||Słowenia | Konsekwencje? ||

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjątkowo nie miałem problemów z zaśnięciem. Wstałem też dość wcześnie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Domen w dzisiejszym treningu nie weźmie udziału. I że będę miał bardzo poważne problemy przez to, że zamiast od razu go zaprowadzić do sztabu medycznego i wyznać prawdę, wraz z Cene postanowiliśmy zająć się nim na własną rękę i zataić wszystko. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo głupie i nieodpowiedzialne to było. Po długich przemyśleniach na ten temat, zebrałem się i wyszedłem z pokoju z zamiarem udania się do kuchni. Zmieniłem jednak plany, zatrzymując się koło pokoju Domena. 

Gdy wszedłem do środka, od razu zauważyłem, że po plamach krwi, które jeszcze poprzedniego dnia znajdowały się wszędzie, nie było śladu. Wszystko było posprzątane, a Domen leżał na łóżku z zamkniętymi oczami, grymasem bólu na twarzy i mocno przyciskając do brzucha ręce.

- śpisz? – spytałem cicho.

- nie... - odpowiedział półszeptem, nie ruszając się.

Podszedłem i usiadłem na skraju jego łóżka, patrząc na niego z powagą.

- a będziesz żył?

Spojrzał na mnie. Momentalnie dostrzegłem że ma przekrwione i podkrążone oczy. Na prawym policzku miał niewielkie otarcia i rozcięcie w kąciku ust po tej samej stronie twarzy. Skóra wokół lewego oka zmieniła kolor na blady fiolet, trochę pomieszany z żółtym. Opuchlizna była mniejsza, ale wciąż widoczna. Od razu było też widać, że z nosa leciała mu krew. Miał również dość duże rozcięcie przy jego nasadzie. Nie powiedział nic. I nie musiał. Te drobne szczegóły mówiły mi wszystko.

Rozejrzałem się po pokoju, chcąc po prostu na chwilę odwrócić od niego wzrok. Dostrzegłem ręcznik wiszący na oknie. Również nie było na nim śladów krwi. Westchnąłem i zwiesiłem głowę, jednak tylko na sekundę. Potem z powrotem spojrzałem na brata.

- nie musiałeś tego wszystkiego sprzątać.

- i tak nie spałem całą noc...

Znów odwróciłem wzrok i przez chwilę milczałem. Czułem jednocześnie wściekłość, jak i kompletną bezradność. Miałem ochotę iść do Anze i doprowadzić go do dokładnie takiego samego stanu w jakim był Domen, ale szybko odgoniłem te myśli. Zacząłem się zastanawiać co robić. Znów zacząłem wodzić wzrokiem dookoła, aż w końcu zatrzymałem się na rękach Domena. Były mocno zaciśnięte na jego brzuchu na wysokości żołądka. Pod koszulką trzymał worek z wodą.

- pokaż – powiedziałem, sięgając dłonią w kierunku jego rąk, jednak on skulił się jeszcze bardziej, jęcząc cicho z bólu.

- nie dotykaj...

- nie chcę dotykać, tylko obejrzeć – odparłem, patrząc na niego łagodnie i z lekkim uśmiechem. Ale ten uśmiech był wymuszony i to z wielkim trudem. Martwiłem się o niego, nie podobało mi się jego zachowanie. Poprzedniego dnia zachowywał się normalnie, był osłabiony i obolały, ale było po nim widać i słychać, że pomimo tego bólu, psychicznie wszystko jest okej. A teraz miał strach w oczach. Kompletny brak pewności siebie. Zdał sobie sprawę, że nie jest z nim dobrze? Że istnieje szansa, że pożegna się z mistrzostwami świata? Bał się, że Anze znów coś mu zrobi? Nie miałem pojęcia. Ale martwiło mnie to.

Widząc mój wyraz twarzy, Domen niechętnie odsunął ręce, wyjmując worek z wodą. Najostrożniej jak byłem w stanie, chwyciłem dół jego koszulki i powoli podciągnąłem ją do góry. Tak jak myślałem, krwiak był dużo większy. Już nawet nie fioletowy, a prawie czarny. Dość głęboko westchnąłem i puściłem jego koszulkę, odwracając wzrok.

- umieram? – spytał.

- czemu?

- bo minę masz taką, jakbyś się zastanawiał gdzie mnie zakopać, żeby nikt nie znalazł ciała.

- zawsze słyszałem, że im większy krwiak, tym mniejsze obrażenia. Twój jest ogromny. Ale ja lekarzem nie jestem. A miejsce na ciało już mam, także nic się nie martw. Będziesz miał ładny widok.

- chociaż tyle.

Milczeliśmy przez kolejną chwilę. W końcu Domen powoli się podniósł i usiadł, od razu krzywiąc się z bólu i chwytając za brzuch.

- dasz radę się zebrać? Musimy wyjaśnić Goranowi czemu jesteś dzisiaj niedysponowany.

- dam radę - odparł cicho.

Na krótką chwilę oparłem dłoń na jego plecach w wyrazie wsparcia, po czym wstałem i zacząłem iść w stronę wyjścia wierząc, że młody sobie poradzi i nie muszę się jakoś szczególnie o niego troszczyć.

- Peter...

Odwróciłem się i spojrzałem na niego pytająco.

- wezmę udział w tych mistrzostwach, choćbym miał połamane kości. Wiesz o tym, prawda?

- wiem, że chcesz to zrobić. Ale jestem pewny czy będziesz w stanie.

- będę. Jeśli możesz coś dla mnie zrobić, to nie pozwól nikomu podjąć tej decyzji za mnie.

Głęboko westchnąłem i na kilka sekund się zamyśliłem.

- w porządku. Jak chcesz - odparłem i wyszedłem z jego pokoju.

I już doskonale wiedziałem, co działo się w jego głowie. Zbyt duża presja, połączona ze spadkiem formy. Chciał za wszelką cenę pokazać, że jest kimś znaczącym w tym sporcie. Że warto na niego stawiać i że może jeszcze wiele osiągnąć w tym sezonie. To nie było gwiazdorzenie, Domen nigdy nie gwiazdorzył. Lubił się czasem popisywać, ale nic więcej. Goran od początku był wobec niego bardzo surowy i wymagający, żeby go przed tym uchronić. Ale jednak bycie najmłodszym w całej kadrze, a nawet wśród wszystkich uczestników Pucharu Świata to bardzo duże obciążenie psychiczne. W połączeniu z sytuacją z dnia poprzedniego, to musiało skończyć się spadkiem pewności siebie.

Po tej szybkiej konkluzji zszedłem do kuchni. Próbowałem udawać, że nic się nie stało i nie reagować na podejrzliwe spojrzenia kolegów z kadry, przede wszystkim Tepesa, który od razu zauważył otarcia na mojej dłoni. Gdy w jadalni pojawił się Anze, pozostali już wiedzieli kto brał udział w tej "sytuacji", a kiedy Domen do nas dołączył, wiedzieli o co poszło. A jednak nikt tego nie komentował, zapewne obawiając się, że znów dojdzie do jakiejś sprzeczki. Ja jedynie rzucałem Laniskowi chłodne spojrzenia za każdym razem, kiedy on zatrzymywał swój wzrok na Domenie. Uważnie go obserwowałem czując, że to nie koniec.

Po śniadaniu większość bardzo szybko wróciła do swoich pokoi, zapewne nie chcąc przebywać w tak mocno napiętej atmosferze. Ja, Domen, Lanisek i Semenic zostaliśmy ostatni. Wiedziałem, że Anze nie przepuści okazji, żeby jeszcze raz zaczepić mojego brata. Wiedziałem, że wykorzysta każdą sytuację, żeby znowu pokazać swoją wyższość nad nim. I wiedziałem, że ja też nie będę się temu po prostu przyglądał. Dlatego kiedy przechodząc obok Domena, Anze trącił go w ramię, przy okazji uderzając w brzuch, wstałem i przyparłem go do ściany. Najprawdopodobniej bym go pobił, gdyby Semenic mnie od niego nie odciągnął. 

- widzę, że integracja trwa w najlepsze.

Wszyscy odwróciliśmy się w stronę, z której dobiegał dobrze znany nam głos. Obok drzwi wejściowych do naszego domku, stał Goran i patrzył na nas z poirytowaniem. Zamarłem wiedząc, że to, co właśnie zobaczył, nie stawiało mnie w najlepszym świetle. Kiedy Anze i Domen na niego spojrzeli, a on zobaczył ich twarze, szybko zrozumiał co się stało. 

- za pięć minut widzę was u siebie. Całą czwórkę. – powiedział, niesamowicie zimnym tonem, po czym wyszedł. Nikt nie odważył się zaprotestować. Nawet Anze Semenic, który przecież z całą sytuacją miał niewiele wspólnego. Bez słowa, wszyscy ruszyliśmy w stronę prowizorycznego gabinetu naszego trenera, znajdującego się w domku obok. Każdy z nas wiedział, że Gorana należy traktować poważnie. Był świetnym trenerem. Ale kiedy któryś z nas go wkurzył, nie wolno było nawet odwrócić wzroku bez pozwolenia, bo istniało duże prawdopodobieństwo, że wpadnie w szał i nas pozabija. 

Kiedy weszliśmy do środka, Goran już na nas czekał. Stał przy oknie, wpatrzony w jakiś widok za nim. Stanęliśmy w szeregu, prawie że na baczność, Semenic, Lanisek, ja i Domen. Wszyscy milczeliśmy, czekając z niepokojem na to, co zaraz się stanie. Po kilku chwilach niezwykle stresującej i niekomfortowej ciszy, trener przeszedł na środek pomieszczenia i spojrzał na nas ze śmiertelną powagą. Dokładnie przyjrzał się każdemu po kolei, aż w końcu zatrzymał wzrok na Anze Semenicu, który stał najbliżej wyjścia.

- słucham.

- am... - zaczął Anze, spuszczając wzrok – Ja nie mam nic wspólnego z całą sytuacją. Tylko ich rozdzielałem. Teraz, po śniadaniu.

- mhm – odparł Goran, z lekką ironią.

- mogę to potwierdzić – powiedziałem, chcąc najzwyczajniej w świecie wziąć na siebie odpowiedzialność i wyjaśnić wszystko jak najszybciej. Spośród całej czwórki, to ja byłem najstarszy, więc uznałem to za naturalne. Poza tym, Semenic faktycznie nie miał z tym nic wspólnego, więc niepotrzebnie z nami stał i się stresował. Bardzo szybko tego pożałowałem.

- nikt cię nie pytał o zdanie! – ryknął trener, tak głośno i agresywnie, że poczułem na plecach lodowaty dreszcz i mimowolnie zwiesiłem głowę.

Po kolejnych sekundach ciszy, przeniósł wzrok z powrotem na Anze Semenica.

- na pewno? – spytał obojętnie, już z większym spokojem w głosie.

- tak – odparł Anze, nie podnosząc wzroku wbitego w ziemię.

- w porządku. Idź. Za pół godziny trening. – stwierdził trener skinieniem głowy wskazując na drzwi.

Anze wyszedł bez słowa. Kiedy zamknął za sobą drzwi, Goran znów spojrzał na całą naszą trójkę i zatrzymał wzrok na Lanisku.

- to teraz słucham, co się stało – rzucił, znów niezwykle chłodno.

 więc... - zaczął Anze, patrząc na trenera – Zaczęło się tak, że zgodnie z tym, co pan powiedział, wraz z Domenem sprzątaliśmy halę po treningu...

- JA sprzątałem – przerwał mu Domen – ty siedziałeś na ławce.

- zamknij mordę... - odpowiedział Anze z poirytowaniem. 

- Anze, język. Domen, nie odzywaj się niepytany. 

- to niech ten idiota przestanie kłamać – odpowiedział Domen obrażonym tonem, odwracając wzrok w stronę okna.

- posłuchaj mnie uważnie... - zaczął Goran, kierując się w jego stronę. Ja jedynie głęboko westchnąłem. Trener stanął tuż przed Domenem i spojrzał na niego ze wściekłością – jeżeli mówię, gówniarzu, że masz się nie odzywać nie pytany, to masz do jasnej cholery milczeć, dopóki nie pozwolę ci się odezwać. Zrozumiałeś?

Młody jedynie z pokorą kiwnął głową i spuścił wzrok. Trener z powrotem przeniósł wzrok na Anze. 

- mieliście posprzątać halę. Co poszło nie tak?

- sprzątaliśmy. Okej, niech będzie... Domen sprzątał – powiedział niechętnie Lanisek. – Faktycznie, ja siedziałem na ławce...

- czemu? Miałeś sprzątać razem z nim, a nie go pilnować.

- wiem, ale dobrze mu szło. Nie chciałem przeszkadzać – Anze lekko się uśmiechnął.

- radzę ci, nie wkurwiaj mnie – odparł Goran, podnosząc głos, co skutecznie podziałało.

- przepraszam – odpowiedział szybko Anze, spuszczając wzrok. – W każdym razie... Zaczęliśmy się trochę kłócić. Domena poniosły nerwy, pobiliśmy się i potem każdy poszedł w swoją stronę. Cała historia.

Goran dokładnie przyjrzał się Laniskowi i przeniósł wzrok na mnie i na Domena.

- tak było?

- nie – odpowiedzieliśmy równocześnie.

- tak myślałem. Domen, teraz słucham ciebie.

Młody opowiedział mu ze szczegółami wszystko to, co wcześniej powiedział mi. Gdy skończył, ja dopowiedziałem swoje. Anze niechętnie wszystko potwierdził. Goran głęboko westchnął i zwiesił głowę. Przez chwilę milczał, po czym spojrzał na Domena i Anze.

- wyjść. Peter, zostajesz.

Obaj bez słowa i posłusznie wyszli z sali, a ja stałem dalej, patrząc na naszego trenera już z większą pewnością siebie.

- wiesz czemu kazałem ci zostać? – spytał po chwili, już łagodniejszym tonem.

- bo musi pan podjąć decyzję o konsekwencjach tej sytuacji. I chce pan poznać moje zdanie.

- otóż to.

- to Anze wszystko zaczął, przecież to oczywiste.

- i co mam z nim zrobić, według ciebie?

- wyrzucić z kadry. Za takie pobicie powinien od razu wylecieć na zbity pysk.

Goran jedynie się zaśmiał, co szczerze powiedziawszy, wprawiło mnie w zaskoczenie. Po chwili jednak spojrzał na mnie, już z poważną miną.

- ktoś jeszcze był w to zamieszany?

- nie. To znaczy... Cene pomagał mi doprowadzić Domena do porządku. Ale w tej bójce braliśmy udział tylko we trzech.

Trener kiwnął głową i na chwilę się zamyślił.

- powiedz – zaczął po krótkim czasie milczenia – słyszałeś o co się pokłócili?

- no... Domen mówił, że o to, który jest lepszy.

- tak, ale czy ty, kiedy tam wczoraj wszedłeś, słyszałeś, że to Anze zaczął kłótnię.

- nie, ale Domenowi nie zdarza się kłamać. Wierzę mu.

- zdziwiłbym się gdybyś nie wierzył – stwierdził Goran – zrobimy tak... z dzisiejszego treningu jesteście zwolnieni. Zabierz Domena do Ivana, niech coś zrobi z tym krwiakiem. Ma być gotowy na Lahti. Jutro zapierdalacie od rana do wieczora. Jasne?

- tak.

- no, przynajmniej ty i Anze. Jeśli Domen nie będzie w stanie trenować, to będzie miał wolne.

- zaraz... jak to ja i Anze? Nie wyrzuci go pan? – spytałem z niedowierzaniem.

- nie. Bo wtedy musiałbym wyrzucić także ciebie – odparł trener z obojętnością w głosie, nawet na mnie nie patrząc.

- bo stanąłem w obronie brata?! – podniosłem głos, czując jak zaczynam tracić nad sobą kontrolę.

- bo pobiłeś kolegę z reprezentacji – powiedział, bardziej stanowczo, chcąc mnie uspokoić – Choćbym chciał, nie mam prawa uwierzyć wam na słowo. Jeżeli nie mam dowodów, ani potwierdzenia, kto zaczął i co powiedział, nie mogę obwinić tylko Laniska. 

- i co, niby że Domen pierwszy go uderzył? To pan sugeruje?

- oczywiście, że nie. Ale wszyscy dobrze wiedzą, jaki potrafi być dożarty. Zwłaszcza kiedy akurat nie jest w formie. Jest nie do zniesienia. Tak samo jak Anze. Nie zdziwiłbym się, gdyby to Domen zaczął się z nim wykłócać o to, który lepiej skacze. Może go nie uderzył, ale bez wątpienia sprowokował.

- Anze go prowokuje od pierdolonych trzech tygodni! – krzyknąłem, kompletnie nad sobą nie panując. 

- albo wszyscy zostajecie, albo cała trójka wylatuje. Zdania nie zmienię.

- świetnie, sprawiedliwość po chuju...

- Peter! – krzyknął Goran, przywołując mnie do porządku.

Spojrzałem na niego wkurzony, ale nic nie powiedziałem.

- zapewniam cię, że wyciągnę konsekwencje z tej sytuacji. I to bardzo dotkliwe. Wobec was wszystkich. Ale zrobię to już po sezonie, a nie teraz, kiedy za kilka dni zaczynają się mistrzostwa świata. - stwierdził, po czym odwrócił wzrok i głęboko westchnął - posłuchaj mnie uważnie. To, co ci teraz powiem zostaje między nami, jasne?

Niechętnie przytaknąłem kiwnięciem głowy.

- przyznaję, że Anze jest problematyczny, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest jego normalne zachowanie, prawda? Nie ma możliwości, żebym teraz odesłał go do domu i zostawił samemu sobie. Dla jego własnego dobra.

- wiem - odparłem, odwracając wzrok - tylko czemu kosztem Domena?

- Domena i tak wezmę do Lahti. Ale na razie mu tego nie mów. Nie wiem czy będzie skakał. Jeśli da radę, to weźmie udział w treningu. Jeśli będzie skakał dobrze, to weźmie udział w zawodach, ale nie robiłbym mu na to dużej nadziei. I najważniejsza sprawa. To co się stało, nie może się dostać do opinii publicznej. To nie może wyjść na jaw. Porozmawiam o tym z Laniskiem i z Domenem. Ty będziesz miał za zadanie trzymać go z dala od mediów. Wszystko musisz brać na siebie, bo dzieciaka wykończą. Jemu już w tym momencie przydałaby się przerwa, ale dam mu jeszcze szansę. Musisz tego dopilnować.

- jasne – powiedziałem od niechcenia i wyszedłem, trzaskając drzwiami. Jak tylko znalazłem się na korytarzu, z całej siły kopnąłem znajdującą się obok mnie ławkę, rzucając do tego dość głośne „kurwa", po czym zwiesiłem głowę i westchnąłem.

- widzę, że rozmowa się udała.

Podniosłem wzrok i spojrzałem na Domena. Stał kilka metrów ode mnie. Zacząłem iść w jego stronę, jednak tylko dlatego że kierowałem się do wyjścia. Nie odpowiedziałem mu. Kiedy tylko go minąłem, usłyszałem, że idzie za mną.

- i co teraz? – spytał.

- nic. Zostajemy w kadrze. Lanisek też. Skurwysyństwo...

- trening mamy z głowy?

- tak. I masz iść do Ivana. Idź od razu, niech coś z tobą w końcu zrobi.

- pójdziesz ze mną?

Słysząc to pytanie, zatrzymałem się, odwróciłem i spojrzałem na niego z kompletnym zaskoczeniem. Był całkiem poważny, co dziwiło mnie jeszcze bardziej.

- co? – spytałem sądząc, że może coś źle zrozumiałem.

- no do Ivana.

- daj spokój, ile ty masz lat? Za rączkę mam cię zaprowadzić? – spytałem dość poirytowany i z wkurzona miną - idź do Cene, on cię tam nawet zaniesie jak go poprosisz. 

-  gdybym dostawał chociaż jeden euro, za każdym razem kiedy mówisz "idź do Cene"... - stwierdził, głęboko wzdychając - co masz lepszego do roboty? Chyba lepiej, żebyś poszedł ze mną i się w międzyczasie uspokoił, niż spotkał Anze na swojej drodze. 

Przez chwilę patrzyłem na niego w milczeniu i doszedłem do wniosku, że ma rację. Momentalnie się uspokoiłem.

- niech będzie. Chodź. – powiedziałem w końcu, odwracając się i kierując do wyjścia.

--------------------------------------------------------

Oto za Wami najdłuższy jak dotąd rozdział. A wzięło się to z tego, że oryginalnie były to trzy rozdziały xD Ale postanowiłam ograniczyć rozdrabnianie się na pierdoły i zostawić tylko to, co według mnie najistotniejsze. 

Następny rozdział będzie ostatnim z serii tych opartych na konkursach i jakichkolwiek informacjach docierających do mediów ze Słoweńskiej kadry. Później już moja fantazja i wyobraźnia bierze górę nad jakąkolwiek racjonalnością.

Pamiętam, że jakoś na krótko przed mistrzostwami świata były jakieś plotki, że niby Domen i Lanisek za sobą nie przepadają (chociaż według polskich dziennikarzy za Domenem nie przepada cała Słoweńska kadra łącznie z jego braćmi, trenerami, społeczeństwem, fauną, florą i wszystkim co znajduje się w tym małym, górzystym państewku [*]) i czytając artykuł na trzy zdania o tym małym dupo konflikcie, dopowiedziałam sobie całą historię i filozofię. 

Sama jestem ciekawa co jeszcze mi przyjdzie do głowy, bo wierzcie lub nie, codziennie pojawia się coś nowego. A kolejny rozdział już w weekend :D 

Miłego czytania i Wesołych Świąt! 

~ Kurolilly

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro