic mu nie będzie. Martwię się o tamtą kałuże krwi bo tamten mężczyzna jej nie zostawił. Samochód należy do (T.I.) więc to sugeruje...

- Że jest ranna.- dokończył Scott, choć cisnęło mu się na usta coś innego. Miał wrażenie że ciężej mu się oddycha.

- Ktoś jej pomógł. Zabrał z parkingu. To znaczy że żyje.

- Tego nie byłbym pewny.- podszedł do nich Stiles. Chłopak trzymał w dłoni nabój, który znalazł w drugim pojeździe. To musiał być łowca ponieważ w bagażniku miał niezły arsenał, a naboje nie były zwyczajne.- To pocisk z tojadem.- oznajmił piwnooki pokazując im rozkręcony nabój, w którego środku był żółty proszek.- Jeśli łowca ją postrzelił, to ma tylko kilka godzin.

- Zgłoszenie było ponad pół godziny temu.- powiedział szeryf.

- Musimy ją znaleźć.- oznajmił Scott.

***

Scott wpatrywał się bez celu w widok za szybą. Stiles zerknął na niego po czym wrócił do patrzenia na drogę. Ciężko mu było patrzeć na cierpienie przyjaciela. Scott zadzwonił do każdego kto mógł pomóc znaleźć (T.I.), a Stiles w ukryciu przed nim pisał do innych by nie przejmowali się niczym i by nie szukali (T.I.).

- Mam dosyć.- burknął Stilinski. Wyciągnął z kieszeni telefon po czym podał odblokowane urządzanie przyjacielowi. Scott na początku był zdezorientowany, ale gdy odczytał wiadomości, które Stiles pisał z Theo, jako pierwsze to odetchnął z ulgą. Później nastąpiła złość. Spojrzał na przyjaciela marszcząc gniewnie brwi i zaciskając mocno szczękę. Szukali (T.I.) od dwóch godzin, a Stiles od samego początku wiedział gdzie jest dziewczyna. Stiles rozmawiał z Theo przez telefon gdy jeszcze byli na parkingu. McCall był zbyt zestresowany i kontaktował się z przyjaciółmi prosząc ich o pomoc by zwrócić uwagę co Stilinski robi. (T.I.) była w klinice weterynaryjnej u Deaton'a, a co najważniejsze żyła.

- Milczałeś przez cały ten czas!

- Nie bądź zdziwiony.- oznajmił spokojnie.- Ona nie jest już twoją dziewczyną.

- To nie znaczy że mi nie zależy.- powiedział już spokojniejszym tonem.

- Przez ostatnie tygodnie jakoś nie okazywałeś zainteresowania ją. Problemy z łowcami to nie wymówka.- dodał gdy wyczuł że przyjaciel chciał usprawiedliwić się że w ostatnim czasie dużo czasu spędzili na zmagania się z Monroe.- Nie mogę uwierzyć że z nią zerwałeś.

- To ona zerwała ze mną.

Stiles prychnął na słowa przyjaciela.

- Nie. Gdy poprosiła byś został, ty wyszedłeś. Zostawiłeś ją samą z ogromnym ciężarem na barkach. Powtórzyłeś ten sam błąd co ze mną gdy dowiedziałeś się że zabiłem Donovana. Założę się że spojrzałeś na nią w ten sam sposób, co wtedy na mnie. Z bólem i żalem w oczach, że bliska ci osoba odebrała komuś życie, że przekroczyła granicę, której ty byś nie przekroczył. Tyle że tym razem zrobiłeś coś gorszego. Nie próbowałeś z nią porozmawiać, wysłuchać jej wersji wydarzeń. Ja próbowałem, inni też. Ale (T.I.) odsunęła się od nas. Zapewne uznała że skoro nasz alfa uważa ją za potwora, to pozostali pewnie też. Nic dziwnego że znalazła pocieszenie u kogoś innego. Szkoda tylko że to był Theo bo inaczej bardzo bym się cieszył że znalazła kogoś kto ją wspierał i rozumiał. Bez urazy Scott, jesteś moim przyjacielem, ale zjebałeś po całości. Aż z trudem przychodzi mi przyznanie, że Raeken postąpił lepiej niż ty.

Scott z trudem słuchał przyjaciela, ale Stiles miał rację. To była jego wina.

- Nawet nie masz pojęcia w jak złym stanie ją tamtego wieczoru znalazłem. W pierwszej chwili myślałem że nie żyje. Miała ledwo wyczuwalny puls. Gdy zabrałem ją do Deaton'a, ten był zaskoczony że po tylu poważnych obrażeniach wciąż trzymała się kurczowo przy życiu. Mimo że jest wilkołakiem, tamtego wieczoru prawie umarła.

- Nie wiedziałem.- mruknął przygaszony.

- Wystarczyło zapytać.

***

Stiles niezbyt chętnie zawiózł przyjaciela do klinki weterynaryjnej, ale Scott był tak bardzo uparty, że mu uległ.

McCall wszedł do środka. Przy muru powitał go Deaton.

- Chcę ją zobaczyć.- oznajmił nastolatek.

- Przykro mi Scott, ale... - mężczyzna zamknął niskie drzwiczki, które wykonane były z jarzębu, co utworzyło barierę ochronną, której nastolatek nie mógł przekroczyć.- (T.I.) jest moim gościem i nie życzyła sobie twojej wizyty.- mężczyzna posłał mu przepraszający uśmiech.

- Proszę, chociaż na chwilę.- nastolatek błagał go.

- Niech wejdzie.- przez drzwi od zaplecza wyszedł Theo. Spojrzał na weterynarza, który wymienił z nim krótkie spojrzenie. Raeken przytaknął lekko głową jakby w ten sposób chciał zapewnić Deaton'a aby wpuścił McCall'a. Czarnoskóry otworzył drzwiczki, tym samym przełamując barierę.

Raeken zagrodził Scott'owi drogę gdy ten zamierzał wejść na zaplecze.

- Kocha cię więc tym razem tego nie schrzań bo drugi raz cię zabiję.- oznajmił chłodno po czym przesunął się w bok i wpuścił Scott'a. Theo ruszył ku wyjściu z kliniki.

- Jesteś pewny że tak będzie lepiej?- odezwał się Deaton gdy Theo stał przy drzwiach wyjściowych.

- Wyjaśniliśmy sobie wszystko.- oznajmił beznamiętnym tonem, który krył jego prawdziwe uczucia. Nie kochała go, tylko Scott'a. I nie ważne co by zrobił, nie zmusiłby jej aby coś do niego poczuła. Mogli zostać przy przyjaźni, ale patrzenie na nią w objęciach McCall'a byłoby zbyt bolesne dlatego wolał odpuścić sobie.

Scott ostrożnie wszedł do pomieszczenia. Sam nie wiedział czemu się bał. Może tego że gdy na nią spojrzy, rozpłacze się bo zawiódł ją i zranił, albo że każe mu odejść i nigdy nie wracać.

(T.I.) stała przy metalowym stole, o który opierała się tyłem. Ciężko jej było patrzeć na zraniony wyraz twarzy Theo gdy oznajmiła mu że nadal kocha Scott'a. Próbowała ruszyć dalej i na prawdę polubiła Raeken'a, ale to nie było to samo co z McCall'em.

Dziewczyna obróciła głowę w bok gdy wyczuła czyjąś obecność w pomieszczeniu.

- Cześć.- mruknęła słabo.

- Cześć.

Atmosfera była niezręczna i napięta.

Scott zbliżył się do stołu. Położył dłoń tuż obok niej, ale brakowało mu odwagi by na nią spojrzeć. Chciał ją dotknąć, przytulić, poczuć jej ciepło, ale wahał się. To nie tak że po ich zerwaniu, zapomniał o niej. Było wręcz przeciwnie, codziennie o niej myślał. Żałował że wtedy ją zostawił. Ale ciągle odkładał rozmowę z nią na później. Znajdował jakiekolwiek zajęcie albo zwalał na brak czasu z powodu łowców. Musiał w końcu się przyznać, że stchórzył. Popełnił błąd. Zranił dziewczynę, którą kochał ponad własne życie.

- Przepraszam, za wszystko. Wiem że słowa nie naprawią tego jak bardzo cię zraniłem. To moja wina. Powinienem był wtedy być przy tobie. Chcę to naprawić, chcę cię odzyskać. Kocham cię (T.I.). Powiedz co mam zrobić, a to zrobię.

- Spójrz mi w oczy.

Scott uniósł wzrok, a wtedy zobaczył złote tęczówki (T.I.). Tamci łowcy nie byli niewinnymi osobami. Byli definicją prawdziwych potworów. Ona tylko się broniła. Dopiero teraz w pełni to do niego dotarło. Nastolatek czuł jak łzy napływają mu do oczu. Popełnił tak duży błąd.

- Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

- Tylko jeśli zrobisz to o co cię tamtego wieczoru poprosiłam.

- Nie jesteś potworem (T.I.). Kocham cię tak bardzo, że nie zniósłbym twojej śmierci. Wszystko będzie dobrze. Razem przez to przejdziemy.- oznajmił z trudem powstrzymując łzy. Dziewczyna lekko się do niego uśmiechnęła. Przytulił ją czule, co od razu odwzajemniła.- Tak bardzo cię przepraszam. Nigdy więcej w ciebie nie zwątpię.- przysiągł. Nie zamierzał jej opuścić. Nie ważne co się wydarzy, będzie przy niej do końca.

- Wierzę ci.

Odsunęli się od siebie by spojrzeć sobie w oczy. Tak bardzo się kochali, że nie potrafili żyć bez siebie nawzajem.

Scott pierwszy zrobił ruch, a widząc że (T.I.) nie cofnęła się, złączył ich wargi. Pocałunek był pragnący, bardzo tęskny, ale również przepełniony głębokim uczuciem.

Czasami warto dać drugą szansę bo nigdy nie wiadomo czy wybaczenie komuś krzywdy będzie najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek podjęło się w całym życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro