Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czas na rekonwalescencję po potyczkach z Teresą i Strzygą przeznaczył na długie spacery. Także tym razem niemal nie sięgał po telefon. Jedynie wieczorami przekierowywał napływające zlecenia do innych guślarzy albo do dziekanatu. Skupił się na sobie: odpoczywał. Unikał wszystkich w Akademii łącznie z Lidką, Gabrielem i rektorem. Konrad zostawił mu kartkę, że jedzie z Tadeuszem w Bieszczady, sprawdzić doniesienie o krnąbrnej wodnicy i zniknął. Nietypowo jak na tego ekstrawertycznego choleryka, wydawał się rozumieć ciszę.

Aleksy mógł w samotności oddać się rozmyślaniom. 

Gdy granatowe niebo przystrajały gwiazdy i łukowaty księżyc, Aleksy zaszywał się w pokoju. Wciskał poduszkę za plecy, siadał na parapecie i ze wzrokiem wbity w tętniący życiem las, pozwalał swoim myślom płynąć. Czasami odpływał w bezdenną pustkę z głową opartą o szybę i dopiero pierwsze promienie słońca rozganiające mrok nocy wyrywały go głębokiego snu. Wówczas schodził do stołówki, gdzie półprzytomne kucharki podawały mu to, co zostało z poprzedniego dnia. A potem spacerował.

Chodził. Krążył. Mylił drogę. Kluczył. Błądził. 

W swoich myślach i po połaciach puszczy Kampinoskiej, która nagle sprawiała wrażenie, jakby nie miała końca, choć przecież Aleksy dobrze wiedział, gdzie przebiegają jej granice. Znał je lepiej niż samego siebie.

Wszystko wydawało mu się teraz łatwiejsze, jakby stanął z boku i dostał szansę zrozumienia swoich emocji bez bycia wciągniętym w ich wir. A ten wir powoli tracił na rozmachu, stawał się coraz mniejszy. Teraz Aleksy mógł go chwycić obiema rękoma i zapanować nad nim. Przejąć stery. Do tej pory nie umiał trafnie ocenić sytuacji. Nie potrafił wyskoczyć z tej pędzącej karuzeli. A potem dostał telefon z Akademii i stawił czoła wąpierzowi – karuzela się zatrzymała, a raczej zwolniła na tyle, by mógł z niej wyjść.

Ten szok był mu potrzebny. Wynurzył się z bagna swoich traum i faszystowskich opinii Henryka i wreszcie złapał pierwszy wdech. Potrzebował tego wielkiego wstrząsu w swoim życiu, by wyrwać się z marazmu i bezwładu. 

Nigdy, przenigdy nie zastanawiał się nad tym, czego tak naprawdę chce. Dorastał w przeświadczeniu, że zostanie guślarzem, bo takie życie wybrał dla niego Henryk. Jednak w przeciwieństwie do niego, Aleksy nie uciekał od Akademii. Nie był z nią specjalnie związany, ale w ostatnim czasie wśród uczniów i profesorów z Konradem i Gabrielem u boku był zwyczajnie szczęśliwy.

– Gabriel – wyszeptał bezgłośnie Aleksy.

Nic się nie zmienił. Olszewski obdarzał go dokładnie tym samym uśmiechem, co przed laty. Nie okazywał żadnej złości, żadnego rozgoryczenia. Jego dziewczęce rysy nieco zmężniały, nosił garnitury i wydawało się, że jeszcze bardziej spoważniał, ale w jego oczach błyszczał ten sam żywy blask. Nadal wypełniało go to niezmierzone morze czułości i zrozumienia. Kulturalny, zabawny, elokwentny i wyrozumiały. Nie oceniał, nie krytykował. Młodszych kolegów traktował jak równych sobie, a starszym okazywał bezwzględny szacunek. 

 Aleksy go kochał. Wtedy w bibliotece i teraz też. 

Dojrzał, wyciszył się i tłumione dotychczas uczucie zaczęło żarzyć się niczym ogień zamknięty w kawałku drewna. W momencie, gdy uciekali przed Strzygą i objął Gabriela w BMW, to uczucie wybuchło mocnym, skrzącym się ostrymi barwami płomieniem. Już nic nie było w stanie go ugasić. Aleksy chciał zawalczyć o siebie. O siebie i o Gabriela.

Po raz pierwszy w życiu chciał sam decydować, bez oglądania się na ojca. Wreszcie zrozumiał, że on i Henryk to dwie różne osoby, że poglądy ojca nie mają z nim nic wspólnego. 

On sam stanowi o sobie.

Po jednej z wielu drzemek, jakie zrobił w cieniu tego samego drzewa, otworzył oczy i spojrzał bystro w stronę Akademii. Obudził się z wrażeniem lekkości, jakby zrzucił z pleców cały ciężar, który do tej pory przygniatał jego barki. Podniósł się z trawy, z rozmysłem wykonując każdy kolejny gest, wrócił do budynku uczelni.

꧁𒀯𖣴𒀯꧂

Profesora Jadłowskiego znalazł w szpitaliku. Energiczny mężczyzna z krótko przystrzyżonymi włosami był ulubionym wykładowcą Aleksego. Oszczędny w słowach i bardzo precyzyjny, nigdy nie angażował się w kontakty ze studentami. Jako jeden z niewielu nauczycieli, nadal całym sercem aktywnie uczestniczył w zleceniach: zawsze pierwszy do pomocy, dobrze poinformowany, nie miał za grosz poczucia humoru. Świetnie dogadywali się z Aleksym.

— Profesor Olszewski jest w swoim mieszkaniu, podejrzewam. Dużo guślarzy i wiedźm wróciło do Akademii po twoim alercie, więc Lidka, profesor Godlewski i profesor Olszewski przygotowują się do poprowadzenia spotkania w auli – odpowiedział beznamiętnie na zadane przez Aleksego mimochodem pytanie. 

— Jakie spotkanie? Kiedy? — zapytał Aleksy, posłusznie wstając, gdy profesor oglądał jego żebra.

— Wszędzie wiszą informacje. O dziewiętnastej, po wczesnej kolacji — odpowiedział zafrasowany i postukał go w bok. Aleksy syknął, ale zmusił swoje ciało do bezruchu. — Nieźle cię poturbowały. Dalej nakładaj codziennie maści i miej oko na tę ranę na barku. Wygląda to dość paskudnie... Powinno się już całkiem wygoić, więc jeżeli w płynie zobaczysz zielone nitki, przyjdź do mnie od razu. Będę musiał dać ci coś mocniejszego.

— Nie wódkę, prawda?

— Nie. Po co? — zapytał spokojnie, ale Aleksy dostrzegł błysk rozbawienia w jego oczach.

Parsknął i naciągnął na siebie z powrotem ubranie. Z płócienną torbą i grzechoczącymi w niej słoiczkami udał się na ostatnie piętro do wschodniego skrzydła, gdzie w jednej w wieżyczek mieszkał Gabriel. Z tego, co kilkanaście miesięcy temu przez telefon powiedziała mu podekscytowana Lidka, to Olszewski dostał mieszkanie po emerytowanym profesorze, gdy przyjął jego posadę. W Akademii dbano o komfort wykładowców, bo chciano ich zachęcić do zamieszkania w murach uczelni. 

Aleksy stał pod drzwiami mieszkania Gabriela kilka minut, nadal bijąc się z myślami. Mógł po prostu powiedzieć, że wpada z towarzyską wizytą, nie był przecież do niczego zobowiązany, ale i tak czuł, że żołądek zawiązuje mu się w supeł. Nie było sensu się oszukiwać. Wiedział, po co tu przyszedł, chociaż obiecał sobie, że nie będzie się do niczego zmuszał. Nie będzie wywierał na sobie presji. 

Nim podjął decyzję, jego ciało samo zareagowało i zapukał w końcu do drzwi.

Gabriel otworzył mu po kilku sekundach. Jak zwykle nienagannie ubrany; dziś w czarne spodnie od garnituru i kamizelkę do kompletu, a do tego jasnoszarą koszulę. Po szramie na policzku pozostał jedynie blady ślad, ale na szyi nadal widniało różowawe otarcie.

— Cześć — wydusił w końcu Aleksy, nie bardzo wiedząc, gdzie podziać oczy. — Przeszkadzam?

— Cześć. Nie, wejdź — odpowiedział zdumiony Gabriel, cofając się, by przepuścić go w drzwiach. Miał w sobie tyle swobody, że Aleksy czuł się jak ostatni idiota, przychodząc tutaj z nerwami w postronkach.

Mieszkanie było faktycznie małe, ale miało w sobie tak dużo elegancji i przytulności, że nawet taki włóczęga jak Aleksy zrozumiał zachwyt Lidki. Ściany i szafki w niewielkim aneksie kuchennym dobrano w odcieniach zimnej bieli, a podłogę wyłożono drewnem sosnowym. Był to w zasadzie loft, którego cała ściana po przeciwnej stronie drzwi wejściowych została oszklona. Po prawej stronie zbudowano strome schodki, prowadzące na antresolę. Kanapa w kolorze kości słoniowej i całkowity brak zbędnych przedmiotów sprawiły, że Aleksy poczuł się bardzo nie na miejscu ze swoim dość niechlujnym wyglądem. Cała kawalerka była jak sam Gabriel jakby wyjęta spod igły.

— Napijesz się czegoś? — zapytał łagodnie, wchodząc do kuchni. — Siadaj, proszę — dodał, wskazując gestem na kanapę w salonie.

— Wody — mruknął Aleksy i ostrożnie zajął wskazane miejsce. Stąd dokładnie widział ścianę za schodami, na której w antyramach powieszono dziesiątki zdjęć Gabriela, Konrada, Lidki i kilku innych osób z Akademii. Nie musiał się przyglądać, by wiedzieć, że jego tam nie ma. Może tylko na zdjęciu z zakończenia nauki, ale i tego nie był pewien. Gabriel podszedł do niego z dwiema wysokimi szklankami i ostrożnie ustawił je na podstawkach na szklanym, owalnym stoliku. Usiadł obok i zaczął machinalnie zbierać rozrzucone raporty, które najwyraźniej uzupełniał, gdy zjawił się Aleksy. — Nadal jesteś na mnie zły?

— Nie, oczywiście, że nie. Co nie zmienia faktu, że twój plan był bezdennie głupi — westchnął Gabriel, mierząc go ponurym spojrzeniem. Aleksy nie mógł sobie odmówić lakonicznego uśmiechu.

— W takim razie dobrze, że tam byłeś. Co z autem?

— Maska do klepania i chłodnica do wymiany, ale chyba jeszcze mi posłuży — odpowiedział i upił duży łyk ze szklanki. 

Zapadła między nimi niezręczna cisza. Aleksy obserwował go kątem oka. Gabriel miał typ urody, o której można było powiedzieć, że jest ładny, ale nie przystojny. Delikatne rysy twarzy i muskularna, choć bardzo smukła sylwetka. Tylko to stalowe spojrzenie, gdy stawał naprzeciwko demona, nie miało w sobie grama łagodności.

— Strzyga chyba cię zaskoczyła? — wydusił, dotykając swojego policzka. 

Gabriel zerknął na niego i również dotknął swojej twarzy, jakby przypomniał sobie o wygojonej szramie.

— Taaak... Właśnie wyciągałem telefon, żeby napisać Lidce, że to Strzyga — westchnął z zażenowaniem. 

Aleksy uśmiechnął się słabo, czując całym sercem, że zrobi to, po co przyszedł. Bez względu na konsekwencje. Zawsze unikał zostawania z Gabrielem sam na sam, żeby nie pozwolić właśnie tym uczuciom się obudzić, przejąć nad sobą kontrolę. Łagodne jak morskie fale przyjemne ciepło rozchodziło się po jego ciele, od kiedy przekroczył próg tego mieszkania. To nie była sympatia ani tym bardziej przyjaźń. To uczucie nazywało się miłością. A teraz, po tylu latach, po wydarzeniach minionych dni i rozmowach z Konradem, powitał ten stan uniesienia z ulgą. Pogodzony ze sobą. 

— Bardzo źle to wyglądało? Znaczy co Jadłowski mówił, jak wróciłeś...

— Nie przedziurawiła mnie na wylot, jeżeli o to pytasz — parsknął Gabriel i obrócił się przodem do niego, a potem odgiął głowę, żeby pokazać mu policzek. — Były potrzebne plastry ściągające i ta blizna już chyba zostanie, ale piwo mi bokiem nie ciekło.

Aleksy parsknął i gdy Gabriel się odchylił, ich oczy się spotkały. Aleksy przekręcił się, siadając tak blisko, że musiał podkulić nogę, żeby się zmieścić. Pozwolił, by to gotujące się w jego sercu skrzące, niczym fajerwerki uczucie nim pokierowało. Pochylił się do przodu i przymykając oczy, musnął wargami jego lekko rozchylone usta. Świat zawirował i pod powiekami wybuchła feeria barw, gdy ich ciała się zetknęły. Nigdy w życiu czegoś takiego nie czuł. Przy żadnej z dziewczyn, z którymi się dotykał w dyskotekach, nie doświadczył nawet bladego cienia tych emocji co teraz. Jego usta były miękkie, zupełnie inaczej niż sobie wyobrażał. Ostre perfumy zakręciły go w nosie.

Gabriel nie drgnął, a Aleksy za bardzo się bał tego, co mógłby zobaczyć na jego twarzy, by otworzyć oczy. Bał się zobaczyć tę samą wściekłość, którą Olszewski widział na jego twarzy sześć lat temu. 

— Wtedy w bibliotece — zaczął ochrypnięty Aleksy, próbując za wszelką cenę opanować drżenie głosu. — Nie byłem gotowy.

Gabriel nadal pozostał nieruchomy, gdy Aleksy po raz kolejny pochylił się w jego kierunku i złożył na jego ustach już dużo śmielszy pocałunek. Pieszczota, którą próbował mu przekazać wszystko, co kotłowało się w jego duszy. Prąd przebiegł mu po kręgosłupie, a serce biło tak szybko, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.

— Teraz — podjął z lekkim ukłuciem rozpaczy, odsuwając się od niego na kilka milimetrów. Czuł jego urywany oddech na swoich wargach. Gabriel w ogóle nie reagował, jakby zmienił się w kamień. — Teraz jestem gotowy, jeżeli... jeżeli ty nadal chcesz...

— Oczywiście — wyszeptał natychmiast Gabriel i ostrożnie pochylił się do przodu. Powoli pocałował Aleksego, ale ten pocałunek był inny, od tego, którym go obdarował w bibliotece; ledwo wyczuwalny żal, bardzo dużo tęsknoty i radość w najczystszej postaci. — Bardzo chcę.

— To dobrze... Bo ja też... Bardzo chcę — wydusił Aleksy, parskając tłumionym śmiechem,  bezgraniczne przerażenie wreszcie zniknęło. — Jestem w tym naprawdę beznadziejny.

— Nie powiedziałbym. Czuję dreszcze — szepnął Gabriel. 

Aleksy po raz pierwszy odważył się na niego spojrzeć. Otworzył oczy i od razu napotkał jego błyszczące, błękitne tęczówki. Obaj uśmiechnęli się do siebie nieśmiało. Aleksy po raz kolejny przechylił się w jego stronę. Tym razem pocałunek był dużo pewniejszy z obu stron, tak słodki, że zakręciło mu się w głowie. Ten pocałunek elektryzował, odbierał dech. Gabriel świetnie całował. Delikatnie muskał jego wargi, dając z siebie tylko tyle, ile Aleksy był w stanie przyjąć. Obaj wiedzieli, że stąpają po kruchym lodzie. Ich związek był dla Karczewskiego olbrzymim krokiem w przód, ale jeżeli rzuci się w tę otchłań zbyt gwałtownie, może w niej utonąć. Znów by uciekł, a już nie wiedział kto się tego teraz bardziej boi: on czy Gabriel.

Zadzwonił telefon i Gabriel niechętnie się od niego odsunął. Musiał mieć ustawiony inny dzwonek dla Godlewskiego, bo odebrał, nie patrząc na wyświetlacz.

— Tak, rektorze? — zapytał, nieco drżącym głosem. 

Aleksy wsparł się na łokciu o oparcie kanapy i obserwował Gabriela, który wydawał się przysunąć milimetry bliżej niego. Zarumieniony z błyszczącymi oczami, obrócił jeden z raportów i notował coś pospiesznie. Postukuje palcem w blat stołu.  Aleksy uśmiechnął się, biorąc dyskretnie kilka wdechów, żeby się uspokoić. Jego serce opanował ogień, jakby ta jedna pieszczota przerwała całą tamę nagromadzonych przez lata pragnień.

— Muszę iść — wydusił z irytacją Gabriel. Przycisnął palce do nasady nosa. — Akurat teraz...

— Mogę iść z tobą — rzucił mimochodem Aleksy. — Nie dam rady biegać po lesie i gonić wodnic, ale... chodzić po Akademii nadal mogę... Ile ja mówię, jak się denerwuję — sapnął, kręcąc głową z niedowierzaniem.

Gabriel wybuchnął śmiechem, rozładowując napięcie. 

— Muzyka dla moich uszu — powiedział z łobuzerskim uśmiechem i zaczął zbierać dokumenty. Był poruszony. Ręce mu się trzęsły, gdy wkładał papiery do teczki i zerkał na Aleksego kątem oka, jakby się bał, że to wszystko jest snem i zaraz zniknie. — Muszę iść do auli, zacząć przygotowywać spotkanie... Może chciałbyś? Ze mną? Iść tam... Wiem, to będzie fascynujące jak studiowanie danych statystycznych, ale...

— Powiedziałem, że chcę iść — mruknął Aleksy i podniósł się z kanapy. 

Czuł to samo naelektryzowane powietrze, które pojawiło się między nimi, gdy Gabriel opatrywał mu żebra. Patrzył, jak ten piękny mężczyzna o stalowym charakterze krząta się po mieszkaniu, co chwila, zapominając o czymś, albo szukając czegoś dwukrotnie. A Aleksy oparty plecami o drzwi wyjściowe z rękoma w kieszeniach napawał się jego widokiem.

Tak właśnie wyglądało bezgraniczne szczęście.

W milczeniu upojeni swoją bliskością udali się na pierwsze piętro, gdzie na samym dole auli już czekali na nich Lidka z Konradem. Wilczyński rozparty w drugim rzędzie z nogami zarzuconymi na blat poziom niżej przyglądał się dziewczynie nieodgadnionym wzrokiem. Po chwili Gabriel położył swojego laptopa obok komputera Lidki i zaczął z nią faktycznie rozmawiać o danych liczbowych. Aleksy usiadł obok Konrada i wyciągnął telefon, by sprawdzić maile. Potrzebował wymówki, by skupić na czymś wzrok i w ciszy rozkoszować się wspomnieniem warg Gabriela na swoich ustach. 

— Pogodziliście się? — zagadnął Konrad, wyrywając go z zamyślenia. Przechylił się w jego stronę i spojrzał na niego wyczekująco.

— Chyba można tak powiedzieć.

— Gabryś ma takie rumieńce, że chyba jednak nieźle podniosłeś mu ciśnienie — powiedział z rozbawieniem i obróciwszy się, wyciągnął ze swojej torby raport, po czym wręczył go Aleksemu. — Przeczytaj i nanieś swoje uwagi.

— On też mi podniósł ciśnienie, więc jesteśmy kwita — mruknął i sapnął, gdy nagle ktoś z ogromną siłą rzucił się na niego od tyłu i objął tak mocno, że stracił oddech, a rana na ramieniu zapiekła ze zdwojoną siłą.

— Aleksy! Jak ja się martwiłam! — pisnęła Nika tuż obok jego ucha. Skrzywił się, gdy wysokie dźwięki podrażniły mu bębenek. Przechylił się do przodu, próbując wyswobodzić się, ale dziewczyna wtuliła policzek w jego policzek, zupełnie nie zwracając na niego uwagi. W końcu rozluźniła uścisk i usiadła obok. — Zaraz ci uwarzę maści i obejrzę rany... Słyszałam o Wąpierzu! Ten alert... Wiecie coś o tym?

— Wszystko. Aleksy kazał go wydać — westchnął Konrad i widząc pełne zdumienia spojrzenie dziewczyny, streścił jej wydarzenia minionych dni. 

Nika taka była. Huragan, prawdziwy tajfun. Nie miała żadnych zahamowań i nie respektowała niczyjej przestrzeni osobistej, więc gdy zaczęła piersią napierać na ramię Aleksego, pod pozorem przysłuchiwania się historii Konrada, wymamrotał przeprosiny i wyślizgnął się spomiędzy dwójki przyjaciół. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro