||Oberstdorf | Decyzje ||

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dochodziła druga w nocy, a ja wciąż leżałem z zapalonym światłem, starając się czytać książkę, a jednak skupiając myśli na tym, że znów nie mogę spać. Może to jakaś choroba, czy coś? Przeczytałem kolejny raz to samo zdanie, dopiero teraz rozumiejąc jego znaczenie i w pewnym momencie usłyszałem dość wyraźny hałas dochodzący z pokoju obok, a zaraz po nim równie wyraźne „kurwa". Lekko zdziwiony odłożyłem książkę i wyszedłem ze swojego pokoju. W tym samym czasie z innego pokoju wyjrzał Cene i spojrzał na mnie pytająco. Na migi pokazałem mu, że dźwięk pochodził z pokoju Domena i że ja się tym zajmę. Kiwnął twierdząco głową i wrócił do siebie, a ja stanąłem przed drzwiami pokoju najmłodszego brata. Bez uprzedniego pukania nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Tak jak podejrzewałem, hałas był spowodowany rzuceniem telefonu o ścianę. A sprawca siedział na łóżku z twarzą ukrytą w dłoniach.

- zdajesz sobie sprawę, że zakłócasz ciszę nocną?

Nie odpowiedział. Przyjrzałem mu się lepiej i zauważyłem, że drży. Usłyszałem też, że kilkakrotnie pociągnął nosem.

- czy ty płaczesz? - spytałem z rozbawieniem.

Znów nie odpowiedział. Z drwiącym uśmiechem podszedłem do niego, delikatnie chwyciłem go za włosy i podniosłem jego głowę, żeby lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Kolejne łzy spłynęły po jego twarzy. Miał mocno przekrwione oczy. Płakał i to od dłuższego czasu. Mimowolnie się roześmiałem na ten żałosny widok.

- zostaw mnie - rzucił, odpychając moją rękę.

- ojejku, dzieciak się rozpłakał. co się stało, miałeś koszmar? śniły ci się potwory? Przytulić cię?

- odpierdol się ode mnie - powiedział podnosząc głos i wstając.

Odepchnął mnie w kierunku drzwi. Widząc, że dalej się śmieję, zrobił kilka kroków w moją stronę z dłońmi zaciśniętymi w pięści i próbował mnie uderzyć, ale sprawnie chwyciłem go za nadgarstki i unieruchomiłem.

- wypierdalaj stąd - rzucił już całkiem głośno, a jednak wciąż przez łzy.

- no już już, uspokój się świrze - stwierdziłem, dalej mając na twarzy drwiący uśmiech.

Nie wiem czego się po nim spodziewałem. Chyba tego, że będzie się wyrywał, próbował mnie uderzyć albo wyrzucić z pokoju. Że będzie się wkurzał i mnie wyzywał, a ja się z nim trochę podrażnię. Dlatego, kiedy on po prostu opuścił ręce, zwiesił głowę i kompletnie się rozpłakał, zgłupiałem.

- ej, no co ty... przestań... - powiedziałem już mniej pewnie, a drwiący uśmiech stopniowo znikał z mojej twarzy.

W końcu całkowicie spoważniałem i po prostu patrzyłem na niego nie wiedząc co robić. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. To nie tak, że nigdy nie miałem do czynienia z osobą, którą trzeba pocieszyć. Miałem, wielokrotnie. Ale nigdy nie miałem do czynienia z Domenem, który ryczał tak bardzo, że nie był w stanie się uspokoić. Nagle to przestało być dla mnie zabawne. Nagle poczułem się źle.

Przestań. Uspokój się. Nie chcę cię takiego widzieć. No dalej, spójrz na mnie. Popatrz na mnie i wścieknij się. Wyrzuć mnie stąd, krzyknij, zrób coś. cokolwiek.

- Domen... - zacząłem, ale szybko zrozumiałem, że czegokolwiek bym nie powiedział, on nie zareaguje.

Dlatego w końcu najzwyczajniej na świecie go do siebie przytuliłem. Sam fakt, że pozwolił mi na to, jeszcze bardziej utwierdził mnie w przekonaniu, że musiało się stać coś poważnego.

- no już, cicho... - powiedziałem już całkiem poważnie i z troską w głosie.

Wtulił się we mnie, ale nie uspokoił się. Więc dałem mu chwilę na opanowanie emocji. I sobie na wymyślenie czegoś skuteczniejszego.

- powiedz mi co się stało - powiedziałem półszeptem po dłuższej chwili, kiedy miałem wrażenie, że drży trochę mniej.

- zerwała ze mną - stwierdził w końcu, dalej przez łzy.

Znów kompletnie zgłupiałem. Przez chwilę nie miałem pojęcia co mu na to odpowiedzieć. Dlatego milczałem i po prostu oparłem dłoń na jego głowie. Znów dałem mu chwilę na uspokojenie się a po minucie odsunąłem go od siebie i spojrzałem mu w oczy.

- ubierz się i weź kurtkę. Przejdziemy się i pogadamy, okej?

Przytaknął skinieniem głowy, więc ja też poszedłem się ubrać. Później po prostu wyszliśmy z hotelu i zaczęliśmy w milczeniu iść przed siebie. Domen już nie płakał, ale wciąż miał łzy w oczach. To była cholernie zimna noc.

- więc... - zacząłem, chcąc w końcu przerwać ciszę panującą od kilku długich minut - dlaczego to zrobiła?

Domen po chwili zastanowienia zaczął mi o wszystkim opowiadać. O tym, że od trzech, czy czterech tygodni między nim a Sarą nie układało się najlepiej, i że im bardziej on się starał, tym bardziej miał wrażenie że ona się od niego oddala. oficjalnym powodem zerwania była jego ciągła nieobecność, przez co ona najzwyczajniej w świecie czuła się samotna. Domen podejrzewał też, że w grę wchodził ktoś trzeci i to właśnie świadomość, że Sara mogła go zostawić dla kogoś innego, tak bardzo go bolała. Im dłużej o tym opowiadał, tym bardziej szczegółowo opisywał swoje uczucia i relacje z Sarą i tym trudniej było mu o tym mówić. Widziałem, że w pewnym momencie po jego twarzy znów zaczęły płynąć łzy, ale zignorowałem to. Byłem pewien, że gdybym zareagował, efekt byłby odwrotny i Domen znów by się rozryczał, a tego nie chciałem. Z każdym jego słowem czułem się coraz bardziej zaangażowany w tę sprawę, mimo że początkowo nie miałem szczególnej ochoty tego słuchać. Nie obchodziło mnie to. Chciałem po prostu, żeby się wygadał i żebyśmy wrócili do hotelu. Nagle jednak zaczęło mi bardziej zależeć na tym, żeby mu faktycznie pomóc i dać jakąś radę. Zwłaszcza, że bardzo jej potrzebował.

- teraz nie mam pojęcia co robić - stwierdził po kolejnej chwili milczenia, kiedy już skończył opowiadać o całej sytuacji - najchętniej wróciłbym do domu i... nie wiem, próbował zrobić cokolwiek żeby to naprawić. I tak nie mam ani siły na te pieprzone skoki, więc to jest bez sensu, żebym tu siedział i udawał, że się staram.

- ale zdajesz sobie sprawę z tego, że jeżeli teraz odpuścisz, to kolejną szansę na loty będziesz miał dopiero w przyszłym sezonie?

- tylko dlatego nie jestem jeszcze w drodze do domu... Zrozum, bardzo chcę wziąć udział w tym konkursie i wiem, że gdybym się na to zdecydował, to dałbym radę bez najmniejszego problemu...

Twoja pewność siebie jest niezniszczalna, co?

- ...ale zawsze jest łatwiej, kiedy usłyszysz, czy nawet przeczytasz smsa z głupim zdaniem w stylu "trzymam za ciebie kciuki", czy "dasz sobie radę". To zawsze dodatkowo motywuje i masz tą świadomość, że jednak jest ktoś, kto na ciebie czeka i komu na tobie zależy...

- akurat mi tego nie musisz mówić - odparłem, przypominając sobie całe eseje motywacyjne, które przed każdymi zawodami dostawałem od Miny, kiedy jeszcze byliśmy razem.

- a teraz... teraz tego nie będzie, tak samo jak wielu innych rzeczy i to jest coś, z czym ja nie jestem w stanie sobie poradzić, nie chcę sobie z tym radzić i nie chcę tego tracić. Dlatego tak cholernie chcę wrócić do domu, iść do niej i prosić, żeby nie odchodziła... - stwierdził i od razu westchnął, żeby opanować łamiący się głos

- wolisz, żebym cię teraz przytulił i powiedział jaki jesteś biedny i nieszczęśliwy, czy żebym jednak szczerze stwierdził co o tym myślę? - stwierdziłem szybko, żeby zapobiec kolejnej ewentualnej fali płaczu mojego brata.

- bądź szczery.

- świetnie, to teraz pozwól, że uzmysłowię ci dlaczego próba odzyskania tej dziewczyny to zły pomysł. Jak się poznaliście i jak zostaliście parą?

- poznaliśmy się na urodzinach mojego przyjaciela osiem miesięcy temu... - zaczął niepewnie - a jak zostaliśmy parą... no... w sumie to w ten sam dzień. Byłem trochę wstawiony, ona już raczej pijana i jakoś tak wyszło, że się ze sobą przespaliśmy.

- uważasz, że dziewczyna, która wchodzi do łóżka chłopakowi w ten sam dzień, w którym go poznała, ma do siebie jakikolwiek szacunek? Bo ja sądzę, że jednak nie. A skoro nie ma do siebie szacunku, to na jakiej podstawie oczekujesz, żeby szanowała ciebie?

- Sara nie jest dziwką, jeśli to sugerujesz - stwierdził oschle Domen, patrząc na mnie niechętnie - okej, może faktycznie to nie powinno się tak zacząć, ale przez te osiem miesięcy nie dała mi żadnych powodów, żebym chociaż przez chwilę w ten sposób o niej pomyślał.

- bo się zakochałeś. Choćby ci napluła w twarz, to i tak byś powiedział, że wszystko jest dobrze. Jak dla mnie Sara po prostu nie zdawała sobie sprawy z tego, jak ciężko jest być ze skoczkiem. Chciała mieć popularnego chłopaka - sportowca, ale nie przemyślała sprawy i nie sądziła, że to tak trudne. Nie wątpię, że coś do ciebie czuła i że była z tobą szczęśliwa, ale twój styl życia chyba ją trochę przerósł. Postanowiła iść na łatwiznę i poszukać kogoś, kto jest cały czas na miejscu. I tak dobrze, że ci o tym powiedziała. Co prawda mogła poczekać aż wrócisz i zrobić to podczas normalnej rozmowy, a nie przez telefon, ale mogła też nie mówić nic i zdradzać cię z kim popadnie.

- Zamknij się!

Zanim zdążyłem zareagować, Domen uderzył mnie z pięści w twarz. Dość boleśnie, ale doskonale wiedziałem, że gdyby tylko chciał, mógłby uderzyć mocniej. Widziałem, że aż się trząsł z nerwów, kiedy mówiłem to wszystko, ale nie spodziewałem się, że aż tak go poniesie. Od razu cofnął się o krok i spojrzał na mnie z zaskoczeniem i strachem w oczach.

- przepraszam... nie chciałem... - wyjąkał kompletnie zszokowany tym co zrobił i momentalnie spuścił wzrok. Gdybym go spytał czy się boi, zaprzeczyłby. Ale był przerażony. Bał się mnie i mojej reakcji.

Przeczekałem kilka sekund z odwróconym wzrokiem, czekając aż ból ustąpi, po czym westchnąłem i spojrzałem na niego.

- lepiej ci? - spytałem obojętnie.

Przez chwilę po prostu stał i wpatrywał się w śnieg, ale później niepewnie na mnie spojrzał i twierdząco kiwnął głową. Podszedłem do niego i chwyciłem go za barki.

- wiem, że nie chciałeś. Nic się nie stało - stwierdziłem już bardziej łagodnym tonem, chociaż wciąż walczyłem z chęcią oddania mu - może powiedziałem o kilka słów za dużo. Tak naprawdę nigdy nic nie miałem do tej dziewczyny, wydawała się w porządku. Ale skoro podała taki powód zerwania, to nie widzę innego wyjaśnienia jej zachowania. Uwierz mi, że powrót do domu to w obecnej sytuacji najgorsze co możesz zrobić. Zrezygnujesz z bardzo dużej szansy i zamiast skupiać się na kolejnych zawodach, będziesz przeżywał to rozstanie. Bo ona raczej do ciebie nie wróci, zdajesz sobie z tego sprawę?

- tak... - odparł smutno, znów odwracając wzrok, żeby ukryć łzy, które pojawiły się w jego oczach.

- dobrze ci radzę, skup się na skokach. Jesteśmy w środku sezonu i stawianie zakończonego związku jako priorytetu, to duży błąd. Nie chciałbym, żebyś go popełnił. No ale zrobisz co będziesz chciał.

Odsunąłem się do niego i zacząłem iść w stronę hotelu.

- chodź, pora wracać. Poza tym jest kurewsko zimno.

Wracaliśmy w milczeniu. Przy okazji zerwał się mocny wiatr i zrobiło się jeszcze zimniej. Było chyba z dwadzieścia stopni poniżej zera. Kiedy weszliśmy do środka hotelu, byliśmy całkowicie przemarznięci. Sam już nie byłem pewien, czy Domen trząsł się bardziej z nerwów czy jednak z zimna, dlatego zanim poszliśmy do swoich pokoi, zrobiłem nam po herbacie i jeszcze na chwilę usiedliśmy w jadalni. Kilka łyków gorącego napoju było dla mnie jak spełnienie marzeń i od razu poprawiło mi humor. Domenowi chyba też, bo w końcu się odezwał.

- teraz mi trochę lepiej.

- to dobrze - odparłem z lekkim uśmiechem.

- ale wciąż nie jestem pewien jaką decyzję podjąć.

- ja tego za ciebie nie zrobię. mogę cię tylko zapewnić, że nie chcę dla ciebie źle i jestem pewien, że jeśli mi zaufasz, to dobrze na tym wyjdziesz.

Znów zapadła cisza. Dopiłem herbatę pierwszy i nie miałem zamiaru czekać na Domena, więc odstawiłem kubek i zacząłem iść do swojego pokoju. Jednak jeszcze na chwilę się zatrzymałem i spojrzałem na brata.

- przemyśl to dobrze. Uważam, że powinieneś zostać, ale jeżeli będziesz odstawiał takie cyrki jak dzisiaj na treningu, to osobiście powiem Goranowi, żeby nie wystawiał cię do zawodów.

- jasne - odparł cicho.

Wróciłem do siebie. Z każdym krokiem czułem jak zmęczenie ogarnia mnie coraz bardziej. Jednak kiedy otworzyłem drzwi od pokoju, moim oczom ukazał się Cene siedzący na moim łóżku i czytający moją książkę. W pierwszej chwili zamarłem, kompletnie się go nie spodziewając, jednak po dwóch sekundach wszedłem bez słowa do pokoju i zamknąłem za sobą drzwi.

- idź sobie. chcę iść spać - powiedziałem.

- pójdę jak się wszystkiego dowiem - odparł Cene, wciąż wpatrzony w książkę.

- zerwali - stwierdziłem z niechęcią.

- on z nią?

- nie, ona z nim.

- ha! Oddawaj dyszkę – Cene spojrzał na mnie z wymuszonym uśmiechem i wyciągniętą w moją stronę ręką. Przewróciłem oczami, wyjąłem z portfela dziesięć euro i niechętnie mu oddałem.

- Następnym razem się odegram – rzuciłem obrażony, czując jednak, że zakładanie się o takie rzeczy jest trochę skurwysyństwem. Mimo iż to ja zaproponowałem zakład. Usiadłem na łóżku i spojrzałem przed siebie. Wtedy też Cene odłożył książkę i spojrzał na mnie już całkiem poważnie.

- Jak się trzyma?

Opowiedziałem mu w skrócie jak przebiegła rozmowa z Domenem, mając nadzieję że usatysfakcjonowany nowymi informacjami pójdzie do siebie. Ale zanim to zrobił, najpierw musiał mnie utwierdzić w przekonaniu, że jestem idiotą, skoro namawiam naszego brata do wzięcia udziału w zawodach. Kiedy skończył swój wywód na temat poziomu mojej inteligencji, zmarszczył brwi i zaczął się przyglądać z uwagą lewej stronie mojej twarzy.

- biliście się?

- nie - przyłożyłem dłoń do wciąż bolącego miejsca, które poczuło pięść Domena. Czułem, że niestety zaczyna puchnąć. – To znaczy on mnie uderzył. Nic wielkiego.

- ale nie oddałeś mu?

- nie, chociaż miałem ochotę. możesz już wyjść, czy jeszcze coś chcesz wiedzieć?

Cene westchnął i zaczął iść w kierunku drzwi. Jednak zanim wyszedł, zatrzymał się, westchnął i jeszcze raz na mnie spojrzał.

- jeśli coś będzie nie tak...

- Cene, nie dam mu się rozwalić na tej skoczni. Przecież doskonale o tym wiesz.

Rzucił mi jeszcze pełne ironii spojrzenie i wyszedł, a ja dosłownie padłem na łóżko i zasnąłem praktycznie od razu.

----------------------------------

Dzisiaj rozdział w akompaniamencie kawałka Taco Hemingway'a, z którym mam wiele miłych (o dziwo!) wspomnień. Tekst natomiast (zwłaszcza refren w wykonaniu James'a Bay'a) cholernie pasuje mi do treści rozdziału. Bardziej niż jakakolwiek inna piosenka. I myślę, że to nie ostatni raz, kiedy do rozdziału dołączam coś, ze swojej playlisty.

Co prawda jest to remix (czy tam blend, nie wiem, nie znam się, w każdym razie nie oryginał), ale jest to jeden z trzech mixów jego utworów, których mogę słuchać w nieskończoność i nigdy mi się nie nudzą. Dały mi one również wenę na poprawienie tego rozdziału, bo oryginalnie był on totalnie przesłodzony, przesadzony, niespójny i w ogóle fuj. 

Po dwóch godzinach poprawek wyszło to, co chciałam uzyskać i jestem z tego bardzo zadowolona. 

A im dalej w las, tym więcej problemów, z którymi chłopcy będą musieli się zmierzyć.

Zatem miłego czytania ^_^

~ Kurolilly

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro