[04] 𝐬𝐩𝐞𝐞𝐝 𝐨𝐟 𝐥𝐢𝐟𝐞

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pędziła przez ulicę Queen's na swoim rowerze i co jakiś czas przepraszała ludzi, w których przypadkowo omal by wjechała. A ten pośpiech tylko po to, aby zajechać do sklepu z najlepszymi kanapkami w jej mieście.

Widząc owe miejsce już w zasięgu swojego wzroku, zeskoczyła z roweru, który pociągnął jej ciało z lekka do przodu. Bo przecież po co miałaby używać hamulca, skoro miała załatwić to szybko i ruszyć dalej w tej swojej szybkiej montonni życia.

Oparła rower o ścianę i poprawiła swoją ciemno zieloną torbę na ramieniu. Wygładziła szary sweter i podciągnęła spodnie w górę. Kilka osób, które przechodziły obok niej na chodniku mierzyło ją dziwnymi spojrzeniami. Bo przecież jakim prawem, nastolatka mogła zachowywać się tak zaskakująco swobodnie na ulicy. Jak mogła się wyróżniać i nie być młodą kobietą, która nigdy nie traci swojej gardy wśród społeczeństwa, a jej inteligencja przewyższa wszystkich innych.

Realia tego świata ją przerażały.

— Dzień dobry Panie Delmar!. — powiedziała głośno, gdy weszła do sklepu. Do jej nozdrzy dotarł przyjemny zapach kanapek, zmieszanych razem z jakimiś wymyślnymi sosami. — Estoy regalando el libro. [Ja jestem oddać książkę.] — dodała mówiąc powoli i podchodząc do lady, przy której stał już starszy mężczyzna.

— Buenos dias señora Sally!. [Dzień dobry Sally!] — uśmiech zawitał na twarzy mężczyzny, gdy z radością uderzył otwartą dłonią w blat przed sobą. — Widzę, że notatki mi hija [mojej córki] się przydały.

Kasztanowłosa uśmiechnęła się nieśmiało, grzebiąc zawzięcie w swojej torbie i szukając książki, której użyczył jej mężczyzna, aby mogła podszkolić się w hiszpańskim i zdać test, który gdyby nie to, pewnie by oblała.

— Tak, nie ma Pan pojęcia jak bardzo mi to pomogło. — powiedziała, a jej głos ociekał ciepłem i wdzięcznością. Położyła przed mężczyzna dość solidną książkę, nawet nie zauważając, że pod nią, zawieruszył się cienki zeszyt z jej notatkami, z ów przedmiotu. Zerknęła okiem na zegar, który był za plecami mężczyzny. — Jeszcze raz dziękuję Panie Delmar. Na pewno jeszcze kiedyś skorzystam z tej książki i bardzo przepraszam, ale spieszę się! — urwała, cofając się w tył, do wyjścia. — Moja mama mnie zabiję, jeśli opuszczę kolejne korki z rachunku różniczkowego!. Do widzenia!.

Mężczyzna machnął jej tylko dłonią na pożegnanie z szerokim uśmiechem.

I gdy ona odjeżdżała na swoim rowerze, spiesząc się na swoje zajęcia dodatkowe, przez ulicę przechodził nie kto inny, jak Peter Parker. W zasadzie to nie przechodził, tylko przebiegał, gdy prawie potrącił go samochód.

Dzień, nie był by dla niego dniem, gdyby przed rozpoczęciem patrolu, nie kupiły sobie najlepszych kanapek jakie kiedykolwiek jadł. No, może nie licząc tych od May. Kobieta zawsze robiła je dla niego z miłością i był jej za to ogromnie wdzięczny.

— Dobry, Panie Delmar. — zaczął chłopaka, gdy pojawił się w sklepie. — Ja to co zawsze. Cześć Marf. — mruknął, podchodząc do kota, który leżał bez trosko na przezroczystym blacie, pod którym znajdowało się mnóstwo innych smakołyków.

— Już myślałem, że nie wpadniesz dzieciaku. — zaśmiał się, gdy kiwnął ręką na swojego pracownika, aby zajął się zamówieniem chłopaka. — Jak w szkole?.

— Dobrze. Choć są ciekawsze rzeczy. —  wzruszył ramionami, wracając do lady i czekając na swoją kanapkę.

— Ucz się, ucz chłopaku bo..—mówił mężczyzna, biorąc w dłonie książke, którą przed kilkoma minutami zostawiła u niego dziewczyna. Zmarszczył brwi, czując pod swoimi dłońmi jeszcze jedną rzecz. — O!. —  rozszerzył oczy zdziwiony, gdy spod książki wyjął zeszyt.

— Co to?. — spytał Peter, gdy mężczyzna zaczął wertować kartki zeszytu.

— To?. A, notatki takiej dziewczyny, ma problemy z hiszpańskim. — odpowiedział. Pracownik podał mu zapakowane zamówienie dla nastolatka, które chwycił na ślepo jedną dłonią. — Trzymaj. — dodał, wciskając mu w ramiona kanapkę razem z zeszytem.

— ALE-ALE, TO NIE MOJE!. To tej dziewczyny!. — spojrzał zdezorientowany na mężczyznę, który w tym momencie, po prostu się z niego śmiał.

— No nie bądź taki dzieciaku!. Oddaj przysługę staremu Delmarowi, odnajdując tajemniczą Julie, która zgubiła zeszyt z najpiękniejszym językiem świata!.

Peter mruczał przez chwilę pod nosem tylko po to, aby zgodzić się i oddać notatki z hiszpańskiego nieznanej mu dziewczynie. Wyszedł lekko zdenerwowany ze sklepu i burczał jakieś przekleństwa, gdy szedł samotnie ulicami Queen's. No bo co?. Co on miał zrobić z tym cholernym zeszytem?. No i jak miał jej go oddać?. Nie zna jej, nie wie jak wygląda, ale co z tego, naiwny Peter Parker, zawsze na wszystko się zgodzi, gdy zostanie o cokolwiek poproszony.

Choć w głębi siebie, postawił sobie oddanie zeszytu jako priorytet.

Bo co jeśli okaże się, że to notatki Liz?.














Przepraszam za błędy!
No to w sumie tak, jest 02:23, a ja się wzięłam za korektę rozdziału.
Liczę, że wszystko mnie więcej trzyma się kupy, bo moje oczy już wysiadały.

Mam nadzieję, że miło się czytało :3

Do następnego ~

Buziaki xoxo



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro